XXV
Rozłożyłam się na łóżku z uwagą obserwując Rodiona. Ten przeglądał rzeczy stojące na półkach w moim pokoju. Nic tutaj nie było poukładane. Zresztą nigdy nie byłam fanką porządku. I nawet kiedy ten zapanował w mojej przestrzeni życiowej, nie był jakiś zniewalające. Osobiście nazywałam porządkiem stan, w którym ciuchy leżały upchane w szafie a pierdoły leżały na pułkach. Słowem, jeśli nic nie leżało rozwalone na podłodze, a biuro i łóżko nie robiły za dodatkowe szafy to było czysto.
- Widzę, że byłaś matematycznym asem. - Rzucił rozbawiony, odnajdując kolejny stary sprawdzian z matematyki. Nigdy ich nie wyrzuciłam. Przez co w moim pokoju leżała masa starych sprawdzianów. I często znajdowałam je w kompletnie randomowych miejscach.
- Porządna pizda czy litościwa dwója? - Spytałam a kąciki jego ust, powędrowały ku górze. Kiedy jeszcze chodziłam do szkoły każda kolejna jedynka, zbliżała mnie do załamania nerwowego. Jednak dzisiaj umiałam się z tego śmiać. - Obstawiam kolejną pizdę.
- Nie zgadłaś, bo przekupne trzy. - Oznajmił, odwracając kartkę papieru. Ja mogłam dostrzec trzy napisane czerwonym tuszem zaraz obok imienia i nazwiska. - To znaczy obstawiam, że to za przekupstwo.
- Oczywiście, że przekupne. Mój ojciec sponsorował całe wakacje tej starej kurwie. Gdyby nie to kiblowałabym w drugiej klasie. - Stwierdziłam spoglądając na stertę sprawdzianów leżących z boku. Będę musiała je w końcu wyrzucić. Już samo patrzenie na nie sprawiało, że robiło mi się niedobrze. - Ojciec mało mnie nie zabił, kiedy usłyszał o jedenastu jedynkach w pierwszym semestrze. - Przyznałam, krzywiąc się na to wspomnienia. Ja sama byłam załamana i pewna, że jestem w dupie i będę kiblować przez ten nieszczęsny przedmiot. Jednak ojciec zmusił mnie do korepetycji i przekupił nauczycielkę i jakoś się wywinęłam.
- Nie dziwię się. - Przyznał, przeglądając półki zastawione książkami. Między nimi stały różne duperele i wystawało kilka kartek papieru, które nawet nie wiedziałam, czym są. I chyba nawet nie chciałam wiedzieć. W końcu spomiędzy książek wyjął jakieś stare zdjęcie. Skrzywił się nagle, przyglądając mu się z degustacją. Na ten gest zmarszczyłam brwi i podniosłam się do siadu. - Nie wiem, czy chcesz to wiedzieć. - Ostrzegł przenosząc spojrzenie ze zdjęcia na mnie. Ja jednak wyciągam dłoń w jego stronę, by mi je podał. - Jeśli to, to co myślę, to nie będziesz zachwycona. - Zapewnił, jednak podał mi zdjęcie.
Nieco niepewnie spojrzałam na fotografie i wtedy pożałowałam, że go nie posłuchałam. Zdjęcie było stare. Miało z dobre dziesięć lat. A ja niezbyt dobrze pamiętałam dzień jego wykonania. Bez wątpienia był on jednak mało przyjemny. Moje jeszcze wtedy długie włosy zaplecione były w dwa warkocze. Na sobie miałam białą sukienkę z ozdobnym kołnierzykiem. A na stopach zwykle czarne baletki. Mój ojciec jak zawsze ubrany był w idealnie dopasowany czarny garnitur, a jego czarne włosy zaczesane były do tyłu. A Lidia jak to Lidia. Miała na sobie czerwoną idealnie dopasowana sukienkę zapewne od jakiegoś znanego projektanta. Do tego idealnie pasujące czarne wysokie szpilki i nienaganny makijaż. Idealna rodzina. Szkoda tylko, że pod tą powłoką idealności kryło się niesamowite zepsucie.
