Rozdział I | Nowy dom |

 Siedemnastoletnia Yoko pakowała się, bała się co ją czeka i czemu matka chciała ją gdzieś oddać. Sekundę po tym, jak się spakowała, usłyszała krzyk swojej matki:

 – Yoko! Auto po ciebie przyjechało!

 – Dobrze mamo!

 Dziewczynę przerażała myśl, że zaraz zostanie wywieziona w jakieś miejsce.

 – (Ale ja nie chce do poprawczaka, no.) – pomyślała Yoko.

 Dziewczyna wzięła swoją walizkę i poszła do przedpokoju. Pani Hiroshito przytuliła swoją córkę i powiedziała do niej:

 – Kocham cię, nie ważne co się stanie. – rodzicielka wypchnęła swoje dziecko za drzwi i je zamknęła.

 Nastolatka nie wiedziała, co ze sobą zrobić; widziała przed wejściem do domu czarną limuzynę, kierowca patrzył na nią niecierpliwym wzrokiem.

 – Yoko Hiroshito? – zapytał kierowca.

 – Tak, to ja.

 – To wsiadaj.

 Czerwonooka zrobiła tak, jak kazał jej mężczyzna.

 – A jak daleko jedziemy?

 – Do Kaminashi.

 – Tak daleko?

 – Tak.

 – (No cóż, mam lepsze zajęcia do zrobienia w ciągu tych pięciu godzin.) – pomyślała, po czym położyła się wygodnie i zasnęła.


***


 – Wstawaj! – dziewczyna gwałtownie się podniosła.

 – To nie ja! Nie macie dowodów!

 – Co?

 – Ee, nic. – podniosła się do pozycji siedzącej.

 Dziewczyna chwyciła swoją walizkę i wyszła z limuzyny.

 – To tutaj? – zapytała.

 – No a gdzie? Idź i nie męcz mnie już, i tak przez całą drogę musiałem słuchać twojego chrapania.

 Czarnowłosa trzasnęła drzwiami i poszła w stronę bramy, furtka na szczęście była otwarta i przeszła przez nią. Dziewczyna szła dalej przed siebie w kierunku wielkiej rezydencji. Kiedy natrafiła na drzwi - otworzyła je i zawołała:

 – Halo! Jest tu ktoś?! (Jeśli nikogo nie będzie to, może sobie coś pożyczę~? Na przykład jedzenie.)

 – Po co drzesz mordę?! - usłyszała za sobą głos jakiegoś chłopaka.

Odwróciła się i zobaczyła za sobą chłopaka o zielonych kocich oczach i czerwono-brązowych włosach.

  – Bo lubię, a co?

  – Czego tu szukasz? - schylił się i obejrzał ją od głowy do stóp. - Kurduplu.

 – Coś ty powiedział?!

– ,,Kurdupel''

  – Ja ci dam kurdupla! Jak ci nogi utnę! A teraz mów, gdzie jest mój pokój i daj mi spokój!

  – Co tu się dzieje, Ayato? – nagle zza pleców Yoko usłyszała kolejny głos, był to o wiele wyższy chłopak w okularach.

  – Nic takiego, ale jakiś smerf się chyba zgubił.

  – Kim jesteś panienko?

  – A co, jesteś z policji?

 Na to pytanie okularnik się załamał.

  – Kim jesteś? – zapytał ponownie.

  – Yoko Hiroshito.

  – A to ty. – teraz on obejrzał dziewczynę. – Chodź za mną. – Odwrócił się i poszedł przed siebie. - Lokaj zabierze twoje rzeczy.

 Yoko jeszcze obejrzała się do tyłu i pokazała chłopakowi o kocich, zielonych oczach język, po czym ruszyła.

  – Siadaj. – pokazał jej ręką na niebieski fotel.

 Dziewczyna zrobiła tak jak kazał jej okularnik.

  – A więc. - zaczął. – Ty jesteś naszą nowa ofiarą?

  – Co?

  – No, no, no. A co tak smakowicie pachnie? – usłyszała zza swoich pleców nowy głos.

 Był to chłopak trochę podobny do tego pierwszego, ale wyróżniał go kapelusz i dłuższe włosy, które były rudawo-brązowe.

  – Czyżby to nasza nowa ofiara~? – zapytał nachylając się nad dziewczyną.

  – Nie. – odpowiedziała stanowczo.

  – Zgadzam się. – usłyszała kolejny głos, tyle że z drugiej strony. – odwróciła się w stronę, z której słyszała głos. Był to chłopak o fioletowych włosach.

  – A ja wręcz przeciwnie! – wtrąciła się.

  – Pachniesz krwią i piankami. – kontynuował.

  – Odczep się!

  – Jesteście za głośno... – był to kolejny głos, należący do chłopaka o blond, który leżał po drugiej stronie salonu na sofie.

  – Zgadzam się. – kolejny głos... tym razem należał do chłopaka, co wyglądał jak albinos.

  – (Więcej was matka nie miała?!) – pomyślała Yoko pytając się samej siebie. – Miałam z wami zamieszkać, tak czy nie?

  – Owszem, masz z nami zamieszkać.

  – A na jak długo?

  – Na zawsze.

  – Ale ja nie chcę!

 – Masz z nami mieszkać, a jeśli nie chcesz być potraktowana batem, to się lepiej mnie słuchaj. - wyciągnął bat.

