6. Czy to nie jest miłe?

Od poranka w mojej sypialni próbuję skupić się na pracy i nie zawracać sobie głowy niczym innym, a już na pewno nie dawać po sobie poznać, jak głęboko czuję się upokorzona przez jego zachowanie. A właściwie przez moje zachowanie i to, że naprawdę przez chwilę chciałam być jak te wszystkie głupie dziewczyny z jego łóżka. Jednak na szczęście skutecznie przypomniał mi, gdzie jest miejsce kobiety w jego życiu, gdy jest się odrobinę mądrzejszą od sarenki.

Mimo to czasem czułam mignięcia rzeczywistości, gdy byłam prawie pewna, że żałuje tego, co mi powiedział i próbuje wrócić do naszych luźnych relacji sprzed tygodnia, a ja próbuję nie ulegać ponownie jego urokowi.

– Muszę jechać do firmy, Happy ma zaraz po mnie przyjechać. – Mówię, wyłączając komputer i rozplatając włosy z luźnego warkocza.

– Dlaczego niby musisz? Nie przypominam sobie, żebym czegoś potrzebował.

– Chcę upewnić się, że sprzęt, który jedzie z Tobą do Afganistanu, na pewno jest po aktualizacji.

– Martwisz się o mnie Mahdani?

– Martwię się o prezentację. Nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że nie robię tu absolutnie nic poza wysłuchiwaniem Twoich niestosownych przytyków. Pepper mówiła, że też powinieneś pojawić się w firmie przed wylotem.

– Nie mam zamiaru. –Odpowiada krótko Stark.

– Jak sobie życzysz.

– Wiem, że jedziesz tam tylko po to, by spotkać się z Hallerem. – Mówi, a ja wzdycham głośno, chowając laptopa do torby.

– Z jakiego powodu sądzisz, że moje życie musi obecnie obracać się tylko między waszą dwójką?

– A nie jest tak?

– Moje życie kręci się wokół pracy dla Ciebie, przez którą nie mam czasu na powiedzenie do Davida czegoś więcej niż „cześć". – Odpowiadam oschle. – A wiesz, jaka jest różnica między nim a Tobą? Jego lubię, na Ciebie czasem nie mogę patrzeć.

– Różnica jest taka, że ze mną poszłabyś do łóżka, a z nim nie idziesz nawet na drinka.

– Nie idę z nim na drinka, bo całe dnie spędzam tutaj Stark. –Mruczę pod nosem.

– Nie zaprzeczyłaś.

– Słucham? – Odwracam się do niego i mierzę go pytającym spojrzeniem.

– Nie zaprzeczyłaś, że byś się ze mną przespała Mahdani.

– Do zobaczenia wieczorem Stark. – Mówię, kręcąc głową i wchodzę po schodach, gdzie czeka już na mnie Happy.

Uśmiecham się na jego widok i próbuję swobodnie rozmawiać o wszystkim innym niż nasz szef, ale on i tak wraca do tematu, jakby ze wszystkich sił chciał, żebym mu powiedziała, że tak naprawdę jesteśmy razem. Nie wiem, ile pracuje dla Starka, ale na pewno nie od wczoraj w związku z tym, powinien być świadomy tego, jakie życie prowadzi jego szef i że nie jest on w stanie zbudować żadnej trwałej relacji.

Podobnie jak ja.

Więc czemu mnie tak to wkurza? Przecież ani on, ani ja nie potrafimy się zakochać i koegzystować z drugą osobą na dłuższą metę, wiec, dlaczego do cholery czuję się zła, że nie jestem dla niego dość dobra. Nawet na tyle dobra, by nasz flirt był flirtem, a nie żartem.

Im częściej pojawiam się w Industries, tym mniejsze wzbudzam zainteresowanie, mam wrażenie, że nagle moje tenisówki nie są już takim fenomenem, podobnie jak to, że moje biurko znajduje się w biurze samego szefa.

Idę do magazynu za Pepper, gdzie rozkładam przenośny komputer i zaczynam sprawdzać oprogramowanie i zabezpieczenia.

– Hej, nie jesteśmy aż tak beznadziejni, w tym co robimy! – Woła Haller za moimi plecami, a ja nie mogę się nie uśmiechnąć, co nie umyka uwadze rudowłosej kobiety obok mnie, która tylko pozornie pisała coś w telefonie. – Dzień dobry Panno Potts.

