10
Devon
- Jestem za.
Spojrzałem na Jahmela. Uniosłem brwi w niedowierzaniu. Mogłem uwierzyć we wszystko, ale nie w to, że cichy i wiecznie spokojny Jahmel zgodzi się bez wahania na ponowne porwanie Cleo.
- Mówisz poważnie? Nie oszukujesz mnie?
Pokręcił przecząco głową. Nasza trójka siedziała w kuchni przy stoliku i dywagowała nad planem porwania.
- Brakuje mi Cleo. Możesz mi nie wierzyć, Dev, ale życie bez niej jest koszmarem. Ta dziewczyna wnosiła światełko do naszego życia. Poza tym ty bez niej także cierpisz. Nie myśl sobie, że tego nie widzimy.
Nerwowo bawiłem się palcami dłoni. Jahmel miał jednak rację. Bez Cleo usychałem jak kwiat bez wody. Ta dziewczyna była dla mnie wszystkim. Kochałem ją z całego serca. Nie bez powodu mawiało się jednak, że jeśli się kogoś kochało, należało pozwolić tej osobie odejść. Tak postąpiłem, ale teraz cholernie tego żałowałem.
- Nie powinniśmy tego robić. Cholera, nie mogę ponownie jej na to skazać - wybąkałem jak dzieciak.
- Może w takim razie chciałbyś, aby Cleo ponownie została narażona na gwałt?
Przełknąłem ślinę, kręcąc głową.
- Tak myślałem - rzekł Jahmel. - My się wszystkim zajmiemy, szefie. Wiemy, że ze swoją kontuzją nie będziesz w stanie zachowywać się tak, jak wcześniej. Nie masz już takiej mobilności, jak kiedyś. Nie mówię tego, aby sprawić ci przykrość. Absolutnie nie. Uratowałeś mnie w momencie, w którym najbardziej cię potrzebowałem, Dev. Z Jeromem było podobnie. Chcemy ci się w końcu odwdzięczyć za to, ile dla nas zrobiłeś. Razem z Jeromem polecimy więc do Paryża. Porwiemy Cleo.
Kurwa. To ja powinienem ją porwać. Nie oni.
- Chłopaki, ale...
- Wystarczy, że wyrazisz zgodę - rzekł Jerom, który odezwał się po raz pierwszy od czasu rozpoczęcia tej rozmowy. - Powiedz słowo, a my to zrobimy. Prędzej czy później i tak będziemy musieli ją porwać. Wszystkim się zajmiemy, Dev.
Miałem w głowie tak wiele myśli. Wiele sprzecznych myśli, które walczyły w mojej głowie o dominację.
Chciałem tego. Nie miałem zamiaru kłamać. Oczywiście, że chciałem ponownie mieć Cleo przy sobie. Nie tylko z własnych egoistycznych pobudek, ale także dlatego, że gdyby była z nami, miałaby zapewnione bezpieczeństwo. Nie musiałbym się martwić o to, że jakiś skurwiel ją zgwałci albo zabije.
Życie bez Cleo mnie niszczyło. Nie miałem pojęcia, co ona do mnie czuła, ale chyba nie chciała wracać do swojego porywacza. Mimo wszystko, prowadziła dosyć ryzykowny tryb życia. Rozumiałem to, że chciała uciec do Paryża, mając dość Nowego Jorku, ale nie powinna z wszystkimi się tak bratać. Nie powinna zaprzyjaźniać się z jakimś facetem, którego w ogóle nie znała. Mój aniołek słynął z tego, że miał zbyt dobre serce.
Rozważałem w głowie wszystkie za i przeciw. Miałem w głowie tak dużo myśli naraz, że miałem wrażenie, jakby łeb za moment miał mi eksplodować.
Spojrzałem na Jeroma i Jahmela. Ufałem im i wiedziałem, że gdybym postanowił zlecić im porwanie Cleo, zajęliby się tym jak fachowcy. Na pewno byliby dla niej delikatni. Przeprowadziliby porwanie jak profesjonaliści. Problem polegał jednak na tym, że ja również chciałem być przy tym obecny.
To ja byłem panem Cleo. To ja ją uprowadziłem. To ja ją kochałem.
