3. Skontaktuj się z zarządem.
Happy Hogan stoi naprzeciwko mnie w drzwiach do rezydencji, czekamy na Starka, patrząc sobie w oczy, tocząc tę walkę na spojrzenia, jak dwa dzikie koty.
– Stażystka?
– Ochroniarz? – Odpowiadam tak samo kpiącym tonem i zdejmuję brązową marynarkę, w której było mi za ciepło nawet w klimatyzowanym domu.
Nie umiałam się ubrać. Pepper chciała, żebym założyła na siebie coś choć trochę profesjonalnego, więc włożyłam długie spodnie, biały top na ramiączka i tę gównianą marynarkę. Ostatni raz miałam ją na sobie podczas pierwszego większego egzaminu z programowania i już wtedy uważałam za bezsens. Kto by oceniał umiejętności komputerowe przez pryzmat tego, co kto aktualnie ma na sobie?
Pojawienie się Starka skutecznie kończy ten epicki pojedynek, jaki prowadziłam z jego ochroniarzem, nawet jeśli powoduje kolejną falę uwag na temat mojego wyglądu.
– Wiem Stark, że przywykłeś do ślicznych kobiet, ale musisz pogodzić się z tym, że na świecie są też te zwyczajne, które zazwyczaj mają inne zalety. Na przykład są od Ciebie mądrzejsze. – Mówię, gdy siedzimy już w klimatyzowanym wnętrzu Bentleya.
– Tu nie chodzi o to, czy jesteś ładna. – Odpowiada Stark, gapiąc się na mnie. – Jesteś ładna, problem mam z tym, co masz na sobie.
– No tak, bo według Ciebie kobiety najlepiej wyglądają bez niczego.
– Musisz być taka wkurzająca?
– Tak. To moja największa zaleta. –Sarkam.
– Wada.
– Nie chcesz poznać moich wad. – Odpowiadam niemal od razu, a on się śmieje i powiększa przede mną zdjęcie jakiegoś człowieka.
– Obadiah Stane, był współpracownikiem mojego ojca, a po jego śmierci prezesem Industries, dopóki ja do tego nie dojrzałem, teraz jest menadżerem...
– Musi Cię nienawidzić.
– Jest dla mnie jak rodzina. –Mówi Stark, a ja spoglądam na niego zaskoczona.
– To się nie wyklucza. Ukradłeś mu stanowisko życia tylko dlatego, że jesteś synem swojego ojca.
– Nie w tym rzecz, więc nie nad interpretuj rzeczywistości Mała.
– Nie chcesz wiedzieć, co myślę, że masz małe Stark. – Odpowiadam najbardziej czerstwym ze wszystkich tekstów, a on i tak wybucha tak głośnym śmiechem, że aż czuję się zbita z tropu.
– Zdziwiłabyś się.
– Takie uwagi wobec sporo młodszej stażystki? Chcesz wpaść w bardzo drogi proces o molestowanie?
– Sama zaczęłaś.
– To Cię nie tłumaczy. – Uśmiechamy się do siebie z bardzo podobnym zadziornym uśmiechem. – Stane. Co z nim?
– W gruncie rzeczy nic, poza tym że chciałem Ci wyjaśnić, kto będzie na dzisiejszym spotkaniu. Nie mówmy mu jednak, jak do mnie trafiłaś.
– Nie jestem psem ze schroniska, nie przybłąkałam się. – Sarkam. – Mam areszt domowy za bycie niegrzeczną.
– Nie prowokuj mnie, bym odpowiedział na tę uwagę.
– Będę.
– Wiem. Więc w firmie zostańmy przy wersji oficjalnej. – Spoglądam na niego pytająco, cholernie ciekawa tego, jak ona brzmi. – Zabrałem Cię z MIT, bo uznałem, że marnujesz potencjał.
– Brzmi prawdziwie. Jaka jest moja rola?
– Chodzić za mną i udawać zainteresowaną. A w tym samym czasie możesz buszować do woli po firmowej sieci.
– Nie złapią mnie za ręce?
– Nikt Cię za nic nie złapie, bez mojej zgody.
– Stark... – Wzdycham ostentacyjnie.
– Co Mahdani? – Nie odpowiadam nic, patrząc z uśmiechem w jego orzechowe oczy, a auto zatrzymuje się pod wejściem. – Laptop.
