58

Cleo

Dzień po tym, jak wróciłam do domu, czułam się jak nowo narodzona.

Moja psychika bardzo ucierpiała przez porwanie. Już nigdy miałam nie zapomnieć tego, co zrobili mi Samuel oraz Carmichael. Nie chciałam być jednak postrzegana przez Devona, Jeroma i Jahmela jako ktoś słaby, bezbronny i żałosny. Postanowiłam więc często się przy nich uśmiechać. Chciałam, aby się o mnie nie martwili. Widziałam bowiem, jak bardzo ich to wszystko męczyło. 

Moje ciało było zmęczone i obolałe, jednak nic nie wskazywało na to, że miałam jakieś obrażenia wewnętrzne. Czułam się więc całkiem w porządku. Nie było oczywiście idealnie, gdyż w końcu kilkanaście bądź kilkadziesiąt godzin spędziłam w niewoli, która zakończyła się krwawo dla niektórych osób, jednak teraz byłam wolna. 

Nie mogłam się doczekać, aby wszystkie zniewolone przez Samuela i Carmichaela osoby wróciły do swoich domów. Bardzo chciałam ich szczęścia. Najbardziej jednak związana byłam emocjonalnie z Katie. To z nią spędziłam najwięcej czasu. To ona mnie wspierała, gdy sama nie miałam na to siły. Może powtarzała mi, abym się poddała, ale nigdy nie zostawiła mnie na pastwę losu. Zawsze przy mnie była. 

Devon nie chciał mnie od rana zamęczać. Był bardzo opiekuńczy. Aż za bardzo. Poprosiłam go więc, aby zajął się chorym drzewkiem w ogrodzie. Przewrócił oczami, ale posłusznie się tam udał. Ja za to znalazłam się w kuchni. Miałam zamiar zrobić śniadanie dla moich ukochanych chłopców.

- Aresztuję cię za zakłócanie spokoju w moich spodniach. 

Dostałam solidnego klapsa w tyłek, po czym ktoś przerzucił mnie sobie przez ramię. Krzyknęłam i zaczęłam się śmiać, rozpoznając w moim napastniku Jeroma. 

- Puszczaj mnie, brutalu!

- Nigdy nie wypuszczę takiej zdobyczy jak ty. Nikt cię ode mnie nie uratuje. Podzielę się tobą z moim kochankiem. 

Nie mogłam przestać chichotać jak mała dziewczynka. Jerom dawał mi klapsy raz po raz. Wiedział, że mnie to podniecało. Cieszyłam się, że nie traktował mnie jak laleczki ze szkła. Był normalny. Zachowywał się tak, jakby nic złego się nie stało i tego właśnie potrzebowałam. Tej normalności, a nie użalania się nade mną. 

- Proszę, ratunku!

Jerom zaśmiał się zwycięsko. 

- Nikt cię nie uratuje, maleńka. Wiesz, jakiego wielkiego kutasa ma mój chłopak? 

- Bardzo dużego? 

- Kurwa, jeszcze jak. Kiedy wsadzi ci do go ust, udławisz się. 

Śmiałam się tak bardzo, że łzy spływały mi po policzkach. Jerom postanowił zanieść mnie do salonu. Okazało się, że właśnie tam siedział, a właściwie drzemał, Jahmel. Chłopak był bardzo zmęczony po wczorajszej akcji. Na szczęście gdy tylko Jerom wniósł mnie do salonu, Jahmel otworzył oczy. 

- Bawicie się i mnie nie zapraszacie? Brutale z was. 

- Właśnie przyniosłem ci nagrodę za posłuszeństwo, kochanie - rzekł Jerom, układając mnie na klęczkach przed Jahmelem. Mężczyźni wyglądali tak dominująco i przystojnie. Gdyby Devon ich w tej chwili zobaczył, na pewno nakrzyczałby na nich za to, że nie dali mi czasu na przyzwyczajenie się do nowej sytuacji, ale ja nie miałam do czego się przyzwyczajać. Byłam szczęśliwa, że do nich wróciłam i nie zamierzałam marnować już ani chwili swojego życia. Cieszyłam się, że tu z nimi byłam i mogłam spełniać swoje marzenia. W tej chwili marzyłam o tym, aby być ich posłuszną dziewczynką i właśnie do tego dążyłam. 

