Rozdział 7


JEBITNIE DŁUGI!


-Nie pożałujesz. Coś mi mówi, że te wakacje będą przełomowe. Piękna dziś pogoda, chodźmy na spacer.

-Próbowałam zadawać pytanie, ale jak grochem o ścianę. Przełomowe? Niby dlaczego? Eh, może z Maddie nie jest najlepiej i nie chce, żebym ją opuszczała? Skoro ona prosi, żebym została - zostanę, ale jeszcze to wszystko przemyślę.

(...)

Stoję w samej bieliźnie naprzeciw dużego lustra. Patrzę na siebie i dostrzegam, że nie ma we mnie NICZEGO, co by mi się podobało. Ludzie mówią, że jestem chuda, ale ja widzę, że wyglądam jak wieloryb. Na mojej bladej skórze są rysy, które nie dodają mi uroku. Jedyne, co dziś zjadłam to kanapka z pomidorem i okej, jestem głodna, ale to normalne. Mój żołądek jeszcze się nie przyzwyczaił do tak skromnych 'posiłków', ale po jakimś czasie da radę. Wzdycham głośno i przejeżdżam dłonią przez swoje włosy. Patrząc tak na swoje odbicie, przypominam sobie, czemu nie odsłaniam swojego ciała. Nikt nigdy nie pokocha takiego czegoś, jak ja. Starą panną z kotami też nie zostanę, bo po pierwsze nienawidzę kotów; po drugie, nawet zwierzęta uciekłyby przez moją brzydotę i po trzecie; chcę umrzeć, jak najszybciej, więc starość nie wchodzi w grę. Jeszcze raz zmierzyłam się wzrokiem, od stóp, do głów. Nie wytrzymałam i już po chwili cisnęłam pięścią w szkło, które rozleciało się na milion małych i nieco większych kawałków. Siedem lat nieszczęścia... Gorzej i tak już być nie może. Poczułam ból prawej dłoni. No tak, ociekała krwią, bo walnęłam nią w lustro i całą sobie pokaleczyłam. Zanim opatrzyłam ranę postanowiłam, że przyjrzę się krwi. Widok, który uszczęśliwiał. Ulga, nareszcie ulga. *

(...)

LIAM

(...)

-Padam na twarz. -westchnąłem siadając do stolika. Dochodziła jedenasta w nocy, a my właśnie skończyliśmy występ w zaprzyjaźnionym barze. To była naprawdę dobra fucha. Zaśpiewaliśmy kilka piosenek, a później dostawaliśmy wybrany alkohol na koszt firmy, gdyby 'zaschło' nam w gardle. Pieniądze dostawaliśmy zaraz po wykonanej pracy.

-Nie tylko ty Payno. -westchnął Louis. Kręcił się chwilę na skórzanej kanapie, nie mogąc się wygodnie usadowić, ale wreszcie został przyciągnięty do siebie przez długie ramiona, wysokiego loczka.

-Ale na noc chyba masz jeszcze siły, co skarbie? -'szepnął' do jego ucha. Tylko, że szept w wypadku Hazzy to nieco zniżony głos jego -teraz- zachrypniętego głosu. Tommo zarumienił się lekko i odpowiedział mu coś na ucho, po czym oboje zaśmiali się krótko. Jak zawsze w takich sytuacjach, twarz moja, Zayna i Nialla wykrzywiła się w grymasie. **

-Proszę skarby. -Do naszego stolika podeszła Monica, stawiając na nim okrągłą, ciemną tacę z pięcioma kuflami piwa. Posłaliśmy jej wdzięczny uśmiech i wzięliśmy naczynia do ręki, upijając z nich kilka łyków złotego napoju. -Świetny występ, chłopcy. -po tych słowach nas opuściła i wróciła za bar.

-O kurwa! -wrzasnął nagle Niall, wypluwając na stół całą zawartość, którą miał w swoich ustach- Ale dupa. -Oczywiście. Niall znalazł sobie kolejną 'sztukę'. Wstał szybko ze swojego miejsca i przeciskając się najpierw przez Zayna, a później przeze mnie podszedł do długowłosej brunetki, stojącej właśnie przy barze. Ta Diana też ma takie włosy, ale ona raczej nie ubiera się w przykrótkie czarne sukienki. Gdy odwróciła się twarzą w naszym kierunku, a raczej w kierunku krzyczącego do niej Niallera, moja nadzieja została rozwiana. Szkoda, że to nie ona. Chcę ją poznać bliżej, bo jest w niej coś tajemniczego, sam nie wiem. Jest w nim po prostu coś, co mnie do niej ciągnie.

-Liam! -z moich rozmyśleń wyrwał mnie krzyk Zayna nad moim uchem.

