4

Cleo

W czasie lotu Jeffrey i David dbali o mnie. Mężczyźni podawali mi jedzenie i picie tak, jakbym była dla nich jakąś ważną pasażerką. Na początku bałam się jeść rzeczy, które mi przynosili w obawie, że je zatruli. Oni jednak wydawali się być w porządku. Czymkolwiek się zajmowali i dla kogokolwiek pracowali. 

Po kilku godzinach wylądowaliśmy na lotnisku w Newark. Oczywiście nie przeszłam przez kontrolę paszportową jak zwyczajna pasażerka. Pod samolot został podstawiony samochód, do którego wsiadłam. David znowu zajął miejsce za kierownicą, a Jeffrey usiadł obok mnie. 

- Nie chcecie mnie związać, abym nie uciekła? - spytałam, śmiejąc się z absurdalności tej sytuacji. 

- Dlaczego miałabyś uciekać przed lepszym życiem, Cleo?

Jeffrey i ja przeszliśmy w trakcie lotu na ty. 

- Nie wiem, czy czeka mnie tam lepsze życie. Poza tym wciąż nie wiem, po co to robicie i na czyj rozkaz. 

- Nie zawsze musimy wszystko w życiu wiedzieć. Czasami niewiedza jest błogosławieństwem, dziewczyno. 

Milczałam przez całą drogę do celu. Nie wiedziałam, czego miałam się spodziewać po dojechaniu na miejsce. Przez cały czas przeczuwałam, że Devon miał coś z tym wspólnego. Przecież oprócz niego, Jeroma i Jahmela nie miałam nikogo. Moja rodzina już nie żyła, a wszyscy przyjaciele się ode mnie odwrócili. Byłam zupełnie sama. Nikt więc nie miał powodu, aby o mnie dbać. 

Kiedy jechaliśmy przez ulice Nowego Jorku, nie mogłam wyjść z podziwu. Dotychczas Nowy Jork widziałam tylko w telewizji. Było to miasto ze snu. Nie sądziłam, że kiedykolwiek się w nim pojawię. Taka dziewczyna jak ja tutaj po prostu nie pasowała. Byłam biedna i nie miałam satysfakcjonującego wykształcenia. Zostałam skazana na życie w slumsach i myślałam, że tam umrę. Ktoś jednak postanowił odmienić mój los. Pytanie tylko, kim była ta osoba. 

Po moich policzkach spływały łzy wzruszenia. Nawet, jeśli nie mogłam wyjść na zewnątrz, aby zaciągnąć się powietrzem miasta, czułam się szczęśliwa, że tutaj byłam. Nie miałam pojęcia, co miało spotkać mnie w przyszłości, ale to nie było ważne. Liczyła się dla mnie tylko ta chwila. 

W końcu wyjechaliśmy z Nowego Jorku i znaleźliśmy się na przedmieściach. Było tutaj uroczo i ślicznie. Zdziwiłam się, gdy David zatrzymał się pod jednym z tych ładnych domków. 

- Jesteśmy na miejscu, Cleo. 

Wyszłam z samochodu. Patrzyłam z niedowierzaniem na uroczy domek. Był dwupiętrowy i nie należał do największych, ale dla mnie byłby wystarczający. Na razie w to wszystko jednak nie dowierzałam. 

- Chodź. 

Jeffrey podał mi ramię, abym mogła wsunąć tam dłoń. Trzymając się mężczyzny, zbliżyłam się do wejścia. Weszłam na górę po schodkach i stanęłam przed drzwiami. 

- Proszę. Otwórz. To twój nowy dom. 

Mężczyzna podał mi klucze z breloczkiem w kształcie serduszka. Czując się jak w bajce, wcisnęłam klucz do dziurki i otworzyłam drzwi. Rozejrzałam się po wnętrzu domu z niedowierzaniem. 

- To nie może być prawda.

Dom wyglądał jak ze snów. Po prawej znajdowała się śliczna kuchnia z oknem wychodzącym na ulicę i wszystkimi przyrządami potrzebnymi do gotowania. Po lewej natomiast ujrzałam niewielki salon z kanapą, fotelami, stolikiem, kominkiem i regałem z książkami. Na przeciwko zauważyłam za to schody. Nie czekając na mężczyzn, wbiegłam na górę i pisnęłam w zachwycie. Miałam tutaj elegancką sypialnię i śliczną łazienkę z kosmetykami, które pachniały kwiatami. 

