XLIII

𝚁𝚊𝚒𝚜𝚊

Wróciłam do domu kompletnie ledwo żywa. Wstawanie rano zdecydowanie mi nie służyło. Poza tym nie byłam przyzwyczajona do pracy przez kilka godzin. I to takiej konkretnej pracy. Nikt nie zamierzał mi odpuszczać i już nie było możliwości robienia sobie przerwy co dziesięć minut. Szefowa ekipy sprzątającej przydzieliła mi i Wi jedną dziewczynę do pomocy głównie po to by nas pilnowała. Kobieta chyba zorientowała się, że jesteśmy mało wydajne. I wypadałoby nas popilnować. No i nie ukrywam, że rozmawianie z Rodionem o trzeciej w nocy, bo się obudziliśmy też nie było najlepszym pomysłem.

Otworzyłam drzwi wyjątkowo korzystając z głównego wejścia. Nie miałam dzisiaj mobilizacji, by przejść przez cały dom, by skorzystać z bocznego wejścia. Jednak kiedy tylko przekroczyłam próg domu szybko zorientowałam się, że to był bardzo zły pomysł. Od razu doszedł do mnie ten mocny i pewny siebie kobiecy głos, którego nienawidziłam. Wkurzona już od wejścia wpadłam do salonu stwierdzając, że to najgorszy dzień w moim życiu.

- Lydia. - Warknęłam patrząc na kobietę, która mnie urodziła. Bo nazwanie jej matką to zniewaga dla wszystkich dobrych matek.

- Och jestem twoją matką! Trochę szacunku! - Rzuciła oburzona krzyżując ramiona na zrobionych piersiach. - Widać, że zostawienie cię z ojcem było złym pomysłem. Rozpuścił cię do granic możliwości. - Stwierdził oburzona jakby miała prawo wypowiadać się na ten temat. - Przyszłam, bo stwierdziłam, że powinnaś poznać rodzeństwo... Poza tym żałuję, że odeszłam. Wiem, że byłam głupia, odchodząc. Jednak urodziłam cię bardzo młodo i mieliśmy kryzys z twoim ojcem. Byłam egoistką jednak chyba nie możesz mnie za to winić? W końcu też nią jesteś.

Intencje mojej matki były tak samo prawdziwe jak jej cycki i nos. Nie wierzyłam w ani jedno jej słowo. Nie dlatego, że odeszła. To była w zasadzie najlepsza decyzja jaką w życiu podjęła. Nie ufałam jej i nienawidziłam ją za to, że wcześniej była i traktowała mnie w taki, a nie inny sposób. I najchętniej teraz wydarłabym się na nią ogłaszając jej co mylę o jej zachowaniu. Jednak mój ojciec z jakiego powodu ją kochał. I byłby na mnie wściekły, gdybym tak się zachowała. Poza tym straciłam dla tej kobiety już wystarczająca ilość nerwów i zdrowia psychicznego. Dlatego najlepiej było przejść przez ten cyrk jakbym była ponad to. Chociaż wcale nie byłam.

- No tak przepraszam. - Rzuciłam starając się zmusić do naturalnie wyglądającego uśmiechu. - Ładnie wyglądasz. Zrobiłaś usta? - Spytałam starając się być miła. Chociaż nie mogłam sobie darować komentarza względem tego, że lubi zabiegi operacji plastycznej. Ta kobieta marzyła tylko o tym by nigdy się nie zestarzeć. Bo co by o niej nie mówić wygląd był jej największym atutem.

- Tak. Ty też być mogła. - Stwierdził jak zawsze przybijając mi szpilkę. Szmata. - Gdzie byłaś? Słabo wyglądasz.

No tak mojej matce nie mógł umknąć fakt, iż ubrana byłam w dres a moje włosy upięte były w niskiego koka. Do reszty pożegnałam swoje paznokcie a na twarzy nie miałam makijażu przez co wyglądałam jak zombi.

