XL

𝚁𝚊𝚒𝚜𝚊

Rozejrzałam się po pomieszczeniu, wzdychając cicho. Byłam beznadziejną sprzątaczką. A mój ojciec w porozumieniu ze swoim niezawodnym zastępcą stwierdzili, że powinnyśmy z Wi zacząć od najniższych stanowisk. Dlatego teraz latałyśmy po hotelu z wiadrami i innymi sprzętami do sprzątania starając się doczyścić apartamenty, które pożegnały swoich gości. Co było kompletnie bez sensu zważywszy na to, że ani ona, ani ja nigdy nie sprzątałyśmy nawet po sobie. I tak przyznaje się do bycia rozpuszczonym bachorem. Zawsze nim byłam i nigdy się tego nie wstydziłam. W końcu taka już jestem. I nie zmienię tego, jaka byłam. No, ale chociaż może trochę popracuje i coś mi się zmieni.

Usiadłam na dużym łóżku ustawionym na środku pomieszczenia, po którym się rozejrzałam. Bywałam w hotelach ojca już wiele razy. Jednak zazwyczaj byłam w nich gościem lub po prostu jako córka właściciela. Nigdy jak sprzątaczka, jednak do takiego stanu rzeczy muszę przywyknąć. Ojciec nie odpuści mi tak szybko o ile w ogóle. Zapewne pozwoli mi odejść, dopiero kiedy pójdę na studia, czyli mam przejebane.

- Stara jak mi się już nie chce. - Jęknęła Wi siadając w dużym fotelu stojącym w kącie pomieszczenia.

Pokoje hotelowe dzieliły się na kilka kategorii cenowych te najtańsze zaopatrzone były tylko w najpotrzebniejsze rzeczy. Potem była średnia półka cenowa, gdzie pokoje były nieco większe i można było doszukać się w nich już odrobiny luksusu. Drogie, w których można było odnaleźć sporo luksusu i kilka pokoju, łazienkę i salon. I te absurdalnie drogę, w których można było mieszkać jak w mieszkaniu. I niestety te było też najtrudniej posprzątać. Dlatego nam przydzielono te najtańsze tak na próbę.

- Spoko stara mi też. - Zapewniłam, spoglądając na brunetkę. Jej włosy upięte były w niedbałego koka na twarzy nie było znać makijażu a ubrana była w mundurek roboczy. Przez co bardziej przypominała wymęczona matkę trójki dzieci, która ledwo łączy koniec z końcem, jak samą siebie. - No, ale zostały nam jeszcze cztery godziny do końca zmiany.

- Serio w tym momencie zrozumiałam co tak kręci cię w Rodionie. - Stwierdziła, poprawiając włosy. Spojrzałam na nią pytająco, oczekując, że wyjaśni mi swoje teorie. - No wiesz. Facet ciężko pracuje na wszystko, co ma i nie jest takim leniem jak my.

- On mnie nie kręci to po pierwsze. - Zapewniłam, poprawiając kant spódnicy. Muszę omówić z ojcem zmianę tego cholernego mundurku. Przecież te spódnice były strasznie niepraktyczne. - A po drugie ty lepiej powiedz jak ci się układa z Narkisem? Bo plotka niesie, że ostatnio nie za specjalnie.

- Wiesz, że mi na nim zależy. Jest dla mnie ważny, jednak czasem tak mnie wkurwia. - Warknęła, bawiąc się swoimi palcami. - Czasem mam wrażenie, że w ogóle mnie nie słucha lub po prostu nie rozumie.

- Ty przynajmniej kogoś masz. Ja to nie mam szczęście w miłości. - Stwierdziłam, zakładając nogę na nogę. - Zawsze trafiam na typów pustych jak typiara której nienawidzimy i tępych jak moja matka. Ewentualnie na samców alfa, którzy najchętniej napisaliby mi na czole, że należę do nich. A ja nie jestem zabawka z podstawówki, która się podpisuje, żeby inne dzieci ci jej nie zajebały.

