Rozdział 28
– Melisa! – usłyszałam swoje "imię" z ust starszej kobiety. Gdy odwróciłam się w jej stronę, chwyciła mnie obiema dłońmi za rękę. – Potrzebujemy cię – wydukała przerażona głosem tak ostrym, że sama się zlękłam.
– Gdzie jest Nathan? – spytałam bez namysłu. Bez niego mam nikłe szanse na wygraną. Kobieta pokręciła przeczenie głową. Wyrwałam się jej i biegłam przed siebie. Mijałam mnóstwo ludzi, lecz oni podążali w przeciwnym kierunku niż ja.
– Uciekaj stamtąd! – ktoś krzyknął w moją stronę, lecz nie zwróciłam na to uwagi. Muszę go odnaleźć. Nie ukrywam sama byłam wstrząśnięta zaistniałą sytuacją, ale nie mam wyjścia. Nie mogę znowu uciec i zostawić ich wszystkich na pastwę losu. Biegnący z przeciwnej strony ludzie ciągle uderzali ramionami w moje drobne ciało. Rozejrzałam się uważnie i wtedy zobaczyłam go. Stał wśród innych istot również badając teren wzrokiem. Zaczęłam biec w jego kierunku, lecz wtedy on zniknął. Byłam zdezorientowana. Przetarłam oczy, może to zmęczenie. Może ja go wcale tam nie widziałam. Rozejrzałam się, uważnie skanując twarze osób, które mnie mijały. Westchnęłam z bezsilności.
Nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie w talii i ciągnie w ciemnym zaułek. Przytrzymywał mi ręce przez co nie mogłam nimi ruszyć, a w rezultacie nie mogłam użyć mocy.
– Puszczaj! – krzyknęłam na niego lekko spanikowana.
– Joe, uspokój się! – również podniósł głos i wtedy doszło do mnie, że skądś kojarzę go.
– Nathan? – spytałam niepewnie. Mężczyzna obrócił mnie twarzą do siebie i wtedy byłam już pewna, że to on. – Ty głupku!
– Ej! Spokojnie, mała – zaśmiał się chłopak. Bez namysłu wtuliłam się w niego, a on odwzajemnił gest.
– Stęskniłam się – wyznałam w jego koszulkę. Chłopak mocniej przycisnął mnie do siebie, co było bardzo miłym uczuciem.
– Ja za tobą też – odpowiedział mi po czasie. Moje ciało zareagowało na jego słowa bardzo dziwnie. Poczułam motylki. Odkleiłam się od niego i spojrzeliśmy sobie w oczy. Nasze ciała dzieliły centymetry. Moje serce biło jak oszalałe. W jednym momencie Nathan przywarł do mnie swoimi ustami. Zaskoczona z początku nic nie zrobiłam, lecz już po chwili również oddałam pocałunek. Było w nim mnóstwo namiętności, ale także tęsknoty. Założyłam swoje ręce na jego szyję i maksymalnie zbliżyłam się do niego. Nasze spragnione ciała były idealnie przyciśnięte do siebie. Nathan trzymał dłonie na moich plecach, lecz po czasie i one powędrowały w okolice tyłka. Ugniatał moje pośladki, widać było, że sprawia mu to przyjemność. Gdy poczułam wybrzuszenie w jego spodniach, oderwałam się od niego. Moje policzki przybrały kolor czerwieni, co nie uszło uwadze chłopaka. Spuściłam wzrok na swoje buty.
– Spokojnie, mała – powiedział, aby mnie rozluźnić. Dla mnie ta sytuacja była zbyt krępująca. Nathan chwycił mój podbródek w dwa palce i sprawił, że byłam zmuszona spojrzeć na niego. Wpatrywał się w moje oczy, co wcale nie było dla mnie korzystne. Mój wzrok uciekał od niego, dzięki czemu łatwo mógł się domyślić, że coś jest na rzeczy.
– Chodźmy już – zaproponowałam nagle, aby przerwać tę dziwną atmosferę. – Jeszcze długa droga, a my nie jesteśmy nawet w połowie, zapewne.
Tak naprawdę nie wiem gdzie będziemy zmierzać, lecz z tego co kiedyś mówił chłopak, wcale nie jest to blisko. Nathan przytaknął na moje słowa i poszedł przodem, aby mnie asekurować przed spanikowanym tłumem ludzi. Mijaliśmy biegnące istoty, a raczej uciekające jak najdalej stąd. Byliśmy jedynymi osobami, które podążały w przeciwnym kierunku od reszty.
Zastanawiałam się nad moimi relacjami z Nathanem. Jesteśmy przyjaciółmi, ale wcześniejszy pocałunek zaprzecza temu stwierdzeniu.
– Co jest? – spytał chłopak, gdy zauważył, że coś jest nie tak.
– A co ma być? – odparłam beznamiętnie. Nathan przystanął patrząc na mnie.
– Joe. Widzę, że coś jest nie tak, jak powinno – zaczął spokojnie. Jego twarz wyrażała zaniepokojenie. Martwił się o mnie. Wpatrywałam się w jego cudowne tęczówki do chwili, gdy byłam zmuszona mu odpowiedzieć. Wtedy spuściłam wzrok na ziemię.