-Czego?! -spojrzałem na niego z wyrzutem i wyczekiwaniem. Usłyszałem śmiech Lou i Hazzy z naprzeciwka.

-Co myślisz o tym, żeby dosypać czegoś Niallowi do piwa?

-Dziecinada. -prychnąłem- Zróbmy mu cos odważniejszego.

-Co proponujesz? -odezwał się Harry. Wypuściłem głośno powietrze. W zasadzie sam nie wiedziałem, dosypanie czegoś do picia? Stare, jak świat.

-Odbierzmy blondaskowi szansę na bzykanie. -odpowiedziałem z błyskiem w oku, biorąc łyk piwa. Tak, to może wkurwić Nialla, bo już od dłuższego czasu nikt nie gościł w jego łóżku. Moi kretyńscy przyjaciele spojrzeli na mnie nie rozumiejąc. Kretyńscy - kretyn. Ona mnie tak nazywa. Na jej wspomnienie mimowolnie, na mojej twarzy pojawił się uśmiech- Któryś z was do nich podejdzie i zacznie udawać, że jest chłopakiem Nialla.

-No nieźle. -parsknął Zayn, a gołąbeczkom siedzącym przede mną też wydawał się podobać mój pomysł- To, który idzie? -iii, entuzjazm zniknął równie szybko, jak się pojawił.

-Ja wymyśliłem, wy wykonujecie, a poza tym jestem za bardzo hetero, żeby to zrobić.

-Moja dziewczyna stoi zaraz obok nich. Niall pewnie poprosi ją, żeby potwierdziła to, że jesteśmy parą. -Malik uniósł dłonie w geście obronnym i oboje w tym, samym czasie spojrzeliśmy na przytulonych do siebie przyjaciół. No cóż, Zayn miał rację, więc... Louis i Harry wymienili spojrzenia, których nie potrafiłem rozszyfrować. Po krótkiej chwili, ten młodszy wstał.

-Jedziemy z tym koksem! -zatarł ręce i uśmiechnął się przebiegle. Zayn i ja cieszyliśmy się faktem, że bez zbędnych kłótni udało nam się dojść do porozumienia, ale Lou... Małe, za to silne dłonie pociągnęły Hazzę na jego wcześniejsze miejsce.

-Nigdzie nie idziesz! Jesteś moim chłopakiem, a nie Horana! -I już się zaczęło... Boże, on i Zayn byli takimi zazdrośnikami, że czasem to wydawało się już zabawne.

-Boo, to tylko żart. -wywrócił oczami, śmiejąc się pod nosem.

-Nie podoba mi się on. -fuknął Tomlinson, zakładając ręce na piersi i udając tego swojego focha.

-Wynagrodzę ci to skarbie, jeszcze dziś. -Pocałował go w kąciku ust, a później wstał. Pewnie wiedział, że Lou podświadomie się zgodził. Przejechał dłonią po swoich loczkach i po tym, jak odpiął kolejny guzik swojej białej koszuli, ruszył. Nasze oczy podążyły za nim. Niall i ta dziewczyna nie stali daleko, więc dobrze słyszeliśmy całą rozmowę.

-Kochanie, kim jest twoja koleżanka? -spytał, całkiem poważnie. Jego ramię oplotło biodro blondyna, na co Louis warknął? Tak, to na pewno było warknięcie.

-Harry, o co ci chodzi? -Nialler wyswobodził się z uścisku i ku naszej uciesze stanął obok brunetki, dając nam tym samym wgląd na jego wyraz twarzy. No, a ona była warta oglądania.

-Jak to, o co mi chodzi? Skarbie, przecież jesteśmy parą od kilku miesięcy! -Boże, mina tej brunetki. Mierzyła wzrokiem, to Harry'ego, to Nialla.

- Lala, nie wierz mu, to tylko mój kumpel, za dużo wypił... -złapał ją za nadgarstki i prawie uklęknął. Sikaliśmy z Zaynem ze śmiechu. Właśnie, ja i Zayn, bo Louis siedział naburmuszony, w każdej chwili gotowy do pobiegnięcia tam i zabrania stamtąd swojego chłopaka.

-Niallu Jamesie Horanie, co ty właśnie powiedziałeś?! -odepchnął go od brunetki. Matko, jak ja żałuje, że tego wszystkiego nie nagrałem, zapamiętam do końca życia ich twarze w tej chwili.

