Rozdział XXII - Środa 5. Sztuka

 Okularnica wyszła z łazienki i poszła w kierunku sali artystycznej, przy której spotkała czerwonooką.

 – Jednak wstałaś...

 – Tak. – ziewnęła. – Ten szmul nas wygonił.

 – Czemu mnie to nie dziwi...? – powiedziała, jakby do siebie.

 – Nie wiem. A jak tobie minęła lekcja~? – zapytała ze złośliwym uśmieszkiem.

 – Nawet mi nie przypominaj... – powiedziała z irytacją.

 Yoko przewróciła oczami i podeszła do okna. Oparła się o parapet i zaczęła oglądać plac główny, za którym był las. Luna wpatrywała się w nią siedząc na ławce, a po chwili podeszła do niej.

 – Ciekawe ile trupów jest nawozem dla tych drzew... – zastanawiała się na głos czarnowłosa.

 – Patrząc na ich bujność, to chyba dużo... – odpowiedziała wpatrując się w miejsce, w którym pojawiły się pierwszego dnia. – Powiedziałam... że chciałabym tam się znajdować... ale czekam na Kanato...

 Yoko nie odezwała się, tylko odwróciła się lekko. Krótką chwilę później zza płeć przyjaciółka można było usłyszeć szepty pozostałych uczennic i ciężkie buty. Karne uczennice odwróciły się i zobaczyły Carlę, który kroczył w kierunku swojej klasy. Kiedy nauczyciel wszedł do klasy od razu zadzwonił dzwonek na lekcję i wszystkie dziewczęta weszły zaraz po nauczycielu.

 – Dobrze, więc wyjmijcie zeszyty. – mruknął.

 Białowłosy wziął do ręki kilka kartek papieru i zaczął dyktować wszystkie informacje na temat aktów. Kiedy uczennice skończyły pisać, podeszły do sztalug, które były ułożone w kręgu wokół jakiegoś bloku przykrytego białym prześcieradłem, a na nim leżało coś przykrytego ciemnym bordowym materiałem. Luna siedziała w rogu z powodu, że Shizuka przez „przypadek" zniszczyła jedną ze sztalug jak i płótna. Fioletowowłosa była skulona, a na kolanach miała swój zeszyt. Żółtooki podszedł do bloku i zrzucił jednym, płynnym ruchem materiał. Z gardła każdej dziewczyny wydobył się jakiś dźwięk, na przykład: jęk, pisk, wdech, wydech i inne tego typu dźwięki podniecenia.

 – LAITO!!! – krzyknęła Yoko na całe gardło. – WYNOCHA!!! – krzyczała w emocjach zapominając, że jest to inny świat.

 Zielonooki leżał ułożony w „seksowny" sposób, a jedyne w co był ubrany to w kapelusz na swojej głowie.

 – Bitch-chan~. – zaczął tak, jakby nie słyszał. – Namaluj mnie jak francuską modelkę

 – Nie. – odpowiedziała patrząc na niego jak na obrzydliwego robaka. – LUNA!!! NIE PATRZ!!! – krzyknęła odwracając się w jej stronę.

 – D-dobrze... – odpowiedziała nie odrywając wzroku od swoich kartek. – (Muszę się przyłożyć do tego, aby wrócić do domu...) – zastanawiała się rysując portret Yoko.

 Przez resztę lekcji uczennice starały się namalować swojego wychowawcę najlepiej jak mogły, Yoko robiła wszystko, aby zdenerwować modela za sto jenów, a Luna dalej szkicowała portret swojej przyjaciółki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top