XXXIX
𝚁𝚘𝚍𝚒𝚘𝚗
Siedziałem u siebie, starając się czymś zająć myśli. Ostatnie dni były okropne. Usłane trupami i obrazami, których nie szybko zdołam się pozbyć. Podjęcie pracy tutaj było chyba jedna z gorszych decyzji, jakie podjąłem w życiu. Zaczęła niszczyć mnie psychicznie, a jednak to dzięki niej poznałem Raise. Chociaż to pewnie znajomość z nią wpędziła mnie w kłopoty. Dlatego miałem skrajnie mieszane uczucia względem ostatnich wydarzeń i podjętych decyzji.
Nagle drzwi do pokoju się uchyliły. Już byłem pewien, że to ktoś z domu jednak się przeliczyłem. Do pokoju weszła Raisa wyglądając jak to ona. W szarych legginsach i krótkiej bluzie w czarnym kolorze z trampkami których nawet nie chciało jej się zawiązać. I włosami upiętymi na szybko. Klasyczna ona.
- Wiem, że miałam dać Ci czas i to zrobiłam. - Zaczęła stwierdzając, chyba że zaczęcie rozmowy od jakiegoś przywitanie jest kompletnie zbędne. - Jednak teraz wróciłamby dalej truć ci dupę. - Oświadczyła, uśmiechając się lekko.
- Butów nie zdejmują Amerykanie, a my jesteśmy w Rosji. - Zauważyłem, na co ta zmarszczyła brwi. Po chwili jednak zorientowała się, o co mi chodzi dlatego zdjęła buty. - Nie wiem, czy odpocząłem od tego całego syfu.
- No katując się listą uczelni, na pewno się nie zrelaksujesz. - Stwierdziła podchodząc do łóżka, na którym usiadła.
- Każdy relaksuje się inaczej. - Zauważyłem, na co ta przewróciła oczami. Zamknąłem klapę laptopa i odwróciłem się do niej przodem.
- A ty nie umiesz kłamać. Widzę przecież i wiem, że cię to stresuje. - Oświadczyła, na co ja skrzyżowałem ramiona na piersi zabijając ją wzrokiem. - Wiesz, że zaczynam pracę?
- Serio? - Spytałem kompletnie zbity z tropu. Brunetka raczej nie była typem osoby, która szukałaby pracy. Dlatego te wieści nieco nas zdziwiły.
- Ojciec wrobił mnie w pracę w jednym z hoteli. Stwierdził, że nie mogę się tylko lenić. - Wyjaśniła i nagle wszystko stało się jasne. - I to będzie istny cyrk, bo podejrzewam, że nie umiem nawet dobrze trzymać kija od miotły. - Wyjawiła, zrezygnowana kładąc się na plecach. - No, ale to będziesz na bieżąco, bo Wi nie przepuści sobie okazji nagrania tego, żeby się potem ze mnie napierdalać.
- Nie może być aż tak źle. - Zapewniłem, wstając z miejsca. Podszedłem do łóżka, siadając obok mnie. - Poza tym na dobre ci to wyjdzie. Nauczysz się czegoś pożytecznego i nie będziesz się snuła po domu jak cień.
- Ta skupmy się na plusach. - Mruknęła, spoglądając na mnie kątem oka. - Wiem, że byłeś zły. Niszczę Ci życie i takie tam. Jednak ja nie umiem inaczej bo tak wygląda moja życie. Jest przepełnione trupami i innym dziadostwem.
- Przecież wiem. - Rzuciłem, kładąc się obok niej. Chyba za szybko jej ulegałem. Jednak jakoś przeszła mi już złość. - W zasadzie to wiedziałem gdzie, się zatrudniam. Jednak jakoś liczyłem, że jeśli zostanę w kuchni, to ominą mnie trupy.
- Jeśli wejdziesz w takie życie, nigdy nie ominą cię trupy. Niestety są zbyt integralną częścią tego życia. Czyli prędzej czy później musiałeś wpaść na zwłoki. - Wyjaśnił, a ja westchnąłem cicho. Tak musiało być. I nic nie mogłem na to poradzić.
- Dalej nie wiem, dlaczego akurat ja miałem sprzątać po tym trupie. Tyle jest tutaj ludzi, z co jest w sumie przerażające większym doświadczeniem. - Stwierdziłem, chociaż tak naprawdę przeczuwałem, jaka jest prawda. Moim problemem było to, że nadal łudziłem się, że się mylę.
- Ojciec cię nie lubi, bo ja lubię ciebie. Chciał cię przestraszyć, żebyś więcej nie chciał ze mną zadawać. - Wyjaśniła jedynie potwierdzając, to w co wcale nie chciałem wierzyć. - Jednak to już nie jest problem. Zajmę się swoim ojcem.
- Udam, że wcale nie czuję się bardziej spięty przez bycie na celowniku twojego ojca. - Mruknąłem, na co ta parsknęła śmiechem. - I to nie jest zabawne. Nie, żeby coś, ale to wariat.
- Przecież wiem. - Zapewniła, obracając się na bok tak, że teraz leżała przodem do mnie. - To w końcu mój ojciec, który robił to, co robił. Jednak nie skrzywdzi cię i już moja w tym głową, by tego dopilnować.
- Chce mnie dopaść diabeł, a chroni mnie przed nim demon? Po prostu nie mogłem czuć się bezpieczniej. - Rzuciłem pół serio pół żartem. Chyba wybaczam za szybko. Jednak kto by się tym przejmował.
