XXVIII

𝚁𝚊𝚒𝚜𝚊

Wbijałam się w jego usta skupiając się na ich smaku, który był przytłumiony przez smak mojej krwi. Ta cały czas płynęła z moich warg, jednak w tym momencie o to nie dbałam. Nie dbałam o nic. Ani o ból w żebrach, ani pulsujący ból głowy i pieczenie oka. To wszystko nie miało w tym momencie żadnego znaczenia. Czekałam na ten moment, na ten jeden gest tak długo, że nie umiałam myśleć o niczym innym. W pełnię skupiłam się na jego dotyku. Dreszcz przeszedł przez mój kręgosłup, a ssanie w moim podbrzuszu było nie do zniesienia. Pragnęłam go tak mocno, jak tylko było to możliwe. I jak głupie by to nie było, chciałam tego teraz. Nie wiem skąd ta odwaga. Może to adrenalina po walce może alkohol, który wypiłam. Jednak nie było to ważne. Lubiłam żyć chwilą. Jutro mało kiedy się liczyło. Głównie przez to, że jutro jest niepewnie. Teraz tutaj stoję a za pół godziny, mogę spaść ze schodów i skręcić sobie kark. Lub wsiąść do samochodu i mieć wypadek. Byłam realistką. Oglądałam śmierć. Tą nagłą i tą, która przychodziła z czasem. I właśnie przez to igranie ze śmiercią pamiętałam o niej w każdej chwili. Nie żyłam tak, jakbym miała trwać jeszcze tysiąc lat. Żyłam jakby za godzinę, miał nastać mój koniec. Tak bym była pewna, że nie czekałam z tym, co chciałam zrobić.

Zsunęłam dłoń z jego policzka i wsunęłam ją pod jego koszulkę. Tyle razy widziałam go bez niej. I za każdym razem ten widok był równie cudowny. Nie był tak umięśnione, jak większość facetów, z którymi miałam kontakt. Jednak właśnie taki podobał mi się najbardziej. Nieidealny. Wybrakowany. Żywy i prawdziwy. Taki jaki nie był żaden z tych facetów. Oni udawali idealnych. Biegali na siłownię trzy razy dziennie i udawali, że nie brakuje im niczego. Chociaż tak naprawdę wiele im brakowało. Dlatego szukali kobiet takich jak ja. Tych, które pójdę z nimi do łóżka, udowadniając im, że ktoś ich pożąda. Powiedzą im jak świetnie wyglądają, łechtając ich kruche ego. Tak by następnego dnia mogli spojrzeć w lustro z mniejszym obrzydzeniem.

Wiem to, bo sama tak robiłam. Latami tkwiłam w przeświadczenie, że jeśli ktoś chce uprawiać, ze mną seks to znaczy, że jestem piękna. Ich piękne słowa o mojej urodzie przyjemnie nabudowując moje ego, które wcześniej inni ludzie zniszczyli. I chociaż powtarzali to setką innych kobiet, niczym zacięta płyta to nie miało dla mnie znaczenia. Ważne było tylko to, że mówili mi jak bardzo piękna byłam. Dzięki czemu mniej brzydziłam się samą sobą.

Oderwałam się od jego ust jedynie na krótki moment potrzebny, by pozbyć się jego koszulki. Ponownie połączyłem nasze usta jednak tym razem w owiele łagodniejszym pocałunku. Delikatnie musiałam jego wargi, swoimi zastanawiając się jak mógł tu teraz stać. Całować moje usta, które wypowiedziały tyle obrzydliwych słów. Dotykać moich rąk, które odebrały tyle żyć. Pożądać kobiety, która zrobiła tyle złego. Jednak nie pytałam. Bo szczerze nie chciałam znać odpowiedzi, która zapewne wcale by mnie nie uspokoiła.

Moje dłonie błądziły po jego klatce piersiowej. A kiedy złapał dół mojego stanika, podniosłam ręce. Zdjął go ze mnie, a ja stanęłam przed nim pół nago. Wiedział już moje piersi. Może nawet nie raz. Jednak teraz wydawało się to dużo bardziej intymne. Patrzył na mnie tak jak chyba jeszcze nigdy. Oczami pełnymi pożądania. Błądził wzrokiem po moim ciele, a w mojej głowie urodziło się kolejne pytanie. Czy podoba mu się to, co widzi?

Jestem taka głupia. Jak znowu mogłam przywiązać taką wagę do opinii kogoś innego. Od lat tego nie robiłam. A teraz znowu wróciłam do tego wyniszczającego zwyczaju.

Pachniał tytoniem i jakimiś perfumami. I szczerze mówiąc zapach tytoniu, podobał mi się dużo bardziej niż perfum. Jednoznacznie kojarzył mi się z bliskimi. Chociaż brzmiało to niewiarygodnie głupio. Wszyscy, do których coś czułam palili. Tata, przyjaciele i zresztą wszyscy, na których mi zależało. Pamiętam jak jako dziecko przychodziłam do taty, który zazwyczaj nie spał do późnych godzin. Wchodziłam do jego gabinetu, a on brał mnie na kolana. Zasypiałam, słuchając bicia jego serca i wdychając zapach tytoniu. Więc ten jednoznacznie kojarzył mi się z bliskością i bezpieczeństwem.

Przytuliłam się do mężczyzny. Muskałam ustami jego szyję. Przymknęłam powieki, by móc w pełni skupić się na odczuciach. I czułam. Jego dłonie na moim ciele. Przesuwające się po plecach i udach. Czułam ciarki przechodzące po moim ciele.

