XXIX
Otworzyłam oczy, jednak szybko ponownie je zamknęłam. Leżałam przodem do okna o którego zasłonięciu niestety nikt wczoraj nie pomyślał. Dlatego teraz obróciłam się na drugi bok czując jak coś przesuwa się po mojej talii. Tym razem już udało mi się uchylić powieki. Moim oczom ukazała się spokojna i zaspana twarz Rodiona. Spał jak zabity, oddychając miarowo. Pojedyncze kosmyki ciemnych włosów opadały na jego czoło, przez co wyglądał jeszcze bardziej uroczo niż zazwyczaj.
Westchnęłam cicho, obracając się na plecy. Zrzuciłam jego rękę z mojego ciała i wbiłam spojrzenie w biały sufit. I co teraz? Pewnie powinnam już wyjść i wrócić do domu. Jednak głupio było mi stąd tak po prostu wyjść. Zwiać jak po każdym przypadkowym numerku, z osobą której imienia nawet nie nie znałam. Nie chciałamby pomyślał, że potraktowałam go w tych kategoriach. W końcu tak nie było. Może go nie kochałam. Jednak nie był mi obojętny. Wiedziałam jednak, że przede mną w cholerę nieprzespanych nocy, w których trakcie będę myślała o tym, co nas łączy.
W końcu to było dziwne. Kiedy wczoraj w trakcie walki zobaczyłam koło niego Wasse coś we mnie drgnęło. Już pomijając fakt, że jest suką, to byłam... Jakby zazdrosna. Chociaż może bardziej wkurwiona, bo wiedziałam, że ta blond zdzira nie powstrzyma się przed obrobieniem mi dupy. Pewnie już powiedziała o mnie jakieś dziadostwo, by go odstraszyć. I wcale nie pomagał fakt, iż wiedziała, że jest zbyt mądry, by uwierzyć w to gówno.
Nagle Rodion mruknął cicho, a ja odwróciłam się w jego stronę. Otworzył oczy jednak wydawał się być nieobecny. Patrzył na mnie jeszcze chyba nie za bardzo, rozumiejąc co tutaj robię.
- Dzień dobry. - Mruknęłam, podnosząc się do siadu. Podniosłam poduszkę i oparłam o nią plecy.
- Dzień dobry. - Odpowiedział po chwili zachrypniętym głosem. Odkaszlał kilka razy i przeczesałam ciemne włosy palcami. - Nie zwiałaś. - Zauważył, na co przewróciłam oczami. Tak serio to zrobiło mi się trochę przykro, bo nie zamierzałam uciekać.
- Zwykle to oni uciekają. - Oświadczyłam, chyba próbując być zabawna. Coś nie wyszło. - Jednak teraz to ja musze uciekać. Muszę potrenować by móc mówić, że zrobiłam coś ambitnego.
- Co powiesz ojcu, jak cię zobaczy? - Spytał, a mi dopiero teraz przypominało się, że jestem cała obita. - Poza tym możesz poczekać, to pójdziemy razem.
- Chciałabym. - Przyznałam, przenosząc na niego spojrzenie. - Jednak mój ojciec... To takie śmieszne, bo jestem dorosła, ale nadal na jego łasce. Poza tym wiem, że gdyby się dowiedział byłby w stanie, zrobić coś głupiego. Przepraszam.
- Nie przepraszaj. - Poprosił, również podnosząc się do pozycji półsiedzącej. - To nie twoja wina. A twój ojciec jest, jaki jest.
- To przez moją pierdolniętą matkę. Też była kiedyś jego podwładną. Teraz ma pierdolca i uważa, że każda osoba z gorszą sytuacją finansową niż my dostawia się, bo chce pieniędzy i pozycji. - Wyjaśniłam zdejmując gumki z włosów. Rozpuściłam już i tak zmasakrowane warkocze i przeczesałam włosy palcami, by jakoś je ułożyć. - Dlatego na razie nie chce, by się o nas dowiedział.
- A jesteśmy jacyś my? - Dopytał, czym nieco mnie zaskoczył. No właśnie jesteśmy? Przygryzłam dolną wargę i wzruszyłam ramionami, nie mając pojęcia co odpowiedzieć. I to była raczej słabo dobrana odpowiedź. - Czyli musimy to jeszcze przedyskutować. I to bardzo poważnie.
- Masz rację. - Przyznałam, przesuwając się na bok łóżka. Spuściłam stopy na podłogę, rozglądając się w poszukiwaniu swoich ubrań. - Jednak teraz muszę wracać do domu. Wolę nie wkurzać taty.
- Dorosła kobieta. - Zauważył rozbawiony, na co ja parsknęłam śmiechem. - A tak na serio to rozumiem. Nie wszyscy rodzice mają tak wywalone, jak moi.
Podniosłam się z łóżka i zaczęłam zbierać ubrania z podłogi. Szybko ubrałam bieliznę i naciągnęłam na siebie sportowy komplet z wczoraj. Na stopy wsunęłam czarne trampki. Kurtkę wzięłam do rąk i obróciłam się, by po raz ostatni spojrzeć na Rodiona.
