Rozdział 27
Dotarłam do domu niedługo później. Szłam dość szybko, ponieważ nie chciałam natrafić na niebezpieczeństwo.
– Gdzie Amber? – spytała mama, gdy weszłam do domu sama.
– Źle się poczuła, dlatego odprowadziłam ją – odpowiedziałam wchodząc do salonu, gdyż tam znajdowała się kobieta. Nie powiedziałam jej prawdy, to chyba normalne. Modliłam się tylko żeby nie dążyła tematu.
– Dobrze, że ją odprowadziłaś – pochwaliła mnie i wróciła wzrokiem na ekran telewizora.
– Pójdę siebie, jeszcze chciałam się wykąpać – myślałam głośno, po czym faktycznie poszłam do góry. Szłam schodami, a na ich szczycie skręciłam do swojego pokoju. Stanęłam przed szafą i wyjęłam z niej piżamę oraz czystą bieliznę. Z wybranymi ubraniami ruszyłam w stronę łazienki. Po wejściu zamknęłam drzwi na klucz i rozebrałam się. Stanęłam przed lustrem i dokładnie analizowałam swoje ciało. Schudłam, być może z nerwów. Moja skóra stała się jaśniejsza, twarz bardziej bladsza. Stałam się bardziej poważna, ciągle jestem przygnębiona. Martwię się o losy moich bliskich, ale i także ludzi z tamtego świata. Odkręciłam kurek z ciepłą wodą i czekałam aż napełni się wanna. Powoli weszłam do środka, ciecz była dość gorąca, dlatego robiłam to ostrożnie, aby stopniowo przyzwyczaić się do temperatury. Usiadłam w wannie, kładąc głowę na ściankę i wreszcie mogłam się zrelaksować. Pod wpływem bardzo cieplej wody moje całe ciało mogło odpocząć i zregenerować siły na nowo. Zamknęłam oczy, dzięki czemu umysł także mógł się wyciszyć.
Moje myśli znów krążyły wokół nieznajomych mi osób, które narażają na niebezpieczeństwo moich bliskich. Nie rozumiem dlaczego oni to robią. Nie chce, aby tak się działo. Muszę zadziałać, aby to wszystko naprawić. Stałam się silniejsza, nie pozwolę, aby ktokolwiek stanął mi na drodze szczęścia. Wrócę tam i rozprawie się raz na zawsze z tą chorą istotą nadprzyrodzoną. Zrobię to i to jak najszybciej. Muszę to zrobić, po prostu nie mam innego wyjścia. Oni nigdy nie dadzą mi spokoju, a to zaszło już za daleko.
Miałam się zrelaksować, a i tak moje myśli nie dały mi spokoju. Umyłam się i wyszłam z wanny. Wysuszyłam moje mokre ciało, po czym ubrałam się w przygotowane wcześniej ubrania. Ostatni raz spojrzałam w lustro i opuściłam pomieszczenie. Skierowałam się z powrotem do swojego pokoju. Uchyliłam okno, gdyż zrobiło się duszno. Spojrzałam przez nie, uwielbiam nocny widok. Niestety jest już późno, a ja jestem zmęczona, dlatego nie trwało to długo. Gdy tylko poczułam chłodne powietrze na swojej skórze, zamknęłam okno i położyłam się, wcześniej gasząc światło. Przykryłam się szczelnie kołdrą i zamknęłam oczy. Sen przyszedł szybko i już po krótkiej chwili odpłynęłam.
~*~
Obudziłam się rano bardzo wcześnie. Przeciągnęłam się i usiadłam na łóżku. Przetarłam zaspane oczy. Postanowiłam wstać i zrobić sobie śniadanie. Wszyscy jeszcze spali, dlatego w domu panowała grobowa cisza. Skierowałam się do kuchni, wyciągnęłam z lodówki mleko, a z szafki płatki. Nasypałam płatki do miski i zalałam mlekiem, po czym wsadziłam do mikrofali. Ustawiłam temperaturę na sześćset stopni, a czas na dwie minuty i czekałam.
Gdy czas upłynął wyjęłam naczynie z urządzenia i postawiłam na stole. Usiadłam na przeciwko miski i zaczęłam jeść. Nagle do pomieszczenia weszła mama, która nastawiła wodę na kawę.
