XXXIII

Otworzyłem oczy i spojrzałem na Raise. Ta siedziała obok mnie przykryta kołdrą i widocznie czegoś nasłuchiwała. Mrużyła podkrążone oczy i odgarnęła potargane włosy. Przyglądałem jej się przez chwilę szukając odpowiedzi na to, czy coś się stało. Jednak nie wydawała się zestresowana czy wystraszona. Raczej zamyślona. W końcu westchnęła cicho i obróciła się bokiem kładąc się z powrotem na łóżku.

- Czemu nie śpisz? - Spytała zachrypniętym głosem, układając dłonie pod głową. Przyglądała mi się uważnie, jakby założyła, że mogę ją okłamać a ona już była gotowa, by to kłamstwo wychwycić.

- Po prostu się obudziłem. - Przyznałem zgodnie z prawdą, wzruszając ramionami. - Lepsze pytanie, dlaczego to ty nie śpisz i siedzisz jak wystraszona wiewiórka?

- Wiewiórka serio? Jakby była ruda to, to porównanie byłoby chociaż trochę zabawne. - Stwierdziła, na co przewróciłem oczami. - No już spokojnie. Wydawało mi się, że coś słyszę. No, ale widać tylko mi się wydawało.

- Myślałem, że tutaj to normalne. W końcu macie z dwudziestu ochroniarzy, którzy raz na jakiś czas przechodzą przez dom. - Zauważyłem, poprawiając na sobie przykrycie. Jeśli miałem być szczery to w domu było średnio ciepło. A może to mi jest wiecznie zimno. Ciężko stwierdzić. - A nawet jak nie w domu to chodzą wokół niego. Co jakiś czas brama się otwiera, bo ochroniarze się zmieniają. Więc dziwne dzwięki to wbrew pozorom tutaj chyba nic dziwnego.

- Słabo sypiasz co? - Spytała jakby to pytanie w tym momencie, było najbardziej odpowiednie.

- Nie lubię spać w nowych miejscach. Poza tym często zdarza mi się budzić, a kiedy człowiek nie jest przyzwyczajony do tych dźwięków to już w ogóle często się budzi. - Przyznałem, poprawiając się na materacu. Po kilku godzinach snu moje ciało lekko zdrętwiało, jednak to nie sprawiło, że miałem ochotę wstawać.

- Ochroniarze wchodzą do domu co godzinę, kiedy taty nie ma w domu. Bo kiedy jest to mogą wchodzić tylko, kiedy usłyszą jakieś podejrzane hałasy. - Wyjaśniła widocznie niepocieszona tym faktem. Znałem ją na tyle, by wiedzieć, że nie lubi kontroli. Chociaż jej ojciec i tak dawał jej masę swobody, o której niektórzy mogli tylko pomarzyć. - Większość córek mafiozów jest wychowywana na dobre żony. Są przedmiotami, które w wieku osiemnastu lat wrobi się w małżeństwo korzystne dla rodziny. Nikt nie myśli o tym, co czują. Większość z nich jest otoczona bronią, chociaż w życiu nie trzymała jej w ręce. Nie twierdzę, że to źle. Zły jest brak wyboru. I to, że jesteśmy przedmiotami. Pięknymi dodatkami do drogich samochodów, garniturów szytych na miarę i luksusowych domów. Kobiety w świecie mafii nie są niczym więcej. A o naszej wartości świadczy to, jaki facet chce nas pojąć za żonę. Więc mój ojciec i tak traktuje mnie wyjątkowo dobrze. Nie jak maszynkę do przedłużenia rodu. A jak prawdziwa czującą istotę, która może mieć wartość sama w sobie. Jednak inni tak tego nie widzą.

- To chujowe pocieszenie, ale jak dla mnie to uczyniło cię najsilniejszą. Walka o każde spojrzenie pełne szacunku. Nie urodziłaś się, dostając dosłownie wszystko. Zawalczyłaś o to. I może jeszcze nie każdy cię szanuje, jednak w końcu zrozumieją, że nie mają innego wyboru.

Mówiąc to cały czas przyglądałem się Raisie. I jedno wiedziałem na pewno. Nie potrzebowała moich słów, by czuć się dobrze. Przez lata nauczyła się czerpać pewność siebie z samej siebie. A nie ze słów ludzi. Nie potrzebowałaby ktokolwiek łechtał jej ego. Bo ona wiedziała, co jest warta i ile sobie zawdzięcza. I przysięgam, że chciałbym mieć w sobie tyle pewności i miłości do samego siebie co Raisa.

Mrozow już otworzyła usta, by coś powiedzieć, kiedy po domu rozniósł się huk towarzyszący wystrzałowi z broni. Brunetka momentalnie podniosła się do siadu i nie potrzebowała wiele by wstać z łóżka. Zgarnęła z podłogi pierwsze lepsze spodnie i je na siebie ubrała rzucając w moją stronę inną parę.

- Ruchy. - Warknęła i w tym momencie nie można było odnaleźć w niej tego spokoju sprzed dosłownie kilku minut. Jej ciało momentalnie się spięło jakby gotowało się do natychmiastowej reakcji, na ewentualne zagrożenie.