– Dzień dobry. – Wita się z nim Pepper. – Sam mogę was zostawić? Mam kilka rzeczy do załatwienia przed sobotą.

– A co jest w sobotę? – Pytam, wpinając kabel do panelu sterowania rakiet.

– Tony dostaje nagrodę Apogee, będzie bankiet. – Tłumaczy mi Potts. – Nie wspomniał Ci? Nie masz sukienki?

– Nic nie wiem na ten temat.

– Happy przywiezie Cię w sobotę do mnie i się Tobą zajmę, musisz tam być, jako jego stażystka, Rhodes ma wręczać nagrodę. A teraz przepraszam. – Odchodzi w stronę drzwi, by obrócić się w nich jeszcze raz i krzyknąć. – Jakiś wybrany kolor sukienki?

– Czarny! – Mówię, wracając wzrokiem do komputera i ignorując lekko Davida, który staje bliżej mnie.

– Też będę na tym bankiecie w sobotę. Może w końcu będziemy mieć okazję wypić drinka.

– Byłam na Twojej imprezie.

– Jedno popołudnie w ciągu tych trzech miesięcy, które się znamy to niewiele.

– A chciałbyś więcej? – Pytam, uśmiechając się lekko.

– Nie zapraszałbym Cię w kółko i w kółko jakbym nie chciał. – Mówi ciszej, nachylając się do mnie.

– A to miałby być koleżeński drink czy randka?

– Definitywnie randka. –Odpowiada, muskając dłonią moje ramie.

– Stark jedzie na prezencję, więc będę miała trochę czasu....

– Jakieś problemy? – Pyta gruby męski głos za naszymi plecami, a ja momentalnie wyłączam ekran komputera, gdy Obadiah Stane idzie w naszą stronę. – David nie mów, że są jakieś komplikacje przed wyjazdem?

– Nie, Pan Stark chciał, żeby Sam wszystko jeszcze raz sprawdziła, a ja ją nadzoruję.

– Ach, no tak. Genialne dziecko MIT. Rzadko Panią widuję w firmie.

– Rzadko mam czas by tu bywać. – Mówię, uśmiechając się lekko, Tony mógł, mówić sobie co chciał, ale dla mnie było w nim coś podejrzanego. – Nie, żebym narzekała.

– Oczywiście. W takim razie zostawię was i do zobaczenia w sobotę Panno Mahdani. – Mówi Stane z uśmiechem, a ja kiwam głową i sprawdzam postęp weryfikacji w komputerze.

– Wszystko jest w porządku. – Mówię, wypinając kabel, gdy mam pewność, że nic nie pomylili.

– Nie jesteśmy aż tak głupi.

– Nie chciałam, żeby powtórzyła się sytuacja sprzed pół roku, kiedy ktoś zhakował waszą broń.

– Ciekawe czy armia go znalazła.

– Pewnie odsiaduje dożywocie w Guantanamo. – Odpowiadam, podnosząc komputer i patrząc jeszcze chwilę na skrzynie pełne broni. – Handlowanie śmiercią. Tak ładnie określają ten biznes w prasie.

– Tony chyba podpadł dziennikarce z Vanity Fair.

– Nie wiem, nie podsłuchiwałam ich. – Mówię, gdy ruszamy do kolejnej partii – Wojna była częścią mojego życia, odkąd pamiętam i naprawdę sądziłam, że kiedyś się od niej uwolnię.

– Pracujesz przy komputerze w największej willi w Malibu, nie biegasz z bronią po pustyni. Dzięki Tobie może osoby biegające po tej pustyni, będą mogły wrócić do domu.

– Albo wręcz przeciwnie.

– Hej! Sam! Jesteśmy po tej dobrej stronie. – Mówi David, uśmiechając się szeroko. – Czy jak skończysz, zjemy coś?

– Jak skończę, muszę wracać do domu, muszę coś jeszcze sprawdzić przed wylotem Starka, a Jarvis obiecał mi pomóc.

– Sztuczna inteligencja Ci coś obiecała?

– Nie mów o nim w ten sposób, lubię go. – Sarkam, udając oburzoną.