Zbiegłam na dół z uśmiechem na ustach. Stanęłam przed Jeffreyem i Davidem, który położył w korytarzu moją walizkę. 

- To wszystko moje?

Mężczyźni skinęli głowami, rozbawieni moją reakcją. 

- To twoje, Cleo. Tylko twoje. 

- Obiecaliście, że mi wszystko powiecie. Proszę, zróbcie to. 

Jeffrey i David usiedli w salonie. Podążyłam tam za nimi. Wciąż nie czułam się tutaj jak u siebie, ale nie było się czemu dziwić. Przez całe swoje życie mieszkałam w dzielnicy biedy. Nie miałam tam żadnych perspektyw. Porwanie przez Deva było dla mnie niejako ratunkiem. Gdyby nie on, nie poznałabym innego życia. 

Devon mnie zniewolił. Miałam świadomość tego, że jego czyn był karalny. Jednak mimo tego, że Dev zamknął mnie w swoim domu, nie czułam się tam jak niewolnica. 

Mój porywacz i jego przyjaciele o mnie dbali. Byłam z nimi bezpieczna. Mogłam z nimi o wszystkim porozmawiać. Bolało mnie to, że tak bardzo odtrącałam Devona, ale miałam nadzieję, że gdziekolwiek się teraz znajdował, rozumiał moje postępowanie. 

Łzy napłynęły mi do oczu na samą myśl o Devie. Nie wiedziałam, co się z nim działo. Nie miałam pojęcia, czy żył czy może był martwy. Biorąc jednak pod uwagę to, w jakim był stanie, gdy się z nim żegnałam, mogło być z nim krucho. W końcu był bezbronny w obliczu wrogów. 

Do dziś nie rozumiałam, dlaczego ludzie, którzy napadli na dom Deva, postanowili mi pomóc. Może chodziło o jakieś niepisane prawo przestępców. Może znali się wcześniej. Może to wszystko ustalili.

Nic z tego nie rozumiałam. Każdego dnia o tym myślałam i próbowałam dojść do wniosku, co mogła oznaczać tamta noc, ale na nic nie wpadłam. 

Jeffrey i Devon spojrzeli po sobie. Ten pierwszy wyciągnął z kieszeni marynarki kopertę i mi ją podał. 

Wyciągnęłam z koperty list. Otworzyłam go i zobaczyłam tylko jedno zdanie napisane pochyłym charakterem pisma. 

"To na Twoje nowe, lepsze życie."

Devon. To musiał być on. 

Przycisnęłam kartkę do piersi i zalałam się łzami. Jeffrey i David na pewno nie rozumieli, dlaczego tak się zachowywałam. Oni jednak nie mieli pojęcia o tym, co połączyło mnie z moim porywaczem. 

- To Devon, prawda? 

David zacisnął usta w wąską kreskę. 

- Mówiliśmy ci już, Cleo, że nie znamy żadnego Devona. 

- Ale... 

- Dostaliśmy ten list, ale nie wiemy od kogo. Zleceniodawca tej misji nie został nam przedstawiony z imienia i nazwiska. Bardzo nam przykro. 

- Nie możecie jakoś się tego dowiedzieć? Zapłacę wam. Mam pieniądze. 

Jeffrey pokręcił przecząco głową, a David westchnął ciężko.

- Nie, Cleo. Nie bez powodu jesteśmy najlepszymi z agentów. 

- Proszę... 

Zachowywałam się jak wariatka, ale nie dbałam o to. Nie obchodziło mnie, co mężczyźni sobie o mnie pomyślą. Padłam przed nimi na kolana i spojrzałam na nich błagalnie. 

- Proszę was z całego serca. Kocham Deva. Chciałabym wiedzieć, czy żyje. Błagam tylko o tyle. 

- Cleo, przestań. Nie możemy ci niczego powiedzieć.

- Macie dzieci? 

