24. Cała wieczność.

Stoję w naszej siłowni, nie do końca wierząc, w to, co widzę. Byłam na niego wściekła, tak mocno, jak jeszcze nigdy i miałam wielką ochotę, spakować się i wyprowadzić jeszcze dziś wieczorem. Wiem, nie powinnam narzekać nigdy na prezenty, które dostaję od Starka, ale to zakrawało na grubą przesadę i absolutnie naruszało ostatnią prywatną rzecz, którą miałam tylko dla siebie. Podświadomie wiem, że chce dobrze, ale z mojej perspektywy czułam się, jakby kradł mi jedyną rzecz, która jeszcze trzymała mnie przy zdrowych zmysłach.

– Przecież kochasz boks Mahdani. – Sarka Stark na widok mojej miny.

– Tak, a wiesz, co kocham w nim najbardziej? – Pytam, patrząc na ring. – To, że na niego WYCHODZĘ z domu.

– Przesadzasz, chodź.

– Nie, nie wezmę w tym udziału. Pamiętasz, jak się kłóciliśmy o poszanowanie prywatności w związku? To jest właśnie jej brak Stark.

– Z tego, co pamiętam, to JA miałem o to pretensje do Ciebie.

– Właśnie i wyniosłam z tego poważną nauczkę. Ja dziękuję, wy bawcie się dobrze chłopcy. – Mówię, uśmiechając się do Happy'ego i zajmuję miejsce w fotelu. Stark ma skwaszoną minę, ale zarzuca kaptur swojej bluzy na głowę i wchodzi na ring do swojego ochroniarza. – Pamiętaj tylko, że Potts ma przyjechać z kimś z działu prawnego za kilkadziesiąt minut.

– Nuda! – Woła i zaczyna sparing, ja w tym czasie zajmuję się przygotowywaniem ostatnich plików do prezentacji, którą miałam wygłosić w przyszłym miesiącu.

Jak cały czas ostatnio próbuję odciągnąć myśli od postępującego procentu stężenia toksyn we krwi mojego mężczyzny i nawet mimo jego pozornej pogody ducha, wiem, że on też jest tym przerażony. W chwilach, gdy jest pewien, że jest sam, pogrąża się we własnych myślach, a ja zaczynam obawiać się najgorszego, bo jeśli on nie znajdzie rozwiązania, to nikt na świecie tego nie zrobi.

– Happy trzymaj ręce wyżej! – Krzyczę z uśmiechem, widząc, jak Tony spuszcza mu kontrolowany łomot.

– Panna Potts przyjechała. – Oświadcza Jarvis, a ja niemal bezwiednie poprawiam swoje włosy.

Gdy za Pepper do pomieszczenia wchodzi młoda, drobna dziewczyna o idealnie kasztanowych włosach, mnie zapiera dech z zachwytu, a co dopiero Starkowi. Na widok jego miny poważnie zastanawiam się czy zaraz nie wejść na ten ring i jednak nie sprzedać mu porządnego ciosu.

Tak, kobieta z działu prawnego zdecydowanie wpisywała się idealnie w kanon kobiecej urody, którą Stark kochał.

– Natalie Rushman. – Mówi, wyciągając w moją stronę rękę, a ja się lekko uśmiecham.

– Samin Mahdani. Obawiam się, że będziesz musiała wejść na ring z tymi dokumentami, bo on nie odpuści.

– To nie jest problem. – Mówi, ruszając w stronę Starka.

– Oczywiście, że to powinien być problem. – Wtrąca Potts, wołając kolejny raz Starka, który wpuszcza Natalie na ring, a sam idzie w naszą stronę, jeszcze raz oglądając się za dziewczyną.

– Jak nie przestaniesz się tak na nią gapić to w końcu ktoś Cię pozwie o molestowanie. – Mówię cicho, zanim znajdziemy się przy Pepper. – Nie każda jest taka naiwna jak ja.

– Wiesz, że Ciebie kocham najbardziej Mahdani. – Mówi, kradnąc mi całusa i siada obok Pepper, na fotelu, który wcześniej zajmowałam. Widzę, jak zaczyna szukać informacji o Natalie w Internecie, upierając się, że powinna być jego nową asystentką.

