XLIX
Z lekkim niedowierzaniem patrzyłam na dziewczynę która stała niecały metr ode mnie. Wyglądała w zasadzie tak jak zawsze. Czarny top opinał jej biust, który nigdy nie należał do największych. A skórzana spódnica opinała jej tyłek i biodra, które też nigdy najszersze nie były. Jednak kiedyś kochałam to ciało. Mogłam dotykać go godzinami a później śnić o nim co noc. Jej czarne włosy sięgały ramion i przez cieniowanie układały się jak mogło się wydawać, w coś na kształt strasznego nieładu. Jednak mi zawsze się to podobało. W moim odczuciu podkreślało jej szalony charakter, który zawsze uwielbiałam. Na stopach miała trampki za kostkę, bo od zawsze nienawidziła balerin a tym bardziej szpilek. Przez co zawsze była ode mnie niższa pięć centymetrów czasem nawet nieco więcej. Co szczerze ubóstwiałam. Oczywiście poobwieszana była biżuterią w srebrny kolorze, bo z jakiegoś nie do końca znanego mi powodu złoto zawsze uważała za kiczowate. W przegrodzie nosowej miała septun, który świetnie do niej pasował. Jak zawsze prezentowała się niesamowicie.
I tak stała przede mną kobieta, którą tak bardzo uwielbiałam. Kobieta, która swojego czasu wydawała się być tą jedyną. Ta, której ciała tak pożądałam i o której wiedziałam niemal wszystko. Stała dokładnie tak samo, jak wtedy kiedy byłyśmy dla siebie wszystkim. Z jedną drobną różnicą. Teraz byłyśmy dla siebie niczym. Krótkim rozdziałem życia, który od początku był skanazy na nieszczęśliwe zakończenie.
- Raisa. - Rzuciła w odpowiedzi, podchodząc jeszcze bliżej mnie. Wysunęła jedną dłoń, która wplątała w moje włosy, odgarniając je od twarzy. - Nic się nie zmieniłaś. Chociaż wiem, że coś w twoim życiu poszło nie tak jednak to u ciebie norma. - Stwierdziła z lekkim uśmiechem, który w żaden sposób nie był złośliwy. Raczej przepełniała go nostalgia. Jakby patrzyła na coś, co niegdyś dobrze znała jednak nagle to zniknęło z jej życia, by powrócić w nieco niespodziewanym momencie.
- Tak masz rację. U mnie to norma. - Przyznałam, patrząc prosto w jej piwne oczy. Które kiedyś były mi tak bliskie. A teraz były jedynie mglistym wspomnieniem. - Co ty tutaj robisz? - Spytałam, doskonale wiedząc, że Ksena już dawno przeszła przez etap imprezowania. Wiedziałam jedno. Ona w przeciwieństwie do mnie ułożyła swoje życie. Wydoroślała i się zmieniła, kiedy ja tkwiłam w miejscu.
- Doszły mnie słuchy, że mogę zrobić coś dla kogoś, kto był dla mnie swego czasu najważniejszy. A, że ja nigdy o takich ludziach nie zapominam, to jestem. - Wyjaśniła w dosyć pobieżny sposób a ja wiedziałam tylko jedno. Wi na pewno maczała w tym palce. - Mieszkam niedaleko. Chodź. - Poleciła, ruszając do wyjścia. Jej biodra kołysały się lekko, a mi trudno było oderwać od nich spojrzenie.
W końcu podniosłam się z miejsca i ruszyłam za nią. Przepychałam się przez ludzi, aż w końcu dotarłam do wyjścia. Chłód uderzył we mnie, przez co moje ciało przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Jednak to mnie nie zraziło. Ruszyłam, dalej starając się nie stracić z oczy brunetki. Ta nawet na chwilę nie obróciła się, by sprawdzić, czy za nią idę. Jakby doskonale wiedziała, że tutaj byłam. Kiedy dotarłyśmy do całkiem ładnego i nowo postawionego bloku dziewczyna podeszła do drzwi. Ja podbiegłam do niej, kiedy ta puściła mnie przodem. Weszłam do środka a ta ruszyła za mną szukając w pęku kluczy tego odpowiedniego. Weszłyśmy na trzecie piętro a ta podeszła do ostatnich drzwi na korytarzu i je otworzyła, ponownie puszczając mnie przodem. Przekroczyłam próg mieszkania od razu zdejmując buty. Z lekkim niepokojem weszłam w głąb mieszkania, odnajdując salon. Moją uwagę od razu przykuły zdjęcia, na których Ksena całują się z jakąś blondynką.
- To Elena. Moja dziewczyna. - Wyjaśniła, omijając mnie i kierując się do kuchni.
- Ładna. - Mruknęłam, przyglądając się dziewczynie. Miała naprawdę miły wyraz twarzy i była po prostu ładna i bardzo kobieca. - Jednak tobie lepiej było w rudych włosach.