– Nie wiem czy dam sobie radę – wyznałam przygnębiona. Nathan położył ręce na moich ramionach i uważnie przyglądał się mojej twarzy.
– Wiem. Może to być ciężkie teraz dla ciebie – zaczął, a ja spojrzałam na niego ze smutkiem. – Ale zapewniam cię, że gdy tylko stawisz mu czoła wszystko minie. Nie będzie już żadnych wątpliwości. – tłumaczył, a ja wsłuchiwałam się w jego słowa. – Pokonasz go. To ty tu jesteś górą.
– A co jeśli nie dam sobie rady? – zapytałam zmartwiona. – Co jeśli polegnę?
– Wygrasz to – powiedział pewny Nathan i przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej. Tulił mnie mocno do siebie, jakby miało to być nasze ostatnie zbliżenie.
– Chodźmy. – Nagle odezwał się spoglądając na krajobraz przed nami. – Musimy zdążyć przed zmrokiem.
Uśmiechnęłam się do niego i ruszyłam przed siebie. Ma rację. Jak się ściemni, będzie tylko gorzej.
Szłam przodem, tuż za mną Nathan. Mijaliśmy cudowne widoki. Pomimo otaczającego nas chaosu, wciąż byłam w stanie docenić piękno natury. Wschody słońca, tak samo jak i zachody, sprawiały na mnie ogromne wrażenie. Pomyśleć, że to od nich zależy kiedy zacznie oraz skończy się dzień. To one o tym decydują, nikt inny.
Po dłuższym czasie zatrzymaliśmy się, aby odpocząć. Rozejrzałam się uważnie. Jesteśmy na łące w środku lasu. Zrobiło się chłodno, potarłam zmarznięte ramiona. Usiadłam na zimnej trawie, a chłopak zrobił to samo.
– Zmęczona? – pyta spoglądając na mnie.
– Tak – mówię ziewając i przechylając głowę w stronę Nathana, dzięki czemu znalazła się ona na jego ramieniu. Zawiał delikatny wiatr, rozwiewając moje długie włosy.
– Już niedaleko – odparł pocieszając mnie tym samym. Zapadł mrok, a my wciąż siedzimy w centrum licznych drzew. Moje powieki robią się ciężkie, a ciało coraz bardziej senne. Gdy czuję, że odpływam, nagle dociera do mnie głośny huk. Zaalarmowana tym dźwiękiem podnoszę się i rozglądam. W tym właśnie momencie zauważam lecąc w moją stronę kulę ognia. Z nerwów zapiszczałam, przez co Nathan się przebudził. Również wstał, nie musiałam nic mu mówić, sam się domyślił. Kolejna kula kieruje się w moją stronę. Nagle zauważam postać zza drzew. Nie podchodzi do nas, myśli że jej nie widzimy. Niezauważalne pokazuję chłopakowi postać i daje znak, żebyśmy w nią celowali. Z naszej strony zostają puszczone kule, w ramach odwetu. Sprawca również nie jest dłużny. Postanawiam zbliżyć się do postaci, aby dostrzec jego osobę. Daje znak Nathanowi i ruszam biegiem w jego stronę. Koncentruje się i tworzę magiczną kulę, która z impetem trafia w tajemniczą postać. Biegnę dalej, czuję strach. Nie wiem kim jest ta osoba, ani jakie ma zamiary. Nathan osłania mnie, gdy staram się jak najbardziej zbliżyć do sprawcy zamieszania. Znów spoglądam przed siebie, lecz nie zauważam nikogo. Jestem zdziwiona, rozglądam się zaniepokojona. W jednym momencie czuję ból w ramieniu, odwracam się gwałtownie, lecz nic podejrzanego nie zauważam. Sytuacja się powtarza kilkakrotnie. Zmęczona opadam na ziemię. Nagle dociera do mnie szelest, podnoszę głowę i dostrzegam czyjeś buty.
– Melisa... – słyszę głos mojego oprawcy. – Myślałem, że jesteś silniejsza.
Nie odzywam się. Dopiero teraz dociera do mnie, że to ten czas. To on jest Złym Panem.
– Gdzie jest Nathan? – pytam zdenerwowana. Mężczyzna roześmiał się na moje słowa, po czym pokiwal głową z niezadowolenia.
– Jesteś żałosna – mówi z obrzydzeniem, a we mnie się gotuje ze złości. Nagle postać kładzie swoją stopę na moje ramię i boleśnie dociska. Krzyczę z bólu. Mam tego dość. Ostatkami sił udaje mi się go odepchnąć i wstać. Następnie biorę się w garść, wiedząc że tak być nie może, i uderzam go z całych swoich sił kulą magii. Rządzi mną duma i waleczność. Mężczyzna z impetem przewraca się na glebę, ja zresztą też. Rozglądam się uważnie, wszystko zaczyna mi się rozmazywać. Tracę kontrolę nad swoim ciałem, aż w końcu mdleje.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top