- Nikt nie będzie mi mówił, gdzie mogę chodzić i co ubierać. - Zapewniła hardo już nieco bardziej pobudzona. - I Narkis taki nie jest. Serio czasami mnie wkurwia, jednak go kocham.

- Masz dziewiętnaście lat. Co Ty niby wiesz o miłości? - Spytałam, spoglądając na nią kątem oka. Nigdy nie wiedziałam, skąd ona wie, że to jego kocha. Ja wiedziałam tylko, że kocham swojego ojca. Kochałam też ją, Narkis, Dawida i Aleksa jednak to było kompletnie co innego.

- A skąd mam to wiedzieć? Wiem tylko tyle, że mi na nim zależy. Lubię patrzyć, jak czyta lub wkurwia się, robiąc coś na komputerze. Wiem, kiedy ma zły dzień i kiedy źle spał. Cenie w nim to, że kiedy robi kanapki nigdy nie daje do nich sałaty, bo wie jak bardzo jej nie lubię. I wiem, że kiedy jest przy mnie, czuje się bezpieczna i tyle. Nie mogę być pewna, że wiem co to miłości nie wiem, czy razem się zestarzejemy. Jednak to nie jest teraz ważne. Ważne jest to, że w tym momencie właśnie to jest dla mnie miłością. - Wyjaśniła, wzruszając ramionami. Poprawiła się w fotelu i posłała mi blady uśmiech. - Myślę, że po prostu każdy ma swoją definicję miłości. I ty też musisz odnaleźć swoją własną.

- To żeś mi pomogła. - Mruknęłam, wstając z miejsca. Na nasze szczecie rozliczali nas za godziny nie posprzątane pokoje. Bo w takim układzie nigdy byśmy stąd nie wyszły.

- Hej to twoje emocje nie moje. Jeśli sama się w nich nie odnajdziesz to nikt, tego za ciebie nie zrobi. - Wyjaśniła, jakby to wcale nie było takie oczywiste. Podniosła się z miejsca i podała mi jakiś płyn i gąbkę. - Idź posprzątaj w łazience i w trakcie tego jakże pasjonującego zajęcia spróbuj przemyśleć swoje odczucia.

- Ja to nie ogarniam, co tutaj w ogóle robisz. Przecież Ty, chociaż się uczysz. - Zauważyłam, odbierając od niej oba przedmioty. - Chociaż patrząc na tę radę wątpię by psychologia była dla ciebie.

- Ta całe cztery godziny w tygodniu. To chyba trochę za mało, żeby udobruchać mojego ojca. - Zauważyła, na co skinęłam głową kierując się w stronę łazienki. - A ten korepetytor nawet nie jest przystojny! - Dodała oburzona. - A rada jest beznadziejna, bo po coś idę na te studia. - Zauważyła jakże błyskotliwie.

- Masz chłopaka. - Przypominałam, na co ta wzruszyła ramionami. - I myślałam, że na studia idziesz dla papierka.

- Nie zamierzałam go zdradzać. Chciałabym tylko mieć na co popatrzyć. - Wytłumaczyła, na co pokręciłam głową zrezygnowana. - I idę, by się tam czegoś nauczyć kretynko.

Weszłam do łazienki i stanęłam w miejscu, by przeskanować pomieszczenie wzrokiem. Nienawidzę sprzątać. Zresztą tak jak zapewne większość ludzi. Jednak trzeba było, się spiąć i wykonać swoje obowiązki. Inaczej pewnie ojciec mnie zabije lub zrobić coś równie złego.

- Ta. W tym samym celu chodziłaś do szkoły. - Przypomniałam odwracając się przodem do drzwi. Wi w nich stanęła z wielką satysfakcja, pokazując mi środkowy palec. Ja szybko odpowiedziałam tym samy. - Wiesz, że taka prawda.

