40
Cleo
To było szalone. Postanowiłam jednak poddać się tej chwili. Skoro sama chciałam życia w czworokącie, musiałam wywiązać się z obowiązków, jakie spoczywały na moich barkach.
- Wstaniesz dla mnie, Jerom?
Mężczyzna skinął głową. Posłusznie się podniósł. Kiedy przede mną stanął, ja padłam na kolana. Nie dbałam o to, że ziemia była nieprzyjemna i na pewno po wszystkim miałam mieć obdarte kolana. Moja potrzeba, aby zaspokoić Jeroma, była zbyt silna, abym zwracała uwagę na jakiekolwiek niedogodności.
- Tak, kochanie.
Gdy Jerom wstał, postanowiłam zdjąć mu spodenki wraz z bokserkami. Spod spodu wyskoczył jego penis. Nigdy wcześniej go nie pieściłam. Jedyne, do czego się dopuściliśmy z Jeromem, to lizanie mojej cipki. Sama nie sprawiałam mu jeszcze rozkoszy, ale wszystko było przede mną.
Spojrzałam na Devona. Chciałam zobaczyć w jego oczach prawdziwe uczucia. Miałam nadzieję, że gdy zerknę na niego niepostrzeżenie, nie będzie miał możliwości, aby cokolwiek zagrać.
Na szczęście się nie zawiodłam. Devon miał w oczar żar. Nie był o mnie zazdrosny, co było dla mnie bardzo ważne. Nie chciałam, aby decyzja o rozszerzeniu naszego związku o kolejne dwie osoby niosła za sobą przykre konsekwencje. Gdyby coś miało nam zagrażać, nigdy nie zgodziłabym się na związek we czwórkę. Kochałam Jeroma i Jahmela, jednak to z Devonem chciałam spędzić całe życie. Gdybym mogła bawić się z nimi wszystkimi, byłabym przeszczęśliwa, ale czasami należało z czegoś zrezygnować, aby utrzymać coś, na czym nam zależało.
Jakby spojrzenie Deva było dla mnie niezbyt przekonującym dowodem, ręka owinięta wokół jego kutasa mówiła sama za siebie. Podobał mu się ten pokaz.
Spojrzałam Jeromowi w oczy. Położył dłoń na mojej głowie. On również był zdenerwowany, ale początki zawsze były stresujące.
- Jesteś pięknym mężczyzną. Twój kutas też mi się bardzo podoba.
Mój przyjaciel zaśmiał się niezręcznie.
- Nigdy nie będę tak piękny jak Devon czy Jahmel.
- Piękno każdego człowieka jest inne. Nie możemy porównywać się do innych. To krzywdzące.
- Zawsze masz rację, Cleo. Zawsze.
Podobało mi się to, gdy mnie chwalono. Chyba byłam po prostu tym typem kobiety. Niektóre lubiły być degradowane w sypialni, a niektóre chwalone. Nie była to oczywiście reguła, ale zwykle tak to właśnie wyglądało.
Polizałam penisa Jeroma po całej jego długości. Wzięłam w dłonie jego jądra. Lekko je pomasowałam. Mężczyzna jęknął.
- Kurwa, Cleo.
- Nie przeklinaj, Jerom. Bądź grzecznym chłopcem dla naszej dziewczynki.
Jerom jęknął po raz kolejny, tym razem na słowa Devona. Był zabawką w naszych rękach. W jego oczach widziałam kompletne, bezbrzeżne zaufanie. Było to coś, co pragnęłam zobaczyć. Coś, co pokazywało bezbronność Jeroma, ale także to, że nam ufał. I to, że nas kochał.
- Będę grzeczny. Tylko dla was.
- I dla Jahmela, ma się rozumieć.
- Oczywiście - przytaknął Jerom, uśmiechając się, gdy lizałam jego fiuta. - Dla Jahmela zawsze.
Masując jego jądra, postanowiłam w końcu się nad nim zlitować i wzięłam do ust jego penisa. Nie był tak duży, jak kutas Deva, ale za to był szerszy. Ssanie penisa innego mężczyzny, gdy było się w związku z innym, powinno mnie brzydzić i być dla mnie niepoprawne, ale ku mojemu własnemu zdziwieniu, wcale tak nie było.
