Rozdział 21
Nathan
Nie wiedziałem co się dzieje. Jest już godzina druga w nocy, a oni wciąż nie wrócili. W geście desperacji, wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer mojego kumpla, wampira. Nienawidzę tej bandy krwiopijców, ale nie mam wyjścia. Stefan znalazł się u mnie w ciągu kilku minut.
– Joe zniknęła – zacząłem, gdy mężczyzna spojrzał na mnie. – nie mam pojęcia gdzie ona jest i dlatego potrzebuje twojej pomocy.
– Chcesz żebym ją znalazł? – przeszedł od razu do rzeczy.
– Tak.
– Dobra, pomogę ci – wiem, że zawsze mogę liczyć na jego pomoc. – wrócę do reszty i popytam. Każe im szukać Melisy, dopóki nie znajdą.
– Dzięki, to dla mnie ważne – powiedziałem, a znajomego już nie było. Mam nadzieje, że szybko się znajdzie.
Michael
Joe już chwile temu zasnęła, co dziwne wtulona we mnie. Widocznie aż tak się bała, bo nie wierzę żeby bez powodu to zrobiła. W tym momencie przerywamy nasz akt zło wrogości do siebie i staramy się wspólnie wydostać z tego miejsca. Wstałem z ziemi, delikatnie odsuwając ciało dziewczyny ode mnie tak, aby się nie obchodziła. Wyjąłem telefon i znów szukałem zasięgu, lecz oczywiście nigdzie tu go nie znajdę. Zdenerwowałem się i to poważnie. Kurwa musi być stąd jakieś wyście. Tak, wiem nie powinienem przeklinać, ale nerwy nie pozwalają mi na kulturalne słownictwo. Jest środek nocy, a my jesteśmy nie wiadomo gdzie i nawet nie ma stąd racjonalnego wyjścia. Po prostu idealnie.
Nathan
Czuje się w tym momencie bezradny, no bo co ja mogę tu zrobić? Jak mogę pomóc? Nagle moje rozmyślania przerwał dzwoniący telefon, automatycznie odebrałem.
– Wiemy już gdzie są – usłyszałem głos Stefana, na co poczułem ulgę. – jedyny problem tkwi w tym, że nie wiemy jak ich wydostać.
– To gdzie oni są? – zdziwiłem się.
– Wpadli w przepaść. Zapewne był to atak, nie możliwe żeby Michael był aż tak beznadziejnym kierowcą.
– Co? Jak to przepaść? Żyją? Co z Joe?
– Wyluzuj. Wszystko z nimi dobrze.
– Dobra, już tam jadę – Stefan podał mi dokładne namiary, dzięki czemu trafiłem bez problemu. Faktycznie ciężka sprawa. Przepaść była głęboka, nawet nie widać dna.
– Skąd wiesz, że akurat tam są?
– Czuje zapach Melisy. – wyjaśnił, na co przytaknąłem. – Jakiś plan?
– Nie wiemy jaką to ma głębokość – powiedział inny wampir, którego imienia nie znam.
– Nie możecie tam wskoczyć po prostu i ich wyciągnąć?
– To niebezpieczne – zaprotestował ten sam wampir.
– Jesteście wampirami – nie rozumiem ich zachowania, przecież teoretycznie są nieśmiertelni.
– Zrobię to – powiedział Stefan, po czym zbliżył się do krawędzi i nie wiele myśląc zwyczajnie tam wskoczył. Oby tylko Joe nic nie było.
Michael
Chodziłem po terenie jaki był mi dany i obserwowałem wszystko dookoła w poszukiwaniu jakiejkolwiek drogi ucieczki, gdy nagle ujrzałem osobę za sobą. Automatycznie odwróciłem się i zobaczyłem wampira. Skąd wiem, że to wampir? Jestem w stanie go wyczuć.
– Czego chcesz?
– Zabrać was stąd.
– Jasne, a potem co? Zjeść?
– Stary uspokój się. Nathan czeka u góry.
Wtedy dotarło do mnie, że on mówi poważnie. Spojrzałem na śpiącą dziewczynę.
– Weź najpierw ją – pokierowałem go. – nie obudź jej.
Wampir wziął dziewczynę w stylu panny młodej, wszystko robił delikatnie. Tak, aby jej nie obudzić.
Nathan
Stałem tam oparty o swój samochód, czułem ze nerwy buzują we mnie. Nagle dostrzegłem Stefana niosącego Joe na rękach. Pierwsze moje myśli, to że coś jej się stało, dlatego podszedłem do niego w szybkim tempie. Dopiero po czasie dotarło do mnie, że ona tylko śpi. Ułożyło mi. Wziąłem od niego dziewczynę i skierowałem się do samochodu, po czym położyłem ja delikatnie na siedzeniu. Po chwili i wydostał Michaela, również podszedłem do niego.
– Co to ma być? – spytałem z wyczuwalnym wyrzutem.
– Auto w nas wjechało – powiedział sucho. – zwijajmy się, późno już.
– Dobra
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top