- W życiu nie pozwoliłabyś mi ich przefarbować, kiedy byłyśmy w związku. - Stwierdziła, nalewając wody do czajnika. - Chociaż nie wiem na ile był to w ogóle związek.
- Mój ojciec myślał, że byłaś moja przyjaciółka. A przynajmniej tak mu mówiłam, bo szczerze nie mam pojęcia czy w to wierzył. - Przyznałam, przeglądając zdjęcia. Na których obie wydawały się być niesamowicie szczęśliwe.
- Wiem. Są liczne powody, dla których nie mogło nam się udać. A jednym z naszych najpoważniejszych problemów było to, że mimo wszystko nigdy nie pogodziłaś się z własną orientacją. Kobiety będą twoimi kochankami. Jednak nigdy partnerkami.
- Ja... - Zaczęłam jednak niedane mi było dokończyć.
- Nie tłumacz się, przecież wiem. - Zapewniła, na co skinęłam głową. Tylko ona potrafiła mnie wprowadzić w takie zakłopotanie. Umiała czytać ze mnie jak z otwartej książki co czasem mnie przerażało. - Jednak nie zawracam Ci tyłka, by mówić o czymś, co dawno przestało mieć znaczenie. - Zauważyła, na co posłałam jej pytające spojrzenie. - Zawsze byłaś cholernie toksyczna. Zawsze myślałaś tylko o sobie. Nie umiałaś postawić mnie na pierwszym miejscu i stawiałaś mi warunki, których nie umiałam spełnić. Jednak długi nie odeszłam. Wiesz dlaczego? - Spytała a ja pokiwałam głową na "nie". Nigdy nie rozumiałam, dlaczego po prostu mnie nie zostawiła. Byłam okropną dziewczyną i sama w życiu nie chciałabym być w związku z samą sobą. - Dlatego, że sprawiałaś, że czułam się tak jak przy nikim innym. Mówiłaś mi piękne rzeczy, dzięki którym czułam się piękna i wyjątkowa. Jakbym była jedną na milion a może nawet na bilion. Poza tym byłaś silną i seksowną córką szefa mafii, a na to nie jeden by poleciał. - Dodała żartobliwie podchodząc do czajnika, w którym woda zdążyła się zagotować. - Potrafisz mieszać ludziom w głowach. Sprawiasz, że są twoją własnością, nawet jeśli się tak nie czują. Nawet nie wiem, kiedy przestałam podejmować jakiekolwiek decyzje bez konsultacji z tobą. Zawsze tak bardzo lubiłaś się rządzić. Kochasz mieć kontrolę. - Stwierdziła zgodnie z prawdą podając mi kubek herbaty. - Zwykła z trzema łyżkami cukru czy w końcu zaczęłaś o siebie dbać?
- Serio musisz pytać? - Dopytałam przyjmując od niej naczynie, na co ta wzruszyła ramionami.
- Kontrolujesz ludzi. Chcesz, by byli tylko Twoi. Bo boisz się, że odejdą. Zostawia cię i zranią. I dlatego chcesz by angażowali się w pełni, kiedy ty nie umiesz tego zrobić. Nie okazujesz emocji i przez większość czasu jesteś zimna. Nie mówisz co jest nie tak, bo zawsze musisz trzymać uniesioną gardę. Bardzo rzadko pozwalasz sobie na momenty w których pokazujesz te prawdziwe emocje. A to zabija praktycznie każdy związek. - Zauważyła, siadając na kanapie. - Jednak on wydaje się to akceptować. I mam wrażenie, że nawet mu się to podoba. - Zauważyła, na co otworzyłam oczy nieco szerzej.
- Więc słyszałaś o Rodionie. - Zauważyłam siadając obok niej. To imię nadal wywoływało dziwny ból, z którym nie umiałam się pogodzić.
- Z opowieści Wi wynika, że pasujecie do siebie. Oboje jesteście zepsuci. A on lubi, kiedy nim rządzisz. Czuje się bezpiecznie, bo potrzebował kogoś, kto się nim zajmie. I ty to zrobiłaś. - Zauważyła popijając herbatę. - Jednak jest jeszcze jeden problem, którego ty zdajesz się nie rozumieć.
- Niby jaki? - Spytałam pijąc herbatę. Uwielbiałam jej smak. I szczerze chyba wolałam herbatę od kawy. Chociaż tę drugą piłam znacznie częściej, bo sen nie był czynnością, której poświęcałam zbyt wiele czasu.
- Taki, że o ludzi trzeba walczyć. To nigdy nie będzie działać, jeśli będziesz się poddawać zawsze, kiedy zrobi się trudno. Jeśli na kimś ci zależy, musisz o niego zawalczyć. Nie ważne, że czasem zaboli. Nie możesz żyć cały czas unosząc gardę... Wiem, że matka cię porzuciła i zrobiło to później jeszcze wiele osób. Jednak musisz zrozumieć, że upodabnianie się do niej nie sprawi, że będziesz szczęśliwa.