Ten związek nie był konwencjonalny, ale czy wszystko w życiu musiało odbywać się pod linijkę? Czy nie mogliśmy pozwolić sobie na spontaniczność?
Jerom przyciskał moją głowę do siebie tak bardzo, że dławiłam się jego fiutem. Miałam w oczach łzy, które po chwili zaczęły spływać mi po policzkach. Devon to widział, ale nie kazał nam przerwać zabawy. Wcale tego jednak nie chciałam.
- Kocham was. Bardzo, bardzo was kocham.
- Wiemy, Jerom - rzekł Devon, masturbując się. Był już blisko. Wnioskowałam tak po dźwiękach, jakie wydobywały się z jego ust.
- Kocham. Kocham. Kocham...
Jerom przycisnął moją głowę do siebie tak mocno, że poczułam włoski porastające jego krocze na twarzy. Próbowałam się odepchnąć od niego, gdy wypełniał swoją spermą moje gardło. Oderwał się ode mnie dopiero, gdy wszystko posłusznie przełknęłam.
Po chwili Jerom wysunął się z moich ust i od razu padł przede mną na kolana. Złapał w dłonie moją twarz i spojrzał mi w oczy.
- Nie skrzywdziłem cię, Cleo? Kurwa, tak bardzo cię przepraszam, że tak mocno cię do siebie przycisnąłem. Nie chciałem tego. Naprawdę nie chciałem.
- Wszystko jest w porządku - powiedziałam, ocierając łzy z policzków i uśmiechając się. - Nie masz się czym kłopotać. Pojechaliśmy po bandzie.
Mężczyźni się zaśmiali. Dev, po tym, jak doszedł, ukucnął obok nas. Objął nas, mocno nas oboje przytulając. To było cudowne. Mieliśmy wsparcie, jakiego nie miał nikt inny. Mogliśmy pozwolić sobie na wiele. Każdemu życzyłam takiej miłości. Nie miałam na myśli oczywiście związku w czworokącie, gdyż taki układ zdecydowanie nie był dla każdego, ale chodziło mi o szczerość i poczucie bezpieczeństwa.
Po wszystkim Jerom wziął mnie na ręce, oczywiście uprzednio pytając Deva, czy ten nie miał nic przeciwko temu. Podobało mi się to, jak bardzo się szanowaliśmy. Mimo, że robiliśmy coś nieoczywistego, co wiązało się ze sporym ryzykiem, wciąż się ze sobą komunikowaliśmy i mieliśmy do siebie szacunek. Uważałam, że był to klucz do sukcesu.
Wróciliśmy do domu zmęczeni, ale spełnieni. Każde z nas świetnie bawiło się w lesie. Tak właściwie myślałam, że Jerom celowo poszedł za nami do lasu, a nie dlatego, że się martwił. Czułam, że domyślał się, co się działo, ale po prostu chciał być z nami. Nie oceniałam go za to. Sama nie byłam świętoszką.
Kiedy weszliśmy do środka, na kanapie czekał na nas Jahmel. Zaśmiał się, widząc nas z roztarganymi włosami i spoconych. Na pewno domyślał się, co działo się w lesie.
- Widzę, że świetnie się bawiliśmy. Ja też, jakbyście pytali.
Jahmel podniósł do góry książkę, aby pokazać nam, co czytał.
"Poradnik, jak żyć w trójkącie". Skąd on to, do diabła, wytrzasnął?
- Leżało na strychu - rzekł, zanim zdążyliśmy zadać mu jakiekolwiek pytanie. - Lubię stare rzeczy.
- Stare? To książka z 2010 roku, dupku - zauważył Jerom, unosząc wyżej brew.
- Owszem. Dla mnie to stare.
- Jesteś głupi.
- Wzajemnie.
- Chcesz, żebym wsadził ci kutasa w dupę?
- Chcę.
- W takim razie chodź do mnie.
Jahmel wstał, zostawiając na stoliku książkę. Z uśmiechem podszedł do Jeroma. Gdy chciał podać mu rękę, Jerom postanowił zrobić coś zupełnie innego. Złapał Jeroma w pasie i przerzucił go sobie przez ramię, dając mu klapsa. Ten facet miał naprawdę dużo siły.