- W pracy. Jestem sprzątaczką w hotelu taty. - Wyjaśniłam co spotkało się z pogardliwym spotkaniem mojej matki. Ona nie uznawała takiej pracy. Dla niej najlepiej, gdybym chodziła ubrana bardzo elegancko, chociaż podkreślając to i owo. I zawodowo zajmowała się piepszeniem męża, żeby mnie utrzymywał. - Hej. - Mruknęłam spoglądając na trójkę dzieciaków siedzących na kanapie. One nie były niczemu winne jednak to nie sprawiało, że chciałam je lubić. Mimo wszystko były dziećmi Lydii i mogły być tak samo okropne jak ona.

- Dzień dobry. - Zwrócił się do mnie najstarszy chłopiec. No tak dla niego byłam kimś kompletnie obcym. I tak było lepiej. Dwie dziewczynki jedynie skinęły głową. Nawet przez chwilę zrobiło mi się ich trochę szkoda. Jeśli przechodziły to samo co ja w ich wieku to serio należało im się to współczucie.

- Jest z wami Wassa? Chciałabym ją przeprosić za moje ostatnie zachowanie. - Zasugerowałam chociaż najchętniej bym jej poprawiła. Potrzebowałam jednak pretekstu by się stąd wyrwać.

- Nauczyłaś się przepraszać. Może coś jeszcze z ciebie będzie. - Wtrąciła moja rodzicielka i przysięgam, że były to najmilsze słowa jakimi mnie obdarzyła od bardzo dawna.

- Poszła do kuchni wybrać wino. - Wyjaśnił mój ojciec, który obdarzył mnie wdzięcznym spojrzeniem. Widocznie cieszył się z tego, że postanowiłam być miła. Chociaż miałam ochotę rozjebać pół salonu.

- Zaraz wrócę. - Zapewniłam chociaż było to jedynie kłamstwo.

Ruszyłam w stronę kuchni, za której drzwiami szybko zniknęłam. Ojciec trzymał wino w kuchni głównie dlatego, że niekoniecznie lubił ten alkohol. Wolał trunki typu whiskey. A wina pijał tylko z gośćmi. Czytaj z moją matką która piła tylko drogie wino jak dama, którą usilnie próbowała być.

Wzrokiem szybko odnalazłam Wasse która jednak wcale nie szukała wina. Stała przy wyjściu i z kimś rozmawiała. Podeszłam i stanęłam za uchylonymi drzwiami stwierdzając, że może chociaż się pośmieje. Lub odkryje, że jest skrytą lesbijką i właśnie podrywa jakąś laskę. Byłoby całkiem zabawnie.

- Już się tobą zabawiła i zapomniała? - Spytała z wyraźnym rozbawieniem w głosie. Nie mogłam jej w tym momencie zobaczyć, bo stanęłam, tak by i ona mnie nie zauważyła. Jednak byłam pewna, że ma na twarzy ten chytry uśmiech. - Ta cała ona. Nigdy jej nie zależy. Mogą się od odpowiedzialności i nie szanuje ludzi. Jest egoistką i któregoś dnia się o tym przekona kończąc sama.

- Skończyłaś już truć mi dupe? - Spytał Rodion na co ja automatycznie się spięłam. Ona urabiała jego. - Nie mam ochoty tego słuchać.

- Och ja tylko cię ostrzegam. Żebyś potem nie płakał, kiedy już jej się znudzi. - Oświadczyła automatycznie podnosząc mi ciśnienie.

Wkurzona wyszłam z kuchni. Stwierdziłam, że powinnam się uspokoić inaczej mogłabym zrobić coś głupiego. Jednak potem przypomniałam sobie jedną ważną rzecz. Nie byłam dobra. I nie miałam aspiracji by się taką stawać. Dlatego zamiast się uspokoić stanęłam z boku, a kiedy tylko Wassa wysoka z kuchni rzuciłam się w jej kierunku. Pchnęłam ją na ścianę a dłoń zacisnęłam na jej gardle.