Nic nie mówiąc, wstałem z łóżka. Szybko ubrałam na siebie dresy i nadal milcząc, podszedłem do Mrozow. Czułem jak moje serce przyspiesza, boleśnie uderzając o klatkę piersiową. Strach w momencie zalał moje ciało w trakcie, kiedy brunetka wydawała się być całkiem opanowana. Szybko sięgnęła do szafki nocnej i wyjęłam z niej broń. Otworzyła magazynek sprawdzając, czy są w nim naboje, następnie zamykając go jednym sprawnym ruchem.

Drzwi do pokoju otworzyły się gwałtownie. Stanął w nich wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna ubrany na czarno. Stanowił jednego z członków ochrony. A przynajmniej takie wyjaśnienie na ten moment wydawało się najbardziej racjonalne. I jak na ten moment w zupełności mi wystarczyło.

- Powiesz mi w końcu, o co tutaj chodzi?! - Rozkazała ostrym tonem, zwracając się do mężczyzny.

- Włamali się na teren domu i widocznie chcą znaleźć się w środku. - Wyjaśnił mało błyskotliwie co widocznie nie usatysfakcjonowało Raisy.

- Czego tak stoisz? Idź i pomóż reszcie. - Poleciła, ubierając buty. Wydawała się być opanowana. Jakby była gotowa na tę sytuację od zawsze. - Ja sobie poradzę. Idź. - Zapewniła, na co mężczyzna jedynie skinął głową. Opuścił pokój, a dźwięk wojskowych butów uderzających o posadzkę rozniósł się po całym korytarzy. - Chodź. - Zwróciła się tym razem do mnie o wiele łagodniejszym głosem. Złapała mój nadgarstek i wyciągał mnie z pomieszczenia ciągnąc mnie przez cały korytarz i schody. Przy okazji o mało kilk, razy nie zaliczyłem pocałunku z podłogą, jednak teraz nie miałem czasu o tym myśleć.

Raisa pewnym krokiem szła przed siebie, a ja przez ten cały stres nie umiałem nawet skojarzyć gdzie mnie cięgnie. I tak całkiem szczerze nie miało to w tym momencie większego znaczenia. Musiałem jej zaufać. Bez względu na to, co się stanie.

Zatrzymała się dopiero przy jednym z zakrętów. Przyciąga mnie do ściany i przyłożyła palec do ust bym był cicho. Ja nie miałem odwagi nawet mrugnąć. A kiedy zrobiła dwa kroki do przodu a w pomieszczniu rozległy się dźwięki strzałów oddech zatrzymał się w moich płucach. Mrozow wymieniała strzały z napastnikiem, a ja kompletnie zapomniałem jak się oddycha. Strzały w tym momencie dochodziły z różnych stron, a ja wiedziałem tylko jedno. Spanikowałem. I w tym momencie nie nadawałem się kompletnie do niczego.

Dopiero kolejne pociągnięcie ze strong Raisy wyrwało mnie z letargu. Nie miałem nawet odwagi się rozejrzeć. Widok trupa i krwi prawdopodobnie do reszty by mnie sparaliżował. Dlatego wgapiałem się w plecy dziewczyny, idąc za nią krok w krok byle nie zobaczyć więcej niżeli byłem gotowy.

W końcu otworzyła jedne z drzwi i wciąga mnie do środka. Położyła dłonie na moich ramionach, patrząc mi prosto w oczy. Wzrokiem tak poważnym, jak jeszcze chyba nigdy w życiu.

- Siedź cicho i stąd nie wychodź jasne. - Poleciła, a ja mogłem jedynie skinąć słowa. - Nie podchodź do okien i usiadł na ziemi przy ścianie. - Kontynuowała, a ja słuchałem jakby od tego miało zależeć moje życie. I w sumie to zależało. - Tak było już nie raz. I jak zawsze będzie dobrze. Nim się obejrzysz, będzie po wszystkim. Wtedy po ciebie przyjdę i będzie tak jak dawniej. - Zapewniła, przeczesując palcami moje włosy.

Potem odeszła wychodząc z pomieszczenia. Zniknęła za zamkniętymi drzwiami, a ja zrobiłem to co kazała. Podciągałem kolana pod brodę. I jednego byłem pewien. Kłamała. Nie byłem nawet pewniej czy minęły zaledwie sekundy, czy już godziny. W duchu błagał tylko, by to wszystko już się skończyło. Jednak nikt nie był łaskaw wysłuchać moich błagać. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Zasłoniłem uszy, by chociaż w małym stopniu zagłuszyć dźwięk mrożący krew w żyłach. Starałem się nawet nie myśleć o tym ilu ludzi zginie tej nocy. Jednak to wszystko było na nic. Czułem się tak, jakby już zszedł do piekła. I teraz nie byłem już taki pewnie czy jestem gotowy by Raisa właśnie tam mnie zaprowadziła.

I w tym momencie wszystko ucichło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top