L

Wysiadłam z taksówki i od razu ruszyłam przed siebie. Na zewnątrz było cholernie zimno, a ja nie miałam czasu nawet się przebrać. Miałam dziwne poczucie presji czasu, przez które skupiona na celu zapomniałam o wszystkim innym. Ominęłam kilku ochroniarzy, którzy przyglądali mi się z uwagą. Znali mnie na tyle dobrze by bez mrugnięcia okiem mnie przepuścić. Dlatego szybko dostałam się do domu. Od razu zdjęłam buty i ruszyłam w stronę schodów, które szybko pokonałam. Z lekkim wahaniem podeszłam do odpowiednich drzwi i je otworzyłam, przekraczając próg pokoju.

- To był cios poniżej pasa. - Oświadczyłam gromiąc Wi morderczym spojrzeniem. - Mówić mojej byłej o moich problemach do kurwy nędzy.

- Raisa kocham cię całym sercem, ale nigdy nie powiedziałabym, że jesteś dobrym człowiekiem. Nie powiedziałabym też, że jesteś dobra w budowaniu relacji między ludzkich. - Przyznała podnosząc się z łóżka, na którym wcześniej leżała. - Dlatego potrzebowałaś kogoś, kto zna cię jako partnerkę i nieco cię naprowadzi na odpowiedni tor. A nie znałam nikogo innego kto by to zrobił jak Ksena.

- Tu masz trochę racji. - Przyznałam odgarniając z twarzy włosy, które przez wiatr pozostawały w strasznym nieładzie. - A może nawet dużo racji. - Dodałam nieco niechętnie. To nie tak, że nie wiedziałam, jak okropnym człowiekiem w gruncie rzeczy byłam. Bo z tego sprawę zdawałam sobie doskonale. Problem tkwił w tym, że nie umiałam być inna. Choćbym nie wiadomo jak się starała to, co przeżyłam ukształtowało mnie na stałe. A ja nie miałam na to żadnego wpływu.

- Pretensje będziesz mi wykładać później. - Oświadczyła, podchodząc do dużej szafy. - Teraz lepiej powiedz mi, jaki masz plan, by naprawić to, co się spieprzyło między tobą o Rodionem.

- Muszę wiedzieć, co powiedział mu ojciec. Po prostu muszę to wiedzieć. - Oznajmiłam, patrząc na nią z determinacją. Z reguły dostawałam to, czego chciałam i nie miałam tendencji do tego, by odpuszczać. No, chyba że chodziło o ludzi. Jednak tych często już nie chciałam, więc to się nie liczy.

- I to mi się podoba. - Rzuciła z szerokim uśmiechem, podając mi jakiś dres. - Ubierz to, bo nie mogę już na ciebie patrzyć. Nikt normalnie nie chodzi tak ubrany po domu. - Zarządziła, na co ja przewróciłam oczami. Jednak było mi trochę zimno, dlatego nie zamierzałam protestować. Poza tym Wi była jedna z tych nielicznych osób, które mogły się mną rządzić.

- Mój ojciec ma w biurze kamery. - Oświadczyłam, chociaż ta zdawała sobie z tego faktu doskonale sprawę. - Chce tego nagrania. - Rzuciłam zdejmując z siebie ubrania, w których byłam na imprezie. - Ono wiele wyjaśni.

- Mój ociec ma do tych nagrań dostęp. Jednak szczerze wątpię by ich nam użyczył. - Stwierdziła poprawiając niedbale upięte włosy. Była godzina coś około piątej rano a znając ją, nie spała od kilku dni. Dlatego spodziewałam się, że teraz musi czuć się strasznie.

- Chuja mnie to czy da po dobroci, czy po złości. - Warknęłam, ubierając na siebie czarny dres. - Chce tych nagrań, więc je dostanę. Chociaż wątpię byśmy dostały je bez jego pomocy. Więc miejmy nadzieję, że zechce współpracować.

- Więc chodźmy. Ten psychopata już pewnie pracuje. Ten facet to serio cierpi na problemy ze snem. - Zdradziła, kierując się w stronę drzwi.

- Przyganiał kocioł garnkowi. - Rzuciłam, od razu ruszając za nią.

Dom Wi znałam niemal na pamięć. I ze śmiałością mogłam powiedzieć, że jest i moim domem. Spędziłam tutaj od cholery czasu. I wynosiłam stąd raczej miłe wspomnienia. Chociaż nie jestem pewna czy jej matka drąca się po nas w celach wychowawczych to miłe wspomnienie. Jednak jak bardzo pojebane by nie było, ja wspominam to całkiem dobrze. Głównie dlatego, że był to jeden z niewielu przejawów matczynej troski, jakiej w życiu doznałam.

