12. Nadzieja umiera ostatnia.

Siedzę na miękkim białym dywanie przy niskim stoliku w tym samym kolorze, ściskam w dłoni kieliszek z różnym winem i patrzę na Pepper, która zajmuje fotel naprzeciwko mnie i opowiada o jakimś nowym projekcie, zaproponowanym na dzisiejszym zebraniu.

Tak naprawdę gówno mnie to obchodzi, zarząd, Stane, spotkania, projekty... Obchodzi mnie rudowłosa kobieta, która potrzebowała dziś ze mną porozmawiać.

– Słyszałam ciekawe plotki. – Mówi w końcu, zmieniając temat. – O Tobie i naszym uroczym szefie IT. Więc? Ty i David?

– To tylko plotki.  – Odpowiadam, ale wwierca się we mnie spojrzeniem. – OK. Poszliśmy do łóżka, jednak to zupełnie nic więcej. Nic więcej dla mnie, ja potrzebuję przyjaciela, a robię same głupoty.

– Jesteś młoda, to akurat normalne, że podejmujesz durne decyzje. – Mówi uspokajającym tonem. – Choć co by nie mówić David jest naprawdę fajnym facetem.

– I to jest właśnie problemem... Nigdy nie miałam słabości do dobrych facetów. Tylko do skończonych dupków. – Odparowuję, zanim zdążę się zorientować i słyszę dzwonek telefonu. Przysięgam samej sobie, że jeśli to David, to już jest martwy. Na wyświetlaczu pojawia się jednak zdjęcie domu, a moje serce podskakuje w piersi. – Tak Jarvis?

– Na obrazie jednego z dronów wykryto nieznany obiekt...

– Powiadom natychmiast Rhody'ego i niech do mnie dzwoni, jak tylko to sprawdzą. Nawet jeśli to kolejny fałszywy alarm to ma dać mi znać.

Rozłączam się i patrzę w oczy kobiety obok mnie, trochę czuję się, jakbym patrzyła w lustro. W jej oczach widzę dokładnie taką samą palącą nadzieję jak w swoich własnych.

Czekamy, patrząc na telefon, a w końcu, po kilku godzinach dzwoni do niej Pułkownik, nie czekając na moją reakcję, od razu włącza głośnik, gdy dopadam do krzesła obok niej.

– Jesteśmy razem z Sam, masz dla nas jakieś dobre wiadomości? – Pyta Pepper, wyciągając dłoń i kładąc ją na mojej ręce.

– Znaleźliśmy go. Żyje. – Oświadcza Rhody, a ja czuję łzy cisnące mi się do oczu i ulgę, jakbym nagle wróciła do życia, mimo tego, że jeszcze wciąż nie jestem w stanie złapać głębszego oddechu. – Nie mogę, powiedzieć na razie na ile jest cały i zdrowy, ale żyje. Badają go właśnie...

– Ściągnijcie go do kraju! Natychmiast! Tu mamy lepszych lekarzy i...

– Wszystko w swoim czasie Pepper. Na razie Tony będzie musiał odpowiedzieć na bardzo dużo pytań Departamentu Obrony.

– Wszystkie pytania mają przechodzić przeze mnie. Chcę z nim porozmawiać pierwsza, musimy ustalić spójną wersję wydarzeń dla każdej organizacji, bo inaczej wlezą nam za skórę i nigdy się ich nie pozbędziemy. Kto prowadzi śledztwo z ramienia Departamentu?

Słucham ich rozmowy, ale słowa zaczynają mi coraz bardziej uciekać w niemym przerażeniu. Kobieta obok mnie jednym westchnieniem zaakceptowała jego powrót i w dwa uderzenia serca wróciła do pracy na pełnych obrotach, już w głowie pisała oświadczenia prasowe i układała odpowiedzi na wywiady, a ja nie mogłam przestać myśleć o nim.

Nie mogę powiedzieć, w jakim stopniu jest cały i zdrowy.

