Rozdział VI | Obietnica |

 Yoko spojrzała na swój plan i zobaczyła, że teraz będzie ostatnia lekcja, którą był W-F. Kiedy przestała się pakować ktoś oparł się dwie dłońmi o jej ławkę - a tą osobą nie kto inny, jak sam we własnej osobie - Ayato.

 – Czego chcesz, Ayato? – zapytała zdenerwowana.

 – Tego co mi obiecałaś.

 – Czyli czego?

 – Już nie pamiętasz, Kurduplu?

 – Ale czego?

 – Miałaś zaspokoić moje pragnienie. – nachylił się nad dziewczyną i wyszeptał do jej ucha.

 – A no tak. – dziewczyna przypomniała sobie, co powiedziała zielonookiemu. – Dobra, chodź. Chcę to już mieć za sobą. – wstała z miejsca i ruszyła w stronę wyjścia z klasy. – To gdzie idziemy?

 – Na dach?

 – No dobra. Ale szybko.

 Oboje poszli w stronę schodów i skierowali się na dach. Czarnowłosa odchyliła głowę, aby wampir mógł się napić

 – Jaka potulna. – skomentował.

 – Pijesz? Czy poprawić ci ten nos?

 – No już. – chłopak nachylił się nad dziewczyną i ugryzł ją. Ayato ssał długo krew czerwonookiej, ale kiedy skończył oderwał się i oblizał ugryzienie.

 – Zadowolony? – ledwie powiedziała.

 – Bardzo. – odpowiedział z uśmiechem i pochylił głowę dziewczyny na drugą stronę, gdzie jego brat kilka godzin temu ją ugryzł.

 – Co ty robisz?! – wykrzyczała zdenerwowana i odskoczyła.

 – Mogłabyś się lepiej zachowywać, kiedy ktoś chce ci pomóc.

 – Co? – zielonooki przyciągnął Yoko do siebie i ją objął, aby się nie wyrwała - co i tak było zbędne, zważając na fakt, że czerwonooka ledwie trzyma się na nogach - jedną ręką odgarnął jej włosy.

 – Nie ruszaj się. – powiedział i oblizał miejsce ugryzienia Laito. – Powinno się szybciej zagoić. – skomentował i puścił ją.

 – Ouu... Dziękuję.

 – A teraz chodź na W-F, Kurduplu. – zaproponował i objął ją ramieniem.

 Wampir zaczął kierować siebie i dziewczynę w kierunku wyjścia z dachu.

 – Myślę, że to nie będzie potrzebne. Tak, jak zaraz ta łapa. – tu spojrzała na ramię chłopaka.

 – Taaak, na pewno! Patrząc na to ile krwi straciłaś? Z pewnością ci się uda.

 – A chcesz się założyć?

 – A zrzucić cię ze schodów?

 – Nie?

 – To nie pyskuj Jego Wysokości. – wampir ukucnął przy dziewczynie i złapał ją za nogi.

 – Co ty robisz?! – wykrzyczała zdenerwowana i zaczęła się wiercić.

 – Powtarzam jeszcze raz. Mam cię zrzucić ze schodów?

 – Tak. Albo nie. Albo nie wiem.

 – Liczę do dziesięciu.

 – Ty umiesz liczyć?

 – Jeśli się nie zdecydujesz, albo odmówisz to zrzucam cię ze schodów. Raz... Dwa... Trzy... Dziesięć! Decyduj się!

 – Nawet liczyć do dziesięciu nie potrafisz... Serio?

 – Odpowiadaj!

 – No dobra, niech ci będzie... – rzuciła od niechcenia.

 – No. – Ayato zniósł Yoko po schodach na sam dół, po czym ją odstawił twardo na podłogę. – I widzisz? Nie bolało.

 – Ale mogło być lepiej. – skomentowała.

 – Tia... A teraz chodź, bo zaraz dzwonek, Kurdupelku.

 Ta radosna dwójka udała się na zajęcia i jak reszta klas drugich mieli lekcję W-F'u. Yoko jeszcze pożegnała się ze swoimi ,,kochanymi'' kolegami z klasy i dołączyła do mieszkańców rezydencji do limuzyny.

***

 Czerwonooka jak zwykle jadła sama kolację, na której były pozostałości z jej obiadu, którym był pieczony kurczak.

 Czarnowłosa po skończonym posiłku posprzątała po sobie i nie ď0 iść w kierunku swojego pokoju. Jej poczynania przerwał śpiew i gra na fortepianie. Yoko zaczęła się kierować w stronę dźwięku, otworzyła drzwi, a za nimi byli: Laito, który grał na instrumencie i Kanato, który śpiewał.

 – O! Bitch-chan! Czekaliśmy na ciebie!

 – Naprawdę? – zapytała zdziwiona.

 – Nie. – odpowiedział jej Kanato.

 – Dzięki, Kanato. – wycedziła przez zęby.

 – No wiesz co, Kanato? Już obrażasz naszą siostrzyczkę?

 – Odwal się, Laito. – odpowiedział mu fioletowowłosy.

 – No wiesz co, Histeryku? To, że zabrała ci rolę najniższej osoby, nie oznacza, że musisz jej od razu nienawidzić. – skomentował Ayato.

 – Czy mogę już ją zabić? – kontynuował narzekanie.

 – Nie. Zostaw mi mojego Kurdupla. – przytulił dziewczynę od tyłu, a na jej głowie położył swoją.

 – Idź, pijawo nieczysta!

 – To mogę?

 – A w ogóle umiesz zabijać? – zapytała z wyraźnym sarkazmem.

 – A myślisz, że dlaczego nie mamy już matki?

 – Bo zobaczyła waszą głupotę i stwierdziła, że woli się zabić?

 Przez chwilę w pokoju była cisza, ale przerwał ją Ayato:

 – Zagryzłem tą szmatę. – rzucił obojętnie. – A co najgorsze, zniszczyła się przez to moja ulubiona koszula!

 – To, który z was to w końcu zrobił? – odparła znudzona.

 – A potem zepchnąłem ją z balkonu.

 – Ja, na koniec rozgrzałem ją. – uśmiechnął się sadystycznie, ale przy tym uroczo.

 – Oceniam to morderstwo na cztery plus. Brawo. Jednak umiecie zabić. – zaczęła klaskać w dłonie.

 – Nie przeraża cię to? – zapytał Ayato.

 – Nie, czemu?

 – Bo zazwyczaj ludzi szokują morderstwa.

 – Ja zabijam od dziecka. – powiedziała i wyszła z pomieszczenia.

 Dziewczyna zaczęła spacerować po ogrodzie pełnym róż za rezydencją.

 – (O. Subaru.) – podeszła bliżej niego. – Hej. – pomachała do chłopaka.

 – O, Yoko. Czego tu chcesz?

 – No nie wiem. Porozmawiać? Dać Ci się nakarmić? Odpocząć od tych idiotów? – pokazała kciukiem za siebie.

 – Tia...

 – To chcesz się napić? Pozwalam.

 – Nie boli cię to? Zazwyczaj ofiary błagają, by tego nie robić.

 – Przyzwyczajam się. – odpowiedziała z uśmiechem.

 – Niech ci będzie. – nachylił się nad szyją dziewczyny i ją ugryzł.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top