Kobieta trwająca przy mężu i dziecku tylko dla pieniędzy. Mężczyzna, który pragnie miłości kobiety, która kocha tylko siebie. I dziewczynka owoc tego związku, który nigdy nie miał zakwitnąć. Pamiętam jak wychodziła patrząc na nas z wyraźną wyższością. Nie płakałam, nie błagałam i, mimo że w środku cierpiałam, nie dałam tego po sobie poznać. Bo może byłam tylko dzieckiem. Jednak ludzie, którzy mnie otaczali wychowali mnie na silną kobietą, która nie błaga i nie płacze. A przynajmniej nie na widoku. Tak samo mój ojciec. Mógł w tym momencie umierać wewnętrznie, jednak nie dał tego po sobie poznać. Pozwolił jej odejść. A ja w tym momencie po raz pierwszy poczułam do niej tak szczerą i nieprzemijającą nienawiść. Pozwoliła by mój ojciec cierpiał. Nie było dla mnie ważniejszej osoby niż on. Dlatego to zabolało może nawet bardziej niż to, że zostawiła mnie.
Gdybym pamiętała, że je mam już dawno skończyłoby w kominku. Nie chcę już wracać wspomnieniami do tego okropnego okresu w życiu. I co jeszcze ważniejsze nie chciałam pamiętać o tym, że ta kobieta mnie urodziła.
- Kiedyś zrozumiesz, dlaczego nie umiałam cię pokochać. - Mruknęłam dosyć cicho jednak Rodion mnie usłyszał. Skupił na mnie spojrzenie, a ja westchnęłam cicho. - To powiedziała to mi matka, zanim ostatni raz wyszła z naszego domu. Pamiętam jak którego dnia zgarnęła walizki i odeszła. Wtedy zabolało, bo pozwoliła mi wierzyć, że to moja wina. Jednak teraz wiem, że nie mogła zrobić dla mnie nic lepszego niż odejść.
- Czasem ludzie nie mogą zrobić dla nas nic lepszego niż zniknąć z naszego życia. - Dodał, na co skinęłam głową. Brunet usiadł na brzegu mojego łóżka i westchnął cicho. - Czasem myślę, że gdyby mój ojciec odszedł skrzywdziłby mnie znacznie mniej.
Z uwagą przyglądałam się jego twarzy. Ciemne kosmyki włosów opadały na jego twarz. Na tym tle wyróżniały się bardzo jasne zielone oczy, w których można było zakochać się od pierwszego wejrzenia. Pod prawym okiem miał niewielkiego piepszyka a na nosie kilka piegów, które dodawały mu uroku. Miał ładnie odznaczające się kości policzkowe i ostry zarys szczęki. Był przystojny i bardzo uroczy zarazem. Może nie przypominam rzeźby greckiego boga jednak był cholernie przystojny. Przynajmniej dla mnie był cholernie przystojny.
- Dobra nie rozmawiajmy o tym. - Poprosiłam nawet na chwilę, nie odrywając wzroku od jego twarzy. Lubiłam na niego patrzeć. Obserwować to, jak bardzo różnił się od reszty mężczyzn w moim życiu.
- I tak za chwilę muszę iść do kuchni. - Poinforował mnie, poprawiając się na materacu.
