41
Cleo
Założyłam nagiemu Devonowi obrożę i złapałam za smycz. Czułam się podniecona i nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo się stresowałam.
Dev klęczał na poduszce i patrzył na mnie z leniwym uśmiechem. Był przepiękny. Zarówno w środku, jak i na zewnątrz. Codziennie żałowałam, że wcześniej nie dałam mu szansy. Podczas mojej pierwszej niewoli w Iranie całkowicie go skreśliłam, ale nie było się czemu dziwić.
Ten mężczyzna mnie przecież porwał. Odebrał mi wolność i świat, jaki znałam. Byłam na niego o to wściekła, jednak nie dało się ukryć, że dzięki porwaniu Devon pokazał mi lepsze życie. Takie, w którym miałam wszystko, czego przedtem mi brakowało. Dzięki niemu zrozumiałam, że nie musiałam tkwić na granicy amerykańsko-meksykańskiej i męczyć się w brudnym, przerażającym i niebezpiecznym miasteczku.
- O czym tak myślisz, aniołku? Oddalasz się ode mnie.
Posłałam brunetowi przepraszające spojrzenie. Wcale nie chciałam się od niego odsuwać, ale było to silniejsze ode mnie.
- Przepraszam. Trochę zabłądziłam.
- Chciałabyś o czymś ze mną porozmawiać?
Uśmiechając się, położyłam dłoń na jego głowie. Przeczesałam włosy klęczącego przede mną mężczyzny, patrząc z dumą na jego uległość, jaką mi w tej chwili okazywał.
- Powróciłam myślami do przeszłości. Teraz za to zastanawiam się nad tym, dlaczego ciągle się ze sobą zabawiamy. Chyba powinno mnie to niepokoić.
Devon tylko parsknął śmiechem. Złapał mnie za uda. Pogłaskał je delikatnie, odchylając głowę, aby móc bez problemu spojrzeć mi w oczy.
- Cleo, to zupełnie normalne. Poznajemy się. Jesteśmy na etapie romansu, co bardzo dobrze na nas wpływa. Jeśli jednak tempo jest dla ciebie zbyt szybkie, możemy zwolnić. Ja poddaję się chwili, bo cholernie mocno cię pragnę, ale ty nie musisz robić tego samego dla mnie, jasne?
- Chcę tego, Dev. Bardzo tego chcę, ale obawiam się, że jeśli teraz pokażemy sobie nawzajem wszystkie nasze karty, szybko się sobą znudzimy. Nie chcę tego. W miasteczku, w którym mieszkałam, miałam pewną koleżankę. Miałą na imię Andrea. Zakochała się w starszym od siebie Juanie i już na pierwszej randce poszła z nim do łóżka. Ich wielka miłość szybko się wypaliła, gdy Juan rzucił Andreę po tym, jak powiedział jej, że wszystko już razem zrobili i nic nowego nie zostanie wniesione do ich związku. Nie chcę, aby nas spotkało coś podobnego.
Brunet zmarszczył brwi. Jego oczy w kolorze whisky stały się ciemniejsze, ale było to chyba tylko moje wrażenie.
- Kochanie, to nas nie spotka. Kocham cię, a ty kochasz mnie, prawda?
- Tak.
Nie miałam co do tego żadnych wątpliwości.
- Właśnie. Kochamy się i jesteśmy w stanie zrobić dla siebie wszystko. Mogę dać ci więc słowo, że nigdy się tobą nie znudzę, laleczko. Szaleję na twoim punkcie. Kurwa, Cleo. Przecież klęczę przed tobą z obrożą na szyi. Czy to nie wystarczający dowód na moje oddanie?
Zaśmiałam się. Pochylając się, chwyciłam w dłonie przystojną twarz Devona i złożyłam na jego ustach pocałunek.
- Szkoda tylko, że musieliśmy tak wiele przejść, aby tutaj być.
- To nic, skarbie. Najważniejsze jest to, że jesteśmy razem i nic już nas nie zatrzyma. Teraz, gdy sprawy się rozwiązały i wiemy, co dzieje się z Jeromem i Jahmelem, czuję się o wiele lżej.