- Demon, który ma haki na diabła. Więc nie musisz się martwić. - Zapewniła, podnosząc się do siadu. - Zdejmij koszulkę i się połóż. - Poprosiła, na co posłałem jej pytające spojrzenie. - Oj nie patrz tak. Przecież cię nie uduszę.
- No nie byłbym tego taki pewien. - Rzuciłem, jednak posłusznie zdjąłem koszulkę. Położyłem się na łóżku a tak pokazałabym się odwrócił a ja to zrobiłem. - Czasem mnie przerażasz.
- Nie tylko ciebie. - Oświadczyła, siadając obok mnie. Położyła dłonie ma moich plecach i zaczęła mnie masować. - Może nie jestem specjalistką, jednak może to pomoże.
- Ta tylko mnie nie poharataj tymi szponami. - Poprosiłem, na co ta szturchnęła mnie w ramię. - No co? Masz pazury jak kobieta kot w tym filmie.
- Ona tam miała pazury z diamentami, ja mam po prostu czarne. - Zauważyła, pokazując mi paznokcie.
- Jednak nie wątpię, że są równie ostre. Są jak dodatkowa broń. Jeden dobry zamach i przeciwnik nie ma oka. - Stwierdziłem, podnosząc się na łokciach. Spojrzałem na paznokcie, które wyraźnie nie dawno zmieniała, bo dawny odrost zniknął. - Ty wiesz, że połamiesz sobie te szpony udające paznokcie, kiedy pójdziesz do pracy?
- Kobieta kot nie połamała walcząc, to ja nie połamie myjąc kible. - Zapewniła, dociskając mnie do materaca. - Poza tym nawet nie wiesz, jakie wbrew pozorom są przydatne.
- Ja to nie wiem w którym momencie. - Rzuciłem, obracając głowę w jej stronę.
Raisa wplatała dłonie w moje włosy i zaczęła mnie drapać. I muszę przyznać, to było całkiem przyjemne. Tak samo, jak kiedy przejechała paznokciami po moim karku i plecach.
- Jeden zero dla mnie. - Mruknęła, na co przewróciłem oczami. - Ja to jednak zawsze wygrywam.
- Serio? - Spytałem, podnosząc się do siadu. Ta wzruszyła ramionami, uśmiechając się szeroko. Jednak już nie długo.
Złapałem ją w pasie i pchnąłem na łóżko, zaczęłam ją łaskotać a ta zareagowała kompletnie inaczej niż się spodziewałem. Zaczęła się drzeć jakby ktoś obdzierał ją ze skóry dlatego równie szybko, jak zacząłem tak przestałem.
- Nienawidzę, kiedy ktoś mnie łaskocze. Wtedy drę się w wniebogłosy jakby ktoś obdzierał mnie ze skóry. - Wyjaśniła biorąc kilka głębszych wdechów. - Dlatego nigdy więcej tak nie rób. - Rozkazała, poprawiając materiał bluzy.
- Bo co mi zrobisz? - Spytałem, uśmiechając się cwaniacko.
- Rodion oświadczam wszem i wobec, że cię zepsułem. - Mruknęła odwzajemniając mój uśmiech. - Spędzanie czasu ze mną ci nie służy. - Stwierdziła, kiedy jej telefon zawirował. Ta wyjęła go z kieszeni odczytując wiadomość, która widocznie jej się spodobała. - Kurwa kto normalny pracuje od siódmej?
- Ludzie pracują od szóstej i wcześniej więc nie narzekaj. - Zauważyłem, na co ta przewróciła oczami odpisując na przychodzące wiadomości. - Wiem, że zazwyczaj śpisz do dwunastej, jednak te czasy już się skończyły i trzeba przywyknąć.
- Będę chodziła jak zombi. - Zapewniła nawet nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.
- Witaj słodka dorosłości. - Mruknąłem, podnosząc się z łóżka. Podszedłem do biurka by wziąć z niego telefon, który też zaczął dawać o sobie znać.
Wiktoria: Witamy na konwersacji grupowej nowego użytkownika.
Dawid: Jeśli pragniesz pośmiać się z Raisy wyjedź nieco wyżej w konwersacji.
Raisa: Ale ja was kurwa nienawidzę.
Spojrzałem na dziewczynę leżącą na łóżku, która wkurzona podniosła się z łóżka. Posłała mi nieco niepewne spojrzenie i westchnęła cicho, chowając telefon do kieszeni bluzy.
- Muszę iść. Wychodzi na to, że dzisiaj nie będę mogła siedzieć do trzeciej nad ranem. - Zauważyła, na co skinąłem głową. - Dobranoc Rodion.
- Dobranoc Raisa. - Rzuciłem, obserwując jak dziewczyna opuszcza pokój.
Ostatnio sporo was tutaj doszło co nie ukrywam bardzo mnie cieszy więc trzymajcie kciuki bym nic nie zjebała co przy mnie bardzo możliwe
I takie trochę dziwne pytanie. Są jakieś piosenki które kojarzą wam się z tą historią? Potrzebuje czegoś by mieć przy czym pisać
Więc no trzymam kciuki żebyście dortwali wolnego bo ja nie wiem czy dotrwam. Więc jak nie będzie rozdziału to znaczy, że szkoła mnie wykończyła
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top