- Czy mogę cię jakoś zaspokoić, mój władco? 

Jahmel zakaszlał. Chyba się tego po mnie nie spodziewał.

- Mój władco? Czy coś mnie ominęło? 

Jerom stanął za mną. Położył dłonie na moich ramionach i mruknął z zadowoleniem. 

- Taka posłuszna. Taka piękna. Kochanie, wykorzystajmy ją. 

- Kurwa, co wy wyprawiacie? 

Mój ukochany, władczy i trochę apodyktyczny pan właśnie wrócił z ogrodu. Wszedł do salonu i spojrzał na mnie klęczącą przed Jahmelem z niedowierzaniem. 

- Wysłałaś mnie do ogrodu, a sama masz zamiar obciągnąć Jahmelowi? 

- Przepraszam, Dev. Tak się składa, że zaczęłam robić dla was śniadanie, ale nagle w kuchni pojawił się bardzo przystojny porywacz, który przerzucił mnie sobie przez ramię i przyniósł do swojego chłopaka. Kolejną sprawą jest to, że jego chłopak bardzo mi się spodobał i postanowiłam sprawić mu rozkosz. Mam nadzieję, że nie gniewasz się na mnie. 

Drocząc się z Devonem, położyłam dłoń na jego udzie. Dobry Boże, jak ja uwielbiałam przed nim klęczeć. Nie było nic piękniejszego niż klęczenie przed człowiekiem, którego się kochało, którego się podziwiało i którego chciało się zadowolić. 

Po tym, jak Dev już trochę się uspokoił, położył dłoń na mojej głowie. Spojrzał mi w oczy. Wiedziałam, czego w nich szukał. Chciał się dowiedzieć, czy nie było dla mnie za wcześnie na takie zabawy. 

Nie. Wcale nie było za wcześnie. Nie zamierzałam pozwolić Samuelowi i Carmichaelowi wygrać nawet z zaświatów. Oni już nie żyli. Nie kontrolowali mojego życia. Mogłam wrócić do tego, kim byłam przed porwaniem. 

Wiedziałam, że po południu miał przyjechać do nas lekarz z wszelkim niezbędnym sprzętem. Doktor Hyde, swoją drogą, bardzo ciekawe nazwisko, miał zbadać stan mojego organizmu oraz dowiedzieć się, czy nosiłam w sobie dziecko. 

Przez całą noc modliłam się o to, aby nie okazało się, że byłam w ciąży. Nie byłabym bowiem w stanie urodzić i wychowywać dziecka moich oprawców. Dziecko nie byłoby niczemu winne, ale skrzywdziłabym tym sposobem nie tylko siebie, ale również moich chłopców. 

Na pewno wiele kobiet nie poparłoby mojej decyzji o ewentualnej aborcji nazywając mnie samolubną, ale to było moje życie i moja decyzja. Dziecko chciałam mieć tylko z Devonem. Nie wiedzieliśmy, czy było to możliwe z powodu obrażeń, których zaznał na torturach, ale wierzyłam w cuda. 

Dev głaskał mnie uspokajająco po głowie. Był dla mnie taki czuły i delikatny. Uwielbiałam to, gdy tak mnie traktował. Choć podobało mi się również, gdy był dla mnie oschły. Wtedy czułam do niego jeszcze większy respekt. 

- W takim razie zrób nam przedstawienie, królowo. 

Uśmiechnęłam się do Devona, ciesząc się, że dawał mi zielone światło.

- Obciągnij Jahmelowi, a Jerom i ja sobie na wszystko popatrzymy.

- Dziękuję za pozwolenie, mój panie.

Dev jęknął, gdy tak go nazwałam. 

- Chyba, że wolisz, żebym nazywała cię tatusiem? 

- Cleo, proszę. 

- Dobrze, tatusiu, już nie będę. 

Jerom i Jahmel zaczęli się śmiać z naszej wymiany zdań. Chciałam, aby było tak codziennie. Beztrosko, swobodnie i rodzinnie. 

- Jahmel, skuję ci ręce - zaproponował Jerom, na co jego kochanek jęknął z niechęcią. - To będzie dla mnie miły widok, gdy będziesz taki bezbronny. Może też założę ci obrożę ze smyczą? Co ty na to? 

- Dla ciebie zrobię wszystko, mój królu.

