Rozdział XXVIII - Czwartek 2. Historia

 Luna od razu poszła do sali Azusy, kiedy weszła zobaczyła, że przerwała swojemu nauczycielowi zabawę ze złotymi nożyczkami.

 – Och... Witaj... – próbował się uśmiechnąć.

 Zaraz po tym Yoko weszła za swoją przyjaciółką. Dziewczyny usiadły przy swoich ławkach, a po chwili dołączyła do nich reszta klasy. Tematem tej lekcji były największe rany w historii. Przez cały czas, Luna słuchała się wpatrzona na lawendowookiego, który również ciągle się na nią patrzył. Nauczyciel z jednej strony żałował, że uczennica nie obchodziła dnia bielizny, a z drugiej nawet się cieszył, że nikt nie mógł jej całej zobaczyć. Gdy nauczyciel pytał, Karne Uczennice zgłaszały się najczęściej. Wszystko szło idealnie i płynnie, do momentu, w którym do klasy wparował Ayato w środku lekcji.

 – No to podliczamy punkciki! – krzyknął zielonooki przecierając ręce. – Tu widać, bardzo ładnie. – spojrzał na Shizukę. – Dodatkowe punkty... – powiedział do siebie. – Tu trzeba odjąć – spojrzał na karne uczennice. – I tu dodatkowe punkty. – zerknął na Ambrę i napisał coś na kartce. – No, to tyle. Papa! – po tych słowach wyszedł z sali.

 Azusa patrzył wkurzony na drzwi, przez które przechodził Ayato, a po chwili odetchnął z ulgą. Nagle można było usłyszeć, że coś puka do okna. Wszyscy odwrócili się w tym kierunku i zobaczyli wiewiórkę. Turkusowozielonowłosy otworzył okno, wpuszczając zwierzątko, które położyło mu na dłoni żołędzie, po czym mu pomachało i odwróciło się. Pobiegło wzdłuż gałęzi, a potem na czubek drzewa. Lawendowooki podszedł do Luny i chwycił delikatnie jej dłoń, po czym położył na niej żołędzie rumieniąc się, po tym wrócił na swoje miejsce.

 – To teraz... pokażę wam... miecze... które mogą zrobić... duże rany... Bardzo duże rany... – powiedział z fascynacją.

 Wyjął klucz z szuflady biurka, po czym podszedł do szafki, włożył go niej i przekręcił. Otworzył szafkę i wyjął z niej długi, ostry miecz, który lśnił. Karne Uczennice patrzyły się na miecz.

 – Panno... Luno...

 – Tak...?

 – Czy m-mo-gła... byś... – mówił zarumieniony. – ... tu... po... podejść...?

 – Oczywiście... – odpowiedziała grzecznie, po czym wstała i podeszła do swojego nauczyciela..

 – Czy... m-mógłbym...? – zapytał trzymając palec nad jej ramieniem, na którym miała szary sweter.

 – Tak... – odpowiedziała lekko różowa na policzkach.

 Azusa trzęsącą się ręką rozpiął trzy pierwsze u góry guziki od jej swetra i lekko zsunął jej sweter z ramienia, przy czym niezauważalnie musnął jej skórę swoim palcem. Uniósł miecz i lekko przejechał nim po jej ramieniu, a krew natychmiastowo trysnęła. Luna odwróciła się w kierunku rany i uśmiechnęła, Azusa zauważywszy to, również się uśmiechnął.

 – Czy... ch... chcesz... je-jeszcze...? – zapytał różowy na policzkach.

 – Tak... – odpowiedziała nadal uśmiechnięta, patrząc się na wypływającą krew z jej ramienia.

 – Dobrze... – pod jej dłoń wsunął swoją i podniósł ją lekko, po czym delikatnie rozciął jej skórę.

 Luna wpatrywała się z nieukrywaną radością w swoje rany.

 – Może... pójdziemy i... opatrzymy je...

 Po dłuższej chwili okularnica odpowiedziała:

 – Tak... możemy...

 Lawendowooki podszedł do szafki i wyjął z niej bandaże oraz plastry, po czym chwycił uczennicę za ranną rękę i wyszedł z nią z klasy. Podeszli do ściany, aby nikt z klasy nie mógł ich zobaczyć.

 – Czy... mógłbym...? – zapytał patrząc się na krew wypływającą z jej ramienia.

 – Tak... oczywiście... – odpowiedziała lekko obracając się w bok.

 Azusa lekko się schylił i zaczął zlizywać jej krew, kiedy przestała wypływać przykleił jej plaster, po czym sunął palcem po jej skórze zasłaniając jej ramię swetrem. Tak samo zrobił z jej dłonią, tylko, że jeszcze po tym owinął ją bandażem i pocałował.

 – Żeby... szybciej... się... zagoiło... powiedział nerwowo.

 Niebieskooka spojrzała na niego serdecznie i przytuliła na sekundę.

 – Może... lepiej wróćmy do klasy...? – zapytała patrząc na drzwi.

 – Tak... możemy... – powiedział smutniej.

 Zabandażowani wrócili do klasy, stanęli obok siebie przy tablicy. Nauczyciel chciał kontynuować, ale ponownie usłyszał ciche pukanie do okna. Turkusowozielonowłosy podszedł do wiewiórki i otworzył jej okno. Zwierzątko od razu zaczęło coś mówić wściekle do wampira. Wszyscy w klasie nie wiedzieli co się dzieje, a Yoko zapisywała coś w swoim zeszycie. Gdy wiewiórka była zmęczona, odwróciła się i wróciła na drzewo, Azusa jej pomachał przez co Luna również zaczęła, tyle, że nieśmiało.

 – Czy... chcesz spróbować... jak się trzyma... ten... miecz...? – zapytał rumieniąc się

 – Tak... – odpowiedziała lekko różowa na policzkach.

 Śmiertelniczka wystawiła dłonie na otrzymanie miecza. Ale kiedy nauczyciel powierzył jej ciężki miecz, natychmiast go upuściła przez swój brak siły.

 – Chyba jest jednak... za ciężki... – powiedział podnosząc miecz. – Przepraszam... – wyszeptał. – Możesz wrócić... do ławki...

 – Dobrze... – powiedziała i dygnęła, po czym wróciła na swoje miejsce.

 Azusa obserwował ją ukradkiem.

 – Czy któraś... z was... też chce... sprawdzić... ostrość tego miecza...?

 – Ja... – odpowiedziała Luna, podnosząc niepocięta rękę.

 – To... może... po... lekcji... – mówił zdenerwowany i cały różowy na twarzy.

 – Dobrze...

 – Czy ja mogę przetestować? – zapytała Yoko patrząc się na Shizukę.

 – Yoko, nie... – powiedziała jej przyjaciółka.

 – Yoko, tak. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top