Rozdział I

"Przybył książę Yoi!"

Królestwo Salese to niewielkiego, ale też nie małego, rozmiaru państwo, którym włada dwoje ludzi. Królowa Sofia i król Abram. Za rok ich córka księżniczka Fujiko zostanie królową tego jakże pięknego królestwa, ale... przed tym musi wyjść za mąż. Ranki w tym Państwo wyglądały różnie, raz ktoś coś kradł, a właściciel go gonił, innym razem jakieś bujki, a jeszcze innym wszystko było spokojnie. Jednak dziś... wszyscy gadają tylko o jednym. Przyjżyjmy się najslynniejszej cukierni na miescie.

- Proszę bardzo.- powedziala starsza pani za ladą podając opakowane w papier ciasto, kobiecie w tym samym wieku.- Słyszałam, że dziś w zamku organizują przyjęcie na cześć przybycia przyszłego króla naszego państwa.

- Naprawdę?- zdziwiła się druga starsza pani, na głowie miała śmieszny uroczy różowy czepek na sznurek zawiązany w niechlujną kokardke.- Oj... moi wnukowie będą oburzeni. Zawsze na takie okazję puszczają fajewberki, a oni się nie tylko ich boją, ale i nie nawidzą. Za starą już jestem.

- Mieszkanie prawie przy zamku to nie sielanka, prawda?- upewniła sie sprzedwaczyni i nagle kątem swojego oka zobaczyła dziewczyne w kapturze schodzacą po schodac.- Ah! Erika! Gdzie idziesz?

- Nie martw się babciu...- zapewniła z uśmiechem zakapturzona, młoda dama.- Idę tylko na miasto.

- Tylko uważaj, prawdopodobnie popołudniu będzie przejeżdżał książę z sąsiedniego królestwa przez miasto.- oznajmiła zmartwiona staruszka przekładając dłoń do klatki piersiowej.- Nie wiem co bym zrobiła, gdybyś...

- Spokojnie babciu!- obudziła się troszeczkę Erika i z łagodnym uśmiechem przed wyjściem powiedziała.- Wrócę cała i zdrowa.

Po tych słowach młoda dziewczyna wyszła z cukierni, jednak kiedy to zrobiła jej kaptur spadł w głowy i nie patrząc czy ma go na sobie ruszyła przed siebie, aby zobaczyć co dziś dzieje się na mieście.

Tym czasem w zamku Salese...

- Agrh! Jak śmiecie mówić mi, że jestem gruba!?!- wydarl sie damski głos na uciekajace dwie pokojówki, które z trudem zamknęły drzwi przed oberwaniem jednym z butów takowej dziewczyny.- Poskarze się mojemu ojcu i to nie Sayuki będzie sprzątała kible tylko Wy! Wy... ladacznice!

- C-Co robimy?- spytała jedna pokojowka z trudem barykadujac drzwi, najwidoczniej ona wraz z przyjaciółką po fachu niesamowicie wkurzyly księżniczkę Fujiko.

- Nie wiem.- odparła druga w rozpuszczonych włosach przytrzymując klamkę do góry, aby księżniczka nie wyszła.- Nie zrobiłyśmy nic złego. Zaproponowałyśmy tylko zmianę sukni na przyjęcie, a ona to tak przyjęła.

- Nie chce znowu oderwać obcasem.- oznajmiła szczerze ta w koku no i nadal pokojówki nie miały pojęcia co zrobic niż tylko barykadować drzwi.- Nawet jeśli jest wart miliony decytri*.

Nagle korytarzem niczym prezent od Boga, przeszedł ich przyjaciel po fahu, który kątem oka zauważył ich sytułacje. Spojrzał na nie zdziwiony, przechylajac głowę w lewy bok.

- Czyżby znowu źle was zrozumiała? - zapytał bez karnie lokaj o długich zielonych włosach z grzywką na boku. - Podtrzymam drzwi, a wy uciekajcie.

- Napewno? - zapytała zmartwiona w koku. - Pamiętasz co się ostatnio działo, kiedy zostawiłyśmy ją Alcasterowi?

- Ale Alcaster to nie ja.- uśmiechnął się uwodzicielsko i zaczął podtrzymywać drzwi, które w dalszym ciągu były krzywdzone przez księżniczkę po drugiej stronie.