- Słuchaj uważnie, bo to będzie jedyne ostrzeżenie. - Wyjaśniłam patrząc prosto w jej oczy. - Nie nastawiaj Rodiona przeciwko mnie. Nie gadaj mu o mnie głupot. I nawet do niego nie podchodź. Bo to nie twoja jebana sprawa co nas łączy i dlaczego. Zajmij się swoim jebanym nudnym życiem. - Warknęłam zaciskając dłoń nieco mocniej. Ona położyła dłonie na moim nadgarstku a jej oczy się zaszkliły. - Pamiętaj pusta zdziro, że ty jesteś tylko mocna w gębie. A przez te szmatę Lidię już żadne słowa nie są w stanie mnie ruszyć. Ja natomiast jestem mocna w czynach. A na te nie w sposób się uodpornić. Jasne? - Spytałam puszczając dziewczynę. Ta z trudem ustała na nogach kaszląc i łapiąc mocne wdechy. - Uznaje, że nie jesteś aż tak głupia by dalej mieszać. A jak komuś o tym powiesz to... Lepiej zamykaj okna i drzwi, kiedy będziesz spała. - Zasugerowałam uśmiechając się szeroko i sztucznie. - Tusz ci się rozmazał. Lydia i jej idealnie nałożony makijaż będą oburzeni, gdy to zobaczą więc lepiej go popraw. I może potem weź to wino, o którym zapomniałaś. - Dokończyłam i ominęłam dziewczynę. Weszłam do kuchni i od razu wyszłam na zewnątrz spoglądając na Rodiona.

Nie był zabawką. Chociaż przyznam, że seks z nim był czymś do czego chętnie bym wróciła. Nawet jeśli było to cholernie niewłaściwe.

- Po cholerę one przyjechały? - Spytał odpalając jak przypuszczałam drugiego papierosa.

- Nie pal tyle, bo zeżre cię rak. - Rzuciłam opierając się o ścianę obok. - Pewnie czegoś chcą. Moja matka robi tylko rzeczy, które leży w jej interesie.

- Niech przynajmniej zeżre nas razem. - Zasugerował podsuwając mi papierosa. Nie protestowałam. Wzięłam go do ust i się zaciągnęłam. - Może zechce wrócić do twojego ojca?

- Prędzej skończy w ogródku pod ulubionymi drzewami mojego ojca niż w jego łóżku. Przysięgam. - Warknęłam zirytowana odgarniając kosmyk włosów z twarzy. - Czemu ten dzień musi być taki beznadziejny?

- Życie w ogóle jest beznadziejne. Dlatego wolę, żeby mnie rąk strawił. To lepsze od męczenia się. - Stwierdził na co skinęłam głową. Życie czasem było nie warte zachodu. - Wassa to jednak umie odebrać człowiekowi resztki sił życiowych.

- Uczy się od najlepszych. - Prychnęłam biorąc głęboki wdech. - Muszę zrobić coś, co mnie odstresuje.

- To znaczy? - Dopytał spoglądając na mnie kątem oka. I w tym momencie przyszedł mi do głowy cholernie głupi pomysł.

- Zawsze byłam słaba w ignorowaniu wydarzeń, które były dla mnie w jakiś sposób ważne. - Przyznałam spotykając się z jego zdziwionym spojrzeniem. - Kurwa. Zależy mi. To znaczy nie wiem. Bo nigdy mi tak nie zależało, ale nie chce udawać, że nic się nie stało. I nie karz mi tego tłumaczyć drugi raz, bo sama ledwo to rozumiem.

- Zrozumiałem tyle, że chyba Ci na mnie zależy. - Podsumował robiąc to tysiąc razy lepiej jak ja. Jednak czasem lepiej powiedzieć mniej.