David i Jeffrey spojrzeli po sobie tak, jakby nie rozumieli, dokąd zmierzałam. 

- Ja mam syna i dwie córki - rzekł Jeffrey. 

- Mam dwóch synów - dodał David. 

- Widzicie, ja nie mam rodziców - oznajmiłam, ocierając łzy i wciąż przed nimi klęcząc. - Od dawna nie mam przy sobie ludzi, którzy by się mną zaopiekowali. Moja mama była narkomanką. Tata także. Tak naprawdę nigdy się mną nie zajmowali. Byłam ich wpadką. Nie chcieli mnie. Skoro jednak wy macie dzieci, na pewno wiecie, jak to jest być rodzicem. Jako ojcowie chcecie wspierać swoje dzieci. Wyobraźcie sobie, że miłość życia waszego dziecka może umrzeć. Wasze dziecko zostaje wyrwane z tej sytuacji, więc nie wie, co się stało. Wy za to wiecie, co się stało z tą miłością, ale nie możecie niczego powiedzieć. Jak czułoby się z tym wasze dziecko? 

David westchnął ciężko. Wstał z kanapy i podszedł do drzwi. Jeffrey przekazał mu coś za pomocą spojrzenia. 

- Na szczęście nie jesteśmy twoimi rodzicami i nie jesteśmy ci nic winni - opowiedział sucho David, a ja poczułam się tak, jakby mnie uderzył. 

Pochyliłam głowę, czując się pokonana i zmęczona. Cała radość związana z nowym domem i wieloma perspektywami, po prostu wyparowała. 

Może nie byłam dłużej niewolnicą Deva, ale wciąż się tak czułam. Chciałam tylko wiedzieć, czy żył. Wiadomym było, że pragnęłam znowu go zobaczyć. Choćby po to, aby przez chwilę móc z nim porozmawiać. Życzyłam mu jak najlepiej i miałam nadzieję, że jeśli gdzieś tam był, miał szansę spotkać cudowną dziewczynę. To, że nie miałam być nią ja, było smutne, ale musiałam pogodzić się z tą myślą. 

Jeffrey wstał. Mężczyzna położył dłoń na mojej głowie i delikatnie mnie pogłaskał. 

- Nie możemy powiedzieć ci nic więcej, Cleo - rzekł ciężko. - W sypialni na stoliku nocnym znajduje się lista informacji, z którymi musisz się zapoznać. W banku masz konto, na którym znajduje się mnóstwo pieniędzy na twój nowy start. Rachunkami za dom nie musisz się przejmować. Wszystko będzie regulowane co miesiąc.

- Kto wam to zlecił? 

Podniosłam wzrok. Jeffrey podszedł do Davida. Chcieli mnie tu zostawić. Samą i bez odpowiedzi. 

- Nie możemy ci tego powiedzieć. 

- Błagam was! Proszę o prawdę!

- Nie jesteśmy ci nic winni, Cleo - rzekł David. - Prawdopodobnie już nigdy więcej się nie zobaczymy. Życzymy ci wszystkiego dobrego na nowej drodze życia. Wykorzystaj możliwości, które ci zapewniliśmy. Na pewno zrobisz ze swoją przyszłością coś wyjątkowego. Wierzymy w ciebie. Klucze zostawiam tutaj. Zamknij drzwi, gdy wyjdziemy. 

David położył klucze na stoliku przy wejściu. Mężczyźni spojrzeli ze smutkiem na mnie klęczącą na dywanie w salonie. Sądziłam, że mieli w sobie więcej empatii i nie zamierzali zostawić mnie samej sobie, ale dla nich byłam tylko kolejnym zleceniem. 

Mężczyźni wyszli. Po chwili usłyszałam dźwięk odjeżdżającego samochodu. Obiecali mi, że wszystko mi wyjaśnią, ale tak naprawdę wciąż nic nie wiedziałam, 

Chciało mi się wyć z rozpaczy. Nie ważne, gdzie byłam. Czy na obrzeżach Nowego Jorku czy w slumsach. Wciąż byłam tą beznadziejną dziewczyną bez przyszłości. Samotną, zranioną i niewidzącą sensu w życiu. 

