Rozdział 12

— Nathan, nie zrozum mnie źle, ale ja nie jestem w stanie ocalić tego świata.

—  Teraz nie. Potrzebujesz tylko szkolenia.

— Wątpię, żeby to było takie proste.

— A ja wierzę w ciebie. W końcu jesteś Melisą — powiedział pełen nadziei, przez co nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Oni serio tak bardzo wierzą w moje możliwości? Wierzą, że to akurat ja jestem tą całą "Melisą"? Jakim cudem mam uratować ich wszystkich? Nie rozumiem tego i nie wiem czy kiedykolwiek zrozumiem.

~♥~

Nathan zabrał mnie w miejsce osamotnione. Był to plac, porośnięty zielonością, aczkolwiek nie był to las.

— Pięknie tu — skomentowałam otaczający nas krajobraz, chłopak uśmiechnął się miło.

— Wiem. Lubię to miejsce.

Usiedliśmy na dużym kamieniu, z którego było widać niesamowity obszar tego całego miasta. Nawet nie zauważyłam, że znajdujemy się na dość wysokiej górze. Nie mogłam napatrzyć się temu co jest przed moimi oczyma.

— Opowiedz mi coś o tej Melisie — poprosiłam, chciałabym wiedzieć choć trochę z czym mam do czynienia.

— Melisa to osoba, tak już wspominałem, która rodzi się raz na sto lat. Nie wiem dlaczego wypadło akurat na ciebie, ale wiem, że bóstwa wiedzieli co robią, ponieważ to oni cię wybrali — umilkł na chwilę, wyglądał jakby zastanawiał się co może mi jeszcze powiedzieć. — Melisa posiada magię każdego rodzaju mocy. Dlatego też jest aż tak wyjątkowa oraz pożądana. Wyobraź sobie, że nawet najlepsi magowie posiadają do dyspozycji tylko co najwięcej trzy dziedziny magii, a ty jedna posiadasz ich ponad dwa razy więcej. Jak dla mnie, to jest dopiero niedorzeczne. — Wydawał się być poddenerwowany tym faktem.

— A ty? — zapytałam, lecz dopiero po chwili zorientowałam się, że jednak nie bardzo sprecyzowałam moje zapytanie. — A ty, ile posiadasz rodzai magii?

— Z tych najważniejszych to dwa.

— Jakie? — zaciekawiłam się.

— Władam martwymi przedmiotami oraz wszystkim co związane z naturą.

— Ile jest tych "rodzaji"?

— Siedem — odpowiedział, po czym dodał. — Każdy z nas, nadprzyrodzonych, posiada również swój własny, unikalny dar. U jednych jest on o ważniejszej randze, a u drugich mniej. Darem może być dosłownie wszystko. Jedynym minusem jest to, że wiele z magów straciło swój dar.

— Jak to straciło? — zaintrygował mnie ten temat i wszystko co opowiada mi chłopak.

—  Zwyczajnie. Należy dbać o swój dar i kształcić się w jego kierunku. Jeśli zrobisz coś wbrew rządowi, coś o poważnej sile lub z użyciem "czarnej magii" zwanej zakazaną, również tracisz go bezpowrotnie.

— Jaki jest twój dar?

— Wyczuwam ludzkie emocje. Strach, radość, smutek, podekscytowanie, zmartwienie, niepewność... dosłownie wszystko.

—Ciekawe — uśmiechnęłam się pod nosem. — W takim razie co ja teraz czuję?

— Niepewność  — powiedział, po chwili ciszy. — Lęk, strach przed porażką... — Zgadza się. — Jesteś bardzo zagubiona, sama nie wiesz w co masz wierzyć i jak postąpić.

— Niby ci wierzę, ale jednak czuję jakby coś było z tym wszystkim nie tak — wyznałam i znów zamyśliłam się podziwiając cudowny widok przede mną.

~♥~

Nim się obejrzeliśmy, zaczęło się ściemniać. Słońce schodziło już z centrum, a w jego miejsce pojawiał się piękny księżyc.