Nie chciałamby wychodził. Samotność stała się dla mnie zbyt męcząca. Leżenie i patrzenie w sufit znudziły mi się już dawno. A nie miałam komu pozawracać głowy. Moja paczka miała swoje plany na życie. Narkis pomagał w restauracjach rodziców i studiował, zaczął gastronomię. Dawid pomagał matce przygotowując się zarazem do studiów, które wybrał. Chciał zrobić sobie rok przerwy w edukacji, jednocześnie nie marnując swojego czasu. Wi miała ambitne plany poprawić maturę, by dostać się na psychologię, którą ostatnio sobie upatrzyła, dlatego siedziała aktualnie z korepetytorem. Chyba w życiu nie uczyła się tak wiele, jak ostatnimi czasy. Aleksander za to kończył zarządzanie i w zasadzie już miał pod sobą jeden z klubów, które oddał mu ojciec. Wszyscy wiedzieli, czego chcą od życia. Wszyscy, nie wliczając w to mnie.
Miałam plany na życie. Nie były jednak moje. Ułożył je mój ojciec pewnie jeszcze zanim przyszłam na świat. Stwierdził, że wychowa mnie na prawdziwą kobietę biznesu i mafii. Posłał mnie do prywatnych szkół, zaczynając od podstawówki i kończąc aż na liceum. Miałam mieć idealną średnia, a potem dostać się na zarządzanie i przejść jego mafię. Szkoda tylko, że w planach nie uwzględnił tego jak głupie, będzie jego dziecko. Jednak on zdawał się tym nie przejmować. I jak w tym roku udało mi się przekonać go do rocznej przerwy tak wiedziałam, że następnej rekrutacji na studia mi nie odpuści a ja będę musiała powrócić, do dramatu matematyki i innego dziadostwa. Które zdałam tylko dzięki wypracowanym metodą ściągania i niezawodnego strzelania.
- To idę z tobą. - Oświadczyłam, zrywając się z łóżka. Stanęłam na zimnej podłodze, w duchu przeklinając się za nie założenie skarpetek. Jednak było zimno. A z innej strony moja, szczeniacka natura nigdy nie chciała ich zakładać, bo tata kazał. A ja nienawidziłam robić rzeczy, które ktoś na mnie wymuszał. Tak bardzo dojrzałe.
Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej pierwsze lepsze dresy. Szybko je ubrałam poprawiając znacznie za dużą koszulkę, która miałam na sobie. Zajebałam ją jakiś czas temu Aleksandrowi i nie zapowiadało się, bym mu ją zwróciła. Zdecydowanie za bardzo ją lubiłam. Ostatecznie ubrałam skarpetki i spojrzałam na Rodiona, który już stał w drzwiach. Ruszyłam w jego kierunku, po drodze zgarniając jeszcze telefon. Bez niego ani rusz.
Zeszliśmy do kuchni, gdzie powoli pracownicy się zmieniali. Teraz przychodziły osoby na drugą zmianę, zastępując te z pierwszej. Przez chwilę zastanawiałam się co mam ze sobą zrobić. Aż ostatecznie wpadłam na pomysł tak szalony, że aż niemożliwy do wykonania.
- Może pomogę. - Zaoferowałam spoglądając na Rodiona. On w odpowiedzi spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Ta sama nie wierzyłam, że to zaproponowałam. Jednak to zrobiłam, bo o dziwo znałam wzór na deltę jednak ugotowanie zupy było dla mnie nie lada wyzwaniem. I stwierdziłam, że wypadałoby się w końcu czegoś nauczyć. - Nie patrz tak na mnie, tylko powiedz mi co mam robić lub, że mam wpierdalać.
- Niech pokroi warzywa. - Zarządziła Nadia, która była naczelną królową kuchni. Przesiadywała tu niemal bez przerwy zarządzała pracownikami. Co chyba było jej największą przyjemnością życiową. - Nożem akurat chyba umie się posługiwać a paluszki to na pewnie na tyle sprawne, że da radę.
- Bardzo śmieszne. - Rzuciłam, krzyżując ramiona na piersiach. Ta kobieta znała mnie trochę zbyt dobrze. I miała ze mną na tyle dobry kontakt, że bez oporów ze mnie żartowała i wytykała mi moją rozwiązłość. - Po prostu minęłaś się z powołaniem. Idź poszukaj roboty, jako komik.
