XV
𝚁𝚊𝚒𝚜𝚊
Ten dzień zaczął się zdecydowanie okropnie. Potem jednak stopniowo stawał się coraz lepszy. Aż do momentu, w którym wróciłam do domu. Kiedy tylko przekroczyłam jego próg, poczułam się tak jakbym stępowała do piekła. Lub przynajmniej przybyła na własną egzekucję. I to wszystko za sprawą jednej z najgorszych osób w moim życiu. Bo mogłam otaczać się gangsterami i zakłamanymi biznesmenami. Jednak przy tej kobiecie oni wszyscy wydawali się mało przerażający. A każdy, kto twierdził inaczej, po prostu jeszcze jej nie poznał. Umiała stwarzać pozory. Jednak w rzeczywistości była diabłem, którego nie jeden się obawiał. A ja szczerze go nienawidziłam. Ta kobieta zaliczała się do dwóch najbardziej znienawidzonych przeze mnie osób i naprawę liczyłam, że nie przyjedzie. Jednak jak ona mogła darować sobie coroczne dręczenie mnie?
- Powinnaś przejść na jakąś dietę. Za każdym razem, kiedy cię widzę, jesteś coraz grubsza. - Stwierdziła elegancko ubrana kobieta, schodząc ze schodów.
- Ciebie też miło widzieć babciu. - Zironizowałam wymuszając na sobie uśmiech, który nawet nie próbował wyglądać prawdziwie.
- Wyglądasz jakbyś urwała się z siłowni. I tak pokazujesz się wśród ludzi? Od dziwki do chłopczycy sama już nie wiem co gorsze. - Kontynuowała, widocznie zrozpaczona tym jak wyglądam.
Powiedziała kobieta, która ma na sobie biżuterię, które jest warta więcej niż ona sama. To właśnie zamierzałam jej odpowiedzieć. Jednak w ostatnich chwili ugryzłam się w język. Ona chce wojny. Jednak jej nie dostanie. Muszę tylko przetrwać te kilka godzin, a potem znowu wyjedzie i będę miała spokój. Jednak jeśli zacznę wojnę może się osiedlić na dłużej. Bo Jelizabeth Mrozow nigdy nie przegrywa i będzie walczyć do ostatniej kropli krwi.
- Masz rację. Pójdę się przebrać. - Oświadczyłam w nadziei, że uda mi się zniknąć w pokoju i tam przeczekać jej wizytę.
- A nie uważasz, że powinnaś się w końcu ustatkować? Może gdybyś znalazła męża, zaczęłabyś przyzwoicie się zachowywać. - Rzuciła i zagrodziła mi droga, przez co musiałam się zatrzymać. - Przynosisz rodzinie wstyd. Sypiasz z wszystkim, co się rusza bez względu na płeć czy cokolwiek innego.
Czyli ojciec i dziadek mogą zabijać, kraść, oszukiwać i tak dalej, ale to ja jestem najgorsza, bo lubię seks? Logika tej kobiety od zawsze była dla mnie nieco niejasna. Pewnie dlatego, że nigdy jakoś się w nią nie zagłębiałam. I szczerze w dalszym ciągu nie miałam na to ochoty.
- Na długo babcia przyjechała? - Spytałam wymuszając na sobie kolejny uśmiech. Naprawdę starałam się ignorować jej wredne uwagi. Jednak czułam, że już niedługo mi się to nie uda.
- Na dzień może dwa. - Oznajmiła obojętnie, jakby ten dom był hotelem. Problem w tym, że jeśli to jest hotel, to ona jest na czarnej liście gości. - Zjemy razem kolacje? Mam Ci parę rzeczy do powodzenia.
- Więc chodźmy. - Mruknęłam, kierując swoje kroki do jadalni. Chciałam mieć to jak najszybciej z głowy.
Kiedy tylko przekroczyłam prób jadalni posłałam kobiecie, która aktualnie nakrywała do stołu spojrzenie w stylu uciekaj, póki możesz. Ona widocznie szybko zrozumiała przekaz i szybkim krokiem opuściła pomieszczenie. Ja tymczasem zajęłam miejsce, przy stole licząc, że to wszystko szybko się skończy. W tym czasie matka mojego ojca również zajęła swoje miejsce, posyłając mi to wiecznie zawiedzione spojrzenie.
