Rozdział 26

   Od tego feralnego dnia minęło już kilka dni. W tym czasie ludzie zaczęli znów zachowywać się normalnie, nikt nie zwraca na mnie większej uwagi, z czego jestem zadowolona. Także rodzice wreszcie wrócili, więc miałam sporo pracy.
– Córciu, chodź pomożesz mi zrobić obiad – usłyszałam głos mojej mamy, na co automatycznie zjawiłam się w kuchni.
– Oczywiście – zgodziłam się, nie wyobrażam sobie nie pomóc własnej rodzicielce, co prawda nie bardzo mogę używać tych słów, jednak nie przejmuję się tym. To ta kobieta mnie adoptowała i wychowała, więc jest dla mnie jak rodzona mama.
– Obierz ziemniaki i nastaw, dobrze? – pokiwałam jedynie głową na znak zgody i zabrałam się do pracy.
– Co tam u ciebie, Joe? – zagadała kobieta spoglądając na mnie.
– Dobrze, mamo – odpowiedziałam bez namysłu.
– Oj skarbie, poznałaś już jakiegoś chłopaka? – zaskoczyło mnie jej pytanie, nigdy wcześniej mnie nie pytała o takie rzeczy.
– Mamo, co to za pytanie?
– Normalne, jesteś już dorosła.
– Nie, mamo. Nie mam jeszcze chłopaka. Sądzę, że mam jeszcze na to czas. – wytłumaczyłam spokojnie.
– Ja w twoim wieku...
– Spokojnie, starą panną nie zostanę.
– No ja myślę – zaśmiała się wesoło mama. – liczę na wnuki.
– Będziesz babcią, będziesz – również zaśmiałam się. – wpadnie dzisiaj do mnie Amber na noc – poinformowałam ją, tym samym zmieniając temat.
– Dobrze, dawno już jej nie widziałam – uśmiechnęłam się do niej promiennie.

Rozmawiałam z mamą sporo czasu, potem przyłączył się także tata i razem dyskutowaliśmy o nieistotnych sprawach. Wieczorem przyszła Amber i razem poszłyśmy do mojego pokoju. 
— Zauważyłaś, że ostatnio wszyscy na ciebie dziwnie patrzyli? — zagadała przyjaciółka.
— Serio? Nie zauważyłam — nie no coś ty, oczywiście, że nie. 
— No tak. Dzieje się tak od tamtej imprezy — powiedziałam zdziwiona — jak mogłaś tego nie dostrzec?
— Nie zwracam uwagi na ludzi — odpowiedziałam bez namysłu. 
— Co się wtedy stało? 
— Wyciągnęłam Marię z ognia, przecież widziałaś — ten temat jest dla mnie niezręczny, dlatego staram się jak najszybciej go zakończyć. — chodź, obejrzymy coś — zaproponowałam zmieniając temat. Dosięgnęłam mojego laptopa, który leżał na biurku i włączyłam go.
– Dawaj jakieś zwiastuny, wybierzemy coś – rozkazała Amber i ułożyła się wygodnie na łóżku. Gdy ekran się rozjaśnił, wpisałam hasło i znów odczekałam chwilę. Następnie włączyłam przeglądarkę, a potem youtube i wpisałam wspominany tekst. Kliknęłam w pierwszy lepszy film. "Paranoja"
– Oglądamy? – spytałam, gdy materiał zapowiadający dzieło skończył się.
– Możemy – dziewczyna zrobiła obojętną minę, ale nie zaprzeczyła. Znalazłam cały film i włączyłam go. Film opowiada o losach szantażowanego, przez swojego szefa, młodego chłopak. W końcu zostaje on zmuszony do szpiegowania konkurencyjnej spółki.

Oglądałyśmy film w skupieniu, czasem zdarzyło się skomentować pewne sceny, lecz to rzadkość.
– I bardzo dobrze! – odezwała się Amber, gdy w jeden z scen Adam Cassidy, czyli główny aktor, oszukał szefa firmy i skonstruował urządzenie, które po wyjęciu baterii, wciąż działa. Sama także przytaknęłam na słowa dziewczyny.
– Trzeba mieć głowę, żeby potrafić stworzyć takie cudeńka – powiedziałam wręcz zachwycona jego umiejętnościami.
– Dokładnie, mało kto umie takie rzeczy.
– Chciałabym być tak genialna – zaśmiałam się pod nosem.
