12

Cleo

Stałam w miejscu jak sparaliżowana. Nie mogłam się ruszyć choćby o centymetr. Czułam, jak szybko biło moje serce i jak prędko krew krążyła w moich żyłach. Oddychałam ciężko i czułam się tak, jakbym zaraz miała umrzeć. 

Mężczyźni stojący przede mną ubrani byli na czarno. Na głowach mieli kominiarki w takim samym kolorze. W dłoniach dzierżyli pistolety. Wiedziałam, że byli tu po mnie. 

Jeden z mężczyzn nagle zaczął iść do mnie. Cofałam się, gdy on szedł w moim kierunku. Wiedziałam, że powinnam była uciekać, ale nie mogłam tego zrobić. Moje własne ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Czułam się jak więzień własnego ciała. 

W końcu stanęłam na środku dywanu, gdy mężczyzna się zatrzymał. Drugi wszedł tuż za nim. Powoli zamknął za sobą drzwi. 

- Uklęknij, kochanie. 

Nie. 

Nie. 

Nie!

Znałam ten głos. Należał do człowieka, którego jeszcze nie tak dawno temu mogłam określić mianem mojego przyjaciela. Głos ten należał do człowieka, z którym rozmawiałam wiele razy. To on pomagał mi przejść przez wszystkie trudy życia z Devonem. To on był przy mnie, aby mnie przytulić za każdym razem, gdy płakałam. To jemu zwierzałam się ze swoich najbrudniejszych sekretów, mając do niego pełne zaufanie. Ten człowiek został przeze mnie spisany na straty, ale on żył. Był tutaj. Razem ze swoim partnerem. 

- Jerom... 

Mężczyzna uniósł lekko broń. Wiedziałam, że za nic w świecie by we mnie nie strzelił. Mimo wszystko i tak padłam na kolana

Po moich policzkach spłynęły łzy. Drżałam niemiłosiernie. Byłam przerażona. 

Jerom powoli przede mną ukucnął. Za pomocą lufy pistoletu uniósł mi podbródek. Spojrzałam w jego oczy. 

- Bardzo za tobą tęskniłem, skarbie. 

Boże. Jerom tu był. Był z nim także Jahmel, ale milczał. 

- Dev... 

- Devon niestety nie mógł po ciebie przyjechać, kochanie - powiedział łagodnie mężczyzna. - Obiecuję jednak, że tam, gdzie się wybierzemy, spotkasz go. 

Zalałam się łzami jeszcze bardziej. Płakałam okropnie. Byłam przerażona, ale i szczęśliwa. Devon żył. Nie umarł. Żył i chciał mnie zobaczyć, ale nie było go tutaj. 

Uniosłam drżące dłonie. Położyłam je na policzkach Jeroma, choć tak naprawdę moje ręce dotknęły kominiarki. Nie miałam odwagi go przytulić. Może był moim przyjacielem, ale przyszedł tu po mnie.

- Musimy cię porwać, Cleo - powiedział powoli Jahmel, który stał za Jeromem z bronią w dłoni. - Powiedziałbym, że mi przykro, ale wcale tak nie jest. 

Jahmel był cichszy niż Jerom. Niewiele mówił, ale zawsze był mi pomocny. Robił mi jedzenie i przynosił mi podpaski, gdy wstyd było mi prosić Deva. Kiedy pewnej nocy nagle dostałam okres i pobrudziłam łóżko, panicznie pobiegłam do łazienki, aby zmyć krew z białej pościeli. Gdy jednak wróciłam z łazienki, ujrzałam stojącego w drzwiach Jahmela, który miał w dłoniach brudną pościel i postanowił ją wyprać. Może był milczkiem, ale miał złote serce. 

Kiedy Jerom wysunął lufę pistoletu spod mojego podbródka, spuściłam wzrok. Przez załzawione oczy widziałam dywan, którego już nigdy więcej miałam nie ujrzeć. 

- Proszę, zróbcie do delikatnie. 

Nie zamierzałam z nimi walczyć. Nieraz widziałam Jeroma i Jahmela w akcji. Byli bardzo silni, choć na takich nie wyglądali. Poza tym mieli przy sobie broń, a ja nie miałam nic. Byłam absolutnie bezbronna, ale przy nich czułam się bezpieczna. 