Jerom zrobił to, co zapowiedział. Skuł Jahmelowi ręce za plecami, a na jego szyję założył obrożę. Po chwili przypiął do obroży smycz. Stanąwszy za kanapą i tym samym za plecami swojego kochanka, Jerom pociągnął za smycz. Jahmel jęknął. 

- Działaj, Cleo. Doprowadź go do szału. Jest bezbronny, więc możesz robić z nim wszystko, co chcesz.

- Nie bądźcie tacy okrutni! - krzyknął Jahmel, którego wypukłość w spodniach była już doskonale widoczna. 

- Będę dla ciebie litościwa, jeśli będziesz dla mnie grzeczny - powiedziałam, na co Jahmel skinął głową i przymknął oczy.

Jahmel, podobnie jak ja, lubił, gdy ktoś przejmował nad nim kontrolę. Podobało mu się, gdy to on był stroną uległą i musiał wykonywać rozkazy. Czasami marudził, ale wiedziałam, że robił to tylko dlatego, aby dodać pikanterii zabawie. Cieszyłam się, że był takim uroczym chłopakiem. Miał bardzo dobre serce, które nosiło w sobie mnóstwo miłości. Wciąż nie mogłam jednak uwierzyć w to, że ktoś w przeszłości zdecydował się skrzywdzić tego dobrego, bezinteresownego i delikatnego chłopaka. 

Złapałam za gumkę spodni dresowych Jahmela. Młody mężczyzna uniósł biodra, a ja z łatwością mogłam zdjąć mu spodnie. Spodziewałam się, że będzie miał pod spodem bieliznę, ale nie było dla mnie zaskoczeniem, że nic nie skrywało jego krocza. 

Wzięłam do ręki jego penisa, ale zrobiłam to delikatnie, żeby celowo się z nim podroczyć. Jahmel szarpnął się na smyczy, jęcząc. 

- Kto jest moim grzecznym chłopcem? - spytał Jerom, łapiąc wolną dłonią swojego kochanka za podbródek. 

- Ja, mój panie. 

- Właśnie. Nie dojdziesz, dopóki nie wydam na to zgody. 

- Panie, błagam!

- Grzeczni chłopcy dostają nagrody, a niegrzeczni kary. Jeśli chcesz być posłusznym chłopcem, musisz się mnie słuchać. Wiem, że będzie ci ciężko, ale dasz radę. Wierzę w ciebie. 

Jahmel miał na czubku fiuta kropelkę preejakulatu. Gdy mocniej ścisnęłam jego kutasa, odchylił głowę do tyłu i jęknął. Zaczął się poruszać, błagając mnie, abym miała dla niego litość. Patrzył na mnie oczami pełnymi zaufania. Był taki słodki. 

- Podoba mi się twój penis, Jahmelu - zaczęłam, drocząc się z nim, aby doprowadzić go do granicy, z której nie było już powrotu. Można było tylko rzucić się na głęboką wodę. - Jest taki duży i twardy. Chyba bardzo chciałbyś wejść w moje usta, co? 

- Tak, Cleo. Proszę. 

- Nie wiem jednak, czy na to zasłużyłeś. 

- Tak, byłem grzeczny! Bardzo grzeczny!

- Jeromie, czy to prawda? 

Jerom i Devon parsknęli śmiechem. Im także podobała się ta gra.

- Nie jestem pewien - rzekł Jerom, stukając się palcem wskazującym w podbródek. Devon puścił mi oczko. - Jahmelu, czy byłeś grzeczny?

- Tak, panie! Kurwa, proszę!

- Hej, hej. 

Jerom zasłonił usta Jahmela dłonią, śmiejąc się z wyższością. 

- Nie przeklinaj mi tutaj, mój niewolniku. Oczekuję, że moja zabaweczka będzie grzeczna. Masz być miły, zrozumiano? 

Jahmel pokiwał twierdząco głową. Jerom uwolnił jego usta. Jahmel zaczerpnął powietrza. 

- Proszę, proszę, proszę...

Wzięłam do ust czubek jego penisa. Zauważyłam, że Devon wsunął sobie rękę do spodenek i zaczął się masturbować na ten widok. Jerom z kolei ocierał się o kanapę. Nasza pokręcona rodzinka nigdy nie była normalna, ale ja wcale nie chciałam normalności. Normalność była przereklamowana, a my byliśmy kimś więcej. Kimś, kogo nie wszyscy by zrozumieli, ale nas to nie obchodziło tak długo, jak mieliśmy siebie. 