Kobieta w odpowiedzi jedynie się zaśmiała i kazała wszystkim brać się do roboty. Gdyby nie ona to wszystko nie funkcjonowałoby tak sprawnie. A ja zginęłabym marnie lub żyła na gotowym żarciu z mikrofali i na dowóz. Ewentualnie musiałabym nauczyć się gotować a prędzej Wi pozbędzie się swoich szponów niż ja ugotuje coś jadalnego.
- Tylki nikogo nie zadźgaj. - Poprosił brunet, podając mi nóż. Skrzywiłam się na to lekko, odbierając od niego przedmiot. - Na serio mówię. Z tobą to nigdy nic nie wiadomo.
Powstrzymałam się od komentarza i podeszłam do blatu. Zabrałam się za krojenie warzyw jednocześnie uważając, by nie ujebać sobie palca. Bo tylko tego by trzeba było. Oczywiście się zacięłam, jednak zignorowałam ten fakt jedynie przemywając palec woda i wracając do pracy. Bywało ze mną znacznie gorzej więc nie ma co dramatyzować. Kiedy skończyłam, krojenie odłożyłam nóż i wyjęłam telefon z kieszeni. Ten od dłuższego czasu nie dawał mi spokoju i wibrował jak szalony.
Odblokowałam go, opierając się o blat. Jednocześnie mimowolnie rozejrzałam się po kuchni. Wszyscy pracowali a ja mogłam, się skupić na urządzeniu.
Dawid: Przychodzę do was niczym stary o szóstej rano w sobotę z bojowym zadaniem.
Narkis: Ja pierdole
Już kurwa żałuję, że odczytałem.
Wiktora: A ty wiesz debilu, że jak przytrzymasz okno czatu na głównej stronie, to możesz zmienić i oznaczyć jako nieprzeczytane?
Narkis: Serio kurwa? I teraz się o tym dowiaduje?
Wiktoria: Niech mi ktoś przypomni, dlaczego ja z nim jestem?
Aleksander: Bo wasz poziom głupoty jest na podobnym poziomie?
Wiktoria: Osz ty szmaciarzu...
W sumie to racja
Jednam muszę poważnie przemyśleć sens tego związku
Tęsknię za przygodnym ruchaniem
To zawsze były takie emocje
Trochę mi tego brak
Aleksander: Chryste pisz w jednej wiadomości, bo mój telefon chodzi jak Twój wibrator.
Wiktoria: Ale
Dzisiaj
Z
Ciebie
Szmata
Kurwa
Dawid: Nie chce przerywać kłótni waszego zajebistego trójkącika, ale ja tu mam sprawę.
Aleksander: Kłótnie małżeńskie to gdzie indziej. A co znowu i jak bardzo mamy przejebane?
Dawid: No bo stwierdziłem, że czas na małe malowanie moich czterech ścian.
Ta Dawid zmieniał wystrój tych swoich czterech ścian przynajmniej raz na pół roku. Dokładnie tak jak jego matka wystrój poszczególnych pomieszczeń. Z tym że ona miała do popisu cały dom, więc nie było to aż tak bardzo widoczne i rażące. Jednak nie podlegało dyskusji, w kogo wdał się jej syn. Chociaż ja nie narzekałam. Bo to zawsze był jakiś powód do spotkania. Tak wspólnie malowanie było jakąś taką naszą wspólną głupią tradycją. Zawsze robiliśmy to razem przy okazji się opijając aż w skutki i tak musieli to robić fachowcy. Jednak kto by się tam przejmował skoro było przy tym, tyle świetnej zabawy.
Wiktoria: Na piątek masz mieć te cholerną farbę i moje ulubione wino.
Dawid: Kocham was frajerzy!