– Jesteś dziwna, wiesz? – Uśmiecham się, a on całuje mnie w policzek i wraca do swoich zajęć, a ja godzinę później znów siedzę w klimatyzowanym wnętrzu samochodu, jadąc do domu.

Domu. Od kiedy określam willę Tony'ego domem?

I od kiedy nazywałam Starka Tonym w mojej głowie?

– Dzień dobry Sami, jak było w firmie? – Pyta mnie Jarvis, gdy tylko przekraczam próg.

– Dobrze, powiedz mi lepiej czy Stark jest w domu?

– Nie, Pan Stark pojechał spotkać się z pułkownikiem. – Kiwam lekko głową i schodzę od razu na dół. – Czy chciałabyś rozpocząć analizę obrazu, który udało mi się uzyskać z Twoich plików?

– Tak, poproszę. Głupolu, zrób mi miejsce. – Mówię do jednego z robotów, który odsuwa metalowy stół i szafkę, pozwalając na to, by wokół mnie było całkiem pusto.

Jarvis wyświetla wokół mnie obraz z kilkunastu dronów, pustynia, góry, zbombardowane miasta... cudza koszmarna rzeczywistość.

– Puść dane z dwudziestego trzeciego lipca. – Proszę i po raz kolejny obserwuję śmierć własnego brata, widziałam te obrazy już tak długo, że wryły mi się w mózg i po tym niemal roku jestem w stanie poddać je zupełnie chłodnej analizie, jakby nie krył się za nimi kolejny dramat mojego życia. – Jesteś w stanie wyświetlić mi widok z dronów na zachodzie w stronę Giznab?

– Obrazy mogą być niekompletne.

– Ile się da. – Proszę, czując, że mam rację, że miałam cholerną rację, te kilka miesięcy temu. Wiedziałam, gdzie się ukrywają terroryści, odpowiedzialni za śmierć mojego brata i nie popełniłam błędu. – Poproszę obraz z dziewietnastego stycznia.

Wskazana przeze mnie okolica zostaje zbombardowana, ale w tumanach kurzu nie widzę żadnej reakcji, na szybkim przewijaniu widzę żołnierzy naszej armii patrolujących teren, ale są już spóźnieni i w górach nie ma już nikogo...

– Więc o to chodziło? Pomszczenie brata? – Pyta Stark, wchodząc do mojego kółka z obrazów i staje krok za mną, na tyle blisko, że czuję jego ciepło. – Naprawdę przez chwilę myślałem, że chciałaś po prostu coś udowodnić.

– Nie chodziło o pomszczenie go, chciałam, żeby armia przeszukała te cholerne góry i znalazła szczury, ale jak widać, już ich tam nie było.

– Może ukryły się dobrze albo użyłaś za małych pocisków.

– Nie chciałam nikogo zabić, chciałam, żeby zrobili to właściwi ludzie, by znaleźli zabójców mojego brata i jego kolegów.

– Jakbyś powiedziała o tym Rhodes'owi pierwszego dnia, sprawdziliby to dokładniej.

– Teraz już nikogo tam nie ma.

– Dlaczego sprawdzasz to akurat dziś?

– Myślałam, że Cię nie ma w domu. –Odpowiadam chłodno.

– Nie, sprawdzasz to, bo się o mnie boisz Sam.

– Jesteś mi całkowicie obojętny Stark. Oglądałam te nagrania tysiące razy i za każdym razem zastanawiało mnie coś innego. – Stwierdzam, wzruszając ramionami. – Ostatnio poznałam cały arsenał broni Twojej firmy i oni mieli podobną.

– Terroryści mieli naszą broń? – Pyta kpiąco, przerzucając obrazy nonszalanckim ruchem dłoni.

– Tak, jestem tego niemal pewna.

– Niby skąd? Nie bądź dziecinna Sami.

– Nie mów do mnie Sami. –Syczę, odsuwając się.

– Kto mówił do Ciebie Sami? Ojciec? Brat? Były? Nie, na pewno nie były, to musiał być ktoś, komu ufałaś.

– Po prostu mów do mnie Sam.

– Mów do mnie Tony. – Mówi, a ja odwracam się i wpadam na niego, nie zdawałam sobie sprawy, że stał tak blisko.