– Oj, Joe. Ty i bez tego jesteś genialna – powiedziała przyjaciółka, a mnie zrobiło się ciepło na sercu. Uśmiechnęłam się do niej, po czym odpowiedziałam.
– Jesteś kochana – wróciłyśmy do oglądania już końcówki filmu. Uwielbiam filmy akcji, a także kryminały i inne tego typu dzieła. Bardzo się wciągam w zaistniałe sytuacje, a nawet wyobrażam sobie, gdybym to ja miała takie życie.
– Dobry był – skomentowała Amber, gdy film dobiegł końca, a na ekranie pojawiły się napisy końcowe.
– No był, był – zgodziłam się z nią. – Idziemy do sklepu?
– Po co? – zapytała zdziwiona przyjaciółka.
– Mam ochotę na czekoladę – uśmiechnęłam się promiennie do niej i zrobiłam maślane oczka.
– Eh, no dobra.
Zamknęłam laptopa, nie wyłączając go. Często tak robię, gdy nie jestem pewna, czy to koniec mojej pracy na nim. Zeszłyśmy na dół, po drodze poinformowałam mamę, że wychodzimy. Gdy otworzyłam drzwi wejściowe, buchnęło we mnie chłodnym powietrzem. Na ciele automatycznie wyszła mi gęsia skórka.
– Jesteś pewna, że chcesz iść? – zapytała Amber, gdy sama odczuła minusową temperaturę.
– Zimno jest, ale mam większą ochotę na czekoladę – oznajmiłam zawzięcie i ruszyłam przed siebie. – Idziesz? – zapytałam, gdy zauważyłam, że dziewczyna nadal stoi w miejscu. Dopiero po moich słowach ocknęła się i ruszyła za mną zgrzytając zębami. – Ej! Nie jest tak źle – uśmiechnęłam się, pomimo tego, że sama zamarzałam. Na zewnątrz zdążyło już się ściemnić, przez co widoczność była kiepska, tym bardziej, że panowała mgła. Amber dogoniła mnie i dalej szłyśmy w stronę sklepu. Z czasem robiło mi się coraz cieplej, pewnie to przez pośpieszne tempo jakim szłyśmy. Droga nie trwała długo i już po piętnastu minutach byłyśmy na miejscu. Gdy weszłyśmy do środka ogarnęła nas fala ciepła. 
– Tylko czekoladę? – zagadała przyjaciółka, gdy wybrałyśmy słodycz. 
– Ja nie chcę nic innego – przytaknęłam na jej wcześniej słowa, po czym ona także nie zdecydowała się na nic. Amber jak zwykle podążyła na dział czasopism, gdy ja w tym czasie udałam się do kasy. 
– Joe! Słyszałaś, że Selena Gomez będzie u nas?! – spytała podekscytowana Amber. Od zawsze byłyśmy jej wiernymi fankami. Zapłaciłam, gdyż nadeszła moja kolej. 
– Kiedy? – spytałam biorąc paragon. Nie jest mi on potrzebny, lecz z kultury wzięłam. 
– Drugiego marca – odpowiedziała spoglądając na gazetę. 
– Jeszcze sporo czasu – stwierdziłam zamyślona. Jest dopiero końcówka stycznia. 
– Tak, wiem. Jeszcze serio dużo czasu, ale jednak bilety trzeba już kupować – powiedziała dziewczyna odkładając czasopismo. Wyszłyśmy ze sklepu i z powrotem nabrałyśmy kurs na mój dom. 
– Możemy iść – odpowiedziałam po namyśleniu. Na szczęście mam elastyczny grafik, bo przecież co mogę robić ważnego?  Nie jestem superbohaterem, który żyje w ciągłym niebezpieczeństwie ratując cały świat. Zaśmiałam się w duchu na to stwierdzenie. 
– Jeju, byłabym taka szczęśliwa – rozmarzyła się dziewczyna, ona pewnie myślami już dawno jest na tym koncercie.
– Wiem o tym – odparłam spoglądając w bok. – Kurde, chce mi się siku – powiedziałam zgodnie z prawdą.
– To idź w krzaki – zaproponowała przyjaciółka, spojrzałam we wskazanym kierunku. – Dobra. Czekaj tu.