Pocałowałam go w czubek głowy. Uwielbiałam go całować. Kochałam go, więc nie było w tym nic dziwnego. Od dawna chciałam mieć kogoś, o kogo mogłabym dbać i kogo mogłabym kochać. Dev może mnie porwał, ale gdyby nie on, nie poznałabym potęgi prawdziwej miłości. Blizny, które nosił na ciele, były doskonałym dowodem tego, jak bardzo mu na mnie zależało. Dla mnie był gotów nawet umrzeć.
Wciąż byłam na niego wściekła za to, że tamtego dnia bez wahania oddał się na tortury. Wiedział, że mógł umrzeć, ale i tak to zrobił. Byłam na niego o to bardzo zła, ale gdyby Devon nie zgodził się iść z tymi podłymi ludźmi, dziś byłabym martwa.
- Co chciałbyś, abym z tobą zrobiła?
Jego piękne oczy błysnęły. W zabawie w panią i niewolnika chyba rzadko dominująca strona pytała uległą o to, co chciała, aby z nią zrobiono. Ja jednak zamierzałam spełnić wszystkie życzenia Devona. Dlatego zadałam mu takie pytanie.
- Cokolwiek ze mną zrobisz, będę szczęśliwy, moja pani.
Przewróciłam oczami. Jego odpowiedź wcale mi nie pomogła.
- Czyli mogę znaleźć sztucznego fiuta i wsadzić ci go w tyłek?
Zaczęłam się śmiać, gdy na jego twarzy zobaczyłam niesmak.
- Może nie aż tak. Jerom i Jahmel na pewno nie mieliby nic przeciwko takiej zabawie, ale ja chyba nie jestem jeszcze na to gotowy.
- Tylko żartowałam - wyznałam, głaszcząc go po włosach. - Może w takim razie przykuję cię do łóżka i skażę na słodkie tortury?
Dev mruknął. Pocałował mnie w wewnętrzną stronę dłoni, gdy zbliżyłam rękę do jego twarzy.
- To będzie dla mnie zaszczyt, mój aniołku.
Poprosiłam więc Devona, aby wstał. Pociągnęłam go za smycz w kierunku łóżka. Szłam jednak powoli, aby nie nadwyrężyć jego chorej nogi.
Gdy byliśmy już przy łóżku, rozkazałam Devovi, aby położył się na brzuchu. Chyba nie był na to przygotowany sądząc, że będzie musiał położyć się na plecach. Ja jednak postanowiłam zająć się jego tyłeczkiem. Miałam także jeszcze jeden plan, który miał uświadomić mu to, jak cudowny był.
Upewniłam się, że mojemu chłopakowi było wygodnie. Na oczy założyłam mu opaskę, aby nic nie mógł widzieć. Dev oparł policzek o poduszkę.
Usiadłam okrakiem na jego plecach. Założyłam mu skórzane kajdanki na nadgarstki i przykułam je do ramy łóżka. Nogi chłopaka postanowiłam pozostawić wolne.
- Jak się czujesz? - spytałam, wstając z łóżka i krzyżując ręce na piersi. Wpatrywałam się w ten piękny widok.
- Bezpieczny.
Wystarczyło jedno słowo, aby w moich oczach pojawiły się łzy.
- Naprawdę?
- Oczywiście, skarbie. Kocham cię. Wiem, że nigdy byś mnie nie skrzywdziła.
Rozebrałam się do naga. Moje serce biło jak szalone. Kochałam tego człowieka tak mocno, że nie byłam pewna, czy na tym świecie istniały słowa, które byłyby w stanie opisać moje uczucia. Dev zrobił dla mnie tak wiele i mimo, że przeze mnie skazano go na tortury, wciąż mnie kochał. Tak naprawdę nie była to bezpośrednio moja wina, gdyż sama nigdy nie skazałabym go na tortury, jednak gdyby nie ja, nie zostałby zaszantażowany. Nic złego by mu się nie stało.
Wpatrywałam się z bólem w blizny znajdujące się na jego plecach i udach. Najgorsza była ta blizna, która układała się w słowo "Dziwka".
