18.Prawda jest taka...
Zasypiamy dopiero nad ranem, dopiero gdy pierwsze promienie słońca wdzierają się do naszej sypialni. Wyjątkowo tym razem nie jest to spowodowane żadnymi miłosnymi uniesieniami, tylko wszystkimi wydarzeniami poprzedniej nocy. Po prostu leżymy w łóżku, obejmując się i patrzymy na przemian w sufit i na siebie, nawet nie rozmawiając, nie bardzo wiemy co mamy sobie powiedzieć, bo żadne z nas nie chce przyznać się do słabości.
Oboje całe życie kryjemy swój strach i swoje demony za grubą maską złożoną z sarkazmu i nadmiernej pewności siebie, a kiedy przychodzi nam się z nimi zmierzyć, nie wiemy jak. Więc po prostu jesteśmy obok siebie, jakby obecność tej drugiej osoby miała jakoś magicznie wszystko naprawić. Jednak w naszym świecie nie ma magii, są tylko koszmary i każde z nas boi się przyznać, że nie chcemy zasnąć ze strachu, że nas wtedy dopadną.
Podobno wspólne traumatyczne przeżycia cementują relacje między ludźmi.
Pieprzyć to.
Dużo bardziej wolałabym wrócić do beztroskich czasów, zanim Tony zaginął w Afganistanie, wolałabym częściej się kłócić, a później godzić niż spajać nasz związek kolejnymi wspólnymi strachami.
Z tego zawieszenia między snem, a jawą wyrywa nas dzwonek jego telefonu, a gdy go odbiera, słyszę głos Pepper, nie wiem, czy jestem gotowa na kolejne zderzenie z nią, nawet jeśli nie mam wyboru.
Wstaję i znikam pod prysznicem w drugim pokoju, który kiedyś był moją sypialnią, a teraz po prostu zawierał wszystkie moje rzeczy. Próbuję trzęsącymi się rękami zrobić sobie makijaż, a w końcu ubieram się w szarą, dopasowaną sukienkę i rozglądam w poszukiwaniu szpilek, gdy zauważam, że Tony stoi w drzwiach do pokoju, drgam lekko.
– Mógłbyś mnie nie straszyć Stark? – Syczę, idę w jego stronę, widząc, że trzyma moje buty w dłoni.
– Mógłbym, ale nie mogłem, sobie odmówić tego, by popatrzeć, jak się ubierasz. Nie mogę, wyjść z podziwu jak się zmieniłaś, od momentu jak Cię poznałem.
– Naprawdę chcesz się kłócić? Nie zaczęłam ubierać się ładnie dla Ciebie. – Odpowiadam ostro i ruszam w stronę schodów.
– Daj spokój Mahdani, chcę, Ci powiedzieć jak obłędnie wyglądasz.
– Kupię Ci słownik, żebyś znalazł jakieś inne określenie, jak chcesz prawić mi komplementy, w kółko używasz tego samego.
– Pyskata. – Mówi i śmieje się głośno. – Nieznośna, nerwowa, dziecinna, zbyt pewna siebie...
– Bardzo zabawne, nie chcesz wiedzieć, jakie ja mam na Ciebie określenia.
– Przystojny, inteligentny, czarujący...
– Narcystyczny. – Sarkam i rozglądam się po salonie, Happy powinien już na nas czekać, ale nie widzę go nigdzie. Odwracam się do Starka i od razu uśmiecham się szeroko, widząc jego roześmiane, orzechowe oczy, może jednak uda nam się wrócić do tego, co było, a może sprawimy, że to, co będzie, będzie jeszcze lepsze.
Bez namysłu łapię jego szeroki, złoty krawat i przyciągam do siebie, opiera mnie o ścianę, by pocałować namiętnie. Nasz kierowca wchodzi do domu dokładnie w momencie, w którym dłonie Starka lądują na moich pośladkach.
– Jedno słowo, a przysięgam, że dopilnuję, by zmienili wszystkie zamki. – Mówię ostro, gdy idziemy w stronę samochodu, a Hogan tylko śmieje się głośno i otwiera przede mną drzwi.