Mimo całego jego ślinienia się na jej widok nie miałabym nic przeciwko, było w niej coś, co polubiłam od pierwszej sekundy. Może sama się w niej trochę zakochałam, a może po prostu wyczułam, że nie jest wcale taka sztywna, jak wskazują na to jej szpilki i biała koszula. Nie czekając na to, co znajdzie Stark, zaczynam sprawdzać ją na własną rękę i wiem, że nie potrzebuję nawet komputera, by odkryć, że jej tożsamość jest fałszywa.

Zabawa się zaczyna. Jestem gotowa postawić najlepszy alkohol z piwnicy Starka, że przysłał ją ktoś z rządu, jednak na razie nie planuję go o tym informować.

Obserwuję Tony'ego w towarzystwie jej i Pepper, jak kończą formalności i dalej przeglądam, wszystkie drobniutkie nieścisłości w życiorysie panny Rushman.

– Och, chcę taką! – Mówię, gdy tylko ona i Potts opuszczą pomieszczenie. – Jest fantastyczna.

– Obawiam się, że Pepper się nie zgodzi.

– Nie zniesie kolejnej konkurencji o Twoją uwagę, to akurat jasne. – Mówię z uśmiechem, a on próbuje mnie pocałować. – Potrzebujesz prysznica.

– Tak, a Ty idziesz pod niego ze mną. – Woła, łapiąc mnie za tyłek i niosąc w stronę łazienki.

Kradnę mu setkę kolejnych pocałunków, jakby od tego zależało moje życie, prawda była taka, że uwielbiałam go w sypialni tak samo, jak poza nią. Tylko przyznawałam się do tego, jedynie jak się kochaliśmy, nie chciałam, by widział moje bezgraniczne zakochanie, gdziekolwiek poza sypialnią. Chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że i tak wie, że zrobiłabym dla niego wszystko, gdyby była tylko taka konieczność.

Tej nocy to ja zostawiam go samego w łóżku, owijam się jego koszulą i schodzę do pracowni, gdzie próbuję kolejny raz rozpracować, skąd Natalie wzięła się w naszej firmie i naszym życiu. Oczywiście mogła być tylko pracownicą działu prawnego, ale ja byłam na to za sprytna i gdyby nie była, aż tak ładna to Stark na pewno zwróciłby uwagę na kilka zgrzytów w jej idealnej biografii.

– Sami, chyba znalazłem lokalizację zmian w plikach. – Oświadcza Jarvis, a ja spoglądam na mapę.

– Waszyngton? Mówiłam, że mamy do czynienia z rządem, to przecież jasne, że po tym, jak Tony ośmieszył ich w senacie, będą chcieli udowodnić, że zbroja to broń. – Przeglądam dane wyświetlone mi przez sztuczną inteligencję i zaczynam się śmiać. – Czyli jednak nie rząd.

– Nie. Wygląda na to, że Panna Rushman pracuje dla SHIELD.

– To nawet lepiej, SHIELD zaczynam lubić. – Mówię i dolewam sobie wina. – Choć powinni zamontować obrotowe drzwi w swoich zabezpieczeniach, są tylko troszkę lepsze niż te, które zastałam w Industries. Kto je dla nich robił? Hammer?

– Nie mam takich danych, czy mam je poszukać?

– Nie, to było pytanie retoryczne. Chcieli mnie zatrudnić, więc to raczej jasne, że mają problemy z zabezpieczeniami. – Mówię i nie przerywam lektury, chcąc się dowiedzieć czegoś więcej o prawdziwej tożsamości Natalie.

– Pan Stark wstał. – Oświadcza Jarvis, a ja uderzam w dłonie i wszystkie pliki momentalnie uciekają z wyświetlaczy, zastąpione przez moją prezentację.

– Nadal nad tym siedzisz? – Pyta Tony i pochyla się nad moim ramieniem, odsuwa koszulę, by pocałować moje ramię i się uśmiecha. – Wiem, że to nie zdarza się w naszym związku zbyt często, ale teraz ja Ci każę odpuścić.