Jerom wstał. Obszedł mnie i ukucnął za moimi plecami. 

- Wyciągnij ręce do tyłu, kochanie. 

Zrobiłam to. Pozwoliłam, aby Jerom spiął mi nadgarstki skórzanymi kajdankami. To samo zrobił z moimi nogami. Już po chwili miałam na nich kajdany, z których sama nie mogłabym się uwolnić. Pogodzona ze swoim losem, ale wystraszona do granic możliwości, zaszlochałam. 

Jerom wstał i znowu mnie obszedł. Uklęknął przede mną i chwycił mnie za podbródek. 

- Kochanie, będę musiał ci jeszcze zawiązać oczy i cię zakneblować. Knebel zdejmiemy jednak od razu, jak znajdziemy się w samochodzie. Wiem, że mogę ci ufać i gdybym poprosił cię o to, abyś nie krzyczała, nie krzyczałabyś. Jesteś moją przyjaciółką i ufam ci, ale jesteś w szoku i nie wiemy, jak możesz się zachować. Wolałbym oszczędzić twoich sąsiadów i ich nie zabijać. Gdyby cię usłyszeli i zainteresowali się tym, co się dzieje, musiałbym ich zamordować. Mam nadzieję, że będziesz z nami współpracować. Obiecuję, że się tobą zaopiekujemy. 

Nie mogłam z nimi walczyć. Dlatego poddałam się. Pozwoliłam, aby Jerom zawiązał mi oczy. Gdy odebrano mi wzrok, poczułam się jeszcze bardziej na ich łasce. 

- Otwórz usta, malutka. Zaraz będzie po wszystkim. 

Otworzyłam usta i poczułam, jak Jerom wsadza mi tam knebel. Zapiął pasek z tyłu mojej głowy. 

Płakałam, gdy Jerom brał mnie na ręce. Oparłam policzek na jego piersi okrytej czarnym materiałem i szlochałam. 

Poczułam, jak schodzimy na dół. Mężczyźni byli spokojni, ale opierając twarz na piersi Jeroma czułam, jak szybko biło jego serce. Dla niego to też musiało być trudne. 

W końcu doszliśmy do samochodu. Jahmel otworzył drzwi, a Jerom wsadził mnie do środka. Zajęłam miejsce chyba na tylnej kanapie. 

Gdy to się stało, chyba Jerom usiadł obok mnie. Rozkuł mi na moment ręce, ale tylko po to, aby móc skuć mi je z przodu ciała. Potem zapiął mi pas i zgodnie z obietnicą zdjął knebel. 

Jahmel wszedł do środka i odpalił samochód. Niczego z sobą nie miałam. Nie, żebym posiadała jakieś cenne rzeczy. Może stałam się bogata dzięki pieniądzom Deva, ale nie przywiązywałam się do przedmiotów. Siedziałam więc w piżamie w samochodzie moich porywaczy i jechałam do człowieka, który złamał mi serce. 

Jerom złapał mnie za skute dłonie. Pogłaskał mnie delikatnie, a ja zapłakałam. 

- Wszystko będzie dobrze, maleńka. Zaopiekujemy się tobą. 

Potrząsnęłam głową. Byłam przerażona. 

- Jerom... 

- Zajmiemy się tobą, Cleo. Jesteś nasza. 

- Boże, nie. Nie mogę tam wrócić. Nie mogę!

Jerom przytulił moje drżące ciało i trzymał je w ramionach. Jahmel wciąż milczał. Jechał w spokoju, a ja domyślałam się, że zmierzał na lotnisko. Byłam pewna, że na prywatnym lądowisku czekał na nas samolot, który miał zabrać nas do Iranu. Kraju, w którym zdarzył się mój najgorszy koszmar. 

- Dev! Boże, Dev! Co z nim?! Czy on... 

- Uspokój się, kochanie. Cała drżysz. Przecież cię nie skrzywdzimy.

Wtuliłam się w jego ciało. Starałam się mu uwierzyć. Musiałam być dobrej myśli. Mimo wszystko, oni jednak mnie porywali. Może byli dla mnie przyjaciółmi i pomagali mi w niewoli, ale stali po stronie Deva. Devon bowiem uratował im życie. Mieli pozostać mu lojalni do śmierci. Szanowali mnie i w pewien sposób kochali, ale nie byłam dla nich ważniejsza niż Devon. 