W ciszy ruszamy w stronę firmy, im jesteśmy bliżej i im więcej wozów strażackich widzę, po drodze, tym bardziej jestem przerażona. Nie chcę chyba nigdy się dowiedzieć, jaką walkę musiał stoczyć wczoraj Tony, by wrócić w miarę cało do naszego domu, by dotrzymać złożonej mi obietnicy, że nie da się zabić. Sięgam po jego dłoń, przypominam sobie, że jesteśmy razem oficjalnie i nie muszę już udawać, dlatego nie walczę w żaden sposób, gdy przyciąga mnie do siebie i całuje w czubek głowy.
W budynku konferencyjnym od razu kierujemy się do dużego biura na parterze, w środku czeka na nas już Pepper i agent, którego miałam okazję już spotkać kilkukrotnie. Widzę, jak rudowłosa kobieta uśmiecha się na widok Starka, mnie tylko lekko kiwa głową, a po chwili naprzeciwko mnie staje Phil Coulson.
– Jak się Pani czuje Pani Mahdani? Wczoraj nie chciałem zabierać Pani czasu, jak odzyska Pani przytomność.
– Chyba powinnam wam podziękować za wyciągnięcie mnie z tego budynku, Happy wspominał, że to od was mnie odebrał.
– Nie ma za co, to nasza praca. – Mówi, zanim zdążę się odezwać, że właściwie jeszcze nie podziękowałam, uśmiecha się do mnie. – Wiem, że nie jest już Pani pracownikiem Stark Industries w związku z tym, chcę tylko przypomnieć, że oferta pracy jest wciąż aktualna.
– Dziękuję, ale mam w tej chwili w moim życiu inne priorytety. – Mówię, wymieniam spojrzenie z Tonym, który teatralnie przewraca oczami.
– Jeśli by cokolwiek się zmieniło w jakiejkolwiek płaszczyźnie, proszę pamiętać o mojej propozycji.
– Chyba nadal mam gdzieś Twoją wizytówkę Phil. – Odpowiadam ciepło i mam zamiar ruszyć w stronę Starka, gdy słyszę, jak ktoś woła moje imię.
W drzwiach do sali stoi David i daje mi znać, żebym wyszła do niego na chwilę. Wymykam się z sali, zanim Tony wygłosi jakąś głośną uwagę na temat Hallera i staję przed nim na korytarzu.
– O co chodzi? – Pytam, a on wypycha mi w dłonie mały bukiet kolorowych kwiatów.
– Chciałem Cię przeprosić Samin, ostatnio jak rozmawialiśmy, byłem pijany i powiedziałem kilka rzeczy, których tak naprawdę nie myślę.
– Wydaję mi się, że właśnie powiedziałeś dokładnie to, co myślisz.
– I tak przepraszam, to było głupie.
– Urażona męska duma jest faktycznie strasznie głupia. – Mówię i przykładam kwiatki do nosa.
– Wybaczysz mi?
– Skąd ta nagła potrzeba wybaczenia?
– Bo wiem, że mi ufasz. Inaczej Jarvis nie przesłałby mi tych wszystkich plików, wiem, że to Twoja sprawka, a nie Starka. I ja też Ci ufam i chcę, żebyśmy spróbowali być przyjaciółmi.
– Tak. To jednak opcja, ale wydaję mi się, że nie chodzi o zaufanie tylko o to, że dotarło do Ciebie, że naprawdę pracuję ze Starkiem nad czymś poważnym, a nie tylko się pieprzę. – Wzdycha cicho, a ja go obejmuję. – Tak, chcę, żebyśmy byli przyjaciółmi. Zdecydowanie potrzebuję sparing partnera.
– Jest jeszcze jedna rzecz Sam, wczoraj, gdy Pepper powiedziała mi, że Stane Cię porwał i później usłyszałem o wybuchu, byłem pewien, że nie żyjesz. I za nic nie chciałbym, żeby coś Ci się stało.