Tak naprawdę dopiero teraz zrobiło się niezręcznie. Jak powinnam się pożegnać? Rzucić głupie hej i wyjść czy go pocałować? Boże jak ja nienawidzę takich niejasnych sytuacji.
- To hej. - Rzuciłam i nawet nie czekając na odpowiedź, podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i szybko wyszłam. Drewniana płyta uderzyła o framugę drzwi, wydając charakterystyczny dźwięk. Mogłam być trochę bardziej subtelna.
Wyszłam z domu dla służby i od razu skierowałam się do swojego. Jak zawsze weszłam przez drzwi dla pracowników. Rzuciłam krótkie hej do osób pracujących w kuchni. Część osób mi odpowiedziała a inni byli na to zbyt zajęci. Jednak ja nie zwróciłam na to większej uwagi. Opuściłam kuchnie, szybko kierując się w stronę schodów. Liczyłam na to, że szybko zaszyje się w swoim pokoju i z nikim nie będę musiała rozmawiać. Jednak w mojej rodzinie panował paskudny zwyczaj chęci do rozmów w najmniej odpowiednich momentach.
- Raisa. - Zatrzymałam się gwałtownie, będąc już w połowie schodów. Schowałam dłonie pod materiałem dżinsowej kurtki. Odwróciłam, się starając się udawać, że wcale nie odhaczyłam wczoraj połowy punktów z krótkie listy rzeczy, których pod żadnym pozorem nie wolno mi robić. - Co ci się stało? - Spytał, przyglądając mi się uważnie. Nie trzeba było znać się na ludziach, by wiedzieć, że nie podoba mu się to, co widzi. - Chodź tutaj. - Polecił, krzyżując ramiona na piersi. Gdybym go nie znała, mogłabym uwierzyć, że jest spokojny. Był dobry w udawaniu i ukrywamy emocji. Jednak ja znałam go zbyt dobrze by i przede mną mógł udawać.
- Tato... - Zaczęłam jednak widząc jego niezadowoloną minę nawet nie ważyłam się dokończyć. Powoli zeszłam ze schodów stając przed ojcem.
Nicolaj zdecydowanie zaliczał się do przystojnych facetów. Miał ostre rysy twarzy i dosyć bladą cerę. Niebieskie tęczówki zdecydowanie odziedziczyłam po nim. Niestety tego samego nie mogłam powiedzieć o kruczoczarnych włosach. Był na tyle wysoki, że aby spojrzeć mu w oczy musiałam zadrzeć głowę. Niestety wzrostu też po nim nie odziedziczyłam.
Na swoje nieszczęście nie odziedziczyłam po ojcu zbyt wiele. Miałam jego nos i oczy. Oprócz tego byłam podobna do swojej matki. To był jeden z powodów, dla którego się farbowałam. Dlatego też tak bardzo nie lubiłam oglądać zdjęć. Na nich moja matka zdecydowanie nadmiernie mnie przypominała. Teraz po kilku operacjach plastycznych, które przeszła różniłyśmy się nieco bardziej. I chyba nie mogła mi sprawić większego prezentu jak je zrobić. Chociaż lekarze mogliby mi sprawić prezent i po drodze coś zjebać.
- Wytłumaczysz mi, w końcu co ci się stało? - Spytał wpatrywać się we mnie w ten przerażający sposób. Zawsze patrzył tak na ludzi, kiedy chciałby się go bano. Jedno spojrzenie tych przerażająco zimnych tęczówek i nikt nie był w stanie kłamać.
- Ktoś dobierał się do Wi więc musiałam go wyjaśnić. - Wymyśliłam, na poczekaniu licząc, że mi uwierzy. Byłam całkiem sprawnym kłamcą. I sama nie wiedziałam, po którym z rodziców to odziedziczyłam. - To nic takiego. Za kilka dni nie będzie nawet śladu.
- Niech Ci będzie. - Rzucił średnio przekonany. Chyba liczył się z tym, że i tak nic mu nie powiem. A jeśli zechce, to sam się dowie. - Musimy porozmawiać. - Dodał bardzo poważnie, co tylko odebrało mi resztki pewności.
- Przecież rozmawiamy. - Zauważyłam mało błyskotliwie, co chyba tylko go zirytowało. - Błagam tylko nie znowu ta nędzna gadka o studiach. Przecież doskonale wiem, czego oczekujesz.
- Jednak całymi dniami się lenisz. Nie myślałaś, że wypadałoby zacząć coś robić w tym kierunku? - Spytał a ja, jedynie przewróciłam oczami. Nie mogłam już tego słuchać. - Raisa to nie jest zabawne. Powinnaś zacząć, chociaż wybierać uczelnie by wiedzieć, co zrobić by mieć szansę się na nią dosyć. - Zauważył a ja miałam ochotę tylko stamtąd uciec. - Kocham cię jednak nie będę cię utrzymywał, jeśli nie zrobisz nic ze swoim życiem. Jeśli w następnym roku nie pójdziesz na studia odetną cię od pieniędzy. I możesz twierdzić, że to okrutne jednak takie utrzymywanie bez końca zrobi z ciebie nic nierobiącego lenia.