-Jesteś gejem, a mnie podrywasz?! -Powtórzyła czyn Harry'ego, ale mocniej, sprawiając, że Ni wylądował na podłodze. Następnie wymierzyła mocnego liścia blondynowi- Frajer. -prychnęła i ruszyła na drugi koniec baru. Dobiegł nas głośny śmiech Stylesa, który pomógł wstać naszemu przyjacielowi i razem z nim wrócił do naszego stolika. Louis -z grobową miną na twarzy- znów przyciągnął do siebie Hazze i wtulił się w niego. Składając pojedyncze pocałunki na jego odsłoniętym torsie.

-Cóż Niall, dziś też nie poruchasz. -oznajmił Malik, a my wpadliśmy w gromki śmiech.

-Chuje. -prychnął jedynie i przeciskając się pomiędzy naszymi kolanami, a krawędzią stolika usiadł na swoim miejscu; pomiędzy Zaynem, a Louisem.

*~*~*~*

Dochodziła trzynasta... Poprzedniego dnia, nawet jeszcze dzisiejszego trochę zabalowaliśmy, ale tak, czy siak, Niallowi i tak nie udało się nikogo wyrwać. No cóż, takie życie. Dopijałem swoją ulubioną kawę z mlekiem, w międzyczasie rozmawiając z Monicą, która smarowała bułkę masłem.

-Myślałam, że padnę, gdy Tommo udawał tego super bohatera. -zaśmiała się krótko pod nosem, nakładając na pieczywo plaster szynki. Tak, Lou wczoraj nam zwariował. Pobiegł do najbliższego bloku, wkradł się na czyjś balkon, -jako mały chłopiec skakał po drzewach, niczym małpa i najwidoczniej ta 'zdolność' go nie opuściła,- na którym stała suszarka, zwinął z niej białe prześcieradło i po tym, jak do nas powrócił, pościel była już jego peleryną. Biegał po ulicy, skakał, wrzeszczał... Przegiął z narkotykami, ale było zabawnie.
-Zwłaszcza, kiedy próbował wyrwać latarnię twierdząc, że to uwięziony kawałek księżyca. -Oboje wpadliśmy w śmiech na wspomnienie tej chwili. Do kuchni wszedł Niall w samych bokserkach i z dosłownie, językiem na wierzchu.

-Siemanko. -jego chrypa była podobna do tej charakterystycznej u Harry'ego. Przeszedł obok stołu, przy którym siedzieliśmy i chwycił do ręki butelkę, powoli ją opróżniając- O czym plotkujecie?

-O wczorajszym Louisie na haju. -Horan parsknął śmiechem, wypluwając z ust wcześniej wypitą ciecz. Wszyscy traciliśmy świadomość ostatniej nocy, ale nie na tyle, żeby nie pamiętać o naszym Boo.

-Chyba raczej, o wczorajszym -Panie Super Marchewka- na haju? -Ta, tak się właśnie nazwał i całe nasze miasto słyszało, jak to krzyczy- Niezły odlot zaliczył, nie ma co. Dobrze, że Haz zaciągnął go do domu. -po tych słowach powrócił do milszej dla niego czynności; opróżnianiu butelki wody.

-A, właśnie. -Monica najwyraźniej sobie coś przypomniała. Oblizała usta i odłożyła swoją kanapkę- Jak z tą Dianą, nie pytała skąd wiesz, jak się nazywa i gdzie się uczy?

-Nie, jak zawsze kazała mi dać jej spokój i tak dalej.

-Dziewczyna uparta zawsze jest coś warta.

-Fajną ma dupę ta cała Diana? -Typowy Niall. Zero pytań, skąd ją znam, kim jest, jaka jest z charakteru... Nie, liczy się tylko i wyłącznie DUPA. Mon jęknęła na jego pytanie.

-Horan, nie interesuj się takimi sprawami, co? -Podniósł dłonie w geście obronnym i z kolejną butelką wody opuścił kuchnię.

-Myślisz, że jesteś gotowy zrezygnować z zasady 'seks bez zobowiązań'?

-Wiesz, na razie nie muszę z niczego rezygnować, skoro to nic poważnego.

-Chcesz w ogóle, żeby to było coś poważnego? -Uniosła jedną brew ku górze. W zasadzie to... sam nie wiem, czego oczekiwać od naszej znajomości. Podoba mi się, że jest zadziorna i no, urody jej nie oszczędzono.

-J-ja nie wiem. Ciągnie mnie do niej, jak cholera, ale przeczuwam, a nawet wiem, że jedynym uczuciem, którym ona do mnie pała, jest nienawiść.

-Słabo, ale dasz radę. Najwyższy czas znaleźć dziewczynę na więcej, niż jedną noc. -oświadczyła, poczym wstała od stołu i z białym kubkiem w ręku, w którym niedawno piła kawę, ruszyła do zlewu. Ma rację, nie chcę spędzić całego życia na pieprzeniu wszystkiego, co się rusza. To zajęcie należy do Nialla.