– Nic mi nie będzie, ale David.... naprawdę nie będę miała nic przeciwko, by mieć Cię w swoim narożniku, jeśli coś pójdzie nie tak.
– Więc tym mam być dla Ciebie? Wyjściem awaryjnym? – Pyta i śmieje się szczerze, a ja uderzam go w ramię. – Wiesz, że żartuję.
– Wiem. Dziękuję. – Całuje moje czoło i odchodzi korytarzem, wracam do środka sali i widzę jak Pepper siedzi na podłokietniku fotela Starka.
Rozmawiają o czymś przyciszonymi głosami, śmieją się, gdy ona próbuje ukryć pod warstwą swojego korektora siniaki na jego twarzy. Wyglądają razem tak doskonale, że aż czuję się nie na miejscu i idę nalać sobie kawy, ale Phil daje mi znak, że mam dołączyć do reszty. Na mój widok Pepper wstaje z fotela, ale uśmiecha się tak, że wiem, że zrobiłam sobie z niej swojego wroga numer jeden.
Agent Coulson tłumaczy Starkowi, że ma czytać wersję wydarzeń, którą ma na karteczkach i wszystko będzie dobrze.
– Nie możemy powiedzieć, że byliśmy z Samin w domu? – Pyta i puszcza do mnie oko, a ja się śmieję cicho i podchodzę do niego.
– Właściwie wasz związek mógłby odciągnąć prasę na inne tory, niż to, co się wydarzyło w nocy. – Mówi Pepper, ale Coulson odmawia, zanim zdążę wygłosić, co sądzę o jej pomyśle.
Nasz związek był naszą sprawą prywatną, wiem, że w końcu zaczną o tym pisać, ale im później, tym lepiej, potrzebujemy chwili oddechu, chociaż chwili codzienności.
W końcu rozpoczyna się konferencja prasowa, widzę, jak Tony próbuje się trzymać wersji wydarzeń zapisanych na karteczkach, ale w końcu jego wzrok przebiega po wszystkich twarzach zgromadzonych w pomieszczeniu i zatrzymuje się na mojej. Znam ten uśmiech, ten uśmiech wiecznego dzieciaka, ten jeden drobny wyraz twarzy zwiastujący kłopoty.
I w końcu to mówi. Te kilka słów, które mają na zawsze odmienić nasz świat, w którym nigdy już nie będzie czegoś takiego jak codzienność.
– Prawda jest taka, że to ja jestem Iron Manem.
Tak jak poprzednim razem dziennikarze wybuchają niemal jednogłośnym krzykiem, z którego nie da się wyłapać żadnego konkretnego pytania. Rhody łapie Starka za ramię, ale mój mężczyzna uśmiecha się jeszcze raz czarująco do fotografów i znów rusza prosto w moją stronę.
– Uśmiechnij się, świat patrzy tylko na nas. – Mówi wprost do mojego ucha i łapie moją dłoń, gdy uciekamy z budynku do czekającego na nas samochodu. – Gdzie teraz Mahdani? Wymień jedno miejsce na świecie, gdzie chciałabyś się teraz znaleźć.
Pyta i uśmiecha się do mnie szeroko, nie przejmując się w ogóle naszym kierowcą, siadam Starkowi okrakiem na kolanach. Całuję go namiętnie, czuję jego dłonie na swoich pośladkach i bardzo nie chcę psuć zabawy, mówiąc o tym, że nie możemy od teraz, ot, tak uciec z kraju. Musimy zbudować nowy reaktor, musimy sprawdzić wszystkie badania, jakie prowadził Stane, nie mówiąc już, że bez niego to Stark będzie musiał siedzieć za biurkiem firmy. Nie chcę być nudna, nie jestem Pepper, więc tylko śmieję się cicho, odsuwając lekko od niego.
– Jedno miejsce, w którym chciałabym, żebyśmy się teraz znaleźli? – Pytam, a on całuje moją szyję.
– Jedno, możesz wybrać dowolne na całej planecie.
– Twoja sypialnia Stark.
– Nasza sypialnia Mahdani.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top