– Powinnam gdzieś zapisać tę datę, jako dzień, w którym to Ty pierwszy raz mnie wyciągasz z pracowni do łóżka.

– Nie ma innego miejsca, gdzie chciałbym Cię teraz bardziej niż w łóżku. – Odpowiada, a ja wstaję i się uśmiecham.

– To dobrze, muszę jutro pojechać do firmy.

– Chyba żartujesz sobie w tej chwili. – Mówi, idąc za mną, a ja uciekam biegiem i przed drzwiami do sypialni zostawiam tylko koszulę.

Stark dogania mnie niezwykle szybko, na tyle by to on popchnął mnie na sam brzeg łóżka i wziął na nim, jakbyśmy nie robili tego przez całe tygodnie, a nie ostatnie kilka godzin.

Wymykam się kolejny raz o poranku, ubieram w jedną z sukienek, które wyglądają, jakbym obrabowała szafę Pepper i jadę razem z Happym do firmy. Pół dnia zagłębiam się z Davidem w sprawy związane z projektem dla ekologów, nad którym obecnie pracowało całe SI, ale większość czasu, jaki zostaje nam po rozwiązaniu problemów, spędzamy na rozmowie o pierdołach.

– Rushman. – Mówię, gdy schodzimy na lunch, a on spogląda na mnie pytająco. – Oszałamiająco piękna dziewczyna o kasztanowych włosach z działu prawnego.

– Nie kojarzę.

– Właśnie. A powinieneś, jest zjawiskowa, każdy by zwrócił na nią uwagę. – Siadamy przy stoliku, a ja rozglądam się kolejny raz. – To absolutnie najpiękniejsza kobieta na świecie.

– Nie.

– Tak. – Odpowiadam i spoglądam na niego, ale zanim się uśmiechnie, zauważam jakim wzrokiem mnie obdarza i mam już otworzyć usta, by wypomnieć mu, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale mnie powstrzymuje. – Myślę nad zmianą pracy.

– Dlaczego? Nie bawi Cię praca tu, jak nie programujecie masowej zagłady?

– Nie mogę spędzać z Tobą tyle czasu, a Hammer Industries zaproponowało mi dobrą stawkę.

– Nie, nie zmieniaj pracy przeze mnie. – Mówię i kładę mu dłoń na przedramieniu. – Mogę się od Ciebie odsunąć, ale nie marnuj sobie życia przez uczucia do mnie.

– Masz rację, Hammer to kretyn, ale gdyby pojawiła się dla mnie inna opcja, to bym ją przemyślał.

– David, daj mi chwilę. – Mówię i wstaję, gdy tylko mój wzrok łowi Natalie.

– Dałbym Ci całą wieczność Sam. – Mówi jeszcze Haller, ale ja idę przez salę i dosiadam się do kobiety o kasztanowych włosach, która nie kryje zaskoczenia moją obecnością.

– Natalie! Dobrze Cię widzieć, nie widywałam Cię wcześniej w firmie.

– A ja Ciebie. – odparowuje od razu i się do siebie uśmiechamy.

– Powiedz mi lepiej co słychać u Phila?

– Phila?

– Coulsona. – Mówię, uśmiechając się triumfalnie, ale ona pozostaje niewzruszona i tylko posyła mi kolejne pytające spojrzenie. – Och spokojnie, nie powiem Starkowi, że pracujesz dla SHIELD. Mówiąc szczerze, jak mam wymienić coś, co kocham najbardziej to widok zaskoczenia na jego twarzy, więc pozwolę Ci go zaskoczyć, że nie masz na imię Natalie.

– Nie wiem, o czym mówisz Samin.

– Natasza? – Pytam z uśmiechem. – Spokojnie, nie zagrażam ani Tobie, ani nikomu w waszym przedszkolu w Waszyngtonie, ale serio, potrzebujecie kogoś od bezpieczeństwa. Wiem, że nikt na świecie nie jest tak dobry, jak ja, ale jednak przydałoby się... w końcu jesteście szpiegami.

Wstaję i wracam do Hallera, nie zastanawiając się nawet przez chwilę nad konsekwencjami wystawienia się na ostrzał. Niech wiedzą, że nie są nie do pokonania.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top