- Przed chwilą prawie udusiłam Wasse. W moim języku to romantyczne i znaczy, że komuś zależy więc tak. - Przyznałam już nieco mniej gubiąc się we własnej wypowiedzi.

- Czy dla ciebie istnieje inne rozwiązanie problemu niż przemoc? Wiem, że tak się wychowałaś jednak czasem mogłabyś pogadać, zamiast bić. - Stwierdził na co jedynie przewróciłam oczami. - Chociaż to na Twój dziwny sposób urocze.

- Z idiotą nie należy rozmawiać. To tak jakbyś kłócił się z klockiem lego, bo wbił ci się w stopę. - Zauważyłam chociaż o dziwo to stwierdzenie nie było aż tak trafne. Brzmiałoby lepiej, gdyby Wassa była plastykiem. Jednak ona nawet nie za bardzo się malowała. Bo nawet tego nie potrzebowała. Chociaż poziom inteligencji był podobny.

- Czasem wkurza mnie to jak agresywna jesteś. A potem dochodzi do mnie, że nie warto się o to kłócić, bo i tak się nie zmienisz. I wtedy to ty będziesz tym klockiem lego.

- Czasem jesteś tak wredny, że jestem z ciebie dumna. - Przyznałam podchodząc do niego. - Zepsułam cię.

- Zahartowałaś. - Poprawił mnie.

Ja jedynie uśmiechnęłam się lekko i połączyłam nasze usta. W tym momencie nawet nie myślałem o tym, co będzie później. Liczyła się tylko ta jedną chwila. Która jak cała reszta mojego życia wynikała z podjętych na szybko decyzji. Których konsekwencje miały mnie dopaść dopiero po czasie.

Położyłam dłonie na ciele Rodiona wpijają się w jego usta. I w tym momencie musiałam przyznać się do jednego. Mój celibat, od kiedy przesyłam inicjację seksualną nigdy nie był tak długi jak ostatnimi czasy. Przez pracę i inne problemy straciłam czas, a nawet chęci na przygodny seks. I dopiero teraz poczułam jak bardzo mi tego brakowało. Moi znajomi zawsze śmiali się, że jestem kobietą o potrzebach stereotypowego samca alfa. I w sumie to się z tym zgadzałam.

Przeszłam z pocałunkami na szyję Rodiona. Pachniał głównie papierosami a ja kochałam ten zapach. Może to było dziwne jednak kojarzył mi się z domem i bezpieczeństwem. Jednak w moim życiu mało co było normalne.

- Chodźmy chociaż do pokoju. - Zasugerował Rodion, kładąc dłonie na moich biodrach. - U mnie…

- Nie. Chodź do mnie. - Zarządziłam łapiąc go za rękę. - Chce skorzystać z komody. O ile ty chcesz. Bo jak nie to...

- A ponoć to ja za dużo gadam. - Zauważył ciągnąć mnie do kuchni.

Nikogo ze służby już chyba nie dziwiły nasze wybryki. Inni już zdołali przywyknąć do naszej bliskiej relacji. A niektórzy nawet posyłali nam ciepły uśmiechy. Serio jednak są jeszcze ludzie, którzy cieszą się szczęściem innych. Chociaż niestety byli i ci, którzy patrzyli na nas z pogardą. Jednak ja nauczyłam się mieć to gdzieś.

Jakimś cudem udało nam się dostać do mojego pokoju. Rodion wydawał się być rozbawiony cała tą sytuacją. Zresztą ja też. Wszystko to było tak absurdalnie głupie i niepoprawne. Jak całe moje życia.

Zbliżyłam się do Rodiona i zdjęłam z niego koszulkę. Połączyłam nasze usta szybko przechodząc na jego szyje i klatkę piersiową. Co było dziwne niewiele osób wiedziało, że sutki u mężczyzn też są wrażliwe jak u kobiety. Dlatego skupiłam się na tym obszarze na jego klatce piersiowej. W końcu jednak się od niego oderwałam sama, zdejmując swoją koszulkę.