Więc co się stało? Co mu jest? Żyje, ale ile musiał przejść, żeby uciec i żebyśmy mogli go znaleźć. Pustynie w Afganistanie to piekło, a on był w nim trzy miesiące. To on powinien być najważniejszy, a nie pieprzone pytania, jakie zada mu CIA czy FBI.

Obserwuję Pepper wykonującą setki telefonów, prowadząca godziny rozmów i tylko dolewam jej wino, siedząc przy swoim komputerze. Miałam ochotę też do kogoś zadzwonić, opowiedzieć o uldze, jaką czuję na myśl, że za kilka dni będzie z powrotem w domu. Tylko nie mam nikogo takiego. Jest David, ale to ostatni człowiek, z jakim powinnam rozmawiać, po tym, co między nami zaszło.

– Zostaniesz na noc? – Pyta nagle Pepper. – Rano pójdziemy razem do firmy jakoś to wszystko ogarnąć przed jego powrotem.

Przytakuję jej lekko i patrzę jak w kilka chwil ścieli mi miejsce na kanapie i znika w swojej sypialni. Nie mogę spać, leżę, patrząc w sufit. Doganiają mnie nagle wszystkie moje myśli, które trwały w zawieszeniu, teraz kiedy mam pewność, że on żyje, zaczynam poważnie obawiać się tego momentu konfrontacji. Nawet nie tyle z nim, ile ze swoimi własnymi uczuciami.

Gdy dzwoni mój telefon, sięgam po niego i odbieram odruchowo, zdając sobie sprawę dopiero po chwili, że jest środek nocy i nikt normalny nie dzwoni o tej porze.

– Tęskniłaś Mahdani? – Na dźwięk jego głosu, od razu zagryzam wargi prawie do krwi i podrywam się z sofy.

– Nawet sobie nie wyobrażasz Stark. Mogę Cię zobaczyć?  – Pytam, wychodząc na taras i zasuwam za sobą drzwi, by nie budzić Potts. Włączam video rozmowę, a po chwili widzę jego orzechowe oczy.

Najpiękniejsze oczy na świecie.

Jest opalony, ma na twarzy siniaki i zadrapania, a pod zielonym podkoszulkiem widzę kawałek bandaża.

– Jak widzisz Twoje pobożne życzenia, by na zawsze zająć moją sypialnie, spełzły na niczym. - mówi z tym swoim bezczelnym uśmiechem, który tak kochałam.

– Już nawet tak nie żartuj Stark. W tej chwili jestem gotowa spać nawet na kanapie, bylebyś wrócił do domu.

– Gdzie jesteś? Proszę, nie mów mi tylko, że przeprowadziłaś się do Brytola i planujesz urodzić mu gromadkę dzieci.

– Nie Idioto, nie ruszyłam się z Twojego łóżka, jestem u Pepper.

– Powiedz jej, że zadzwonię do niej rano. – Prosi Tony, uśmiechając się słabo.

– Kiedy wracasz?

– Naprawdę się aż tak za mną stęskniłaś? To do Ciebie niepodobne. Moja Mahdani uczęstowałaby mnie tekstem, że ma nadzieję, iż następnym razem terroryści się bardziej postarają.

– Na razie jestem w szoku. Wszystkie cięte riposty zachowam na chwilę, jak będę mogła Ci je powiedzieć prosto w twarz.

– Dobrze, że przed wyjazdem znalazłem sposób by Cię uciszyć. – Mówi, unosząc kącik ust do góry, a ja znów przygryzam usta. Czyli to, co się wydarzyło między nami, było realne i miało miejsce w naszej obecnej rzeczywistości, nie jest tylko snem dwójki ludzi, którzy przepadli przez jedno porwanie.

– Uważaj, tylko żeby źle się to dla Ciebie nie skończyło. Na przykład pozwem.

– Brakowało mi tego Sami.

– Mnie też Tony. – Milczymy chwilę, patrząc sobie w oczy, a ja zauważam dziwną błękitną poświatę na jego koszulce. – Co to? To światło?