— Pora się zbierać. Za niedługo wilki wyjdą z jaskiń. — Nie wiedziałam co to ma znaczyć, wilki? Czy może wilkołaki? Jednakże wolałam nie zagłębiać się w to, tylko posłuchać jego rady. Zeszliśmy z wysokiej góry, na równy teren, gdzie odczułam lekki chłód. Chłopak najwyraźniej dostrzegł ten fakt, ponieważ ruszył rękoma i nagle zawiał przyjemny, ciepły wiaterek na co się uśmiechnęłam. Miło z jego strony. Nagle dobiegł mnie charakterystyczny i bardzo donośny ryk dużego zwierzęcia. Zlękłam się co nie uszło uwadze mojego towarzysza.

— Spokojnie -— uspokoił mnie chwytając moją dłoń w swoją. Znów poczułam te cholerne dreszcze. Przechodziliśmy pustymi już ulicami, gdzie jeszcze nie tak dawno było tak wiele... stworzeń? Nie jestem pewna, czy mogę nazywać ich ludźmi. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się przy niewielkiej kamienicy, wyglądającej podobnie do tych z "Harrego Pottera". Nathan otworzył drzwi kluczem i gestem ręki zaprosił mnie do środka.

— Nie wracam do siebie? — myślałam raczej, że kierujemy się w stronę portalu, a nie jego mieszkania.

— Nie dziś — odparł obojętnie i ruszył po stromych schodach w górę. Szłam za nim do chwili gdy niezdarnie poślizgnęłam się i prawię spadłam na sam dół. Dlaczego mówię "prawię"? Ponieważ pan idealny ma niezły refleks. W ostatnim momencie chwycił mnie w talii, dzięki czemu wciąż stałam na nogach.

— Dziękuję.

— Uważaj bardziej — pouczył mnie.

— Jasne — prychnęłam pod nosem, ale na moje nieszczęście musiał to usłyszeć. Chłopak podszedł do jedynych drzwi znajdujących się na ostatnim piętrze tego budynku i otworzył zamek.

— Zapraszam — powiedział wskazując wnętrze mieszkania. Powolnym krokiem ruszyłam w tę stronę. Chłopak zrobił to samo tuż za mną, po czym zamknął z powrotem drzwi zabezpieczając je. Rozejrzałam się dyskretnie, aby nie wyglądało to niekulturalnie. Zauważyłam, że pomimo moich przypuszczeń, mieszkanie było dość duże jak na standardy życia w kamienicy. Z tego co wywnioskowałam posiadł on pięć dużych pokoi oraz jak to zwykle jest kuchnię i łazienkę. Oprócz tego z salonu były drzwi, które prowadziły na cudowny taras, znajdujący się na dachu sąsiedniego budynku. To było niesamowite. Widzę, że Nathan'a również fascynują wysokości.

—Napijesz się czegoś? — zaproponował ściągając z siebie wierzchnie ubranie, zrobiłam to samo.

— Wody poproszę — odpowiedziałam grzecznie, lecz nie był zadowolony z moich słów.

— Wody? Absolutnie, idę zrobić ci herbatę. — To po co pytał mnie co chce pić, skoro i tak sam zdecydował. Ahh ci faceci... nieraz są gorsi niż kobiety.

~♥~

Jest godzina dwudziesta trzecia, chłopak usnął obok mnie na kanapie, na której jeszcze niedawno oglądaliśmy filmy dokumentalne o istotach nadludzkich. Natomiast ja nie miałam ochoty na sen, dlatego siedziałam na fotelu obok śpiącego faceta i przeglądałam książki o magii, znalezione na regale w kącie pomieszczenia. Nie przyglądałam się zbyt uważnie reszcie ksiąg, jedynie chwyciłam pierwszą lepszą. Większość rzeczy nie byłam w stanie zrozumieć, ponieważ była ona pisana w innym języku co mnie zdziwiło. Czyżby Nathan go potrafił? Przypuszczam, że tak skoro ma takie księgi. Za dużo pytań jak na jeden dzień. Zrobiłam się senna, aczkolwiek nie wiedziałam gdzie mogę iść. Spojrzałam na śpiącego chłopaka. Może popełniłam błąd w tym momencie, ale cichutko i niemal nie zauważalnie położyłam się obok niego. Nie powinien być za to zły, po prostu nie wyobrażam sobie spać na fotelu, ani błądzić po jego mieszkaniu. Kto wie co on tam jeszcze trzyma. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top