– Skoro jestem dziecinna, to nie ma sensu tego dalej analizować. Idę popływać.

Stark łapie moją rękę, jakby coś zauważył, ale gdy spoglądam na niego pytająco, kręci tylko głową i przepuszcza mnie do wyjścia. Idę na górę wskoczyć w bikini i schodzę na słoneczny taras, by od razu zanurkować w basenie.

Najgorsze w tej całej sytuacji jest to, że naprawdę się o niego boję. Sytuacja na bliskim wschodzie odebrała mi wszystkich mężczyzn, których kochałam i nie chce, żeby teraz zabrała mi kolejnego.

O mój Boże, ja się podkochuję w Starku.

Zatrzymuję się, mając ochotę uderzyć się pięścią w twarz, ale biorę tylko wdech i nurkuję do samego dna, gdzie woda jest najchłodniejsza. Nie podkochuje się w nim, po prostu boję się, że coś mu się stanie i nagle będę musiała wrócić do mojego życia bez codziennych docinków z jego strony.

Idiota.

Wypływam złapać powietrze, Stark siedzi na leżaku przy basenie, na stoliku stoją dwa kieliszki z szampanem i miska truskawek. Płynę do barierki, a on rzuca mi ręcznik, podchodzę wolno, wycierając włosy, nie wiedząc, czy zaraz mi dogryzie, czy wysnuje kolejną nieprzyzwoitą uwagę.

– Za co pijemy? – Pytam, gdy podaje mi kieliszek.

– Za naprawienie wszystkich błędów dzięki, którym tu jesteś.

– Naprawę naprawiliśmy już wszystko? Znalazłabym z zamkniętymi oczami całą listę rzeczy, które można usprawnić.

– Zajmiemy się tym, jak wrócę. Na razie masz kilka dni urlopu, możesz robić, co chcesz, możesz w końcu umówić się z Brytolem.

– Dziękuję za pozwolenie.

– Już nie jesteś zainteresowana?

– Nie wiem Tony, pomyślę o tym, jak wyjedziesz. – Sięgam po jego okulary przeciwsłoneczne i zakładam je sobie na nos, opierając się na leżaku.

– Masz ochotę w sobotę skoczyć na imprezę?

– Tak, na bankiet. Wiem o nim, Pepper ma mi kupić sukienkę, więc nie mogę jej opuścić.

– Nie, nie myślałem o bankiecie, a o czymś innym. – Mówi Stark, patrząc na moje nogi. – Nie mam zamiaru się pojawiać, by odebrać tę śmieszną nagrodę. Mam zamiar, w tym czasie zrobić coś zdecydowanie ciekawszego.

– Jak sobie życzysz, ja mam zamiar włożyć ładną sukienkę i tam iść z Pepper.

– A później pozwolić zdjąć z siebie tę sukienkę Hallerowi.

– Zazdrościsz mu? – Pytam, uśmiechając się bezczelnie.

– Zastanawiam się, czemu go tak lubisz.

– Może po prostu nie jestem fanką pewnych siebie dupków. –Mruczę pod nosem, sięgając po kolejną truskawkę.

– A ilu poznałaś w życiu?

– Uwierz mi, że wielu. Od footballistów w szkole, aż po ostatnio chirurga, który poskładał mi kręgosłup.

– Żaden z nich nie był geniuszem, a nie możesz zaprzeczyć. To jest cholernie miłe Mahdani.

– Co? Twoje docinki? Mogłabym wyliczyć tysiąc milszych rzeczy.

– Nie. Powiedz mi, czy nie jest miłe spędzanie czasu z kimś równie inteligentnym?

Uśmiecham się, czekając, aż napełni ponownie mój kieliszek i stukam nim w ten, który trzyma w ręku. Tak, to było miłe, niesamowicie miłe było towarzystwo osoby, której nie onieśmiela prędkość Twoich myśli, a Twojej inteligencji nie bierze od razu za zarozumiałość.

Stark wyciąga dłoń, w której trzymał przed chwilą butelkę i kładzie ją na moim udzie, gdy w milczeniu patrzymy na zachodzące powoli słońce, upijając się atmosferą tego ciepłego popołudnia i zawartością naszych kieliszków.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top