Przeniosłem spojrzenie na Wiktorię, która szła nieco niemrawo, przy okazji ziewając cicho. Pokręciłam zrezygnowana na ten gest, głową uśmiechając się mimowolnie. Byłam okropnym człowiekiem. I czasem nie miałam pojęcia, czym sobie na nich zasłużyłam. Na nią, Narkisa, Dawida i Aleksandra. Byli zdecydowanie najważniejszymi osobami w moim życiu. Dlatego też raczej nie ściągałam ich w gówno zwane mafią. Nie licząc oczywiście Wi która była z tym równo związana jak ja. Aleks był synem mafioza jednak to jego starsza siostra zajmowała się nielegalnymi interesami. On doglądał klubu, który był legalną przykrywką nielegalnych działań. A pozostała dwójka z mafią nic wspólnego nie miała. Ich rodzice współpracowali z moim ojcem. Jednak rodzice Narkisa po prostu otwierali restauracje w hotelach mojego ojca, a matka Dawida w pocie czoła ustalała wyglądy hoteli i dekorowała ich wnętrza. Nigdy nie robili nic nielegalnego. A ja nie chciałamby to robili. Nie byłam jak te nastolatki z książek, które mają swoje gangi i są rozpoznawalne w całym kraju. A za nimi zawsze stoi ich świta wiernych przyjaciół. Ja miałam swoich przyjaciół. Jednak nie zamierzałam prosić ich o rzeczy pokroju rozwalenia samochodu kogoś, kto mnie wkurzył ani do żadnej kradzieży. A wiem, że wystarczyłoby jedno moje słowo, by ich w to wciągnąć. Ja tego nie chciałam. Oni mogli być lepsi niż ja. A Wi? Z nią razem ciągnęłyśmy się na dno wiedząc, że zawsze leży się na nim raźniej, kiedy ma się przy sobie kogoś bliskiego. Obie zawarłyśmy pakt z diabłem. I teraz czekało na nas tylko piekło. W końcu i Lucyfer będzie potrzebował emerytury.

- Raisa! - Warknęła brunetka, unosząc głos. Spojrzałam na nią pytająco, na co ta pokręciła głową zrezygnowana. - Z tobą się dogadać. Jak zawsze zaczęłaś swoje filozofie. - Wyjaśniła, na co ja jedynie wzruszyłam ramionami. - Po prostu wchodź i się targuj. - Zasugerowała, wskazując drzwi do gabinetu swojego ojca.

Podeszłam do drzwi i lekko w nie zapukałam. Doskonale wiedziałam, że w takich gabinetach dzieją się dziwne rzeczy. A oglądanie rodziców Wi pieprzących się na biurku nie było moim marzeniem. Dlatego weszłam do środka, dopiero kiedy usłyszałam pozwolenie. Od razu spojrzałam na Roberta który pijąc kawę, uzupełniał jakieś papiery zapewne dla mojego ojca. W końcu był jego prawą ręką. I jedna z tych nielicznym o ile nie jedyna osoba, która Nicolaj ufał bezgranicznie.

- Raisa coś się stało? - Spytał wyraźnie zdziwiony moją obecnością.

- W sumie to przychodzę, bo czegoś chce. - Przyznałam bez owijania w bawełnę. - Chce nagranie, na którym mój ojciec rozmawia z Rodionem. I nie udawaj, że nie wiesz, o co chodzi, bo nie mam najmniejszej ochoty słuchać tych bredni, na które nie nabrałoby się nawet dziecko.

- Raisa. - Zaczął zrezygnowany, odkładając długopis. - Wiesz, że nie mogę Ci tego dać.

- Proszę cię. - Poprosiłam, patrząc na niego błagalnie. - To dla mnie cholernie ważne. Spieprzyłam jednak nie jestem w stanie poświęcić wszystkiego póki nie przekonam się, że nie odszedł z własnej woli. Bo nie mam w zwyczaju gonić za ludźmi, którym już nie zależy. - Wyjaśniła wpatrując się w mężczyznę, który wydawał się być nieugięty. - Wujek błagam cię. Ja... Ja... Nie dam rady żyć ze świadomością, że odszedł z własnej woli. Ani z myślą, że było inaczej, a ja nic nie zrobiłam... Tak cholernie mi na nim zależy. - Poprosiłam, pozwalając kilku łzą na spłynięcie po moich policzkach.

- Przykro mi młoda. - Oświadczył, wstając z miejsca. Najpewniej zamierzał mnie pocieszyć, jednak ja wyszłam z gabinetu trzaskając za sobą drzwiami.

Niedaleko pada jabłko od jabłoni. A ja padłam niedaleko swojej matki. Umiałam manipulować ludźmi i bez trudu przychodziło mi udawanie emocji. Życie mnie tego nauczyło. Uśmiechaj się by ludzie nie pytali, dlaczego tego nie robisz. I płacz, kiedy czegoś od kogoś chcesz. Bo nic nie działało tak na ludzi, którym na nas zależy, jak łzy. Jestem okropnym człowiekiem. Jednak przy tym jestem człowiekiem, który radzi sobie w życie. I osiąga wyznaczone sobie cele.

Starłam łzy, wiedząc, że zapewne rozwaliłam sobie resztki makijażu. Jednak to było mało istotne. Spojrzałam na Wi i skrzyżowałam ramiona na piersiach.