- Moja Cleo. Moja piękna Cleo. 

Słowa Jahmela nakręciły mnie do działania. Wzięłam go głębiej w usta ciesząc się z tego, że sprawiałam mu przyjemność.

- Kurwa, kocham cię. Och, przepraszam. Nie powinienem przeklinać. Już będę grzeczny, przysięgam. 

- No ja myślę - rzekł Jerom, całując swojego chłopaka w usta i tym sposobem spijając jego jęki. - Mój słodki Jahmel. Co ja bym bez ciebie zrobił, mój kochany? Jesteś wszystkim, co mam. Tak bardzo cię kocham. 

Obciągałam Jahmelowi, masując jego jądra. Jego biodra co chwila podrygiwały do góry. Był napalony na mnie, co mi pochlebiało. 

- Cleo, Cleo.... Błagam cię... 

Pracowałam najlepiej, jak umiałam. Nie było to łatwe, gdyż jego penis był naprawdę duży, ale sprawienie Jahmelowi przyjemności było moim nadrzędnym celem. Dlatego wzięłam go najgłębiej, jak umiałam i doprowadziłam go do orgazmu. 

Jahmel drżał. Słyszałam dźwięk kajdan i smyczy, gdy się szarpał. Był taki napalony. Tak jak ja. 

- Pięknie, kochanie - zaśmiał się władczo Jerom. - Nie myśl jednak, że ta nagroda spotkała cię bez powodu. Nie dałem ci pozwolenia, a ty i tak doszedłeś. Później cię za to stosownie ukarzę. Teraz musisz odwdzięczyć się naszej ukochanej dziewczynce. Mam wrażenie, że zrobisz to z przyjemnością, prawda? 

Jahmel jęczał. Zlizałam całą spermę, jaką z siebie wytrysnął i spojrzałam na Deva. Mój pan zdjął spodenki i doszedł na podłogę. Ten obrazek wyrył się w mojej głowie. Nie spodziewałam się, że Devon dojdzie patrząc, jak pieprzę innego faceta. Jak już jednak wspomniałam, ta rodzinka była pokręcona, ale nie zamieniłabym jej na nic innego. Cieszyłam się, że byłam tutaj właśnie z nimi. Kochałam ich tak mocno, że ta miłość aż mnie rozsadzała od środka. 

Jerom uwolnił Jahmela tylko częściowo. Zdjął mu kajdanki z nadgarstków, ale nie zdjął mu smyczy. 

- Aniołku, rozbierzesz się do naga i położysz na plecach na podłodze, dobrze? 

Spojrzałam na Devona. To właśnie on wydał mi ten rozkaz. Z uśmiechem skinęłam głową i wstałam na drżących nogach, aby się rozebrać. 

Uśmiechnęłam się z lekkim zażenowaniem, gdy zrozumiałam, że moja bielizna była mokra. Majtki nadawały się do prania. To jednak świadczyło o tym, że scenka mająca miejsce przed chwilą mi się podobała, więc był to powód do dumy. 

Devon z tajemniczym uśmieszkiem odebrał ode mnie ubrania. Położyłam się na podłodze i ugiąwszy nogi w kolanach, rozłożyłam nogi. Usłyszałam jęk mężczyzn. Podobałam im się, co napawało mnie dumą. Nie byłam idealna, ale w ich oczach byłam wystarczająca. To było dla mnie doskonałe. 

- Jahmel, na kolana. Spraw naszej dziewczynce rozkosz. 

- Cholera, tak. 

Jahmel dostał klapsa od Jeroma. Szybko umościł się na czworakach między moimi nogami. Jerom trzymał go za smycz, sprawując nad nim kontrolę. 

Nie mogłam przestać się śmiać. Twarz bolała mnie już od śmiechu. Nie chodziło tylko o to, co wyprawiał ze mną Jahmel. Byłam po prostu szczęśliwa, że tutaj byłam. Bezpieczna, cała i zdrowa.

W tej chwili nie myślałam jeszcze o potencjalnej ciąży z jednym z moich katów. Żyłam chwilą. Robiłam coś, czego wielu ludzi nie potrafiło, ale co było sztuką. 

Pozwoliłam sobie odpuścić. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top