Rozdział XIII - Wtorek 4. Historia


Dwie przyjaciółki szły w kierunku sali lekcyjnej Azusy.

- Ja już chcę do naszych pijaw! - powiedziała Yoko zmęczona już tym światem.

- Ja też... Tęsknię za Alfred'em... Mam nadzieję... że jak wrócimy to będziemy w tym samym momencie... w którym się tutaj pojawiłyśmy...

- Jeśli wrócimy.

- Proszę cię... nawet tak nie mów...

- Sorki. Ale mam nadzieję, że wrócimy do siebie jak najszybciej. Chcę obrzuć Yumę zgniłymi pomidorami. - powiedziała zakładając ręce za głowę.

- Dlaczego...?

- Bo, ten dziad, wyrzucił mnie ze swojego pokoju!

- Ale wiesz... że tutaj nikt nas nie zna...? I to nie jego wina...

- To już nie jest mój problem.

Fioletowowłosa nie wiedziała, jak zareagować, więc już się nie odzywała. Kiedy dotarły do klasy, były jedyne w pomieszczeniu.

- Ciekawe, czy są tu jakieś bandaże...?

- Pewnie tak. A chcesz?

- Nie... Tylko się zastanawiam...

- Nuudaa. Może pożyczymy jakieś noże, bandaże, plastry?

- Yoko, nie...

- Yoko, tak!

- Yoko, nie... - powiedziała obejmując dziewczynę w tali, aby powstrzymać ją od zabrania rzeczy.

- Yoko, tak!

- Co się... tu... dzieje...? - zapytał Azusa w progu klasy.

- Eee... - powiedziały razem.

- Nie... ważne... Po prostu... usiądźcie...

Zawstydzone uczennice usiadły na swoje miejsca. Resztę przerwy cała trójka przesiedziała w ciszy do dzwonka. Reszta uczennic przyszła dość powolnie.

- To może... zapiszcie temat... ,,Apokalipsa w Nankinie"... Japończycy zakopywali... tam ludzi żywcem'...

Uczennice potulnie zapisały temat.

- A będzie pan pokazywał w praktyce? - zapytała z chytrym uśmieszkiem Yoko patrząc na towarzyszkę.

- A... chcecie...?

- Nie... - odpowiedziała fioletowowłosa.

- Świetnie... zaczynasz...

- Pomocy... - wyszeptała do siebie dziewczyna.

Nauczyciel zbliżył się do uczennicy i poprawił jej bandaż. Kiedy skończył wrócił na swoje miejsce i powrócił do opowiadania tematu.

- Panno Luno...

- Tak...?

- Czy mogę... założyć ci... nowy... bandaż...?

- Eee... Tak... chyba... tak...

Wampir podszedł do okna, które otworzył, a pod nim była szafka, w której znajdowały się jego plastry, bandaże. Kiedy go wyjął, odwrócił się do dziewczyny.

- Wolisz... tutaj czy... na korytarzu...?

- Chyba na korytarzu... - odpowiedziała zawstydzona propozycja swojego nauczyciela.

Dwójka powolnych osób w mówieniu wyszła z sali na korytarz zamykając drzwi.

- Mogę...? - zapytał pokazując palcem, aby się odwróciła.

- Tak... - odwróciła się.

Azusa powolnie zdjąłl z dziewczyny bandaż i założył go na swoje ramie.

- Nie... - przerwał. - Nie musisz tego robić... - powiedziała ze smutkiem.

- Ale chcę... twój bandaż... wydaje się... niewygodny... - mówił zakładając jej nowy.

- Wydaje się...

Nauczyciel i uczennica jeszcze przez chwile kontynuowali rozmowę.

- Skończyłem...

- Dziękuję... - powiedziała ze smutkiem dotykając jednym palcem nowy bandaż. - Naprawdę nie musiałeś...

- Ale chciałem... - odpowiedział obejmując ją w talii.

Fioletowowłosa zawstydziła się tym gestem i nie wiedziała, jak zareagować, więc tylko stała nieruchomo.

- Czy... czy możemy już iść...? - zapytała z lekko różowymi policzkami.

- Tak... - odpowiedział puszczając ją.

Azusa otworzył drzwi i gestem dżentelmena pokazał, aby uczennica weszła pierwsza.

- Dzięku-

Przerwała, gdy zobaczyła motyla latającego po klasie, a z jej gardła wydał się bezwarunkowy krzyk i wycofała się gwałtownie.

- Co się stało...?

- Spokojnie, Lunka! Ja się nim zajmę! - wykrzyczała ochoczo jej przyjaciółka wstając z ławki.

Yoko wzięła podręcznik (farbowanej) blondwłosej.

- Hej! - krzyknęła Ambra.

Czerwonooka zaczęła biegać po klasie próbując zabić latającego przed nią motylka.

- Co...? - zapytał zdezorientowany nauczyciel.

Kiedy nie uzyskał odpowiedzi, odwrócił się do fioletowowłosej, ale jej już za nim nie było, ponieważ siedziała skulona przy ścianie.

- Co się stało...? - zapytał z troską kucając przy uczennicy.

- Zabierz go. - powiedziała z zaszklonymi oczami.

- Kogo...?

- Ten pomiot Szatana. - wskazała palcem na klasę, w której znajdował się motyl.

- Boisz się... motyli...?

Niebieskooka pokiwała tylko głową, a chłopak ją objął ramieniem.

- Już spokojnie, Lunka! - wykrzyczała z radością czarnowłosa.

Wołana podniosła głowę.

- Już go zabiłam! - dodała.

- Dziękuję... - powiedziała wstając z podłogi.

- I patrz! Nie ma już skrzydełek! - pochwaliła się pokazując dłońmi na zgniecione truchło owada.

Okularnica wydobyła ze swojego gardła cichy okrzyk radości na tą wiadomość.

- Dziecko Hitlera! - krzyknęła z drugiego końca sali Shizuka. - Dajcie jej jeszcze akwarele! - dodała z pogardą.

- Taaak... Z romansu ze Stalinem chyba. - stwierdziła czerwonooka.

Luna podeszła do swojej wybawicielki obejmując ją z całej siły.

- Lunka, ja ciebie też kocham. Ale dusisz mnie!

- Przepraszam... - rozluźniła uścisk.

Yoko odwzajemniła gest powiedziała:

- Ładnie pachną ci włosy, od tych szamponów, którymi cię myłam. - stwierdziła.

- Możecie przestać się obmacywać i wygłupiać, przy całej klasie?! - wykrzyczała zdenerwowana szatynka.

- Nie. - odpowiedziała jej czarnowłosa.

- Siadajcie... - zażądał turkusowozielonowłosy.

- Dobrze... - odpowiedziała młodsza z dziewczyn.

Karne uczennice usiadły na swoich miejscach. Azusa pokazywał jeszcze zdjęcia broni, które były we krwi, a potem upadły mu na podłogę, przez dzwonek na przerwę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top