Nie mogłam już wytrzymać. Dałam Amber czekoladę, którą trzymałam cały czas w ręce. Ruszyłam w kierunku małego lasku, jest już ciemno, więc nie martwię się, że ktoś mnie zauważy. Weszłam nieco głębiej, tak dla bezpieczeństwa. Kucnęłam i załatwiłam potrzebę. Nie trwało to długo na moje szczęście, ponieważ jest zimno, a ja niestety szybko łapie choroby. Poprawiłam się i skierowałam się w stronę drogi głównej. Nagle dobiegł mnie przeraźliwy krzyk Amber. Automatycznie pobiegłam tam, skąd dochodził głos. To co zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze myśli. Moja kochana przyjaciółka stała w kręgu płomieni. Znowu to samo, ja nie wiem o co z tym wszystkim, ale niech to się już skończy. Co im wszystkim takiego złego zrobiłam? Rozejrzałam się uważnie. W oddali dostrzegłam trzy postacie, stosunkowo oddalone od siebie. Wiedzieli, że na nich patrzyłam. Chciałam iść w ich stronę, lecz nie mogłam. Moja przyjaciółka jest dla mnie ważniejsza. 
– Spokojnie – powiedziałam w stronę dziewczyny. – Zamknij oczy 
– Co? – Amber wydawała się nieźle zaskoczona moją prośbą. 
– Zamknij oczy – powtórzyłam, a dziewczyna bez dalszych słów zrobiła to. Stanęłam przed kręgiem. Nie wiem skąd we mnie taka pewność siebie, ale czuję to. Czuję, że mogę to zrobić. Wyciągnęłam dłonie przed siebie. Musiałam się skupić na mojej roli, inaczej nic z tego nie wyjdzie. Przyjaciółka, która jest w niebezpieczeństwie jest dla mnie niezwykle ważna, dlatego nie miałam problemów z równowagą umysłową. Nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, że to już się dzieje. Po moich dłoniach przeszedł maleńki prąd, czułam napięcie. Otworzyłam delikatnie oczy i zauważyłam, że powstało przejść, wyjście z strefy ognia. Weszłam powoli do środka i chwyciłam Amber za rękę. Wyprowadziłam ją z kręgu, po czym pozwoliłam otworzyć oczy. Dziewczyna była zszokowana, nie miała pojęcia co się właściwie stało. 
– Wszystko dobrze? – zapytałam z troską. 
– Co tu się stało? – spytała z szeroko otwartymi oczyma. 
– Nie wiem – odpowiedziałam niepewnie, lecz
dodałam. – Pewnie jakieś gnojki zrobiły sobie żarty. 
– Nikogo nie widziałam – odparła zamyślona.
– Wracajmy.
– Wiesz... Chyba jednak wrócę do domu – powiedziała nagle przyjaciółka. Wcale jej się nie dziwię. To dla niej spore przeżycie. 
– odprowadzę cię – przytaknęłam, tym samym proponując. Nie chce żeby sama chodziła wieczorami. Ja sobie dam radę w większości przypadków, a ona nie.

Na zewnątrz już całkiem się ściemniło, gdy dotarłyśmy pod dom przyjaciółki. Dziewczyna wciąż wydaje się zestresowana wcześniejszym wydarzeniem, aczkolwiek stara się to ukryć. Mam myśli, że powinnam powiedzieć jej prawdę o sobie. Boję się jak zareaguje na te wieści. Niecodziennie słyszy się takie nowiny, dlatego może to być dla niej jednak zbyt zaskakujące. Poczekam z tym jeszcze, ale powiem jej w końcu. Jest moją przyjaciółką i należy jej się prawda. Ufam jej i wiem, że nikomu nie powie.
– Uważaj na siebie – powiedziała Amber, gdy żegnałyśmy się. Uśmiechnęłam się smutno.
– To lepiej ty uważaj – pouczyłam ją, martwię się o jej bezpieczeństwo. Przyjaciółka przytuliła mnie mocno do siebie.
– Obie będziemy uważać – brzmiało to jak prośba. – Późno już, lepiej wracaj.
– Tak, wiem – przytaknęłam jej i znów przytuliłam, tym razem na pożegnanie. Zawsze tak robimy. – Idę. Trzymaj się – powiedziałam i cofnęłam się o krok, na potwierdzenie moich słów.
– Cześć! – odparła Amber i poszła w stronę drzwi wejściowych.
– Zamknij drzwi na klucz – poprosiłam ją, gdy jeszcze była na zewnątrz. Tylko przytaknęła, nic nie mówiąc. Weszłam do środka, a ja ruszyłam do swojego domu. Mam już dość wrażeń na dziś. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top