XXIV

𝚁𝚘𝚍𝚒𝚘𝚗

Przesiadywałem w kuchni, starając się skupić na pracy. Cały czas jednak myślałem tylko o jednym. Przez co nawet najprostsze czynności wydawały się cholernie trudne. Niestety przez to, że Raisa nawet się do mnie nie pofatygowała, stresowałem się jeszcze bardziej. Gdyby chociaż przyszła ze mną porozmawiać czułbym się znacznie pewniej. Chciałem mieć tę możliwość spojrzenie jej ostatni raz w oczy na wypadek, gdyby... Nie. Jednak ona wymknęła się, jakby nie zamierzała wracać. Co było naprawdę niepokojące.

W końcu drzwi do kuchni się otworzyły. Jednak do pomieszczenia wcale nie weszła Raisa. Zamiast niej zobaczyłem Wi. Ubraną w czarne dżinsy i granatową bluzę. Na nosie miała czarne okulary. A no stopach białe nike. Rozejrzała się po pomieszczeniu, witając się z kilkoma osobami. Wydawała się czuć tutaj tak pewnie jakby była u siebie. Najpewniej właśnie tak się czuła. Była tutaj stałym gościem i nie trzeba było być geniuszem, by stwierdzić, że są z Mrozow blisko. W końcu podeszła do mnie siadając na blacie. Założyła nogę na nogę i spojrzała na mnie posyłając w moją stronę nieco krzywy uśmiech.

- O której kończysz? - Spytała, zdejmując z nosa czarne okulary. Chwilowo je złożyła zawieszając je na dekolcie bluzy. - Muszę z tobą porozmawiać to dosyć ważne.

- Za pół godziny kończę. Dzisiaj z okazji tej akcji mamy mniej pracy. - Wyjaśniłem, na co ta skinęła głową. Wytarłem mokre ręce, przez chwilę zastanawiając się co miałem teraz zrobić. - Będziesz czekać tutaj? - Dopytałem, jakby ta miała jakiś większy wybór. No zawsze mogła czekać w pokoju, przyjaciółki jednak już zdążyłam się przekonać, że ta nienawidzi schodów jak mało czego. I unika ich niczym ognia piekielnego.

- Ta przy okazji ograbię lodówkę. - Stwierdziła, dłonie opierając o krawędź blatu. Szybko się z niego zsunęła, schodząc na podłogę. Podeszła do lodówki i zaczęła ją przeszukiwać. Jakby nie do końca wiedziała czego, tak naprawdę szuka.

Chyba pół godziny jeszcze nigdy nie trwało tak długo. Snułem się po kuchni, starając się skupić na pracy. Jednak nic nie szło, tak jak powinno. Wszystko leciało mi z rąk i prawie uciąłem sobie palec. I to nie tylko raz. W końcu wybiła godzina końca zmiany. Wi w tym czasie wyjadła chyba połowę lodówki. Ta dziewczyna ma jakieś metr sześćdziesiąt i nie mam pojęcia, gdzie ona to wszystko pomieściła. Kiedyś oświadczyłem jej, że to koniec mojej zmiany ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Nie dbając o to, czy w ogóle za nią idę, wyszła na zewnątrz. Ja ruszyłem za nią ciekawy co tak naprawdę ma mi do powiedzenia. Kiedy tylko przekroczyłem próg zauważyłem Wi która stała oparta o ścianę. Była w trakcie wyjmowania papierosa z paczki. Kiedy zauważyła, że dołączyłem wysunęła ją w moją stronę proponując mi papierosa. Bez zbędnego ociągania wyjąłem jednego z paczki. Ta wcisnęła ją z powrotem do kieszeni dużej bluzy i mocno się zaciągnęła.

- O czym tak ważnym chciałaś ze mną pogadać? - Spytałem, spoglądając na dziewczynę. Ostatnio wydawało mi się, że całkiem dobrze się dogadywaliśmy, jednak wątpię by na tyle dobrze by teraz miała tak po prostu wpaść. Poza tym powiedziała, że to ważne. Tylko co musiało być aż takie ważne, by osobiście się tutaj pofatygowała?