Jerom i Jahmel weszli na górę. Mówili coś do siebie szeptem i zaśmiewali się. Ich miłość była jak miód na moje serce. Kochałam ich całą sobą. Fakt, że teraz mogliśmy bawić się ze sobą na zupełnie innym poziomie, był dla mnie czymś, co napawało mnie bezbrzeżnym szczęściem.
- Chodźmy do kuchni, aniołku.
Dev dał mi lekkiego klapsa w tyłek. Zachichotałam i posłusznie poszłam za nim do kuchni. Dev podsadził mnie tak, abym siedziała na blacie. Sam nalał nam wodę. Podał mi szklankę, po czym klepnął mnie w udo, dając mi tym sposobem znać, że chciał, abym rozszerzyła nieznacznie nogi. Zrobiłam to, a wtedy mój ukochany brunet stanął między moimi nogami.
Był tak blisko, że zrobiło mi się gorąco. Po tym, jak wypiłam wodę, chwyciłam go w biodrach, chcąc choć trochę pomóc mu z utrzymaniem stabilizacji. Domyślałam się, jak trudne było dla niego utrzymanie równowagi z kaleką nogą.
Początkowo nic nie mówiliśmy. Tylko patrzyliśmy się sobie w oczy i uśmiechaliśmy się porozumiewawczo. Miałam wrażenie, że na razie wszystko układało się wprost wspaniale. Bałam się, że niebawem miało zdarzyć się coś, co miało zepsuć nasze plany. Nie chciałam wprowadzać mroku do tego pięknego dnia, dlatego nie powiedziałam o tym głośno.
- Podobało ci się to, co zrobiliśmy w lesie?
Devon prychnął. Uśmiechnął się pod nosem.
- Gdyby mi się nie podobało, przerwałbym to.
- Hej, czyżbyś był o mnie zazdrosny, tatusiu?
Zaśmiałam się, chowając twarz w dłoniach. Czułam się bardzo skrępowana.
- Kochanie, jeśli nie chcesz tak mnie nazywać, nie zmuszaj się do tego - rzekł spokojnie, kładąc dłonie na moich ramionach.
- Ale tobie się to podoba, prawda? Lubisz, gdy tak cię nazywam?
Wzruszył ramionami, rumieniąc się.
- Oczywiście, że tak. To gorące, skarbie.
- W takim razie nie ma o czym mówić. Dalej będę cię tak nazywać.
- Są inne alternatywy, aniołku.
- Na przykład?
Flirtowanie z Devem było czymś, co sprawiało mi radość. Uwielbiałam to, gdy zajmował się moim ciałem, jednak droczenie się z nim było czymś zupełnie innym. Czymś równie dobrym, a może nawet lepszym.
Dev złapał mnie za kark. Mruknęłam, gdyż uwielbiałam, kiedy to robił. Przymknęłam oczy, a on uśmiechnął się z dzikim zadowoleniem.
- Mogę być twoim panem. Mistrzem. Królem.
- Ktoś tu chyba ma duże ego! - zauważyłam, dźgając go palcem w pierś.
- Nie tylko to mam duże.
- Dev! Fuj!
- Mój kutas jest fuj? Niby od kiedy?
- Ależ ty jesteś zboczony!
- Nie mniej niż ty, słonko. Pamiętasz, że obiecałaś mi, iż weźmiesz mnie na smycz? Czekam na to.
Przewróciłam oczami. Dev złapał mnie wolną dłonią za podbródek. Byłam przez niego w pełni zdominowana. Patrzył na mnie tak, jakby chciał mnie pożreć.
- Jesteś bardzo niegrzeczna, kochanie. Daję ci możliwość, abyś mnie zdominowała, a ty wolisz mi ulegać?
Położyłam dłonie na jego piersi. Przesuwałam nimi w górę i w dół. Cholera, dlaczego było tutaj aż tak ciepło?
- Moja mała Cleo. Moja niegrzeczna niewolnica. Daję ci ostatnią szansę, kochanie. Możesz powalić mnie na kolana, a ja z radością się temu poddam. Jeśli jednak chcesz zrezygnować z tej niepowtarzalnej szansy, droga wolna. Z chęcią cię zdominuję, choć każdy potrzebuje odpoczynku od sprawowania kontroli.
