XXXV
Otworzyłem oczy, czując na sobie ciężar czyjejś ręki. Obróciłem głowę i spojrzałem na Raise która leżała przytulając mnie do siebie. Oddychała spokojnie, będąc wyraźnie niewyspana. I wcale jej się nie dziwiłem. W nocy moje koszmary budziły ją wielokrotnie. A właściwie to moje wiercenie się i krzyki. Było mi głupio z tego powodu. Jednak ona za każdym razem z anielską cierpliwością mnie uspokajała, pomagając mi ponownie zasnąć. Pewnie tylko dzięki jej obecności wyspałem się chociaż trochę.
Z rozmyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Spojrzałem na nie, niechętnie podnosząc się do siadu. Brunetka zdała się kompletnie nie zwrócić uwagi na ten gest. Spała nadal kompletnie niewzruszona, zaistniałą sytuacją.
- Proszę. - Rzuciłem zachrypniętym głosem, który wydawał się nieco niewyraźny.
- Ojciec szuka Raisy. - Oświadczyła Nadia, wchodząc do pokoju. - Także ją obudź i niech idzie, zanim Mrozow jeszcze nikogo nie zabił. - Poprosiła, wychodząc z pokoju.
Westnąłem cicho, spoglądając na dziewczynę. Spała w najlepsze a ja naprawdę nie miałem ochoty jej budzić. Jednak wiedziałem, że z Nicolajem nie warto zadzierać. A gdyby teraz tutaj wpadł i nas razem zobaczył za maks pół godziny oglądałbym las od spodu. Mimo wszystko chciałem jeszcze trochę pożyć.
- Raisa. - Rzuciłem, szturchając dziewczynę. Ta uchyliła lekko powieki i mruknęła coś niezrozumiale pod nosem. - Ojciec cię szuka. - Oświadczyłem, na co tak jakby lekko się rozbudziła.
- Kurwa. - Warknęła, podnosząc się do siadu. - Musiał wracać tak szybko. - Jęknęła, wstając z łóżka. Rozejrzała się po pokoju i zgarnęła z podłogi dresy, które szybko na siebie ubrała.
- Buty są w łazience. - Przypomniałem, obserwując jak coraz bardziej wkurzona szuka czegoś po pokoju.
Uniosła na mnie zdziwione spojrzenie i jakby dopiero po chwili doszło do niej, co wczoraj się działo. Wyszła z pokoju, najpewniej kierując się do łazienki i wróciła dopiero po chwili, trzymając buty w dłoni. Zlustrowałem ją uważnie spojrzeniem i stwierdziłem, że wygląda jak obraz nędzy i rozpaczy. Jej włosy były kompletnie roztrzepane, a na tle trupio bladej cery odznaczały się wielkie wory pod oczami. Na sobie miała mój nieco za duży podkoszulek i czarne dresy a skórzane cięższe buty trzymała w dłoniach, stojąc boso. Jednak po takiej nocy nie ma się co dziwić, ja pewnie nie wyglądałem lepiej. A zapewne nawet gorzej.
- Poradzisz sobie? - Spytała unosząc jedną brew, która nie odznaczała się jakoś mocno. Było widać, że naturalnie jej włosy są dosyć jasne.
- Nie rób ze mnie takiej niedojdy. - Poprosiłem, przeczesując włosy palcami. W tym momencie poczułem jak bardzo są pokołtunione i, że czas je obciąć.
- Nie robię. To była bardzo ciężka noc. - Przypomniała, wyglądając jak cień samej siebie. Zazwyczaj, nawet kiedy fizycznie nie wyglądała najatrakcyjniej, nadrabiała energią i tym jak w rzeczywistości pewna siebie i pozytywną osobą była. - Jakby coś było nie tak to mi powiedz. - Bardziej poleciała jak poprosiła okazując te troskę, o którą nikt by jej nie posadził.
- Powiem. - Zapewniłem, a ta z jakby lekkim wahaniem ruszyła do wyjścia. - A i trzeba posprzątać w łazience. Pełno tam naszych ubrań. Tak tylko mówię. - Dodała, wychodząc z pokoju.
Niechętnie wstałem z łóżka czując nieprzyjemny chłód. Dreszcz przeszedł po moim ciele, na co skrzywiłem się lekko. Podobnie jak wcześniej brunetka zgarnąłem dresy z ziemi i je ubrałem. Nie przejmując się faktem, że wyglądam jak śmierć ruszyłem do łazienki, która przyszło mi posprzątać. I kiedy tylko przekroczyłem jej próg, zrobiło mi się słabo.
Na podłodze leżała krew najpewniej należąca do tego człowieka, którego wczoraj zastrzelono na moich oczach. Zresztą nie była tylko na podłodze. Jej resztki zostały również na zlewie, pod prysznicem i na muszli klozetowej. Poczułem jak ostatni posiłek, który jadłem sam nie wiem, kiedy podchodzi mi do gardła. Mimo to powstrzymałem się od jego zwrócenia, wychodząc z łazienki. Ruszyłem na dół i podszedłem do drzwi prowadzących do niewielkiego kantorka znajdującego się pod schodami. Wyjąłem z niego mopa i papierowy ręcznik. Do tego wziąłem jakiś płyn i tak zamierzałem ruszyć na górę. Z tym że w tym procederze przeszkodziła mi Mina.
- Daj. Pomogę Ci. - Poprosiła jednak nie zamierzała czekać na moją reakcję. Niemal wyrwała mi wiadro z ręki i ruszyła za mną na górę. - Nie chce nic mówić...
- Więc nie mów. - Przerwałem jej i byłem pewien, że ta skomentowała to jakimś gestem. Jednak nie byłem pewien jakim.