Raisa szmato weź ze sobą, tego swojego kochasia
Fajny jest i będzie zabawa
Poza tym jeszcze ujebana w farbie się nie seksiłaś
Raisa: A ty to niby skąd wiesz?
Dawid: Osz ty mała zdziro.
Narkis: Nie chciałem tego widzieć...
Zresztą nieważne
Raisa jak przyjdziesz bez Rodiona to nie otworzymy ci drzwi.
Raisa: Jeszcze chwila a pomyślę, że zapraszacie mnie, tylko żeby on przeszedł
Aleksander: I chuj z planem zorientowała się.
Raisa: Hahaha po prostu zdycham ze śmiechu.
Spoko zaproszę go.
Dawid: I zajebiście.
Ja lecę mam praktykę do załatwienia.
Kocham was zdziry!
Zrezygnowana włożyłam telefon do kieszeni, rozglądając się po kuchni. Szukałam Rodiona, którego wyjątkowo postanowiło gdzieś wciąć. W końcu jednak odnalazłam go w towarzystwie Miny. Postanowiłam się im nie wpieprzać. Więc stałam jak głupia, podziwiając kafelki na ścianach. W końcu Rodion odszedł od dziewczyny i do mnie podszedł.
- Już Ci się znudziło? - Spytał wpychając dłonie, do kieszeni spodni. Odruchowo przewróciłam oczami podając mu nóż, który zgarnęłam z blatu.
- Tak warzywa już mi się znudziły. Teraz posiekam ciebie. - Zagroziłam podrzucając nóż w ręce. Kiedy jednak dostrzegłam jego niepewną minę odłożyłam go na miejsce. - Mamy zaproszenie na piątek do Dawida. Będziemy malować jego pokój. I to nie jest prośba. Jak nie pójdziesz, to mnie nie wpuszczą.
- Oł. - Mruknął nieco zdziwiony moich stwierdzeniem.
- Spoko to w języku zboczonych debilu oznacza, że cię polubili. A oni mało kogo lubią, możesz mi wierzyć. - Przyznałam zgodnie z prawdą. Kiedy jeszcze chodziliśmy do szkoły, nikt się z nami nie zadawał. Głównie dlatego, że dla wszystkich byliśmy dosyć podli. Powiedzmy, że mieliśmy grupowe problemy z zaufaniem i wychodziliśmy z głupiego założenia, że lepiej dźgnąć pierwszym jak zostać dźgniętym. To chyba właśnie minus wychowania się w mafijnym środowisku. - W piątek i tak zawsze kończysz wcześniej, więc idealnie się składa.
- Widzę, że nie mam nic do gadania, więc po prostu przytaknę głową szukając ci kolejnego zajęcia. - Oświadczył, wywołując tym lekki uśmiech na mojej twarzy. Może to głupie, ale lubiłam, kiedy ludzie mi ulegali. Czułam się wtedy jakaś taka ważniejsza. Poza tym myśl o tym, że Rodion dogadam się z tą grupą idiotów była dla mnie bardzo przyjemna. Głównie dlatego, że wszyscy byli dla mnie w jakoś sposób ważni. - Obstawiam, że wiesz więcej o broni palnej, niż o gotowaniu więc chodź. Pokaże ci wszystko krok po kroku.
- No taki już mój urok. - Stwierdziłam, podchodząc do bruneta.
Przywiązałam się do Rodiona. Głównie dlatego, że mnie rozumiał. A przynajmniej wydawał się rozumieć. Nie oceniał mnie i zawsze słuchał, kiedy mówiłam. I nigdy nie dopytywał, kiedy widział, że nie chciałam o czymś mówić. Był inny niż moja paczka. Bardziej emocjonalny. Więcej słuchał niż mówił, jeśli nie pociągnęło się go za język. Stał mi się kimś o wiele bliższym niż zwykły znajomy czy służący.
Szkoda tylko, że wtedy jeszcze nie wiedziałem jak wielkim błędem, było to przywiązanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top