- Gdyby błagania nie pomógł, byłoby jeszcze okej. Jednak skoro nawet płaczem nie zdobyłam nagram jest na nich coś, co by mi się nie spodobało. Więc teraz już wiem, że nadeszła godzina, by zawalczyć o Rodion. - Wyjaśniłam, na co Wi uśmiechnęła się szeroko.

Może dla kogoś to, że potrzebowałam dowodu, było oznaką, że mu nie ufam. Jednak ja z reguły nie ufałam nikomu. W życiu zawiodło mnie cholernie wielu ludzi. Zwłaszcza tych, którym zaufałam zbyt szybko. Poza tym otaczałam manipulantami, którzy umieli sprawić by ludzie robili to, co oni chcą. Dlatego miałam ogromne problemy z zaufaniem. A jeśli miałam wybrać jednak bardziej zaufałam ojcu niż facetowi, którego znałam tak krótko. Życie nauczyło mnie jeszcze jednej rzeczy. Ludzie umieją udawać bezbronnych i dobrych tylko po to, by podejść jak najbliżej i wyrwać Ci serce pokazując swoje prawdziwe oblicze. Niestety to nie film romantyczny, w którym główna bohaterka ufa typowi, którego znała kilka dni, i ufała mu bardziej niż swoim bliskim i rozsądkowi. Niestety minął już czas, kiedy byłam tak cudownie naiwna. A może nawet nigdy taka nie byłam.

- I co teraz? - Spytała Wi kierując się ze mną w stronę schodów.

- Zadzwonisz do Narkisa. Jeśli Rodion przeniesiono do któregoś hotelu na kuchnie jego rodzice będą mieć związane z tym dokumenty. I tak z łatwością go znajdę. Ja muszę rozmówić się z jeszcze jedną osobą.

- Idź. Jak tylko dowiem się gdzie on jest wyślę Ci SMS. - Obiecała, na co skinęłam głową. - Raisa. - Dodała, na co przeniosłam na nią spojrzenie chwilowo się zatrzymując. - Nie spierdol tego. Bo być może to twoja pierwsza i ostatnia szansa na zajebisty związek.

- Postaram się, chociaż mnie znasz, dlatego nic nie obiecuje. - Ostrzegłam, krzywiąc się lekko. Wi spojrzała na mnie już kompletnie załamana, podając mi kluczyki do samochodu.

- Idź i już mnie nie załamuj. - Zarządziła a ja, odebrałam od niej kluczyki.

Szybko zbiegłam na dół i przywłaszczyłam sobie jedne z jej butów. Na szczęście wchodziłyśmy w jeden rozmiar ubrań i nosiłyśmy ten sam numer butów. Szczęście jednak czasem mnie rozpieszcza. Wyszłam z domu i ruszyłam w stronę garażów. Otworzyłam odpowiedni i wsiadłam do samochodu. Zanim jednak wyjechałam wyjęłam telefon, którego tylko cudem jeszcze nie zgubiłam. Wybrałam numer ojca i przyłożyłam telefon do ucha. Minęła chwilą, zanim ten odebrał.

- Tato. - Rzuciłam stykając paznokciami, o kierownice samochodu.

- Raisa, o co chodzi? - Spytał widocznie zdziwiony moim telefonem. Raczej nigdy do niego nie dzwoniłam. I czasem miał o to cholerne pretensje.

- Ostatnia szansa. Powiedz mi prawdę o Rodionie. - Poprosiłam, wiedząc, że moim ojcem nikt nie rządzi. Poza tym chciałamby mi to powiedział, bo poprosiłam.

- Przecież znasz prawdę. - Stwierdził, czym tylko dodatkowo mnie zirytował. - Proszę cię, przestań to rozgrzebywać. Był i odszedł z własnej woli. Koniec tematu. I lepiej wróć do domu, bo pewnie jesteś już pijana.

- Zależy mi na nim i chce, żeby rodzony ojciec, który twierdzi, że mnie kocha powiedziałby mi prawdę. To znaczy, że jestem pijana? - Spytałam, zaciskając pięść na kierownicy. - Po prostu powiedz mi, jak było.

- Na cholerę ty to w ogóle rozwlekasz? - Dopytał poirytowany. - Odszedł. Nie chciał przy tobie być. Więc czemu ty tak bardzo chcesz, by wrócił? Zastanów się, czy ktoś taki jest wart twojego czasu i uczyć. - Zasugerował i właśnie w tym momencie dostałam wiadomość z adresem hotelu, do którego wysłano Rodiona.

- Wiesz co? Lepiej zadaj to pytanie sobie względem mojej matki. Bo jeśli ktoś tutaj obdarza uczuciem kogoś tego niegodnego to jesteś to ty. - Warknęłam, kończąc połączenie.

Wprowadziłam adres do nawigacji i wyjechałam z posesji, ruszając w drogę. Było to dosyć daleko, jednak ja lubiłam jeździć samochodem. Poza tym potrzebowałam czasu, by przemyśleć co tak naprawdę chce mu powiedzieć. Bo chciałam naprawdę wiele rzeczy jednak byłam świadomi, że będę miała z tym problem. W końcu rozmowy o emocjach nigdy nie były moją mocną stroną.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top