ROZDZIAŁ 30


ale ja was rozpieszczam tymi rozdziałami ostatnio, nie sądzicie?


Trzęsącymi dłońmi wyciągnęła list z koperty, złamana pieczęć Hogwartu odkleiła się pod ciężarem swojej wagi i wylądowała na stole. W końcu wyszarpała pergamin i z niecierpliwością popędzaną wzruszeniem, zabrała się za czytanie.


Droga panno Addington,

z taką prośbą powinna się pani zwracać do dyrektora szkoły, jednak rozumiem. Omówiłem z nim pani wniosek o stanowisko nauczycielki Obrony przed Czarną Magią. W imieniu dyrektora Hogwartu zapraszam panią na rozmowę kwalifikacyjną, odbędzie się ona jutro o godzinie dwunastej.

Z poważaniem,                                                                                                                                                                      Albus Dumbledore


Ścisnęła pergamin w smukłych dłoniach i westchnęła z ulgą. Dwa tygodnie po tragicznym spotkaniu ze swoim teraz już byłym ukochanym, postanowiła, że musi zacząć od nowa. Zwolniła się z księgarni „Esy i Floresy", źle się czując, będąc tak blisko miejsca, w którym przez cały jeden rok pracował i mieszkał ślizgon. Na kolacji u Potter'ów kilka dni wstecz, Alphard poruszył temat jej przyszłości. Clare także zapytała, dlaczego odeszła z pracy. W tej chwili także obecny Billius Weasley podsunął jej pomysł złożenia papierów na miejsce nauczycielki w Hogwarcie, a jako iż Dan nie miała innego pomysłu, poszła za jego radą. Opanowało ją złudne uczucie, że wszystko zaczyna się powoli układać. Nie była w końcu taka samotna, jak jej się wydawało, miała Alpharda, z którym się do siebie wyjątkowo zbliżyli, nawiązując szczerą przyjaźń, no i miała też Potter'ów. Poprawiła luźne jeansy z grubym, brązowym paskiem, w które miała wepchniętą białą koszulkę i wstała, żeby zalać herbatę. Kątem oka spojrzała na butelkę z grubego, zielonego szkła, była w połowie pusta. Alphard szybko sobie załatwił niezłą posiadłość, potwierdzając, że na tych całych zakładach naprawdę zbił porządne pieniądze. Często jednak bywał u Danielle na lampkę wina i luźne pogawędki. Było jej jednak przykro z tego powodu, że Louis Hackney zginął na jednej z wypraw wojennych. Teraz już naprawdę z ich wiernej czwórki została ostatnia. Wsadziła worek z aromatycznymi ziołami do kubka i ostrożnie zalała go wrzątkiem. Odwróciła się i ruszyła w kierunku kanapy, w tej chwili usłyszała tłumione przez ściany domu smagnięcie powietrza i trzask. Zszokowana upuściła kubek i z różdżką w pogotowiu ruszyła do drzwi wejściowych, herbata oparzyła jej bose stopy, przez co jęknęła. Z walącym sercem spojrzała przez wizjer, nic jednak nie zobaczyła. Osoba, która się teleportowała, musiała opierać się o drzwi, zakrywając go przy tym. Wątłe trzaśnięcie sprawiło, że targnęło nią w miejscu. Z sercem w gardle otworzyła drzwi i ledwo złapała mężczyznę, który stracił równowagę. Zszokowana chwilę obejmowała trzęsące się ciało bruneta,  szybko się jednak opamiętała i go puściła. Błąd. Zachwiał się i runął w stronę ziemi. W ostatniej chwili go złapała. Zarzuciła sobie jego ramię na barki i zaprowadziła go do kanapy. Z szokiem patrzyła na trzęsące się od bólu ciało Toma Riddle'a, ściskając różdżkę w rękach, popatrzył na nią wilgotnymi oczami. Zabrała mu ów przedmiot i położyła go na stoliku, usiadła obok niego i ścisnęła jego chłodną dłoń. 

- Tom powiedz mi, co się dzieje! 

- Umieram. - jego głos był chrapliwy i niski, pomimo tego dało się wyczuć, że był spokojny.

- Nie, nie, nie. Nie wolno ci. - nieświadomie zaczęła płakać. - Co się stało?

- Byłem w Albanii. Znalazłem diadem Roweny Ravenclaw. - przymknął na chwilę oczy. - Zawiodłem w próbie stworzenia trzeciego horcruxa.

