15. Jesteś zwolniona.

Całuje mnie, podsadzając na metalowy blat, a ja wzdycham głośno, wiedząc, do czego to zmierza, sięgam dłonią do paska jego spodni, a on śmieje się cicho, patrząc mi w oczy.

To właśnie przez te brązowe oczy wpatrzone we mnie tracę kontrolę nad moim rozumem. A przecież rozum zawsze miał być najważniejszy.

Przecież miałam się więcej głupio nie zakochać.

– Panna Potts idzie do pracowni. – Komunikuje chłodny głos Jarvisa, a my odsuwamy się od siebie, poprawiając ubranie.

– Zawsze musi popsuć zabawę. – Stwierdzam, a on wraca do naprawiania stabilizatora lotu, zanim Pepper wejdzie do środka.

– Kolejna broń? – Pyta, idąc od razu w jego stronę, jakby wiedziała doskonale, co jest między nami mimo tego, że nie miała na to żadnego dowodu. – Obadiah czeka na Ciebie na górze. Znów opuściłeś spotkanie zarządu, idź do niego.

– Dobrze mamo. – Wstaje i biegnie na górę, a Potts spogląda nagle na mnie.

– Nie chcesz wpaść do firmy? Panuje tam straszny bałagan, na pewno przydałabyś się Davidowi i jego zespołowi... wyrwanie się na chwilę od Tony'ego też na pewno wyjdzie Ci na dobre.

– Właściwie nie potrzebuję przerwy, dobrze nam się pracuje i z nim też z dnia na dzień jest coraz lepiej.

– Tak. Widzę. Masz na niego dobry wpływ albo bardzo zły. Najważniejsze, że ma zajęcie. Cokolwiek to jest.

– Pepper, jeśli mnie do czegoś potrzebujesz, po prostu powiedz. – Nalewam sobie resztę wina z butelki do kubeczka z obtłuczonym uchem, nie odrywając wzroku od jej twarzy, widzę, że chce coś powiedzieć, ale się powstrzymuje. – Jak wolisz.

Wkładam na uszy słuchawki, a ona powoli odchodzi schodami na górę, właściwie nie wiem, czemu to robię. Nie wiem, czemu dalej próbuję być jej przyjaciółką, skoro podwalinami do całej naszej relacji są kłamstwa. Ona okłamuje mnie, okłamuje samą siebie, że go nie kocha a ja... a ja chyba robię dokładnie to samo. Tylko ja do tego okłamuję jeszcze ją, że nic nas nie łączy. To jest zbyt poplątane, zbyt zawiłe, zbyt dorosłe.

Cholera. Oni są dwójką dorosłych ludzi, a ja gówniarą z Alabamy, która wpieprzyła się dokładnie między nich.

– Mam pizzę Mała. – Mówi wesoło Tony, rzucając mi kawałek między kubek, a klawiaturę i uśmiechając się lekko. – Nie pytaj.

– Chcą Cię odsunąć?

– Mówiłem, żebyś nie pytała. – Wzruszam ramionami i sięgam po kawałek pizzy.

W nocy, gdy Tony śpi obok mnie, wymykam się na dół do pracowni, to miła odmiana od wszystkich jego ucieczek, gdy budzą go koszmary.

Jego budzą koszmary przeszłości.

Mnie nie dają spać te, które mogą być dopiero przed nami.

– Jarvis czy mógłbyś pokazać mi jakieś ostatnie incydenty z frontu.

– Skąd dokładnie Sami?

– Jak się nazywało to miasteczko...

– Gulmira? – Przytakuję lekko, parząc na terrorystów, przeładowujących naszą broń.

To się nie kończy, to się nigdy nie skończy, a ja jestem niemal pewna kto za tym stoi, jednak jak mam nastawić Starka przeciwko jego... rodzinie? Przecież Stane jest dla niego niemal ostatnim członkiem rodziny, a ja sama doskonale wiem, jak naiwnie wierzymy, że ta ostatnia osoba na świecie się o nas martwi, że nie działa tylko dla własnych korzyści.