- Jednak nie musisz mi tego wypominać. - Zauważyła, na co ja przewróciłam oczami. Nic już nie mówiąc, podeszłam do kabiny prysznicowej i zaczęłam ją myć. W pewnym momencie moja towarzyszka chyba stwierdziła, że się nudzi, bo zaczęła mnie nagrywać. - Mogę spytać, co ty odstawiasz?

- Nagrywam dla potomnych. Nie szybko znowu będziesz sprzątać. - Oświadczyła z szerokim uśmiechem. - Spoko wyślę tylko, na grupę przysięgam.

- Może lepiej zajmij nie robotą. - Poprosiłam, a kiedy ta wyraźnie mnie zignorowała, rzuciłam w nią gąbką.

- Oj już się tak nie bulwersuj! - Rzuciła, chowając telefon. - Rodion będzie dumny z tego, jak ciężko pracujesz.

- No cholerę ty go tam w ogóle dodałaś? - Spytałam, niechętnie podnosząc się z ziemi. Nie było nawet co się łudzić, że ta odda mi gąbkę.

- Żeby czuł się jednym z nas. Bo czuje, że nie szybko się go pozbędziemy, a w sumie to nawet nie chce. To spoko facet. I chyba jedyny, który nadaje się na twojego faceta.

- Zmień płytę, bo ta robi się już nudna. - Zauważyłam, zgarniając przedmiot z podłogi.

Wiktoria przewróciła oczami, mrucząc coś jeszcze o tym, że jestem uparta i niemożliwa. Po tym jednak zabrała się do roboty, dlatego postanowiłam darować sobie dalsze komentowanie jej wypowiedzi. Ona niestety też była uparta. I równie dobrze mogłam przeprowadzić dyskusje ze ścianom. Osiągnęłabym dokładnie tyle samo.

Po umyciu łazienki postanowiłam zrobić sobie krótką przerwę. No pracownikiem miesiąca to ja na pewno nie zostanę. Dzięki Lucyferowi, że jestem tym, kim jestem, bo inaczej zginęłabym marnie. Odblokowałam telefon, by sprawdzić co takiego się wydarzyły pod moją nieobecność. I w sumie wydarzyło się naprawdę sporo.

Dawid: Aleks wyjeżdża pod koniec tego tygodnia. Więc chyba wypadałoby zrobić z tej okazji małą imprezę.

Narkis: No ja ci tylko przypomnę, że niektórzy z nas pracują.

Dawid: Ja też. Jednak czas dla moich psiapsi i dobrej wódeczki zawsze znajdę.

Narkis: No nie wiem...

Dawid: Zrobimy karaoke i wrobimy Raise w śpiewanie.

Narkis:...
Podaj godzinę.

Aleks: Nie byłem przekonany. Jednak Raisa odstawiając Taylor Swift po kilku kielonach przekonuje mnie całkowicie.

Wiktoria: Oj mnie też.
Rodion ty jeszcze nie miałeś przyjemności słuchać jej po pijaku.
Jednak uwierz mi, że to warte każdego poświęcenia.

Rodion: Teraz to się boję.

Dawid: Nie potrzebnie.
Będzie zajebiście.
Zresztą z nami nie może być inaczej.

Rodion: No dobra.
Uznajmy, że uczcimy w ten sposób fakt, że te dwie wreszcie zabrały się do roboty.

Dawid: I to ja rozumiem.
W końcu widzisz jak nasza Mrozow pięknie sprząta.
To trzeba uczcić.

Wysłałam jedynie emotkę środkowego palce i schowałam telefon do kieszeni. Podniosłam się z ziemi, wiedząc, że najpewniej będzie mi dane posprzątać jeszcze dwa lub trzy pokoje. I serio wątpiłam w to, że impreza jest dobrym pomysłem. Jednak ja od dawna na żadnej nie byłem. I jeśli miałam być szczera to kiedy procenty wzywają, ja nigdy nie odmawiam.

Tylko miejmy nadzieję, że nie zmuszą mnie do śpiewanie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top