- Jak? Powiedz mi. - błagała.

- Na tym osadniku nie użyłem Avady tylko zaklęcia z czarnej magii. Więc powiedziałem zaklęcie rozszczepiające duszę, jednak coś poszło nie tak. Ten mugol nie umarł, stracił jedynie przytomność. Fragment mojej duszy przelał się do niego, a nie do diademu, on zginął a wraz z nim kawałek mnie. Nie wiem co się teraz dzieje dokładnie, przejście pomiędzy moją duszą a światem się nie zamknęło. Zostało już mało czasu.

- Chcesz tym powiedzieć, że twoja dusza jakby powoli ucieka?

- Tak.

Zerwała się na równe nogi, nie wiedząc dokładnie co robić. Złapała kawałek nowego pergaminu i zaczęła szybko pisać list. Zakończyła go słowami „Niech się pan pospieszy!". 

- Pius! - krzyknęła, aż echo zatrząsnęło domem, sowa przysiadła na stole, patrząc, jak właścicielka chaotycznie przywiązuje jej list do nóżki. - Leć do profesora Dumbledore'a, szybko. I nie wracaj bez niego. 

Otworzyła okno, przez które zwierze błyskawicznie wyfrunęło. W nerwach i panice wróciła do Toma. Mężczyzna drgał, na twarzy rozlewał mu się zimny pot. Źle widząc przez łzy, delikatnie odgarnęła mu grzywkę do tyłu. Brunet przytrzymał je dłoń, przyłożył ją sobie do policzka i przymknął oczy. Jeszcze nigdy nie wydawał jej się być tak kruchy, bezbronny i ludzki. Opamiętała się i zaczęła mu rozpinać przemoczoną od deszczu koszulę. 

- Tom proszę cię, współpracuj, masz gorączkę. - odpięła mu pasek i ściągnęła brudne spodnie. Rzuciła rzeczy na ziemię, widząc jego blade ciało odziane jedynie w biały podkoszulek i bieliznę, jej samej zrobiło się chłodno, a przecież był dopiero początek jesieni. Machnęła różdżką, a jego szczelnie opatulił ciepły koc, machnęła różdżką po raz drugi, a w kominku wznieciły się pomarańczowo-złote płomienie. - Coś cię boli? 

- Nie wiem, Danielle. Jest mi zimno. - przyznał i rozkleił powieki, oczy go piekły. 

- Już ci robię herbatę. - rozpaczliwie wstawiła jeszcze ciepłą wodę, odwróciła się do niego, przypominając sobie o czymś ważnym. - Masz ze sobą drugi horcrux? 

- W kieszeni marynarki mam kufer. 

Potykając się o własne nogi, rzuciła się na kolana i zaczęła przeszukiwać jego rzeczy. Powiększyła potrzebny przedmiot i go otworzyła. Rozrzuciła świeżo wyprane rzeczy dookoła, aż w końcu znalazła dziennik. Nie raz go widziała, kiedy przesiadywali w bibliotece, Tom zawsze miał go ze sobą. Na czarnej skórzanej okładce widniał napis „Tom Marvolo Riddle". Od razu wiedziała, że to jest właśnie to. Położyła dziennik obok jego różdżki i przyłożyła mu wierzch dłoni do czoła, było gorące. Złapała jego rękę, głos ją jednak zawiódł, kiedy ujrzała jego wykończony wyraz twarzy.

- Będzie dobrze. Nie zginiesz, obiecuję. Dumbledore tu zaraz przyjdzie, będziesz mu musiał powiedzieć prawdę. Tylko on wie jak ci pomóc, tak myślę. Nie zasypiaj, dobrze? A teraz usiądź. - przyciągnęła go do siebie, czym zmusiła go do podniesienia się. Wsunęła grubą poduszkę za jego plecy i ponownie odgarnęła mu włosy z czoła. Przejął od niej kubek, wzdrygnął się z sykiem, kiedy sparzył sobie język na wrzątku. Przepraszając go cicho, zaklęciem obniżyła temperaturę napoju. Wypił połowę i westchnął. - Jak się czujesz?