-Dziękujemy! Hanaki! - krzyknęły z dala obydwie i tuż za najbliższym rogiem zniknęły w obawie przed popularną metodą wydłubania oczu, potocznie nazywanym, rzut szpilkami królewskimi.

Nagle chłopak z podstępnym uśmiechem odsunął się bardzo szybko spod drzwi i już po chwili z pokoju wybiegła waciekła księżniczka Fujiko.

Jej białe włosy, idealnie pasowały nie tylko do jej imienia, ale też do wyłącznego charakteru. Kiedy zobaczyła zielono włosego sługę była zdziwiona.

- Hanaki... gdzie są te dwie idiotki? - zapytała ze spokojem w głosie, jednak jej oczy informowały o chęci krwawej rzezi. - Powiedziały, że jestem gruba!

- Spokojnie księżniczko... - skłonił się lekko Hanaki ukazując swoją lojalność dla niej. - Król przysłał mnie, aby Cię powiadomić o tym, że książę Obsyne przybedzie za czterdzieści minut do pałacu.

- Ah... dobrze. - odparła lekko zmieszana, ale też znudzona, nie była zbytnio zadowolona z tego, że musi wyjść za kogoś kogo w ogóle nie widziała na oczy, jednak to nie ona decyduje. - Zaraz będę gotowa.

U Eriki na mieście...

Dziewczyna po wyjściu z cukierni schowała się w cieniu jakiegoś ślepego zaułku i założyła kaptur na głowę. Po chwili z boków materiału ukazały się dwa skrawki materiału, jeden z guzikami, a drugi bez. Wyszło na to, że materiał zakrywal jej szczęke i nos. Na dodatek podniosła do góry swoją spódniczkę i zapieła o zapiecia w materiale na biodrach. Wyszło na to, że ze spódnicy do kolan zrobiła się do połowy ud. Jakby jeszcze bylo tego mało, pod spodnicą kryły się spodnie trzy czwarte. Jej dłonie zdobiły czarne rękawiczki, które pod spodem miały znak kilofa i węgla. Węgiel był bardzo cennym materiałem dla miasta, a dokładniej tej biedniejszej strony królestwa. No właśnie! Erika wyszła z zaułku i niczym zwyczajna osoba zaczęła iść. Kilka ludzi patrzyło na nią i plotkowali, a inni przechodzili obojetnie. O tej porze targ był bardzo żywy.

- No dalej! Zapraszam! Spróbujcie szczęścia! - wołał z uśmeichem na ustach jakiś brodacz potrzasając kubkiem, w którym najpewniej kości. - Stawiam sto decytri, jeśli wygrasz zdobędziesz podwójną stawkę. Zapraszam!

- Idiota... tak ludzi wykorzystywać. - szepnęła do siebie Erika i chcąc odejść odwróciła się na pięcie, jednak usłyszała dziecięcy głos.

- Mogę postawić dwa decytri i zagrać?- spytał jakiś mały chłopiec, miał szary podatku T-shirt i czarne dziurawe na kolanach spodnie, koło niego stała dziewczynka w tym samym wzroście i o niezbyt czystych włosach.

- He? No dobra, pieniadz to pieniądz. - westchnął i wziął od chłopca marne dwa decytry. - Zasada prosta... najpierw ja rzucam, a później ty. Kto będzie miał większą sumę wyrzuconych oczek wygrywa i zabiera hajs przegranego.

- Dasz radę braciszku! - kibicowała mu mała rudo włosa dziewczynka.

Chłopiec z trudem poshejkował dwoma złączonymi kubkami i wyrzucił z nich kości. Jego wynik wynosił równe pięć, jednak brodacz miał jedną szóstkę i jedną dwójkę... czyli miał osiem oczek, więc wygrał i miał prawo zgarnąć kasę od młodzieńca.

- Haha! A teraz spadaj! - wrzasnął oburzony podrzucając marnymi dwu decytrami.

Erika widząc łzy wypływające z dziewczynki w dwóch kucykach nie mogła tak stać. Także podeszła do straganu, jej oczy błyszczały od opanowania i pewnosci z siebie. Wszyscy patrzyli na nią zdziwieni.

- Czyżby Panna się zgubiła? - zapytał kpiąco brodacz znów rzucając koscimi. - Tu nic po tobie. Spa...