Wycofałam się powoli, układając swoje ciało na łóżku. Położyłam się wygodnie, kiedy Rodion zdjął ze mnie buty. Złapał gumę moich legginsów i przeniósł na mnie spojrzenie. Jakby pytał mnie, czy może to zrobić. Ja uniosłam biodra, by ułatwić mu tę czynność. On szybko i nieco nieudolnie zsunął je z mojego ciała razem z bielizną. I w końcu leżałam przed nim całkiem naga. I wtedy zrozumiałem, że jest kompletnie inaczej niż zwykle.

Zwykle chciałamby by trwało tylko chwilę. Szybki napływ euforii. Przyjemność dla ciała. Która była a rano już nie było po niej śladu. Teraz chciałam to zrobić inaczej. Zyskać przyjemność a rano obudzić się czując się równie dobrze. Patrząc na niego. Na jego uśmiech, który zawsze poprawiał mi humor. Czując jego ciepłe ciało, które by mnie ogrzewało.

Niepewnie zawisł nade mną i spojrzał mi w oczy. Siegnęłam do paska jego spodni i go rozpięłam. On ostatecznie się wycofałby zdać z siebie spodnie. Był w tym wszystkim bardzo niepewny. Zawstydzony tym, co mogę pomyśleć, czy powiedzieć. Jednak dla mnie cały był idealny. Prawdziwy. Jak mało co w moim życiu.

Obróciłam się na prawy bok i podniosłam kurtkę, którą tam rzuciłam. Z kieszeni wyjęłam opakowanie z prezerwatywą i podałam ją Rodionowi. Coś mówiło mi, że on mógł ich nie mieć. A nie byłam tak szalona, by bawić się w seks bez prezerwatywy.

Brunet otworzył opakowanie i nasunął zabezpieczenie na członka. Ponownie zawisł nade mną a ja rozłożyłam kolana, by zrobić mu więcej miejsca. Czułam coraz większą ekscytacje ogarniająca całe moje ciało. Ssanie podbrzusza stawało się coraz bardziej nie do zniesienia. Rodion powoli wszedł we mnie poruszając się powoli, dał mi czas na przyzwyczajenie się. Którego ja wcale nie potrzebowałam. Byłam przyzwyczajona do szybkich i gwałtownych poczynań.

Stopniowo poruszał się coraz szybciej i mocniej. Przygryzłam dolną wargę i położyłam dłonie na jego plecach. Czułam rosnącą z każdym ruchem przyjemność i napięcie. Czułam to ciepło bijące od jego ciała. Nie chciałamby ono odchodziło. Nie chciałamby on odszedł.

Moje ciało wygięło się w łuk. On składał pocałunki na mojej szyi. A ja w tym momencie naprawdę czułam się jak jeszcze nigdy. Wsunęłam dłoń w jego włosy i połączyłam nasze usta. Charakterystyczny dźwięk zderzania się bioder i nasze ciche jęki wypełniły pomieszczenie. A ja nie chciałam by to kiedyś się skończyło.

Wbiłam paznokcie w jego plecy czując, że jestem coraz bliżej. Przeniósł pocałunki z moich usta na szczękę. I schodził coraz niżej. Przez szyje aż po dekolt ostatecznie kończyć na biuście. Całował moje sutki zahaczaj o kolczyki. Było to lekko bolesne jednak nie na tyle był chciałaby przerwał.

W końcu doszłam a z moich ust, wydobył się głośny jęk. Przyjemne ciepło rozlało się po moim ciele a Rodion doszedł chwilę po mnie. Opadł na moje ciało. A ja zadałam sobie jedno podstawowe pytanie.

I co teraz?

Nigdy nie byłam w tak niezręcznej sytuacji. Jak ojca kocham nawet przypadkiem seks, z osobą której imienia nawet nie znałam, nie był aż tak niezręczny. Powinnam coś powiedzieć? A może lepiej było milczeć?

- Nigdy nie pomyślałbym, że mogę zrobić coś takiego. - Przyznał mężczyzna, przerywając chwilę milczenia.

- Czyli? - Spytałam, kładąc dłoń na jego głowie. Przeczesywałam palcami, jego włosy ciesząc się, że przerwał panującą ciszę.

- Przespać się z kimś, kogo znam tak krótki. - Wyjaśnił, na co ja parsknęła krótko śmiechem. - Przez ciebie robię rzeczy, o które nigdy bym się nie posadził.

- Psuje cię. I chyba powinno być mi z tym źle. Jednak nie jest. - Przyznałam, wzdychając cicho.

Chyba gorsze od tego wszystkiego będzie to, co nadejdzie jutro. Jak będziemy się teraz do siebie zwracać. Co będzie między nami? Do czego ewolucję nasza znajomość? To nie związek. Znaliśmy się kilka tygodni i nigdy nie nazwałabym tego miłością. Zresztą nic o niej nie wiedziałam. Byłam tylko gówniarą, której nie kochała nawet matka. Więc co ja mogłam wiedzieć o miłości? Westchnęłam cicho, nawet nie wiedząc co jeszcze powiedzieć.

Milczenie jak on było teraz najlepszym rozwiązaniem. Inni też milczeli. Niektórzy po prostu wychodzą. Inni bez słów idą spać. A pewnie nieliczni wyznają sobie miłość. Jednak w naszym wypadku żadna z tych rzeczy nie była odpowiednie.

I teraz pewna byłam tylko jednego. Zrobi się cholernie dziwnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top