Podsyłam trochę znalezionych informacji dziennikarce. Ja nie mogę mu tego rzucić w twarz, ale ona już tak.

– Pan Stark się obudził.

– Wygaś wszystko poza moim komputerem.

Zajmuję miejsce przy biurku, czekając, aż wejdzie do pracowni i stanie za moimi plecami.

– Dlaczego nie śpisz Mahdani?

– Bo wpadłam na pomysł, jak chronić lepiej Twój zgrabny tyłek Stark. – Mówię, obracając się do niego na krześle – Nie ma sensu pisać nowego oprogramowania do zbroi, po prostu wlejemy w nią Jarvisa. Wtedy będziemy mogli mieć Cię z nim zawsze na oku.

– Nie uwolnię się od Ciebie tak łatwo, co?

– A chciałbyś?

– Chciałbym, żebyś wróciła do łóżka.

– A może dokończymy to, co przerwała nam Pepper? – Pytam, zanim zdążę się uśmiechnąć, jego usta już błądzą po mojej szyi.

✪✪

Zbroja prezentuje się idealnie, krążę wokół niego z tabletem, na którym przelatują miliony danych na raz i tylko dzięki Jarvisowi w moim uchu, mam pewność, że nie ma żadnych zakłóceń.

– Pełna kompatybilność. – Mówię w końcu i się uśmiecham. – Słyszysz nas?

– Jasno i wyraźnie. Jarvis sprawdź pogodę i warunki lotu.

– Nie. Nie ma mowy Tony! Mam jeszcze całe terabity obliczeń do zrobienia, zanim przyjdzie na to czas.

– Czasem trzeba się przebiec, zanim zacznie się chodzić.

– Nie! Nie! Nie! – Krzyczę, ale zdążył już wylecieć. – Jarvis rzuć mi tu podgląd obrazu.

Nakreślam obok monitora kwadrat, w którym od razu widzę chwiejącą się linię horyzontu. Jest mi niedobrze od samego patrzenia, ale w słuchawce słyszę, że Stark bawi się niesamowicie.

A co najważniejsze – wszystko działa.

Przynajmniej do momentu, w którym nie wzbija się za wysoko i wszystkie systemy przestają działać.

– Tony? Słyszysz mnie?!

– Obawiam się, że połączenie zostało zerwane Samin. – Oświadcza sztuczna inteligencja, a ja przełączam się na programowanie ręczne i błyskawicznie próbuję zrestartować systemy zbroi.

W końcu widzę, że stateczniki zaczynają znów działać i wraca obraz, a ja wiem, że pierwszą rzeczą, jaką zrobię, gdy zdejmie tę durną zbroję, będzie danie mu w ten roześmiany ryj. Zwłaszcza że gdy ląduje, niszczy pianino i jeden z moich ulubionych samochodów.

– Jesteś pierdolonym idiotą Stark! – Wołam, gdy próbuje wydostać się ze zbroi.

– A Ty niby kim skoro mi na to pozwalasz? – Pyta rozbawiony, a ja dopijam swoje wino i ciskam w niego kubkiem, który rozbija w powietrzu jednym strzałem ze środka swojej rękawicy. Piszczę, gdy kawałek porcelany uderza w moje ramię. – Sam!

Rzuca się w moją stronę, zostawiając gdzieś po drodze buty od zbroi, a ja uderzam go w twarz, jednak po chwili nie mogę się powstrzymać i całuję go lekko w czoło.

– Boję się o Ciebie.

– Od kiedy to jesteś taka uczuciowa Mahdani? – Pyta i rozciera lekko swoje ramię, a ja wstaję do apteczki, rzucam mu kompres chłodzący i sama przecieram sobie rankę na ręce.

– Od kiedy prawie umarłeś.

– Bardziej mnie ciekawi, czemu tak się boisz, że coś mi się stanie? – Mówi, siadając między ekranami, a ja otwieram sobie kolejną butelkę wina.

– Od kiedy zrozumiałam, że nie jesteś taki beznadziejny.

– Wciąż powtarzasz mi, że jestem idiotą.

– Bo jesteś idiotą.