- Tysiąc decytryt.- przerwała mu stanowczym głosem i wyrywajac mu z ręki kostki, po czym potrzasnela i wyszło razem jedenaście.

- Niezła zawodniczka! - rzucił krótko mężczyzna i także rzucił kośćmi, brunetka była bardzo skupiona na jego ruchach. - Co?!

Tłum wraz z mężczyzną był bardzo zdziwiony. Erika miała jedenaście, a brodacz tylko trzy. Jego wyraz twarzy ukazywał jego wściekłość i zdziwienie. Niczym dwie osoby w jednym ciele. Spojrzał na nią swoimi brązowymi oczami, jakby coś miał powiedzieć. Powstrzymał sie. się ciężkim bólem serca oddał jej tysiąc decytri i dał jej swoje tysiąc decytri.

- Dziękuję. - uśmiechnęła się, mimo, że nie nikt nie widział jej ust z powodu zapiętego materiału i wraz z dwiema sakiewkami odeszła od miejsca furory.

Dobrze wiedziała gdzie iść. Usłyszała cichy szloch dwóch dzieci. Za tym rozpaczliwym dźwiękiem podążyła i wtem znalazła się w ciemnym zaułku tuż przy siedzących dzieciach z wcześniej pod ścieną.

- K-Kim jesteś? - zapytał łkając, ale wstał rozkładając ręce w bok, w celu chronienia płakającej siostry, która schowała się za nim i patrzyła na nieznajomą.- Ostrzegam... gryze!

- Pf... - Erika próbowała powstrzymać śmiech i kucając, odpięła materiał zasłaniający jej usta. - Przepraszam, że was niepokoje. Jestem Erika. Co chcieliście od tego Pana?

- ...Chciałem zarobić dla nas i dla mamy. - odpowiedział niepewnie chłopiec, którego w jednym momencie zaczęła przytulać siostrzyczka. - Nie wygrałam.

- Na przyszłość nie idź do takich ludzi, oni oszukują. - z tymi słowami brunetka pogłaskała chłopca po głowie, a drugą wyciągnęła jedną z sakiewek. - Proszę. Weź to i daj mamie.

- Co to? - zapytała rudo włosa dziewczynka, jej głos był muzyczny, niczym dźwięk fortepianu, a chłopiec przyjął sakiewke.

- Coś co może wam się przydać. - odpowiedziała Erika i tym razem pogłaskała dziewczynkę. - No dobrze... to ja już idę. Dbajcie o siebie.

Z tymi słowami zapięła materiał na twarz i ruszyła w misto. Szedła prostym torem, a ludzie sami ją omijali, jakby była chodzący złem. W sumie często dziwne rzeczy dzieją się w jej obecności... dobre, na przykład kiedy pomogła starszej pani zebrać zakupy i tam gdzie był złoty pierścionek wart tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć decytri, spadł stu piędziesiecio cztero kilogramowy materiał budowlany. To Erika złapała pierścionek na czas. Także zdarzają się złe.. na przykład wtedy kiedy złamały się dwa szczeble drabiny na której był Pan Wataru malując dach. Dwa miesiące spędził w szpitalu. Cóż... Erika to tajemnicza i zarazem otwarta dziewczyna.

Gdzieś w pobliskim lesie...

Tupot kopyt i ślady kół były nowością dla ścieżki leśnej prowadzącej do niczego innego jak na drogę na mieście i prosto do zamku władców Salese. Piękna srebno niebieska karota jechała przez lekko wyboistą ścieżke, a wokoło niej pełno strażników z herbem na klatce piersiowej. Ich herb składał się z błękitnego tła, świadczący o wysokim poziomie królestwa, białego bielika trzymające złote "O" w swoich szponach, ptak świadczył o wolnej woli, a "O" jej pierwszą literą z nazwy królestwa, więc razem stanowią wolność ludu królestwa Obsyne. Powóz ciągnęły piękne białe rumaki, ale na przodzie piękna łaciata klacz o imieniu Waiss - ulubienica samego księcia. Co do rodziny królewskiej, w środku tej przepięknej karoty usadzony był król oraz jego syn książę Yoi II. Odziedziczył imię po swoim pradziadku, który niegdyś według legend... i histori dziadka, pogonił Samakiego - dziwnego i nie znanego nikomu stwora, prosto w otchłani czeluści, jednak przed tym poczwara powiedziała "Pożałujesz tego gdy umrzesz, a jeden z twych krewnych będzie potworem!" I wtedy ziemia się zlepiła pozostawiając tylko dziwny kwiat. Nikt nie wie czy to prawda, tak samo jak nikt woli się nie przeciwstawiać królowi tego państwa. W tym momencie książę patrzył przez okno i zastanawiał się... a raczej wyglądał jakby się zastanawiał.

