Rozdział 7

 Po długim czasie pracy, wreszcie wszystko było gotowe. Około godziny dwudziestej przyszli pierwsi goście, a za nimi kolejni i następni. Razem z przyjaciółką założyłyśmy cudowne sukienki, które podkreślały nasze kształty oraz naszą kobiecą naturę. Rzadko kiedy ubieram tego typu odzież, co wcale nie oznacza, że jej nie lubię.

~♥~

Impreza trwała w najlepsze. Głośna muzyka, smaczne przekąski, pijane towarzystwo... dokładnie to, co kręci dzisiejszą młodzież. Dlaczego? Nie wiem, być może to kwestia szpanu. Niby zawsze niepełnoletni mieli lepkie rączki do alkoholu, ale wcześniej domówki były na poziomie, nie to co jest teraz. Około godziny drugiej zdziwiona Amber przyszła do mnie i przeszkodziła mi w rozmowie ze znajomymi ze szkoły. Chwyciła mnie za ramię i pociągnęła w bok.

— Co jest? — spojrzałam na nią gniewnie.

— Zaprosiłaś Drake'a?

— Nie — odpowiedziałam automatycznie. Dziewczyna wskazała w kierunku chłopaka, który wcale nie jest tu mile widziany.

— Co on tu robi?

— Myślałam, że ty coś o tym wiesz.

— No coś ty. Nie zapraszałam go.

— Widać, że nie przyszedł tu sam — spojrzałam w jego stronę raz jeszcze. Faktycznie dostrzegłam jak obściskuje się z farbowaną blondynką. Boże, w czym on gustuje.

— Zaraz się tym zajmę — odparłam zdenerwowana, na co Amber przytaknęła i poszła nalać sobie wódki. Podeszłam do chłopaka zwinnym krokiem.

—  Co ty tu robisz? — zadałam pytanie z nutką wredności i charakterystycznym jadem w głosie.

— Bawię się, nie widać?

—  Widzę. Aczkolwiek zastanawiam się kto cię tu zaprosił — spojrzałam ironicznie na niego.

— No weź, Joe... chłopaka nie zaprosisz?

— Byłego — dodałam wrednie. — A to oznacza, że nie.

— Joe, słońce...

— Wypad. — Drake nieoczekiwanie zbliżył się do mnie, przez co cofnęłam się, lecz wtedy chłopak wpił się ustami w moje i zaczął mnie namiętnie całować. Przez moment nie wiedziałam co się dzieje, lecz szybko odzyskałam zdrowym rozsądek. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i całych sił próbowałam go odepchnąć, lecz to nic nie dawało. Zauważyłam wzrok blondi na sobie, W jej oczach można było dostrzec zazdrość, nie dziwię się, ale kurde bierz go sobie.

— Zostaw mnie. — Drake zlekceważył moje słowa i wciąż mnie całował. Jezu, mam dość jego całego.

— Spierdalaj od niej — usłyszałam głos za mną. Nie wiem kto to, ale chłopak odsunął się ode mnie i spojrzał na tamtego, który się odezwał.

— Masz jakiś problem? — Były chłopak gniewnie podszedł do śmiałka i uderzył go prosto w nos z pięści. Zapiszczałam zdziwiona jego zachowaniem.

—  Kurwa, Drake. Oszalałeś? — Chwyciłam go za ramię, żeby odepchnąć od tego niewinnego nieznajomego.

— Nikt nie ma prawa mi przeszkadzać. — Po tym znów zaczął go okładać pięściami. To okropny widok, nie polecam.

— Wypad śmieciu!

— Drake, wyjdź — rozkazałam , lecz on nic sobie z tego nie zrobił. Nadal bił chłopaka, ale on również nie był mu dłużny. Myślę, że walka była równa, obaj są dobrze zbudowani.

— Koniec tego — wrzasnął na niego tak głośno i potężnie, że podskoczyłam. — Joe mówi, że masz wyjść, to wypierdalaj skurwielu. —  Drake spojrzał na niego gniewnie, ale ustąpił.

— Wszyscy jesteście pojebani — powiedział i skierował się w stronę wyjścia, po chwili zniknął z mojego pola widzenia.

— Dzięk... — Chciałam podziękować, lecz już go nie było. Nawet nie wiem kim on był i myślę, że już się nie dowiem.

~♥~

Wróciłam do Amber, lecz wcześniej musiałam ją jeszcze znaleźć. W ostateczności odnalazłam ją na zewnątrz w towarzystwie jakiś dwóch chłopaków. Gdy podeszłam do niej bliżej dostrzegłam ,że daleko jej do trzeźwości.

— Nie pal tyle, bo nie urośniesz — zagadałam, kiedy byłam już dostatecznie blisko.

— I tak jestem już wysoka! Jak orzeł! — Zaśmiała się wesoło przyjaciółka wymachując na mnie dziwnie rękoma.

— Orzeł? — Również zachichotałam z jej porównania. — Chyba wierzba — poprawiłam ją na co jeszcze bardziej zaczęła się śmiać.

— Amber ma własne stwierdzenia —  powiedział jeden z chłopaków dość wrednym tonem.

— Szkoda, że nie prawdziwe.

— Nie wszystko co fajne musi być realne.

—  Skończ. Chce pogadać z Amber, więc wypad. —  Mam dobrą cierpliwość, ale wszystko do czasu.

— Spoko, spoko. Już nas nie ma.

— O, zapomniałbym — odezwał się ten drugi do mnie, przez co przykuł moją uwagę.

-— O czym? — dopytałam, bo wyglądał jakby się zwiesił.

— Pojutrze robię imprezę urodzinową. Wpadniesz?

— Ja? No oczywiście — odpowiedziała Amber, lecz wcale nie do niej był skierowane to pytanie.

— Pytam Joe — upomniał ją chłopak. Spojrzałam na niego zaciekawiona, ale przytaknęłam.

— Jasne — uśmiechnęłam się miło do niego.

— Super. Szczegóły prześle ci sms'em. — dodał i poszedł w stronę kolegi.

— Miłej zabawy — odpowiedziałam jeszcze na odchodne i z powrotem spojrzałam na pijaną dziewczynę.

—  Musiałaś tyle pić? — Obdarzyłam ją gniewnym spojrzeniem. Denerwuję mnie takie lekkomyślne zachowanie.

— Wyluzuj młoda. — Przyjaciółka olała moje pytanie. — Spać mi się chce. — Chwyciłam ją za rękę i bez zastanowienia zaprowadziłam do mojego pokoju.

— Masz tu siedzieć, a najlepiej idź spać.

— Idę spać — stwierdziła i rzuciła się na moje łóżko. Zamknęłam ją i zeszłam na dół do reszty.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top