Devon nie był dziwką. Nigdy nią nie był. Był cudownym facetem, który znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Nie zasłużył na to, co robili mu Carmichael i Samuel. Nic z tego nie powinno było go spotkać. Niestety stało się inaczej.
- Kochanie? Jesteś ze mną?
- Tak - wyznałam, kiwając głową, choć i tak nie mógł tego zobaczyć.
- Cleo?
- Po prostu...
- Patrzysz na moje plecy, tak? O to ci chodzi?
Przytaknęłam. Cholera, przecież nie mógł mnie zobaczyć.
- Jeśli się tego brzydzisz, możesz zakleić mi ten napis plastrem. Albo zasłoń mi go jakimś ubraniem. Nie musisz na niego patrzeć, wiesz?
- Boże, jak w ogóle mogłeś o czymś takim pomyśleć? - spytałam, ocierając łzy spływające mi po policzkach. - Wiem, że obiecaliśmy sobie, iż nie będziemy rozmawiać już o przeszłości, ale to mnie tak boli. Tak bardzo. Gdybym nie pojawiła się w twoim życiu...
- Cleo, nie mów takich rzeczy, kiedy jestem skuty i bezbronny. Proszę, nie zachowuj się w ten sposób właśnie teraz. Bardzo chciałbym spojrzeć ci w oczy, ale skoro mi tego zabroniłaś, muszę się poddać.
Usiadłam okrakiem na udach Devona i zaczęłam całować napis na jego plecach. Chciałam zabrać od niego każdą cząstkę bólu. Gdybym mogła cofnąć czas, sama poszłabym na tortury. Nigdy nie pozwoliłabym na to, aby temu człowiekowi stała się tak okropna krzywda.
Całowałam bliznę Deva, gdy on jęczał z niezrozumieniem. Nie miał pojęcia, dlaczego robiłam to, co robiłam.
- Cleo, cholera...
- Kocham cię. Kocham cię tak bardzo. Bardzo, bardzo...
- W takim razie zasłoń mi czymś ten napis. Proszę.
- Nie chcę! Kocham cię takiego, jakim jesteś!
- Cleo...
- Jesteś mój - warknęłam, szarpiąc go lekko za smycz. - Mój, mój, mój.
- Tak, kochanie. Tylko twój.
- Mój na wieki. Już nigdy więcej nie spotka cię krzywda. Obiecuję ci to, Devonie.
Kiedy wycałowałam już jego bliznę, postanowiłam się nad nim zlitować. Uwolniłam go na moment z kajdan, po czym pomogłam mu się odwrócić tak, że teraz leżał na plecach. Nie zrobiłam tego jednak dlatego, że nie chciałam patrzeć na jego okropną bliznę. Po prostu zamierzałam sprawić mu przyjemność. Skoro nie był gotowy na to, abym wtargnęła wibratorem w jego tyłek, musiałam sprawić mu rozkosz w inny sposób.
Nie zdjęłam mu jednak opaski z oczu. Chciałam, aby poddał się innym zmysłom i pozwolił im przejąć kontrolę nad resztą ciała.
Miałam go na smyczy i w kajdanach. Mojego mężczyznę. Mojego przyszłego męża. Człowieka, z którym chciałam spędzić resztę swojego życia.
Devon mruknął z zadowoleniem, gdy zaczęłam masować jego łydki i uda. Chciałam oddać cześć jego ciału. Pokazać mu, jak wiele dla mnie znaczyło. Moja miłość była silna i jeśli dzięki dotykowi mogłam dać temu wyraz, to właśnie zamierzałam zrobić.
- Kocham. Kocham. Kocham.
- Kochasz moje łydki?
- Uda też.
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Devon śmiał się tak bardzo, że aż łóżko się pod nim trzęsło. To było naprawdę urocze.
- Nawet twoje stopy.
- Czyżbyś miała jakiś fetysz, Cleo?
Zsunęłam się niżej. Dev nie miał pojęcia, co miałam zamiar z nim zrobić.