- Dev jest cały - wyszeptał Jerom, przyciskając usta do czubka mojej głowy. - Przeżył, ale nie wygląda już tak, jak wcześniej. Nie ma dużej różnicy, ale ty, jako kobieta, na pewno ją zauważysz. Cleo, on bardzo cię kocha. Potwornie za tobą tęskni. Wiem, że nie masz dobrych wspomnień związanych z Devonem i nami, ale tęskniliśmy za tobą. Wszystko się ułoży, ale błagam, ulegnij. Poddaj się temu. 

- Nie mogę. Jerom, nie mogę... 

- Nie opuścimy cię już, aniołku. Zostaniesz z nami. Czy tego chcesz, czy nie. 

Szlochałam tak głośno, że na pewno ich denerwowałam. Nie zdziwiłabym się. Ja też nie lubiłam, gdy ludzie przy mnie płakali. W szczególności dzieci.

Starałam się uspokoić, jednak nie było mi łatwo. Przestałam płakać dopiero chwilę przed tym, jak samochód się zatrzymał. Gdy to się stało, Jerom rozpiął mi pas bezpieczeństwa i wziął mnie na ręce. Jahmel pomógł nam wejść do samolotu. Kiedy się tam znaleźliśmy, Jerom posadził mnie na jednym ze skórzanych foteli. Zapiął mi pas i rozwiązał mi oczy. 

Zamrugałam kilka razy, aby pomóc oczom wrócić do normalności. Po chwili patrzyłam na to, jak Jerom siada na fotelu znajdującym się na przeciwko mnie tak, że był zwrócony twarzą do mnie. Zdjął kominiarkę, a wtedy mogłam zobaczyć go w całej okazałości. 

Jerom prawie się nie zmienił. Wciąż wyglądał tak dobrze, jak wcześniej. Cieszyłam się, że wszystko było z nim dobrze. 

Jahmel zajął miejsce obok mnie. On również zdjął kominiarkę Wyglądał na zmęczonego i smutnego. 

Po chwili samolot zaczął kołować po pasie startowym. Wbijałam sobie paznokcie w dłonie. Trzęsłam się niemiłosiernie. 

Kiedy samolot wzbił się do góry, nie patrzyłam za okno. Nie byłam w stanie tego uczynić. Chciałam pamiętać czas spędzony w Paryżu jako piękną przygodę. Stworzyłam tutaj wiele wspaniałych wspomnień. Poza tym cieszyłam się, że to właśnie dzisiaj Lucy i Andrew wyjechali, żegnając się ze mną. Wiedziałam, że mieli siebie i to było dla mnie najważniejsze. Nie byli sami, ale ja już tak. 

- Przynieść ci coś do picia albo jedzenia? 

Nie byłam w stanie spojrzeć na Jahmela. To on zawsze dbał o mnie w rezydencji Deva, jeśli chodziło o posiłki. 

Pokręciłam przecząco głową. Na razie nie ufałam swojemu głosowi. 

- Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, daj nam znać. 

Czułam na sobie ich spojrzenia. Patrzyli na mnie, ale ja nie byłam w stanie zrobić tego samego. Drżałam na myśl o tym, że już za kilka godzin miałam zobaczyć Deva. 

Nie śmiałam prosić ich o to, aby mnie rozkuli, choć wolałabym nie mieć na sobie kajdanek. Rozumiałam jednak, dlaczego postanowili mnie unieruchomić. Nie ufali mi na tyle, aby pozwolić mi na swobodę. Bali się, że zrobię coś głupiego. Byłam w takim stanie, że sama już sobie nie ufałam. 

Po moich policzkach spływały łzy. Płakałam w ciszy. Byłam zmęczona i miałam wrażenie, że był to tylko koszmar. Choć może spełniało się moje życzenie? Może sama to na siebie zesłałam? Może tak wiele razy myślałam o Devie, że ściągnęłam go do siebie myślami? 

- Cleo, nie milcz. Powiedz coś. 

Uniosłam wzrok. Z wyrzutem spojrzałam na Jeroma. 