– Zawsze musisz być najmądrzejsza w pokoju, co?

– Nie, ale zawsze będę Cię miała za idiotę. – Mówię, idąc w jego stronę z nowym kubkiem w dłoni, a on przyciąga mnie na swoje kolana, wydając w międzyczasie polecenia sztucznej inteligencji. – Mojego idiotę.

Przerywa potok słów, by uśmiechnąć się do mnie niepewnie, wplatam palce w jego włosy, próbując utrzymać jego spojrzenie. Nie powinnam tego mówić. Nie powinnam nigdy wyrywać się choćby z takimi uwagami, to nie na miejscu, to nie w moim stylu, to do mnie niepodobne.

– Trzeci doroczny bal Tony'ego Starka na rzecz rodzin strażaków to prestiżowe wydarzenie...

Mówi za naszymi plecami głos w telewizorze i oboje obracamy się w jego stronę.

– Co powiesz na imprezę? – Pyta z łobuzerskim uśmiechem.

– Mam idealną sukienkę. – Odpowiadam mu dokładnie tym samym wyrazem twarzy, a on wpija się jeszcze na chwilę w moją szyję, nie pozwalając mi wstać.

– Niezależnie co na siebie włożysz i tak będę myślał tylko o tym, jak to z Ciebie zdjąć.

Godzinę później siedzimy już w jego Audi, pędząc między samochodami, a ja śpiewam na całe gardło piosenki AC/DC, uśmiechając się do niego. Zmienia bieg i sięga po moją dłoń, zaciskając ją w swojej na kilka sekund, ale w tym dotyku jest coś ustanawiającego nas. Na dzisiejszy wieczór, a może i na dużo dłużej. Czuję się jak Bonnie i Clade, jak partnerzy w zbrodni i nagle czuję się na swoim miejscu.

Gdy podaje mi rękę, bym mogła wysiąść z samochodu i idę obok niego w stronę wejścia, czuję się, jakbym tu miała należeć. Słyszę pisk, oślepiają mnie flesze i wcale się nie dziwię na szum, jaki wzbudza wokół siebie.

Geniusz, milioner, playboy w idealnie skrojonym smokingu... który łapie mnie za rękę, gdy zbliżamy się do schodów.

Geniusz, milioner, playboy, który pojawił się na balu z młodziutką asystentką w skąpej czerwonej sukni na ramiączka.

– Tony! Nie spodziewałem się Ciebie, co za niespodzianka – Syczy mu do ucha Stane, gdy go mijamy.

– Wpadliśmy tylko na chwilę. Wino? – Pyta, ignorując go i wchodzimy do środka, kierując się w stronę baru.

Nachylam się do barmana, składając zamówienie i nagle słyszę znajomy głos, należący do Phila Coulsona, którego Stark spławia jeszcze szybciej niż ja. Łapie moją dłoń i prowadzi mnie na parkiet, a ja gdzieś w tłumie osób wokół nas zauważam nie tylko spojrzenie Pepper, ale i Davida.

– To jest bardzo niestosowne Tony. Nie wiesz nawet połowy rzeczy, jakie o mnie mówią w firmie, a ten taniec to woda na ich młyn Tony.

– Pierwszy raz prawiąc mi morały, powiedziałaś do mnie Tony.

– Pepper mnie zabije. – Mówię ciszej, opuszczając wzrok, ale on tylko obejmuje mnie mocniej w talii.

– Chodź. – Wychodzimy na taras, z którego nagle znikają wszyscy ludzie, którzy czują się niekomfortowo, pijąc przy własnym szefie. Nachyla się do mnie, by mnie pocałować, ale cofam się krok w tył. – Aż tak przeszkadzają Ci inni ludzie Sami?

– Tak.

– Więc jesteś zwolniona Mahdani. Ze skutkiem natychmiastowym. – Mówi z uśmiechem. – Nie jesteś już pracownikiem Stark Industries, a nikt tutaj nie jest już Twoim współpracownikiem.

– Przestań żartować w ten sposób Tony.

– Nie żartuję. Od dziś nie pracujesz dla mnie. Nie jesteś już moją stażystką, jesteś niezależnym ekspertem. I jesteś ze mną.