 Dziewczyna rozszerzyła swoje oczy z przerażenia, ale nie z tego, że widziała bat, tylko z tego, że nie wiedziała skąd się on tam wziął.

  – (A weź się uduś tym batem.)

 – Dobrze, a więc zacznijmy od początku, skoro wszyscy już się tutaj zebraliśmy. – odchrząknął. – To jest Shu - najstarszy syn. – wskazał na blondyna. – Dalej ja - Reiji. – wskazał na siebie batem. – Teraz trojaczki: Laito. – wskazał na uśmiechniętego kapelusznika.

  – Miło mi cię poznać, Bitch-chan~. – puścił jej oczko.

  – Kanato. – pokazał na uroczego chłopca z fioletowymi włosami i misiem.

  – A to jest Teddy. – dodał.

  – A ten to Ayato. – pokazał na chłopaka o zielonych kocich oczach.

 Wymieniony chłopak chciał coś dodać od siebie ale dziewczyna go ubiegła:

  – Ty się nie odzywaj.

 Wszyscy zamilkli po chwili. Albinos wraz z Kanato się zaśmiali. Reiji skomentował to wzrokiem w stylu „Serio?".

  – A to najmłodszy Subaru. – wskazał na albinosa.

  – (Awww, Subaru jest uroczy. Te włoski i oczka.) – skomentowała wygląd chłopaka w myślach.

  – Masz jakieś pytania? – zapytał Reiji.

  – Yyy... – zmyśliła się. – Dlaczego nazwaliście mnie „ofiarą"?

  – A. Tego to ci nie powiedziano mą-dra-lo? – wtrącił Ayato.

  – Nie. Nic mi nie powiedziano. Jedyne co słyszałam to było o jakimś „Tougo" czy coś.

  – To nasz ojciec. – wytłumaczył Reiji.

  – Ale nadal nie wiem, o co wam chodziło mówiąc na mnie „ofiara".

  – Bo będziesz moją seksualną ofiarą~. - powiedział Laito śmiejąc się.

  – Że co?

  – Laito! - skrzyczał go okularnik. - Czy to miłe zachowywać się tak w stosunku do nowo poznanej dziewczyny?

  – Może~.

  – Nie wytrzymam z nimi...

  – Odpowie mi ktoś?

  – A będziesz w końcu cicho? - zapytał blondyn.

  – Możliwe.

 – Bo my jesteśmy wampirami. - powiedział to tak, jakby, mówił jaka dzisiaj będzie pogoda.

 Dziewczyna nie wiedziała jak zareagować na to zdanie i jedyne logiczne zdanie jakie ułożyła w swojej głowie to było:

 – Lubię wampiry.

 Wszyscy w pomieszczeniu zamarli.

 – (Czyżby masochistka?) – pomyślał Laito.

 – Tooo, gdzie macie lodówkę?

 – Wiesz co, Yoko? - powiedział fioletowowłosy.

 – Hm?

 – Ja też jestem głodny.

 – To chodź do kuchni.

 – Kiedy wampir mówi, że jest głodny, chodzi mu tylko o jedno.

 – Eee... Sypialnia?

 – Nie. – zbliżył się do jej szyi.

 Czarnowłosa gwałtownie odskoczyła z miejsca w drugą stronę, przez co jej głową walnęła głowę Laito.

 – Ała! Bitch-chan! Co tak szybko?!

 – Eheheheee...

 Zmieszanie Yoko wykorzystał Laito. Zbliżył się do jej szyi.

 – Ejejej! - złapała się za szyję. – Może dacie mi zdecydować, kto ma mnie pierwszy ugryźć?!

 – To takie nie uprzejme. Nawet nie wiesz jakiej jakości jest twoja krew. Zachowujesz się jak wysokiej klasy prostytutka. – skomentował Reiji

 – Uważaj na słowa, bo nie dostaniesz zniżki!

 – Odmawiam. – wstał ze swojego miejsca. – Ta dziewczyna nie ma manier. – i odszedł.

 – Zgadzam się, to głupie. – powiedział Subaru, po czym odszedł.

 – Kończcie to całe zamieszanie i bądźcie cicho. - wtrącił znudzony blondyn.

 Yoko odwróciła się w stronę trojaczków, a potem w miejsce blondyna, którego już nie było na kanapie.

 – No chłopaki~. Nie chcecie się razem zabawić? Pamiętaj jeszcze, Bitch-chan~ nie pożałujesz, jeśli to mnie wybierzesz~.

 – Więcej dla mnie! - powiedział Ayato.

 – Jeśli mi się nie dasz... To ja i Teddy cię poćwiartujemy. – powiedział Kanato z sadystycznym uśmiechem.

 – No to wybieraaam... – tu się zamyśliła. - Żadnego.

 Chłopcy spojrzeli na nią jak na idiotkę. Po czym Laito i Ayato popatrzyli na siebie i się uśmiechnęli.

 – No więc~. Bitch-chan...

 – No, Kurduplu...

 – Chodź Teddy, oni nam nic nie dadzą. - powiedział do misia i odszedł.

 Dwaj trojaczni bracia zbliżyli się do Yoko. Ta w odpowiedzi tylko zagłębiła się w siedzenie fotela ze strachu, że czymś ją jeszcze zarażą. Zblizyli się do jej szyi i ugryzli ją.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top