– Cześć mamo – przywitałam się, a ona zrobiła to samo.
– Jakie plany na dziś?
– A nie wiem jeszcze – powiedziałam bez zastanowienia. – Raczej pójdę do Amber – powiedziałam, gdy przypomniałam sobie o moich zamiarach wrócenia do tamtego świata.
– To baw się dobrze – odparła i zrobiła sobie kawę. – Ja zaraz idę do pracy, tata zresztą też.
Przytaknęłam na jej słowa i wróciłam do jedzenia moich płatków. Mama popijała swoją ulubioną kawę, czasem coś powiedziała pod nosem, głośno myślała. Nagle spojrzała na zegarek. Szósta czterdzieści trzy.
– Lecę do pracy – powiedziała, gdy ujrzała cyfry na zegarze. – Pa, słońce – pożegnała się w pośpiechu i już jej nie było. Ledwie zdążyłam odpowiedzieć "pa". Mama zawsze taka była, całe jej życie rozgrywa się w przyspieszonym tempie.
Przebrałam się i zrobiłam lekki makijaż, po czym byłam gotowa do wyjścia. Mam nadzieję, że wciąż pamiętam gdzie znajduje się przejście. Założyłam buty oraz kurtkę i spokojnie opuściłam budynek. W drodze wyjęłam telefon i napisałam do Amber.
"Hej. Zrobisz coś dla mnie?"
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
"Co jest?"
"Będziesz mnie kryła. Potrzebuję załatwić pewną sprawę, lecz nikt nie może o tym wiedzieć"
Mam tylko nadzieję, że nie będzie drążyć tematu.
"Ostatnio ciągle masz jakieś tajemnice. Masz jakieś problemy?"
Jej pytanie zaskoczyło mnie. Nie sądziłam, że może tak to odebrać.
"Nie. Wszystko jest dobrze, po prostu muszę coś załatwić"
"Mam nadzieję, że wiesz co robisz"
Nadal szłam w stronę mojego celu, ani na chwilę nie zatrzymując się.
"Jakby coś, to nocuję u ciebie. Wyjaśnię ci wszystko, gdy wrócę"
Gdy skończyłam konwersacje z Amber byłam już w znanym mi lesie. Szłam w głąb jego zastanawiając się czy dam sobie radę. Jestem pewna siebie, to prawda, ale jednak gdy mam stawić czoła tak potężnej istocie, lękam się. Nie sądzę, abym miała tak dużo siły, tak dobrze opanowane wszystkie moce, żeby go pokonać.
Odnalazłam szukane miejsce i bez zastanowienia przekroczyłam barierę dzielącą dwa różne światy. Ogarnęło mnie to samo uczucie, które towarzyszyło mi za pierwszym razem. Czułam lęk, bałam się tego co kryje się po drugiej stronie. W jednej chwili oślepił mnie blask dochodzący z wewnątrz przejścia. Moje ciało stało się lekkie.
Gdy dotarłam wreszcie w pożądane miejsce byłam zaskoczona widokiem przed sobą. Znajdowałam się w środku miasteczka, dokładnie w tym miejscu, gdzie jeszcze niedawno panował tu spokój, a radość biła na kilometry od tutejszych istot. Natomiast teraz nie jestem w stanie stwierdzić czy trafiłam w odpowiednie miejsce. Głośne krzyki dorosłych i piski dzieci dominowały tego dnia. Wszystko wydawało się jak z filmu. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Istne szaleństwo. Każdy biegł przed siebie nie zważając na nic ani na nikogo. Liczyło się tylko to, aby opuścić teren zagłady. Niewinne ludzkie ciała leżały na glebie bez litry krwi w sobie. Budynki stały się ruinami. Piękne tętniące życiem miasto zamieniło się w rzeźnie. Przerażał mnie ten widok, lecz poniekąd to moja wina. Mogłam temu zaradzić, jednakże uciekłam.
Powróciłam na nowo i obiecuję, że osoba odpowiedzialna za zbrodnie niewinnych istot zginie marnie wyrokiem, który sama wydała na moje miasto. "Zły Panie" idę do ciebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top