– Czyli nadal pracuję dla Ciebie.

– Nie. Nie pracujesz dla mnie. Jesteśmy razem. – śmieję się nerwowo, ale on kładzie dłoń na moim policzku, zmuszając mnie, żebym na niego spojrzała. – Jesteś wolna zawodowo, możesz zrobić, co zechcesz, możesz zostać, możesz odejść. Jednak wolałbym, byś została ze mną jako ekspert w naszym projekcie.

– Naszym projekcie? Zbroja jest NASZYM projektem? Od kiedy jesteś taki skory do dzielenia się swoimi zabawkami?

– Czy mogłabyś skupić się na tym, co istotne?

– Na nas? Razem? Jako kto? Para? Nikt nie będzie traktował mojej pracy poważnie...

– Będą, niech Twoja praca mówi za Ciebie, a nie plotki, którymi się tak przejmujesz. – Znów opuszczam wzrok, nie planowałam tego, nie chciałam tego.

On nie jest zdolny do bycia z kimś na dłuższą metę, ja nie jestem do tego zdolna, oboje jesteśmy niepoważni, pochłonięci pracą, zarozumiali, z dużym ego. Tego się nie da połączyć. Więc czemu tak cholernie chcę, by się udało?

Bo go kocham.

Robię krok w jego stronę, w swoich butach na obcasie jesteśmy tego samego wzrostu, co z chęcią w innych okolicznościach bym wyśmiała, ale teraz wolę go pocałować.

– Więc skoro mamy to już za sobą, to wracamy? – Pytam, wskazując na drzwi.

– Jeden drink.

– Zgoda. – Splata nasze dłonie i wracamy do środka. – Ty mówisz o nas Pepper.

– Zawsze musisz psuć każdą chwilę Mahdani?

– Nie sądziłam, że z Ciebie taki romantyk Stark.

– Masz rację, więcej nie będę się starał.

– Mam nadzieję, że tylko nie będziesz próbował być romantyczny. W innych sytuacjach bardzo mi się podobają Twoje starania. – Śmieję się i kieruję w stronę baru, a do mnie podchodzi David.

– Dobrze wyglądasz Sam. – Mówi cicho, uśmiechając się, a ja odpowiadam tym samym.

– Ty też. Co słychać w firmie?

– Wszyscy zastanawiają się co się z Tobą dzieje, skoro Stark nie pracuje, to czym się zajmujesz.

– Domyślam się, co mówią, nie jestem głupia.

– Na pewno?

– Na pewno nie tak jak Ty. Poza tym nie jesteśmy już współpracownikami, właśnie zostałam zwolniona.

– Czyżby wakat kochanki opłacał się bardziej?

– Posłuchaj Tygrysku, nie mam siły i ochoty na Twoje zranione męskie ego, bo nic sobie nie obiecywaliśmy i sam jesteś sobie winny, że dopowiedziałeś sobie więcej do historii, w której nie było żadnej głębi. Był taki moment, że byłam Tobą zainteresowana, ale na szczęście szybko pokazałeś, jaki jesteś.

– Cóż nie mam w czym konkurować z mężczyzną posiadającym fortunę.

– Owszem, miałbyś. Jakbyś zachowywał się jak facet, a nie jak pizda. Przykro mi, ale tak zostałam wychowana, otoczona przez silnych facetów, więc wybacz, ale nigdy nie będę w nastroju na Twoje dramaty. I jak dojrzejesz na tyle, by zostać moim przyjacielem, to wiesz w czyjej sypialni mnie znaleźć. Dobranoc.

Klepię go lekko po torsie i odchodzę w stronę baru, przy którym moja ulubiona dziennikarka zdybała Tony'ego.

Stark bierze mnie pod ramię i wychodzimy razem z blondynką na zewnątrz, gdzie on konfrontuje się ze Stanem, a ja w końcu mam to, czego tak długo potrzebowałam.

Dowód na to, że nawet najbliżsi ludzie potrafią wbić Ci nóż tam, gdzie najbardziej zaboli.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top