- Co mam wam powiedzieć? Że się was boję? 

- Nigdy byśmy cię nie skrzywdzili. Jesteś dla nas ważna. Nawet tak nie mów. 

Odwróciłam wzrok i spojrzałam za okno. Panowała tam ciemna noc. Pochłonęła w mroku mój płacz i błagania. Nikogo nie obchodziłam. Byłam w tym całkowicie sama. 

- Nie chcę tam wracać - wyznałam, jeszcze mocniej wbijając sobie paznokcie w dłonie. - Nie mogę tam wrócić. Nie chcę Deva. 

- Nie okłamuj się, Cleo - poprosił Jerom nieco ostrzejszym tonem, co było to niego niepodobne. - Wiemy, że kochasz Deva. Ty to wiesz. Ja to wiem. Jahmel także to wie. Kochasz go, a on kocha ciebie. Po prostu odpychałaś swoje uczucia do niego. Nie wiem tylko, kogo chciałaś ukarać w ten sposób. Jego czy siebie. Wiem, że masz do Deva żal o to, że cię porwał. Rozumiem cię, bo odebrał ci wolność, ale dał ci coś o wiele piękniejszego. Ty tego jednak nie doceniłaś. 

Czułam się strofowana przez swoich porywaczy. Miałam wrażenie, że to wszystko było moją winą. 

- Powiedzcie mi tylko, czy to któryś z was zastrzelił tamtej nocy Deuce'a? 

Mężczyźni spojrzeli po sobie tak, jakby coś na ten temat wiedzieli. 

- Nie, kochanie. Nie mieliśmy z tym nic wspólnego. Prawdopodobnie ocalił cię anioł stróż. 

Skinęłam głową. Wcześniej byłam pewna, że to właśnie Dev albo Jerom lub Jahmel zastrzelili Deuce'a w Central Parku, gdy ten chciał mnie zgwałcić. To jednak nie byli oni. 

Siedziałam w miejscu i skubałam skórki przy paznokciach. Nie wiedziałam, co mam robić ani myśleć. Było mi gorąco. Czułam się źle. Wszystko, na co pracowałam przez ostatnie miesiące, przepadło. Tyle razy chciałam wrócić do Deva, że w końcu zostałam ukarana za swoje myśli. Stało się to niecały rok po ucieczce od niego. Przez rok żyłam jak wolny człowiek, a potem wszystko szlak trafił. 

- Czy Dev mnie nie skrzywdzi? 

Jerom westchnął, a Jahmel zaklął. 

- On cię nigdy nie skrzywdzi, Cleo. Kurwa, nigdy. 

- Ale on... 

- Nie zrobi tego - rzekł Jerom, chwytając mnie za dłonie. - Czy skrzywdziłabyś kogoś, kogo kochasz? 

Pokręciłam przecząco głową bez zbędnego zastanawiania się nad tym. 

- Czy sądzisz, że Devon byłby w stanie cię zranić?

Znowu potrząsnęłam głową. 

- Właśnie. Ten człowiek nie widzi poza tobą świata, maleńka. On cię kocha na zabój. Proszę cię tylko o to, abyś nie zareagowała źle na jego wygląd. Dev nie wygląda już tak, jak kiedyś. Zrobił to jednak dla ciebie. Oddał się w ręce wrogów i został poddany torturom po to, abyś ty była wolna. Miał wybór, skarbie. Dostał dwie możliwości. Jedną z nich było odesłanie ciebie do domu i zabranie na tortury, a drugą możliwością było zabicie ciebie, ale uwolnienie jego. Nie pomógł sobie, kochanie. Postanowił pomóc tobie. 

Schowałam twarz w skutych dłoniach i płakałam. Tak bardzo chciałam go już zobaczyć. Choć nie wiedziałam, jak zareaguję, gdy go zobaczę. 

Przez resztę lotu do Iranu milczałam. Wpatrywałam się w widoki za oknem, choć było ciemno. W końcu moja głowa opadła na ramię Jahmela. Gdy się obudziłam, byłam z powrotem w Iranie. Po roku nieobecności. Po roku wolności. Po roku bez mężczyzny, którego nienawidziłam i kochałam jednocześnie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top