Nie byłem już tak sprawny, jak wcześniej. Moje ciało się zmieniło. Chodziłem o lasce jak jakiś starzec. Nie mogłem biegać i wykonywać ryzykownych manewrów. Twarz miałem pokrytą bliznami, podobnie jak pierś i uda. Na moich plecach znajdował się wyryty napis głoszący, że byłem dziwką. Zabawne i tragiczne zarazem było to, że nie mogłem być dziwką, gdyż nigdy z nikim nie spałem.
- Cleo mnie nie zechce. Spójrzcie na to, jak ja wyglądam.
Jerom i Jahmel spojrzeli po sobie.
- Cleo nie pokochała cię za wygląd. Kurwa, źle to zabrzmiało. Ta dziewczyna nie jest powierzchowna, Dev. Ona jest cudowna. Ma dobre serce i spodobałeś jej się nie ze względu na to, jak wyglądasz, ale ze względu na to, jak ją traktowałeś. A traktowałeś ją jak księżniczkę.
- Nie mówcie tak. Nie okłamujcie mnie - poprosiłem łamiącym się głosem.
- Dev, ale to prawda!
Jerom wstał z krzesła. Spojrzał na mnie z niezrozumieniem i złością. Nigdy się nie unosił. Razem z Jahmelem byli oazą spokoju. Fakt, że Jerom się zdenerwował, znaczył dla mnie tyle, że zależało mu na sprawie Cleo.
- Słuchajcie, ja...
- Zwiążemy cię, zamkniemy w sypialni i zostaniesz tam, dopóki nie sprowadzimy tutaj Cleo - zarządził, na co się zaśmiałem.
- Jerom, doceniam twoje starania, ale gdybyście mnie związali i zostawili samemu sobie, na pewno bym się zesikał. Poza tym byłbym na was wściekły. Jesteśmy przyjaciółmi, ale jestem także waszym szefem. Nie możecie się tak zachowywać.
Jerom oparł się plecami o lodówkę i skrzyżował ręce na piersi. Jahmel z kolei zrobił naburmuszoną minę.
Musiałem podjąć jakąś decyzję. Kazanie im czekać było po prostu nie w porządku. Zależało mi na tych chłopakach, gdyż niejako ich wychowywałem. Nie byli wiele młodsi ode mnie, jednak traktowałem ich jak synów z tego względu, że uratowałem ich z ulicy. Nie chciałem uważać siebie za pieprzonego bohatera, jednak dla nich nim byłem.
Jerom i Jahmel często słuchali się mnie jak moje dzieci. Uważali mnie za króla. Liczyli się z moim zdaniem i zawsze chcieli mi zaimponować.
Nie mogłem jednak wiecznie stawiać ich w takim położeniu. Było to po prostu nie w porządku. Mieli prawo dorosnąć i podejmować własne decyzje. Mieli prawo się stąd wyprowadzić, aby zacząć własne życie. Oni jednak tego nie chcieli. Pragnęli ze mną zostać, co niezmiernie doceniałem. Gdybym mieszkał tutaj sam, chyba bym oszalał.
Schowałem twarz w dłoniach. Wziąłem głęboki wdech i powiedziałem coś, czego potem mogłem żałować.
- Jeśli zgodzę się na to, abyście sprowadzili mi tutaj Cleo, macie obowiązek porwać ją najdelikatniej, jak to możliwe. Chcę, aby w czasie porwania nie było obok niej żadnego człowieka. Ma być tam sama. Musicie ją związać albo skuć, to już zależy od was. Byłoby dobrze, gdybyście ją zakneblowali i zawiązali jej oczy. Przynajmniej na czas podróży z hotelu na lotnisko. Potem wsadzicie ją do samolotu i przylecicie tutaj
Jerom i Jahmel spojrzeli po sobie. Uśmiechnęli się szeroko.
- Macie obowiązek zadbać o jej komfort i dobre samopoczucie. Cleo nie ma prawa się was bać. Musicie być dla niej bardzo delikatni. Przeprosicie ją za to, że sam nie mogłem po nią przylecieć. Tylko nic jej o mnie nie mówcie. Nie chcę, aby z góry skazała mnie na porażkę dlatego, że jestem kaleką.