- Muszę ci coś powiedzieć, właściwie to kilka rzeczy. - zignorował jej pytanie, z ironią spostrzegła, że pomimo swojego widocznego stanu starał się zignorować słabość. - Przez pewien czas nie byłaś sobą, i to moja wina. Ten pierścień, mój horcrux wpływał na ciebie, kiedy go nosiłaś. Dlatego stałaś się poniekąd ślepa na zło, przez to nie przeżywałaś tak bardzo mojego ataku na Sykesa ani jego śmierci. Nigdy go więcej nie noś. Najlepiej go zniszcz po mojej śmierci. 

- Przestań pieprzyć! - wybuchnęła. - Nie umrzesz, rozumiesz? 

- Już to robię. - powiedział spokojnie, złapał jej gładką dłoń. - Dan, to pożegnanie parę miesięcy wstecz miało być pieczęcią na zamkniętych wspomnieniach. Jednak cokolwiek nie robiłem, nie mogłem się w pełni temu poświęcić, ponieważ myślałem o tobie. Stałaś się moim priorytetem, inne plany i cele zeszły na drugie tory. Bo nie pragnąłem ani władzy, ani sławy, ani niczego innego tak bardzo, jak ciebie. Starałem się nie przerywać swoich planów, ponieważ wiedziałem, że po moim boku czekałoby cię jedynie życie pełne bólu i niebezpieczeństwa. Wybacz mi.

- Nie mam ci, co wybaczać, Tom. Kocham cię. - dodała, a fala łez ponownie wcisnęła jej się do oczu.

- Kocham cię, Danielle. 

- Obiecaj mi, że nie umrzesz. Nie teraz. - otarł jej łzę i się uśmiechnął. Nie mogła jednak dalej wymuszać na nim obietnicy, gdyż w drzwiach stanął Albus Dumbledore.

- Panno Addington, co to za pilna sprawa? - widząc sytuację, zdjął kapelusz. - Witaj, Tom.

Wytłumaczyła mu wszystko, od początku. A on jedynie stał w bezruchu i słuchał. Jego twarz pozostała nie zmieniona, nawet kiedy skończyła mówić, zalewając się płaczem. 

- Pomogę mu pod jednym warunkiem. 

- Jakim? - zapytała w szoku. 

- Musi złożyć wieczystą przysięgę. - popatrzył na twarze byłych uczniów, jednak blada i zalana łzami, druga poszarzała, wyprana z emocji. - Danielle, będziesz gwarantem.

- Niech pan jest gwarantem. - odrzekł Tom. Profesor spojrzał na niego uważnie, skinął głową. Wyciągnął różdżkę i stanął nad nimi.

- Przysięgnij, że nigdy więcej zabijesz człowieka i nie przyczynisz się do jego śmierci. - powiedziała, starając się, żeby jej głos był stabilny. Tom lekko uścisnął jej rękę, spojrzał w jej intensywnie zielone oczy. Wiedział, że wraz z wypowiedzeniem jednego słowa, będzie musiał porzucić wszystkie swoje plany. Ich dłonie owinął złocisty, świetlny łańcuch. Wziął płytki wdech.

- Przysięgam.

Światło znikło, wsiąkając do ich skóry. Jego chudym ciałem ponownie zaczęły wstrząsać nierówne dreszcze. Dumbledore kazał jej się odsunąć, obeszła kanapę i położyła rękę na jego ramieniu. Słabo zacisnął palce na jej dłoni. Kiedy jednak myślała, że będzie już dobrze, Tom zaczął się dusić, kaszląc niezdolny do złapania tchu. Dopiero kiedy ujrzała krew na jego podkoszulku, poczuła, jak nogi jej się podłamują. Albus wbił krótki sztylet ociekający syczącym roztworem w dziennik, pomieszczenie wypełnił krzyk ślizgona rzucającego się w agonii. Profesor nie czekając na jego uspokojenie, złapał przygotowany przez Addington sygnet i go przebił. W przerażeniu patrzyła na to, jak brunet szeroko otwiera usta w niemym krzyku. Osunął się na kanapę, jego usta nadal rozwarte, chociaż nie wydobył się z nich żaden dźwięk, a oczy na wpół przymknięte ze spojrzeniem utkwionym w suficie. Jej ręka wyślizgnęła się ze skostniałego uścisku jego palców, kiedy osunęła się na ziemię. Miał go uratować, a nie zabić. I chociaż powinna dopiero teraz wybuchnąć płaczem i się załamać, nie poczuła nic. Mężczyzna z siwą brodą położył jej rękę na ramieniu, po chwili się odsunął i powiedział ściszonym głosem:

- Zajmij się nim, Danielle.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top