Dawno temu a może nawet jeszcze nie tak dawno, kiedy byłam tą cichą zakompleksioną dziewczynka, która robiła wszystko, co jej kazano jeszcze mnie lubiła. Kochała się ze mną pokazywać udając przykładną babcię. A potem zaczęłam imprezować, zrobiłam pierwszy tatuaż i zaczęłam wdawać się w liczne romanse. Wtedy stwierdziła, że jest mną cholernie rozczarowana. Chociaż ona chyba nigdy nie była mną do końca zadowolona. Od kiedy tylko pamiętam lubiła rzucać tymi swoimi konśliwymi uwagami w stylu powinnaś schudnąć czy idź się przebierz wyglądasz okropnie. Nigdy nie szczędziła w słowach. Nawet kiedy mówiła do dziecka, które niedawno porzuciła matka.
- Liczyłam, że w końcu sama jakoś się ogarniesz. - Zaczęła bardzo poważnie, czym tylko zwiększyła mój niepokój. - Jednak jak widzę tobie do tego nie śpieszno. Ani studiów, ani perspektyw na dobre małżeństwo. Jeśli tak dalej pójdzie, przysięgam na grób swojej matki, że sama znajdę ci męża.
Przysięgam, że ta kobieta mentalnie utknęła w średniowieczu. Jeśli myślała, że zmusi mnie do małżeństwa, to bardzo się myliła. Mój ojciec nigdy nie szukał mi męża. Akceptował to, jak żyje i jaka jestem. Więc jakim prawem to ona miesza się w moje życie?
- To nie będzie konieczne. - Zapewniłem czując, że jeszcze chwila a wyrzucę ją za drzwi. - Radzę sobie w życiu i zapewniam, że nad wszystkim panuje.
Drzwi do jadalni się otworzyły i weszła przez nie młoda kobieta. Podeszła do stołu i podała nam kolacje. Wydawała się mocno spięta, więc obstawiam, że już miała do czynienia z moją babcią. Lub inni zdołali już jej o wszystkim donieść. Na jej szczęścia Jelizabeth była za bardzo zajęta zabijaniem mnie wzrokiem, by zwrócić na nią uwagę.
- Widać, dlaczego matka cię nie chciała. - Stwierdziła, przelewając wszelką czarę goryczy.
Ma już swoje lata. Więc gdyby tak całkiem nieoczekiwanie zeszła na zawał to chyba nikt by się nie zorientował prawda? Poza tym zabijają ją, wyświadczyłabym ogromną przysługę ludzkości.
- Kogo wy tutaj zatrudniacie? - Spytała po tym, jak z trudem przełknęła pierwszy gryz kolacji. - To jest niejadalna. Poza tym w całym domu jest bałagan.
Dobra przegięłaś. Chciałaś wojny, to będziesz ją kurwa miała. I gwarantuje, że to ja ją wygram. Jeszcze nie wiesz, z kim zadarłaś stara suko.
- Nie masz kurwa szacunku do nikogo. - Warknęłam czym zwróciłam na sobie uwagę kobiety, która już szukała kogoś ze służby do wyżycia się. - Gdyby nie ci ludzie herbaty byś sobie zrobić, nie umiała. Poza tym, jakim prawem w ogóle ich oceniasz? Sama nie przepracowałaś w życiu nawet godziny. A wszystko, co masz zdobyłaś, dając dupy bogatemu gangsterowi. Więc nie waż się mnie oceniać. Matka zostawiła mnie, bo była łasą na hajs suką dokładnie tak jak ty. - Oświadczyłam, wstając od stołu. - I ty może potrzebowałaś mężczyzny, by coś znaczyć. Jednak ja mam własną wartość.
- Jak śmiesz niewdzięczna gówniaro!? - Wrzasnęła, uderzając otwartymi dłońmi o blat stołu.
- Powiem Ci coś. Możesz robić z siebie wielka damę. Ubierać się w najdroższe ubrania i mieć na sobie biżuterię z najczystszego złota. Jednak nawet najlepiej oszlifowana cyrkonia nigdy nie będzie diamentem.
Po tych słowach po prostu wyszłam z jadalni. Ta kobieta od dawna pracowała sobie na moją szczera nienawiść. A ja dzisiaj zrozumiałem, że ona od zawsze chce tej wojny. Od lat z pokorą przyjmowałam jej obelgi, jednak czara goryczy się przelała. Już nikt nigdy nie potraktuje mnie w taki sposób. Przeszłam zbyt wiele by dać się obrażać komuś takiemu jak ona.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top