- Dev...
- Zróbcie to. Uczyńcie to waszą najłagodniejszą misją. Porywacie cenny skarb. Cleo nie ma prawa stać się krzywda. Musi być traktowana jak księżniczka. Jesteście jej przyjaciółmi i wierzę, że jej pomożecie. Jeśli chcecie tutaj mieszkać, musicie potraktować ją jak pieprzony cud. Zrozumieliśmy się?
Jahmel wstał z krzesełka. Podszedł do mnie i nachyliwszy się nade mną, objął mnie ramionami.
Mój przyjaciel drżał. Płakał. Był szczęśliwy za to, że się zgodziłem.
- Kocham cię, szefie. Nie zawiedziemy cię.
Po chwili pojawił się przy mnie również Jerom. Objął mnie z drugiej strony tak, że znajdowałem się między nimi. Cieszyłem się z tej chwili. Znajdowałem się tutaj z przyjaciółmi. Nie zostawili mnie po ataku ze strony napastników. Nie znienawidzili mnie za to, że przed kilkoma miesiącami mogli zginąć w gruzach domu. Nie zostawili mnie samego, choć mieli do tego pełne prawo. Trwali przy mnie tak, jak ja trwałem przy nich, gdy najbardziej potrzebowali mojej pomocy.
- Obiecujemy, że cię nie zawiedziemy, Dev - powiedział Jerom. - Powierzasz nam swój najcenniejszy skarb, a my się nim zaopiekujemy.
- Sprowadzimy tutaj twoją księżniczkę całą i zdrową. Upewnimy się, że podczas porwania nie będzie jej niczego brakowało - dodał Jahmel.
- Postępujesz właściwie, Devon - ciągnął Jerom. - Cieszę się, że w końcu dojrzałeś do tej decyzji. Musieliśmy cię tylko trochę przycisnąć, abyś ją podjął.
- Tak się cieszę, że Cleo będzie znowu z nami - szeptał Jahmel, który płakał ze wzruszenia i ze szczęścia. Cleo znaczyła dla niego bardzo dużo. - Stęskniłem się za jej ciepłem, za jej uśmiechem i za obiadami, które nam robiła.
- Obiadami? - spytałem, odrywając się od chłopaków. - O czym ty mówisz, Jahmel?
Chłopak wzruszył ramionami z niewinnym uśmiechem na ustach.
- Mów.
- Och, to nic takiego, szefie! - zaśmiał się. - Cleo po prostu czasami robiła dla nas obiady i kazała mi mówić, że to ja je robiłem. Nie chciała, abyś myślał, że coś dla ciebie robiła. Może nie mówiła ci, że cię kocha, ale ona diabelnie mocno cię kochała, Devon. Wiesz o tym.
Na samą myśl o tym, że Cleo robiła nam obiady i kazała mi o tym nie mówić, czułem pieprzone wzruszenie. Jednocześnie jednak chciałem przełożyć ją przez kolano i sprać jej tyłek. Moja księżniczka była bardzo niegrzeczna. Postępowała tak jednak w dobrej wierze.
Nie mogłem pojąć, że już za kilkanaście, może kilkadziesiąt godzin, miałem zobaczyć moją ukochaną. Byłem pewien, że przez jakiś czas będę musiał trzymać Cleo związaną, a ona będzie mnie wyklinać. Nie miałbym jej tego za złe. Czasami porywano ludzi, gdyż świat był dziwny i niebezpieczny, ale niewiele osób mogło pochwalić się tym, że zostało porwane dwukrotnie.
Wstałem i chwyciwszy w dłoń swoją laskę, podążyłem do okna. Musiałem przez nie spojrzeć, aby nie oszaleć. Nie chciałem, aby chłopcy widzieli, że płaczę.
- Pójdę się spakować na podróż - oznajmił podekscytowany Jahmel, po czym nie czekając na odpowiedź, wbiegł na górę.
Podszedł do mnie Jerom. Stanął za moimi plecami i niepewnie położył mi dłoń na ramieniu.