- Dobra jednak chce. - Poprawiła się, odbierając mi resztki dobrego humoru. - Nie mam nic do Raisy. To spoko dziewczyna. Jest miła i ma do nas szacunek, a to wbrew pozorom nie zdarza się często. Jednak jest słabym materiałem na przyjaciółkę a tym bardziej na kogoś więcej.
- Posłuchaj. Lubię cię i w ogóle jednak wkurwią mnie, kiedy ktoś mówi mi z kim mam się zadawać a z kim nie. Więc przestań. - Poprosiłem już lekko poirytowany.
Ojciec swego czasu układał całe moje życie. Mówił mi co mam robić, kiedy wracać do domu i z kim mogę się zadawać. I ktoś powiedziałby, że to czysta troską. Jednak ja znałem go na tyle, by wiedzieć, że robi to, bo lubi pokazać się przed innymi w korzystnym świetle. Lubił chwalić się tym, jak super wychowuje synów i jak zajebistą ma żonę. Szkoda tylko, że to były tylko pozory. A tak naprawdę nic nie było ani tak dobre, ani nawet w połowie tak idealne, jak on twierdził. Dlatego teraz nienawidziłem, kiedy ktoś mówił mi jak mam żyć.
- Więc powiem tylko tyle. Ona cię zniszczy. Jednak zrobi to tak nieświadomie i subtelnie, że oboje nawet nie zauważycie, kiedy to się stało. - Podsumowała, odkładając wiadro obok drzwi łazienki. Nie mówiąc już nic zostawiła mnie kompletnie samego.
𝚁𝚊𝚒𝚜𝚊
Weszłam do domu, czując ból w dosłownie każdej części ciała. Było mi cholernie zimno przez to, że kompletnie się nie wyspałam. Do tego wyglądałam jak psu z pyska wyjęta. Chociaż to nie było nic nowego ani zaskakującego biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia. Ten atak kompletnie mnie zaskoczył. Bo po prostu się go nie spodziewałam. Raczej rzadko ktoś ma tyle odwagi, by zaatakować gangstera pokroju mojego ojca w jego własnym domu. Chociaż i tacy idioci się zdarzają. A ten przechwycony ładunek powinien być dla mnie znakiem, że coś jest nie tak.
Weszłam do salonu, rzucając buty gdzieś w kąt. Od razu ruszyłam na górę, mijając kilku ochroniarzy. W domu nie leżały już trupy a większość krew i inne znaki walki zostały już usunięte.
- Widziałeś mojego ojca? - Spytałam, spoglądając na jednego z ochroniarzy.
- Jest w swoim gabinecie. - Wyjaśnił, na co jedynie skinęłam głową.
Od razu ruszyłam w jego kierunku. A im bliżej byłam tym więcej ochroniarzy mijałam. Ojciec pewnie był w szoku w związku z tym, co się stało. W końcu nasze stosunków z innymi jak na ten moment były względnie dobre. I nic nie wskazywało na to, że coś takiego może się wydarzyć.
Kiedy byłam już blisko drzwi, jeden z mężczyzn mi je otworzył. Mimo że czułam się jakby już była martwa, zmusiłam się do lekkiego uśmiechu wchodząc do środka. Od razu zobaczyłam ojca który, kiedy tylko mnie zobaczył, podszedł do mnie i położył dłonie na moich policzkach.
- Nic ci nie jest? - Spytał z troską, która była zarezerwowana tylko dla mnie. Wobec nikogo innego nie był tak czuły. Może kiedyś jeszcze wobec mamy. Jednak ona straciła to przez własną głupotę.
- Nic tato. - Zapewniłam, zmuszając się do kolejnego uśmiechu. Nie powinien teraz się o mnie martwić. - Przespałam się w domu dla służby. Tutaj było głośno i wszędzie walały się trupy.
- I tak wyglądasz słabo. - Zauważył odganiając kompletnie nieułożone włosy z mojej twarzy. Wyglądałam teraz pewnie jak tysiąc nieszczęść. Więc zrozumiałym było, że się martwił. - Idź się przespać.
- Ty też powinieneś. - Zauważyłam kładąc dłonie na jego dłoniach. - Też jesteś zmęczony.
- Najpierw upewnię się, że jesteśmy bezpieczni. Potem się prześpię. - Zapewnił, całując mnie w czoło. Zazwyczaj unikał aż takiej czułości. Chciał wychować mnie na twardą kobietę, jednak w takich momentach po prostu miękł. Jakby wizja tego, że może mnie stracić była aż nazbyt przerażająca.
- Dobranoc tato. - Rzuciłem, a kiedy ten zabrał ręce ruszyłam do wyjścia.
- Dobranoc mała. - Odpowiedział, nim jeszcze zdążyłam wyjść. Lekko zdziwiło mnie to określenie. Nie mówił tak do mnie, od kiedy skończyłam trzynaście lat. I w tym momencie uświadomiłam sobie, że naprawdę się bał. A Nicolaj Mrozow boi się naprawdę rzadko.
Tak naprawdę w takich sytuacjach świadomość tego, co mogło się stać przychodzi później. Kiedy padając strzały a w żyłach płynie adrenalina nie myśli się o śmierci. O tym, co się straci. Jest tylko działanie. Normalnie ta świadomość nawiedza mnie zaraz po tym, jak wszystko ucichnie. Jednak tej nocy, kiedy ucichły strzały byłam w stanie myśleć tylko o Rodionie. Dlatego dopiero teraz zaczęłam o tym myśleć. Nocą bałam się o niego. Teraz bałam się tego, jak blisko śmierci byłam tej nocy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top