*~*~*~*

Nie czekałem na nią dziś pod szkołą. Wstałem późno, a musiałem jeszcze zrobić zakupy do domu, poza tym, i tak oberwałoby mi się jedynie chłodnym wzrokiem i ewentualnie jakimś wyzwiskiem. Stałem kilka metrów od szpitala. Po dziesięciu minutach, moim oczom ukazała się jej sylwetka. Miała spuszczoną głowę, przez co jej ciemne włosy dosięgały niemalże jej tułowia. Nieważne, że na dworze nie było, czym oddychać, a słońce torturowało wszystkich swoim blaskiem. Ona i tak ubrana była w czarne rurki, z jak to się mówi? Wysokim stanem? Tak, na pewno, z wysokim stanem, a w nie miała wciągniętą czerwoną bluzkę z długimi rękawami. Oczywiście, każdy centymetr ciała zakryty, lecz pomimo to i tak wyglądała olśniewająco. Spojrzała na mnie swoimi ciemnymi oczami, i pewnie mnie rozpoznając, pokręciła głową z dezaprobatą. Przyśpieszyła kroku i już po chwili stała przede mną. Tak, nie ominęła mnie, tylko stanęła przede mną.

-Cze... -niedane było mi dokończyć, oj nie.

-Czy ty się kurwa ogarniesz, człowieku?! Przestań mnie prześladować, bo naprawdę mam lepsze obiekty do obserwacji, niż twoją twarz! Jeżeli jesteś seryjnym mordercą, to proszę, zabij mnie nawet tu i teraz, zrobisz przysługę nam wszystkim! Skończ tracić swój czas na mnie i pozwól mi nie tracić mojego czasu i nerwów na ciebie! -Chyba skończyła. Odezwać się? Na serio musi ją wkurzać już moje zachowanie, skoro pierwsza się do mnie odezwała. Nie wpłynęły na mnie jej słowa. Ewentualnie te, że jeśli ją zabiję to ''zrobię przysługę nam wszystkim''. Dziwne.

-Nie odczepię się. -oznajmiłem, śmiejąc się pod nosem. To logiczne.

-Czemu? -jęknęła, pocierając dłonią skroń.

-Ciągnie mnie do ciebie. -Prostu z mostu Liam, tak. Uniosła brwi ku górze i szeroko otworzyła oczy, w których, można było dostrzec zdziwienie, mocne zdziwienie.

-Nie wciskaj mi kitu, co? Nie masz się już, z kogo ponabijać? Żałosny jesteś. -prychnęła, następnie mnie wymijając. Nie zastanawiając się długo, ruszyłem za nią i im prędzej ją dogoniłem. Złapałem ją za nadgarstek, prosząc tym samym, żeby się zatrzymała, ale też chciałem poczuć jej dotyk. Wyrwała swoją dłoń i niemalże zabiła mnie wzrokiem.

-Mam się z tobą przespać, żebyś się odczepił?! -Gdyby powiedziała to inna laska, odpowiedź byłaby twierdząca, ale... Ja wyczekiwałem czegoś więcej od naszej znajomości, niżeli tylko seksu.

-Nie, ale mam lepszy pomysł. -w tym momencie mnie oświeciło- Jest coś, co sprawi, ze się od ciebie odczepię.

-Na pe.. -złapała mnie mocno za ramię, widziałem, że robi to po to, aby nie upaść- na pewno? -powtórzyła, tym razem wypowiadając słowa do końca. Wolną rękę położyła na głowie.

-Diana, wszystko okej?

-Mhm. -jej bezsilne ciało opadła na mnie. Kurwa, co ja mam zrobić?! Jeszcze nigdy tak nie panikowałem, w zasadzie to nigdy nie panikowałem! Liam, idioto szpital jest tuż pod twoim nosem! Gdyby nie jakiś głos w głowie, pewnie bym tego nie dostrzegł. Chwyciłem ją na ręce, tak jak mąż chwyta swoją żonę, a następnie przekraczają wspólnie próg ich wspólnego gniazdka i bla, bla, bla. Trzymałem ją w swoich ramionach i nieważne, że nie była w nich z własnej woli. Szczęśliwy biegłem z nią do szpitala, wzbudzając zainteresowanie przechodniów.

*~*~*


K

amila bawi się w Polsat! #sorrynotsorrybaby

Osobiście, jest to mój fav rozdział, ponieważ;

*- kocham ten fragment

**- jest Larry! <3

Noooooo i cieszy mnie to, że przybywają nowi czytelnicy! :)

Nie wiem, co tam jeszcze...

Ily! xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #jiam#love