Wręcza mi lekki przenośny komputer wielkości karki A4 i wysiada pierwszy, a ja od razu ruszam za nim. Chyba jestem jedyną kobietą na biurowym korytarzu firmy, która nie ma szpilek, jednak nigdy ich nie lubiłam, zawsze czułam się w nich pokracznie, a teraz w moich tenisówkach zaczynam tego żałować. Wyglądam jak ostatnia oferma, wrzucona w świat korporacyjnej perfekcji, ale póki idę krok za nim, nikt nic nie mówi na głos, mówią tylko pytające spojrzenia i te lekko maślane spojrzenia kobiet na widok jego uśmiechu.
Przed jedną z sal konferencyjnych czeka na nas Pepper, która uśmiecha się szczerze na mój widok i wchodzimy do środka, gdzie siedzi już kilkunastu mężczyzn w garniturach. Rozmawiają o broni, o technologi, o innych nowych i lepszych sposobach mordowania ludzi, a ja po kilku sekundach bardziej skupiam się na możliwościach komputera, który miałam na kolanach, niż samej dyskusji. Nikt nie zwraca na mnie specjalnej uwagi, nie jestem ósmym cudem świata, jak ruda kobieta po prawej stronie Starka, nie jestem też niczym nowym, kolejna stażystka robiąca notatki. Widzę, że Stark też obserwuje z większą uwagą ekran mojego komputera, niż rozmówców i wskazuje mi na planie budynku serwerownie, a później sięga po leżące na środku stołu jabłko i zaczyna je podrzucać w górę tak długo, aż Potts mu je odbierze.
Po spotkaniu staję kilka kroków za nimi, a Stane podchodzi do nas, uśmiechając się szeroko.
– Negocjujesz lepiej niż Howard. – Mówi, klepiąc Starka po plecach i przenosi wzrok na mnie. – Kim jest ta młoda dama?
– Samin Mahdani, stażystka. – Przedstawiam się, wyciągając dłoń.
– W jakim dziale? Nie widziałem Pani wcześniej.
– Moja stażystka. – Mówi Stark z takim uśmiechem, jakby chwalił się nowym samochodem.
– Twoja?
– Tak, Panna Mahdani miała tak oszałamiające wyniki na MIT i musiałam poznać ją z Tonym. – Pepper znów uśmiecha się do mnie tym matczynym uśmiechem, który Stark musiał w niej tak lubić. – Samin nie masz czegoś do zrobienia?
– Tak, oczywiście. Miło było pana poznać Panie Stane. – Mówię grzecznie. – Panie Stark, będę pod telefonem.
Odchodzę w stronę drzwi, a później prosto do windy przyzywając ją identyfikatorem z moim starym zdjęciem z uczelni, na którym wyglądam, jak filmowa wersja własnego ja. Zjeżdżam na dół do serwerowni, gdzie jeden z ochroniarzy kilkanaście razy skanuje wzrokiem moje zdjęcie i moją buzię.
– Mam zadzwonić do Pana Starka? – Pytam, sięgając po telefon i uśmiechając się, najszczerzej jak potrafię.
– Nie, wszystko w porządku. Proszę dać znać, jak będzie Pani czegoś potrzebować. – Odpowiada w końcu mężczyzna, otwierając przede mną drzwi.
Idę przez wąski korytarz między rzędami serwerów, szukając idealnego miejsca, a gdy w końcu widzę, ten jeden perfekcyjny kąt, siadam w nim i podpinam laptopa, zakłam słuchawki i otwieram kolejnego lizaka.
– Co tu robisz? – Wyrywa mnie z zamyślenia głos o przyjemnym lekkim brytyjskim akcencie. Szybko spoglądam na zegarek, minęła dopiero godzina, więc spokojnie mam jeszcze trochę czasu. – Kim jesteś i co tu robisz bez moje zgody?
Podnoszę wzrok znad ekranu i widzę najprzystojniejszego mężczyznę, jaki kiedykolwiek stał tak blisko mnie. Jest wysoki, cholernie wysoki, ma włosy w kolorze ciemnego blondu, zarost, który od kilku dni potrzebuje ogarnięcia, by wrócić do bycia zadbaną bródką i szare oczy, a granatowy podkoszulek opina się lekko na jego szerokich barkach. Cholera jasna, wyglądał doskonale.
– Samin Mahdani stażystka Pana Starka. – Mówię, odzyskując swoją pewność siebie i wręczam mu identyfikator, a on patrzy na niego przez sekundę i rzuca nim za siebie. Wyjmuje duży telefon z kieszeni spodni i zaczyna szybko coś na nim wpisywać. – M-A-H-D-A-N-I.
– Pierwszy raz w firmie? – Pyta.
– Tak. Niestety to nie moja wina, że pan Stark woli pracować w domu.
– I co dokładnie robisz dla Starka w jego domu? – Pyta kpiącym tonem, a ja się śmieję.