- Chodzi o Raise. - Zaczęła, wypuszczając z ust dym. - Jeśli zna się ją tak dobrze, jak ja od razu można zauważyć, że coś w waszej relacji jest inne. Pozwala Ci przekraczać granice, które dla wielu są nienaruszalne. Obdarzyła cię zaufaniem, którego nie ma w sobie zbyt wiele. Dlatego chciałam Ci uświadomić jedną rzecz. - Oświadczyła, na co skinęłam głową by kontynuowała. Ta rozmowa robiła się coraz ciekawsza. - Wbrew pozorom z Raisą czasem trzeba obchodzić się jak z jajkiem. Przeszła w życiu przez niezłe gówno. Przez to są takie rzeczy, których nigdy nie powinna usłyszeć. - Wyjaśniła, odgarniając ciemne włosy z twarzy. Spojrzała na mnie kątem swoich niemal idealnie czarnych oczu robiąc krótką przerwę. Jakby musiała jeszcze raz przemyśleć jak ubrać w słowa to, co chciała mi powiedzieć. - Był okres w życiu, kiedy nie było z nią... No było chujowo. Obsesyjnie latała na siłownię, jadła tak mało, jak mogła. Biegała po tych wszystkich kosmetyczkach, w międzyczasie uczą się i śpiąc po trzy godziny na dobę. Tylko po to by udowodnić coś ludziom, których zdanie nigdy nie powinno się dla niej liczy. Jednak niestety z pewnych powodów liczyło. Słowem ludzi, na których najbardziej jej zależało, zniszczyli ją jak nic innego. Więc wiesz, że jeśli ją skrzywdzisz, to cię zastrzelę. Bez litości. - Zapewniła, obracając się do mnie przodem. Uniósł jedną brew, patrząc na mnie tak poważna miną, że przez moment zastanawiałem się, czy nie odpowiedzieć. - Może to wyda ci się przesadą, jednak wiem jak niewiele jej trzeba by znaleźć się na granicy.

- Już zdołałem się o tym przekonać. - Rzuciłem, wkładając papierosa do ust. Wróciłem wspomnieniami do nocy nieszczęsnego balu. Wtedy kiedy kilka minut rozmowy z tą kobietą sprawiło, że odsłoniła swoje największe słabości. - Jesteś blisko z Raisą prawda? - Dopytał, chociaż to była jedna z tych oczywistych rzeczy. Takich, które były wręcz namacalne.

- Bardzo. Jest dla mnie jak siostra. Wbrew pozorom przeszłyśmy razem przez nie jedno gówno. I nic tak nie łączy ludzi, jak nienawiść do tych samych osób i wspólne chujowe wspomnienia. Ona jest w zasadzie od zawsze i wiem, że moje życie bez niej nie byłoby takie same. - Oznajmiła, uśmiechając się mimowolnie. Włożyła papierosa do ust i zgarnęła włosy, upinając je w niechlujnego koka. - I mogę ci powiedzieć, że jesteś dla niej ważny. Inaczej by cię nam nie przedstawiła i nie spędziłaby z tobą ostatniego dnia przed akcją, na której mogła umrzeć. Dlatego teraz mam tylko jedno pytanie. Czy tobie zależy na niej?

- Tak. - Odpowiedziałem bez chwili namysłu. Ostatnie wydarzenia zapewniły mnie w tym, że mi zależy. Nie umiałem o niej nie myśleć. Nie byłem w stanie przestać wymyślać na ile sposobów zabiłbym ludzi, którzy ją zranili. Poznałem ją od jednej z tych najgorszych stron. I wcale nie sprawiło to, że zechciałam od niej uciec. A wręcz przeciwnie. Bo kiedy upadła najniżej odsłaniając mi przed sobą najgorsze chwile swojego życia sprawiła, że zapragnąłem poznać jej historie. I stać się nieodłączną częścią jej przyszłości.