- Rozumiem. I przecież wiesz, że w przyszłym roku pójdę na te studia. - Zapewniłam, chociaż gdzieś tam z tyłu głowy już myślałam, za co mogłabym się zabrać, by się utrzymać.
- Na to liczę. A teraz idę do pracy. - Oświadczyła, a ja odetchnęłam z ulgą. Jednak dobrze było wrócić tak późno. - A ty przyłóż lód do tego oka.
- Przyłożę. - Zapewniłam a ten położył dłoń, na moim policzku. Niektórzy ojcowie całują po czołach, mój gładzi policzek. - A ty nie odpuść sobie kilka akcji. Nie mogę słuchać jak potem narzekasz, bo wszystko cię boli.
- Przemyśle to. - Zapewnił, ucinając temat. W końcu zabrał dłoń i ruszył do wyjścia poprawiając kołnierz idealnie skrojonej marynarki.
- Czyli tego nie zrobisz. - Mruknęłam bardziej do siebie jak do niego i ruszyłam do swojego pokoju.
Wróciłam do swojego pokoju i rzuciłam kurtkę na szafkę. Jednak ta zsunęła się z mebla i spadła na podłogę. Nie bardzo się tym przejęłam. Zdjęłam buty i rzuciłam je gdzieś na bok. Marzyłam już tylko o gorącym prysznicu i tym by wreszcie włożyć kolczyki. Niektórzy czuli się nie swojo bez makijażu a ja bez metalu. Dlatego mając wszystko gdzieś podeszła do toaletki. Usiadłam na krześle i zajęłam się wkładaniem kolczyków. Jak to mawiają, są rzeczy ważne i ważniejsze. Tak bez kolczyka po lewej stronie nosa było dziwnie. Z tak gołymi uszami też było nieswojo.
Spojrzałam w lustro i automatycznie zaczęłam przyglądać się swojej twarzy. Oko nieco spuchło, jednak rana na ustach już nie krwawiła. Pewnie tylko cudem ten chuj nie złamał mi nosa. Jednak ja jemu już chyba tak. Na twarzy miałam widoczne naczynka zresztą nie tylko na niej. Opadającą powiekę wąskie usta i wory pod oczami jakbym nie spała trzy dni. Wady mogłabym wyliczać u siebie bez końca. Gorzej było wskazać zalety.
- Jaja sobie robisz. - Rzuciłam, zwracając się sama do siebie. Czyli jestem już tak walnięta, że gadam do siebie? Musiałam tak skończyć. - Nie zrobisz sobie tego znowu. Ona nie zniszczy cię po raz kolejny. Już wystarczy. - Zapewniłam, poprawiając włosy. - Jemu się podobasz. - Dodałam co w dziwny sposób, poprawiło moje samopoczucie. Chciałam mu się podobać. Pierwszy raz od dawna chciałam podobać się komuś więcej niż tylko sobie.
Nie wiem, czy mi się to podobało. Nigdy nie widziałam sobie w trwałym związku. I od zawsze obstawiałam, że skończę samotna, sprawdzając sobie kochanków na jedną noc. I ewentualnie z dzieckiem, które raz na jakieś czas widziałoby się ze swoim ojcem, który stwierdziłby, że nie ma na tyle zapędów masochistycznych, by mnie poślubić. Jednak wracając wizja ślubu zawsze była dla mnie abstrakcyjna. Może dlatego, że miałam z nią niezbyt miłe skojarzenia.
Moi rodzice byli chyba pierwszym takim przypadkiem. I tutaj chyba nie musiałam tłumaczyć. Potem byli moi dziadkowie. I po raz kolejny kochany dziadek, z którym miałam masę zajebistych wspomnień i zawsze był mi cholernie bliski. W kontrakcie do mojej pożal się Boże babki. Faceci w tej rodzinie nie mają gustu do kobiet, to jest pewne.
Było wiele czynników, przez które nie widziałam siebie w małżeństwie ani nawet w związku. Dawno temu obiecałam sobie, że nigdy się nie zwiąże. Nie będę nikomu się przypodobywać i nigdy nie będę od nikogo zależna. Więc teraz pojawia się pytanie, co mam począć z Rodionem? W jakimś stopniu mi na nim zależało. Lubiłam, kiedy był obok. Spędzanie z nim czasu było bardzo przyjemne. Lubiłam go słuchać i jednocześnie lubiłam, kiedy mnie dotykał. Robił to w taki sposób jak nikt inni. Był przy tym tak delikatny, jakbym była wykonana z cienkiego szkła i jakby każdy mocniejszy dotyk mógł mnie zniszczyć. A co najgorsze podobało mi się to.
- Kurwa Raisa co ty najlepszego zrobiłaś?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top