Cofnęłam się w stronę komody i przy pomocy bruneta na niej usiadłam. Rozchyliłam nogi a ten między nimi stanął. Wplotłam prawą dłoń w jego włosy. On położył dłonie na moich udach ściskając je lekko.

- Masz prezerwatywy? - Spytał odrywając się od moich ust. Korzystając z czasu, który dał mi na odpowiedź zdjął ze mnie buty.

- W szafce po prawej stronie łóżka. - Wyjaśniłam a ten odszedł ode mnie podchodząc do szafki. Zabrał z niej jedno opakowanie i do mnie podszedł.

Przez drżenie rąk nie umiał poradzić sobie z opakowaniem. Wzięłam je od niego i otworzyłam je oddając mu prezerwatywę. Zsunął z siebie spodnie po drodze pozbywając się jeszcze butów. Uniosłam biodra a on zdał moje spodnie razem z bielizną. Przysunął się do mnie i połączył nasze usta. Wszedł we mnie ostrożnie. Poruszał się powoli a ja całowałam go zachłannie by uciszyć nasze jęki.

Prawa dłoń ponownie wplotłam w jego włosy a lewą zarzuciłam na jego ramię. On trzymał ręce na moich biodrach. Stopniowo przyspieszał a moje ciało wygięło się w lekki łuk. Przez wrastającą przyjemność coraz trudniej było mi powstrzymać jęki.

Doszliśmy niemal w tym samem czasie. Oparłam swoje czoło o jego przymykając powieki. On wyszedł ze mnie i ostrożnie zdał prezerwatywę idąc do łazienki by ją wyrzucić. Zsunęłam się z szafki i ruszyłam za nim z nadzieją na wzięcie ciepłego prysznica.

- Mogę o coś spytać? - Spytał odkręcając wodę pod prysznicem. Ten facet czasem jednak czytał mi w myślach. Skinęłam głową ponownie związując włosy. - Bierzesz tabletki antykoncepcyjne?

- Tak. Jednak żeby nie było zawsze używam prezerwatyw. Tabletki są głównie na bolesne miesiączki i na wszelki jakby gumka pękła. Jednak one nie chronią przed chorobami i zawsze warto mieć drugie zabezpieczenie. W końcu żadne nie ma stuprocentowej gwarancji. - Zauważyłam wchodząc pod prysznic. Ciepła woda przyjemnie musiała moją skórę a ja uśmiechnęłam się mimowolnie. - Chyba czas na kolejny tatuaż. - Stwierdziłam dochodząc do wniosku, że mam za dużo nagiej skóry.

- Niedawno zrobiłaś ten na udzie. Weź trochę przystopuj. - Poprosił Rodion, dołączając się do mnie. Wzięłam gąbkę i zaczęłam myć jego ciało.

- Ja nie znam słowa umiar i przystopuj. Jeśli chce tatuażu to pójdę jutro i go zrobię.

- Jesteś cholernie niecierpliwa. - Mruknął patrząc prosto w moje oczy. Jego zielone tęczówki były cudowne. Tak łagodne i pełne emocji. Inne niż przyszło mi poznać. On cały był cholernie inny i przy tym tak pociągający. Kurwa brzmię jak baba ze słabego romansu.

- I zawsze dostaje to, czego chce.



Dobra wiem, że z opóźnieniem, ale miałam wczoraj słaby dzień. Poza tym chce odejść od myślenia, że muszę pisać codziennie bo to nie jest dobre. Ani dla mnie ani dla was.

Druga sprawa to jeszcze nigdy nie pisałam sceny +18 która nie działa się na łóżku więc może być beznadziejna. No, ale człowiek uczy się na błędach.

No i na koniec Raisa powinna uczyć wdż dziękuję do widzenia xD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top