- Więc tego nie spierdol. - Zażądała, rzucając niedopałek na ziemię i przygniatając go butem. Z kieszeni spodni wyjęła telefon i w zaskakująco szybkim tempie wystukała na nim wiadomość. Czemu towarzyszył ten nieprzyjemny dźwięk sztucznych paznokci uderzających o szklany ekran. Skrzywiła się przy tym lekko i przeniosła na mnie spojrzenie. - Bo być może nigdy nie spotkasz drugiej takiej kobiety jak ona. A ona potrafi poświęcić dla bliskich naprawdę wiele. Jak tandetnie by to nie brzmiało.

Brunetka odepchnęła się od ściany i wróciła do budynku, zostawiając mnie samego. Nie znałem Raisy długo jednak nie miałem wątpliwości, że jest jedyna w swoim rodzaju. Silna i uczuciowa jednak przy tym niesamowicie wybuchowa. Trzeba było uważać, co się jej mówiło i jak się z nią rozmawiało. Jednak miała w sobie coś magnetycznego. To coś bez wątpienia na mnie działało. Teraz już nie byłem w stanie wyobrazić sobie życia, w którym mogło jej nie być. Kiedy na kilka dni zniknęła, już wtedy mi jej brakowało. Tego, jak przewracała oczami i jak się śmiała. Tego jej szaleństwa, którego nie w sposób było ogarnąć. W ogóle cała ona była trudna do ogarnięcia.

Kiedy zobaczyłem ciąg samochodów, wjeżdżających na posesję wróciłem do środka. Wiktoria stała w kuchni tuląc Raisę. Mocno uderzyła ją w ramie, na co ta pisnęła cicho od razu jej oddając. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnęła się mimowolnie omijając ciemnooką.

- Widzisz? Obiecałam i wróciłam. - Zauważyła, rozpuszczając włosy wcześniej upięte w niskiego kucyka. Jedno z jej oczy było podbite a na ramieniu miała opatrunek. Mogłem się założyć, że na jej ciele było więcej oznak walki. Jednak żyła i wyglądała całkiem nieźle. - Nie bez uszczerbku, ale zawsze mogło być gorzej.

- A spróbowałabyś tego nie zrobić. - Mruknąłem, odwzajemniając jej uśmiech. Przysięgam, że gdyby zginęła miałaby ode mnie, takie manto w zaświatach, że by pożałowała.

- Dobra ja porywam ją na kilka godzin. Potem ci ją oddam. - Zapewniła brunetka, zakładając ciemne okulary. - Do następnego Rodion. - Rzuciła ciągnąc Raise do wyjścia.

Westchnąłem cicho sam kierując się w stronę wyjścia. Tę dwójkę ciężko było ogarnąć. Były nieco szalone i nieobliczalne. I pewnie dlatego tak dobrze się dogadały. Teraz jednak nie zamieszałem o tym myśleć. Chciałem już tylko wrócić do siebie i odpocząć. To było zdecydowanie zbyt wiele emocji jak na jeden dzień.

𝚁𝚊𝚒𝚜𝚊

Spojrzałam na Wi wpychając sobie do ust kilka frytek. Ponoć miała mi coś ważnego do powiedzenia. Dlatego wsiadłyśmy do samochodu i pojechałyśmy do najbliższego fast food'a. Obie kochałyśmy jeść jak mało kto i kiedy byłyśmy, tylko we dwie jadłyśmy. Zawsze i bez wyjątku. Chociaż nie wpływało to najlepiej na nasz wygląd. Pojawienie się nowych pryszczy i dodatkowych kilogramów byłam pewne. Jednak byłam zbyt zakochana w jedzeniu, by teraz o tym myśleć. Poza tym czułam, że to, co usłyszę może mi się nie spodobać. Więc lepiej było chociaż trochę podnieść się na duchu.

- Ty. - Rzuciła popijając gazowany napój, który ponoć był jakimś syropem zmieszanym z wodą. Jednak kto by się tym przejmował, skoro ilość chemii jest porównywalna. Przeniosłam na nią spojrzeniem i skinęłam głową mrucząc ciche yhm, by udowodnić, że słucham. - A ty w ogóle już się z nim przespałaś?