- Wszystko będzie dobrze, Dev. Nie musisz się o nic martwić. Zadbam o to, aby porwanie Cleo przebiegło dla niej możliwie spokojnie. Na pewno się ucieszy, gdy nas zobaczy. Pewnie będzie w szoku, ale wierzę, że wszystko będzie dobrze.
- Co zrobimy, jeśli ona mnie nienawidzi? - spytałem, biorąc pod uwagę taką możliwość. - Przecież odebrałem jej wszystko.
- Nie zapominaj o tym, że także wszystko jej dałeś. Mieszkanie, pieniądze, szansę pracy. Zadbałeś o nią, Devonie. Żaden porywacz nie zrobiłby tego swojej ofierze.
- Nie chcę postrzegać Cleo jako swojej ofiary - wyznałem, ściskając dwoma palcami nasadę nosa. - Nigdy tego nie chciałem.
- Wiem, Dev. Postaramy się, aby było dobrze, w porządku?
Odwróciłem się i po prostu przytuliłem się do Jeroma.
Powierzałem los Cleo w ręce moich najlepszych przyjaciół. Musiałem w nich uwierzyć. Gdybym mógł, sam poleciałbym po Cleo. Może miałem jakiś niezdrowy fetysz związany z porwaniem, ale od dnia, w którym zostałem tutaj bez niej, fantazjowałem o ponownym porwaniu jej. Miałem w głowie gotowe do zrealizowania scenariusze. Nie powinienem tak myśleć, gdyż było to po prostu niezdrowe i nienormalne, ale nic nie mogłem poradzić na to, że Cleo robiła ze mną takie rzeczy.
Wziąłem głęboki wdech, próbując uspokoić swoje rozedrgane ciało. Moje serce biło w zastraszająco szybkim tempie. Nie powinienem tak bardzo się przejmować, ale jakby na to nie patrząc, Cleo była najcenniejszą osobą, jaką miałem w swoim życiu.
Może nie mogłem lecieć tam z Jeromem i Jahmelem, ale miałem być obecny z nimi duchem. Zamierzałem modlić się do każdego istniejącego boga o powodzenie tej misji. Oddałbym wiele, aby być sprawny i przystojny, jak dawniej, ale musiałem cieszyć się z tego, że byłem żywy. Gdybym tamtej nocy umarł podczas okrutnych tortur, na które mnie skazano, dziś nie byłoby mnie tu z Jeromem, Jahmelem i wkrótce z Cleo.
Chłopak poklepał mnie po plecach. Odsunął się ode mnie po to, aby iść na górę do Jahmela. W końcu musieli przygotować wszystkie najpotrzebniejsze do misji rzeczy.
Nie mając siły w nogach, podążyłem na taras i opadłem na kanapę. Chciałem jednocześnie płakać ze szczęścia i ze strachu. Obawiałem się o powodzenie misji, ale wierzyłem w chłopaków. Miałem nadzieję, że wszystko miało pójść gładko.
Mimo podekscytowania, dominował jednak we mnie strach. Byłem przerażony jak dziecko, które zostało samo przy kasie w sklepie, a którego matka poszła po jakiś produkt, którego zapomniała.
Cleo niebawem miała do mnie wrócić. Przynajmniej to właśnie miało się stać, jeśli misja zakończy się powodzeniem.
Bałem się. Najbardziej bałem się tego, że mój aniołek mnie znienawidzi. Poza tym obawiałem się jej reakcji na to, jak obecnie wyglądałem. Nie, żebym przedtem był wybitnie przystojny, ale było mi przykro, że moje ciało tak bardzo się zmieniło. Każda kobieta chciała mieć przystojnego faceta. Ja jednak wyglądałem jak straszydło.
Wziąłem głęboki wdech i spojrzałem na pojawiające się na niebie gwiazdy. Przypomniała mi się chwila, gdy wziąłem Cleo na dach domu i stamtąd wspólnie podziwialiśmy gwiazdy. Miałem nadzieję, że taka sytuacja miała mieć miejsce jeszcze nieraz. W końcu moja mama mawiała, że jeśli się kogoś kochało, dwie kochające się dusze miały prędzej czy później się spotkać. W prawdziwym życiu, a jeśli im się to nie uda, to w zaświatach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top