Kiedy najmniej się tego spodziewał, zaczęłam łaskotać jego stopy. Dev w pierwszym odruchu chciał mnie kopnąć. Wpadłam jednak na inny pomysł i usiadłam okrakiem na jego łydkach, jednocześnie łaskocząc podeszwy jego stóp. Dev krzyczał i błagał, abym przestała.
- Kurwa, Cleo! Spiorę ci tyłek!
- Spróbuj, niewolniku!
Mężczyzna zaczął piszczeć jak mała dziewczynka. Nie miałam sumienia dłużej się nad nim "znęcać", dlatego w końcu przestałam to robić.
- Boże, Cleo. Ty mnie jednak wcale nie kochasz.
- Hej, bardzo cię kocham.
- Jesteś więc sadystką?
- Tylko dla ciebie. Mam jednak nadzieję, że warto było się tak męczyć, mój grzeczny chłopczyku.
Odwracając się znowu przodem do Deva, usiadłam mu na udach. Wzięłam w dłoń jego sztywnego penisa. Dev mruknął, unosząc wyżej biodra. Biedak nie mógł sam sobie ulżyć przez to, że był skuty. Było w tym coś magicznego, gdy człowiek poddawał się drugiemu człowiekowi. Niektórzy ludzie fantazjowali o bezbronności i jednak coś w tym było.
Sama lubiłam ulegać Devonowi. Czułam się wtedy bezpieczna i kochana. Wiedziałam jednak, że działało to tylko w przypadku ludzi, którym się ufało. Gdy się kogoś nie znało, nie należało oddawać mu swojego ciała i tym samym swojego umysłu. Wiele przecież słyszało się o młodych dziewczynach, które były wykorzystywane lub się nad nimi znęcano. Wiele skończyło martwych dlatego, że poszło na randkę z niewłaściwym mężczyzną. Takim, który wcale nie miał dobrych intencji.
Na początku sama mogłam oskarżać Devona o niecne zamiary. Przecież mnie uprowadził. W dzisiejszych czasach młode kobiety porywano w celach seksualnych, dla okupu lub po to, aby handlować ich organami. Nie było mowy o porwaniu z miłości. Szczególnie w przypadku ludzi, którzy się nie znali.
Jakimś cudem jednak za moim porwaniem stał inny motyw. Była to miłość. Nieidealna, brudna i bolesna, ale prawdziwa miłość.
Pocałowałam czubek penisa Devona. Mężczyzna mruknął z zadowolenia.
- Cleo. Moja piękna Cleo. Jesteś taka cudowna. Taka dzielna. Taka kochana.
Uwielbiałam, gdy mnie chwalono. Devon o tym wiedział. Wykorzystał to na swoją korzyść.
Zachęcona jego komplementami, postanowiłam przyspieszyć działanie. Wzięłam w usta jego penisa, ssąc go jak szalona. Po chwili jednak przypomniałam sobie, że przecież nie byłam już dziewicą. Mogłam więc zrobić mu niespodziankę.
Wypuszczając go z ust, uklęknęłam okrakiem nad jego kutasem i opuściłam się na niego.
- Kurwa!
- Dobrze ci?
- Ja pierdolę. Cleo. Kurwa.
Biedaczek nie umiał się wysłowić. Zachichotałam, gdy był taką uroczą zabaweczką w moich ramionach. Całkowicie uległy i pragnący więcej.
Opierałam dłonie na jego brzuchu, podskakując na jego penisie. Moja cipka była taka mokra, że bez problemu przyjęła w siebie fiuta mojego wspaniałego mężczyzny.
Gdy już mogłoby się wydawać, że ten dzień nie będzie mógł skończyć się piękniej, okazało się zupełnie inaczej. Zrozumiałam to w momencie, w którym bez pukania do pokoju weszli Jerom i Jahmel. Nie zwrócili szczególnej uwagi na to, że ujeżdżałam fiuta Devona jak kowbojka. W chwili, gdy tutaj weszli, jednak przestałam.
- Czy coś się stało?
Jerom i Jahmel spojrzeli po sobie. Obaj westchnęli ciężko i spuścili głowy tak, jakby patrzenie mi w oczy było dla nich w tej chwili niemożliwe.
- Mamy bardzo złe wiadomości.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top