Chciałam tego. Oczywiście, że pragnęłam, aby Devon mi się poddał. Uwielbiał to robić, a ja uwielbiałam, gdy padał przede mną na kolana i mogłam nim rządzić. Nie miałam takich zdolności władzy jak on, ale wszystkiego można było się przecież nauczyć. Żaden człowiek nie urodził się z każdym istniejącym na świecie talentem. Wszystkiego się uczyliśmy i to właśnie było w tym wszystkim najpiękniejsze. Satysfakcja, którą człowiek czuł, gdy coś, na co długo i ciężko pracował, w końcu mu się udawało.
- Dobrze. Zdominuję cię.
- Dzięki Bogu. Miałem już dosyć tej kontroli.
Parsknęłam śmiechem. Kazałam Devonowi się odsunąć, a on to uczynił. Gdy tak się stało, stanęłam na nogach. Troszeczkę się chwiały, ale nie było to nic, z czym bym sobie nie poradziła.
- Chodźmy do sypialni.
- Jak sobie moja pani życzy.
Pokazałam Devonowi, aby szedł przede mną. Miałam w tym tylko jeden, bardzo niegrzeczny interes. Chciałam popatrzeć sobie na jego tyłek.
- Nie myśl, że nie wiem, co wyprawiasz - zauważył, śmiejąc się, gdy za nim szłam i wlepiałam wzrok w jego pośladki. - Myślisz o tym, czym zlać mój tyłek, prawda?
Zaśmiałam się. Nie mogłam się z nim nie zgodzić.
- Żebyś wiedział.
- Jak zapewne wiesz, mam dużą kolekcję. Pejcze, baty, packi, bicze i inne. Wszystko dla ciebie, moja droga Cleo. Wszystko po to, abyś to na mnie wykorzystała.
- Jesteś aż taki niecierpliwy? Bądź grzecznym chłopcem swojej pani i nie podsuwaj mi więcej pomysłów.
Dotarliśmy na górę. Z sypialni Jeroma i Jahmela dochodziły dzikie jęki i walenie łóżka w ścianę. Zrobiłam się czerwona na policzkach. Od dawna wiedziałam, że uprawiali seks, który nie był do końca grzeczny, ale jednak słuchanie takich dźwięków było czymś dzikim za każdym razem.
Weszliśmy do naszej sypialni. Devon zamknął za nami drzwi tak, aby tym razem nikt nam nie przeszkadzał. Chciało mi się śmiać z własnego nienasycenia tym człowiekiem i tym, co ze mną robił. Byłam boleśnie napalona na Deva nawet po tym, jak dziś odebrał mi dziewictwo. Sądziłam, że gdy pewnego dnia przestanę być dziewicą, zaszyję się w kącie i będę zastanawiać się nad tym, czy oddałam się właściwemu mężczyźnie.
Teraz jednak nad niczym się nie zastanawiałam. Poddawałam się chwili. Żyłam nią, niczego nie mając zamiaru żałować. Takie podejście odpowiadało mi o wiele bardziej niż przepraszanie za to, że żyję.
- Jaka jest twoja wola, moja pani? Co mam dla ciebie zrobić?
Wzięłam do ręki moją ulubioną obrożę. Była do niej już doczepiona smycz, więc nie musiałam się kłopotać szukaniem jej.
- Rozbierz się do naga, znajdź poduszkę i uklęknij na niej dla mnie.
Dev skinął głową. Rozebrał się, dając piękny pokaz moim oczom. Następnie wziął z łóżka fioletową poduszkę i nagi uklęknął przede mną na niej.
- Jesteś taki cudowny. Boże, jak ja cię kocham.
- Nie wpadłem na to, że możesz mnie nazywać bogiem.
Trąciłam go w ramię. Dev się roześmiał.
- Zaraz nie będzie ci do śmiechu. Zleję twój tyłek tak, że popamiętasz.
- O nic więcej nie błagam, moja pani.
- W takim razie na co jeszcze czekamy? Zaczynamy!
Zaśmiał się, patrząc na mnie z całą miłością płynącą prosto z jego serca.
- Zaczynamy, pani.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top