- Nie. - Rzuciłam dosyć cicho, na co ta przeniosła na mnie zdziwione spojrzenie. Jakby od razu obstawiła, że odpowiedź, będzie zupełnie inna. No tak chyba znała mnie zbyt dobrze by wierzyć w to, że tego nie zrobiłam. I w ten właśnie sposób rozjebałam jej idealny plan rozmowy który pewnie już ułożyła sobie w głowie. - Zazwyczaj moje znajomości kończą się na tym, że idę z kimś do łóżka  potem on znika. Jakby nigdy go nie było. Nie chcę, by tak było i tym razem. Nie chce by po prostu, przestał być częścią mojego życia. Co brzmi chyba dosyć... Kurwa no mało odkrywczo. Jednak dobrze mi z tym, co jest teraz między nami.

- Łał chyba w życiu nie sądziłam, że mi to powiesz. On serio musi być dla ciebie ważny. - Stwierdziła, czym wcale Ameryki nie odkryła. Bo był i nawet ja musiałam to przyznać. - Jednak to nie znaczy, że teraz musisz robić za cnotkę. Jeśli serio mu zależy, po wszystkim nie uda, że cię nie zna.

- Jeszcze to przemyślę. - Obiecałam, na co ta szturchnęła mnie w żebra. - Ej, za co to? - Spytałam łapiąc się za miejsce, w które dostałam. Jednocześnie czułam przechodzący po ciele dreszcz. I nie miałam pojęcia czy to następstwo tego uderzenia, czy fakt, że wjebałam się na mróz z mokrą głową. Tylko dlatego, że tej za bardzo się śpieszyło bym mogła wysuszyć te swoje nieszczęsne kłaki. Na szczęście choruje bardzo rzadko i liczę, że i tym razem mi się upiecze. Bo jak nie to już wiem, kto będzie znosił moje narzekania.

- Jeszcze trochę a on na prawdę cię zmieni. Kiedy przestaniesz odbierać telefony i przestaniesz mieć dla nas czas? - Dopytała, uśmiechając się w ten swój cwaniacki sposób. Była to zdecydowanie jej firmowa mina. Kiedy ją robiła zawsze, przypominała mi swojego ojca. Przewróciłam oczami, wzdychając cicho na to stwierdzenie. Nie chciałamby ktoś mnie zmieniam. Zbyt długo walczyłam o to by być, kim jestem by ktoś mógł to zaprzepaścić. - No co? To zawsze się tak kończy.

- A ty i Narkis? - Spytałam, spoglądając na nią kątem oka. Wzięłam do rąk burgera i się w niego wgryzłam. W tym samym czasie poczułam sos spływający mi po twarzy. Ja to zawsze muszę się upierdolić. Jakoś nie miałam ochoty rozmawiać o mojej relacji z Rodionem. To było zbyt skomplikowane.

- On jest z naszej paczki. Więc to trochę inna sprawa. A tak w ogóle to nie zmieniaj tematu. Zawsze to robisz, kiedy nie chcesz o czymś gadać, a ja chce znać całą prawdę. - Wyjaśniła, szukając czegoś w schowku samochodu a zwarzywszy na to, że w tym samochodzie jest wszystko, ciężki mi było ustalić czego konkretnie szuka. - Nie chce słuchać twoich głupich wymówek. Powiedz mi tylko czy coś do niego czujesz?

Czy coś do niego czuje? To pytanie było tak ogólne, że ciężko było mi stwierdzić, co powinnam odpowiedzieć. Wiedziałam jednak, że coś do niego czułam. Znaliśmy się znacznie za krótko by mówić o wielkim uczuciu. Już nawet pomijając sam fakt, iż gówno o miłości wiedziałam. Więc o tym nawet nie był mowy.

- Tak. Coś na pewno. A ja bardzo chciałabym wiedzieć jak to nazwać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top