– Na pewno nie kawę, kawę jego zdaniem robię gównianą. I nie mogę Ci niestety powiedzieć, nad czym pracuję, bo nie mam pojęcia, czy mi wolno. Potts dała mi tyle klauzul do podpisu, że nie wiem, czy mogłam w ogóle przeliterować Ci swoje imię.
Odpowiadam, a przez jego twarz przebiega cień uśmiechu, chowa w końcu telefon do kieszeni i podaje mi rękę.
– David Haller, szef działu informatyków w SI.
– Och... – Mówię z wyraźnym zawodem w głosie. Cholera czemu nie mógł być fizykiem, czy innym naukowcem, oszczędziłabym mu tyle upokorzenia. – To... robicie dobrą robotę?
– No nie wiem. Dwudziestoparolatka od kilku dni buszuje po naszych systemach, a ja nie mam pojęcia, jak ją wyrzucić. – Odpowiada, uśmiechając się szeroko. – Zastanawialiśmy się, kim jesteś, ale nasze odpowiedzi, były zbywane tylko jednym czerwonym komunikatem: skontaktuj się z zarządem. A nikt nie chce kontaktować się z zarządem, jak nie musi, ale skoro już tu jesteś...
Znów podaje mi rękę, tylko teraz ściska mój nadgarstek i podrywa mnie z podłogi, a ja niemal filmowo wpadam mu w ramiona, zanim odsunę się o krok.
– Nie jestem zarządem. – Sarkam, zanim ostatnie możliwości logicznego myślenia odbierze mi zapach jego perfum.
– A muszę skontaktować się z zarządem, by zaprosić Cię na drinka? – Pyta David, uśmiechając się pewnie. Przez chwilę naprawdę mam wielką chęć, odpowiedzieć, że może zabrać mnie na drinka, kolację i nawet do ołtarza, jeśli będzie miał na to ochotę.
– Tak. – Odpowiada chłodny głos Starka za jego plecami, stoi trzymając mój identyfikator kawałek od nas, a na jego widok David od razu puszcza moją dłoń i podchodzi się z nim przywitać. – Mahdani, zbieraj rzeczy. Mamy sporo pracy.
– Oczywiście Panie Stark. – Mówię, najmilej jak umiem w tej chwili, łapię laptop i torbę i idę w stronę Starka. – Miło było Cię poznać David.
– Ciebie również, mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy Samin. –Odpowiada blondyn. Uśmiecham się lekko na dźwięk mojego imienia, a Stark chrząka znacząco, idąc w stronę drzwi windy, a gdy tylko się za nami zamykają, wzdycha, kręcąc głową.
– Co? – Mruczę pod nosem.
– Spuścić Cię z oka na pięć minut i już przestajesz robić to, co do Ciebie należy. Jeśli tak wygląda posiadanie dzieci...
– Pierdol się. – Odpowiadam, zanim zdążę to przemyśleć, ale on tylko parska cicho i obraca się, by stanąć naprzeciwko mnie.
– Nie sypiaj ze współpracownikami. To pierwsza zasada bycia dorosłym.
– Jedyną osobą, z którą współpracuję, jesteś Ty, a uwierz mi, że nie jesteś w moim typie.
– Nie bądź śmieszna Mahdani. – Mówi z tym swoim całkowicie bezczelnym uśmiechem, nie odsuwając się ode mnie nawet kawałek, dzielą nas centymetry i tkwimy tak, aż winda się zatrzymuje. Stark zakłada okulary przeciwsłoneczne i rusza w stronę samochodu, przy którym czeka Happy. – Brytol dobrze pracuje, dopóki nie poznałem Cię, uważałem go za jednego z najlepszych specjalistów na świecie. Och... jego biedne ego, gdy dowie się o Tobie więcej.
– Jego nie mam zamiaru pouczać jak małą dziewczynę Stark. To mam zarezerwowane tylko dla zarozumiałych dupków, którzy nie są w moim typie.
– Ach więc wysocy blondyni...
– Mój ojciec też miał sentyment do Kapitana Ameryki.
– Skąd wiesz, że mój ojciec... – Zaczyna mówić, ale widząc mój wzrok, przewraca tylko oczami. – Nie lubię, tego Twojego bycia przemądrzałą.
– Wielu rzeczy we mnie nie polubisz.
– Zacznę robić listę.
– Ja na Ciebie mam już gotową. – Odpowiadam, gdy uśmiechamy się do siebie, a nasze spojrzenia łączą się w nici bezczelnego porozumienia. – Za to, jeśli chodzi o zabezpieczenia dla pozostałych systemów...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top