Nie chcąc, aby ktoś mnie napadł, zamknęłam drzwi. Wzięłam do ręki walizę i zaniosłam ją na górę. Położyłam ją na podłodze w sypialni i podeszłam do szafki nocnej, na której rzeczywiście znajdowała się jakaś lista. 

Na liście tej ujrzałam adres swojego nowego banku i numer konta. Były tam także dane mojego prywatnego doradcy bankowego. Zobaczyłam tam także nazwy najlepszych nowojorskich restauracji i miejsc do spacerowania. Były tam adresy wszelkich muzeów. Widziałam tam również potencjalne miejsca pracy dla mnie z dopiskiem, że gdybym zdecydowała się na pracę, w żadnym z tych miejsc nie miałabym problemu ze znalezieniem jej. 

Miałam wrażenie, że to była sprawka Devona. Był niczym mój anioł stróż. Nikomu innemu tak na mnie nie zależało, jak właśnie jemu. Byłam jego aniołkiem. Dałabym wiele, aby znów usłyszeć, jak mnie tak nazywa. 

Odłożyłam listę na miejsce i zapłakałam. Przycisnęłam dłoń do ust, zduszając szloch. Nie chciałam, aby moi nowi sąsiedzi znienawidzili mnie przez hałas. 

- Dev, to ty wszystko zaplanowałeś, prawda? 

Mówiłam do niego, choć jego tutaj nie było. Wiedziałam, że Dev miał mi nie odpowiedzieć, ale ja i tak do niego mówiłam. Ach, jaka ja byłam naiwna i głupia. 

- Wiesz - kontynuowałam, nerwowo bawiąc się palcami dłoni. - Tęsknię za tobą. Chciałabym się dowiedzieć, co u ciebie słychać. Mam nadzieję, że żyjesz. 

To bolało. Każde słowo cięło jak nóż. 

- Może kiedyś się zobaczymy. Nie wiem tego. Być może spotkamy się dopiero w zaświatach, gdzie na mnie czekasz. Nic już nie wiem, Dev. Choć nie, wiem jedno. Wiem, że za tobą tęsknię. 

Devon mnie nie usłyszał i nigdy miał mnie nie usłyszeć. On już nie istniał w moim życiu. Odszedł, zostawiając mnie samą i skołowaną. 

Idiotycznie było udawać, że to, co się stało, było normalne. Czułam się tak, jakbym oszukiwała samą siebie. Postanowiłam się jednak rozpakować i wsadzić swoje ubrania do szafy. Kiedy jednak otworzyłam szafę, okazało się, że znajdowały się tam już ubrania. Wszystkie były w moim rozmiarze. 

Jeśli to była wina Deva, dlaczego dał mi szansę na normalne życie? Dlaczego nie porwał mnie ponownie? Przecież mógł to zrobić, prawda? 

Chyba powinnam bać się swoich myśli. Czułam się źle sama ze sobą. Potrzebowałam z kimś pogadać, ale nie miałam z kim. 

Musiałam stąd wyjść. Dlatego wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w nowe ubrania. Były takie cudowne. Takie miękkie. Takie drogie. 

Pomalowałam się, aby nie przerażać swoim wyglądem dziewczyny ze slumsów, i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi na klucz, nie mogąc uwierzyć w to, że ten wspaniały dom naprawdę należał do mnie. Nie zasługiwałam na tak wspaniałe miejsce do życia. 

Kiedy wychodziłam z domu, pech chciał, że moja sąsiadka mieszkająca tuż obok również postanowiła wyjść. Gdy już chciałam uciec, aby nie musieć z nią rozmawiać, ona uśmiechnęła się do mnie i przebiegła na moje schody, aby podać mi dłoń. 

- Jestem, Rachel! Miło mi cię poznać, moja nowa sąsiadko! Miałam nadzieję, że wprowadzi się tutaj dziewczyna i udało się! Coś czuję, że zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami. 

W tej chwili nie byłam pewna, czy trafiłam do nieba czy do piekła. Przywitałam się jednak z Rachel i okazało się, że na spacer nie poszłam sama. Udałam się na niego z moją nową najlepszą przyjaciółką. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top