- Synu, wiesz jak bardzo zależy nam na tym, żeby te dwa królestwa były ze sobą w zgodzie, więc musisz się orzenić z księżniczką Fujiko.- spoważniał ojciec jednego z naszych bohaterów, jego twarz mówiła, że jego syn nie ma prawa decydować, wiedział co jego syn o tym sądził, ale urodził się sprawidliwy i wyrozumiały. - Rozumiesz prawda?

- Tak, ojcze. - uśmiechnął się sztucznie Yoi odwracając wzrok z szyby, gdy nagle karota szybko stanęła powodując nie małe turbulęcje u rodziny królewskiej. - Co się stało?

- Co ty robisz?! - krzyknął jeden ze strażników na koniach, chyba ktoś prawie wpadł pod powóz. - Chcesz umrzeć kobieto?!

- Kobieta? - zdziwił się książę i bez zgody ojca wybiegł z pojazdu by zobaczyć tą sytułacje.

Kiedy wyszedł zobaczył jak jeden ze strażników zszedł z konia i podszedł do zakapturzonej dziewczyny. Złapał za rękojeść miecza w pochwie i już miał go wydobyć, gdy nagle książę podbiegł i zlapał czerwono włosego za ręke. Był bardzo szybki jak na księcia, który w przyszłości będzie siedział na tronie.

- Raito, uspokój się. - rozkazał z poważną miną puszczając dłoń jego rycerza, chłopak nie chętnie odpuścił, a Yoi przybliżył się do dziewczyny, to była Erika. - Przepraszam za niego, ale to faktycznie nie rozsądne by wpadać pod koła powozu.

- Przepraszam. - dygnęła Erika wyrażając swoją głupotę i zawstydzenie. - Goniłam królika.

- Czyżbym natrafił na Alicję przed trafieniem do krainy czarów? - zażartował słabo królewicz na co brunetka była lekko zdziwiona jednak udawała słodki śmiech.

- Haha... więc, jeszcze raz przepraszam. - oznajmiła dziewczyna wycofując się w krzaki. - To ja już nie przeszkadzam. Do widzenia.

Z tymi słowami Erika uciekła jakby dostała dopalacze i nie chciała by na nią zadziałały i chcę ich moc przelać na ćwiczenia, bądź turniej biegowy, który by pewnie wygrała.

- Powiedziałem coś nie tak? - zapytał Yoi patrząc na rycerskiego przyjaciela, na co ten westchnął.

Kilka minut później w zamku Salese...

Nagle w niebo głosy zaczęły trąbić wszystkie trąbki informujące, że druga część rodziny królewskiej królestwa Obsyne dotarła właśnie na dwór zamkowy i są tuż przed wejściem do środka zamku. Księżniczka Fujiko wyjrzała przez balkon i jej oczom ukazał się wychodzący z uśmiechem chłopak o granatowych włosach. Czuła... podekscytowanie. Nagle z drugiej strony od drzwi zamkowych podbiegła do niego urocza blądynka i go przytuliła. Chyba trochę pogadali, gdyż później dziewczyna zaczęła go bić, jednak ten separował ataki, albo łapał jej dłonie i zakładał dźwignię.

- "Kim jest ta dziewczynka?" Jaki... przystojny. - stwierdziła na głos, na szczęście była sama, więc nikt tego nie słyszał, odruchowo się uśmiechnęła, ale dość podejrzanie jak na księżniczkę. - Hehe... szykuje się niezwykła zabawa... książę Yoi II.

Dobry wieczór wszystkim! O to moja Nowa książka (znowu!) o czasach w stylu średniowiecza z odrobiną Fantasy. (Jeśli ktoś z Was dwa momenty tam zrozumiał) Okej! Nawet jeżeli rozdział się nie podobał z rozkazu księżniczki Sayuki masz zostawić komentarz i gwiazdkę! Co do postaci, one się jeszcze rozkręca spokojnie. Okeeeej! Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top