- Nie jestem do niej podobna. - Warknęłam wkurzona. Nie można było mocniej wyprowadzić mnie z równowagi, jak porównując mnie do tej kobiety.
- Ona też nie walczy o ludzi, którzy ją kochają. Porzuca tych, dla których jest ważna, kiedy tylko robi się trudniej. Wybiera proste i wygodne rozwiązania. Przy okazji, ustawiając ludzi pod siebie. Serio nie jesteście podobne? - Dopytała, na co ja otworzyłam usta, by coś odpowiedzieć. Problem w tym, że miała rację. W końcu niedaleko pada jabłko od jabłoni. - Zależy Ci na Rodionie? I nawet nie próbuj mnie okłamywać, bo okłamiesz tylko samą siebie. Pomagam Ci, więc to doceń.
- Zależy. - Przyznałam z bólem serca.
- Wierzysz, że mógł tak po prostu odejść? - Spytała, patrząc mi prosto w oczy.
- Nie wierzę. - Rzuciłam zgodnie z prawdą. To nie było w jego stylu. Nie w stylu możliwie najlepszej osoby, jaką w życiu poznałam.
- Więc czemu tak szybko się poddałaś? Nie walczyłaś o to, by wrócił lub chociaż o to, by poznać prawdę? Dlatego z taką łatwością usuwasz ludzi ze swojego życia, którzy być może nie mogą lub nie mają siły walczyć? To, że ktoś odchodzi, nie znaczy, że robi to z własnej woli. Czasem po prostu nie mamy siły, już walczy. Ja nie miałam siły dalej walczyć. I on też już pewniej jej nie miał. - Wyjaśniła docierając do jakiejś ludzkiej części mnie, o której istnieniu wolałam zapomnieć. - Uwierz mi, jeśli ja nadal byłabym w stanie do ciebie wrócić, gdybyś tylko o to poprosiła, to on tym bardziej zechce to zrobić. Ten jeden raz w życiu zawalcz o osobę, na której Ci zależy.
Siedziałam tak chwilę, patrząc na kobietę. Miała rację. Jednak ja już dawno nauczył się porzucać ludzi, którzy o mnie nie walczą. Byłem zepsuta i cholernie toksyczna. I pewnie nigdy nie uda mi się tego zmienić. Jednak ten jeden raz w życiu mogłam zebrać się na to, by zawalczyć. Zależało mi na Rodionie tak bardzo, że chciałam się przemóc. W końcu on był jak stworzony dla mnie. Zniósł rzeczy, które wielu by odstraszyły. Znosił mnie, kiedy nawet ja miałam siebie dosyć. A ja nie umiałem uwierzyć, że miał dobry powód, by odejść.
Byłam okropnym człowiekiem. I powoli stawałam się swoją matką.
- Muszę iść. - Rzuciłam, stawiając kubek na stoliku kawowym. Podniosłam się z miejsca i ruszyłam do wyjścia.
- Raisa. - Wtrąciła Ksena a ja od razu się zatrzymałem. Odwróciłam się do niej przodem a ta podeszła do mnie. - Zrobisz coś dla mnie? - Spytała, na co ja skinęłam głową. - Nie daruje sobie, jeśli ostatni raz cię nie pocałuje. Ostatni raz, zanim obie na zawsze znikniemy ze swojego życie.
Pokiwałam głową i pozwoliłamby Ksena mnie pocałowała. Może tylko po to, by przekonać się, że już nic między nami nie ma. Bo szczerze łatwiej byłoby zostać. Znowu być potworną egoistką i rozpieprzyć jej związek, bo jej potrzebowałam. Jednak kiedy nasze usta się spotkały, nie poczułam dosłownie nic. I wtedy zrozumiałam, że nie mogę i nie chce zostać.
- Wiem, że nigdy mnie nie kochałaś. - Przyznała, odsuwając się ode mnie. - Wiem, że byłyśmy razem tylko dlatego, że chciałaś się przekonać, jak to jest być kochanym i kogoś kochać. A, że ja kochałam ciebie to na to przystałaś. Jednak powiem ci jedno. Jeśli chcesz przekonać się, jak to jest kochać i być kochanym to go znajdź. I zawalcz o to, co jest między wami tak jak walczysz o mafię ojca. Spraw by to było wszystkim dla was obu nie tylko dla niego.
Kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć. Dlatego bez słowa ubrałam buty i patrząc na nią ostatni raz, wyszło z mieszkania. Za zamykającymi się drzwiami zostawiłam kolejny zakończony etap swojego życia. Wiedziałam, że dzisiaj widziałam ją po raz ostatni. I, mimo że powinno wcale nie było mi jakoś szczególnie przykro.
Byłam pewna niewielu rzeczy. Jednak jedną z nich było to, że chciałam o niego zawalczyć. Nawet jeśli była to głupia walka. Jeszcze ten jeden raz w życiu mogłam być osobą, która walczy za dwoje. Raz w życiu nie chciałabym być skończoną egoistką.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top