– Nowy rok, nowy ja. Nie tak to mówią? – Pyta, siląc się znów na sarkazm i zdejmuje podkoszulek, a moim oczom ukazują się świeże opatrunki, starsze siniaki i świecący okrąg pośrodku jego klatki piersiowej. – Reaktor łukowy, chroni moje serce przed odłamkami.

– Skonstruowałeś perpetuum mobile w niewoli?

– W cholernej jaskini Skarbie. A Ty nadal masz mnie za idiotę.

– Bez niego umrzesz. Jeśli to przestanie działać, odłamki Cię zabiją.

– Ty zawsze o najgorszych scenariuszach... na Twoje zmartwienie powiem, że mam zamiar jednak jeszcze trochę pożyć, więc na razie nie mam zamiaru się go pozbyć. Będziesz musiała to zaakceptować.

– Myślę, że do tego przywyknę. Do wszystkiego przywyknę, jak tylko wrócisz.

– Nie no, naprawdę... Mów kim jesteś, bo na pewno nie Mahdani. –Śmieje się Tony.

– Jestem tylko zszokowaną dziewczyną, która już cieszyła się na myśl, że uwolniła się od swojego bezczelnego szefa.

– Nie tak łatwo się ode mnie uwolnić Mała.

– Mam nadzieję, że dasz komuś mądremu obejrzeć ten reaktor. Bo widziałam, niektóre Twoje wynalazki i są raczej do bani. – Śmiejemy się nerwowo, ale widzę w jego oczach ulgę, wielkie zmęczenie i jeszcze większą ulgę. – Będę na Ciebie czekać na lotnisku z Potts i Happym.

– Obiecujesz Mahdani?

– Obiecuję Stark. Idź spać, jak wszyscy u nas wstaną, każdy będzie chciał kawałek Ciebie.

–  A Ty jaki kawałek byś chciała? – Pyta, siląc się na bezczelny uśmiech.

– Och, tatuś nauczył mnie, by zawsze celować w serce. Nawet jak Twoje jest teraz z żelaza. – Uśmiecham się do niego w ten naiwny zakochany sposób, odsłaniam wszystkie swoje karty, a on dziękuje mi za to, samym spojrzeniem swoich brązowych oczu. – Dobranoc Tony.

– Dobranoc Sam.

Wracam na palcach na kanapę, gdzie wpatruję się chwilę w sufit z lekkim uśmiechem i w końcu zasypiam.

Pierwszy raz od trzech miesięcy zasypiam bez strachu.

Rano budzi mnie głos Pepper, która rozmawia chyba z czterema osobami na raz, gdy widzi, że się obudziłam, wskazuję mi dwie torby z ubraniami i łazienkę, a później stuka w tarcze złotego zegarka na swoim ręku.

Biorę prysznic, upinam włosy i szybko ubieram się w rzeczy wskazane przez Potts, a gdy wychodzę z powrotem do salonu, widzę, że czeka już na mnie przy drzwiach, dalej rozmawiając przez telefon. Dopiero w windzie chowa go do torebki i uśmiecha się do mnie promienie.

– Mamy dziś z nim porozmawiać, jak skończy z nim Departament Obrony, pojutrze ma już rano być w kraju.

– Cieszę się. – Mówię, z jakiegoś powodu czuję, że powinnam zachować dla siebie moją wczorajszą rozmowę z Tonym. Ona była moja, nie jej, była prywatna.  – Jedziemy do firmy?

– Tak. Muszę się spotkać z Obadiah.

– A ja? – Milczy chwilę, obserwując mnie uważnie

– Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale czy dopóki nie wróci Tony, możesz pracować ze mną? Przyda mi się każda pomoc.

– Oczywiście. Zawsze.

– Nie wiem, z jakiej dziury wyciągnął Cię Tony, ale to mogła być najlepsza decyzja w jego życiu.

– Właściwie ja go znalazłam. Właściwie to liczyłam, że mnie znajdzie, jak rozbierałam Jarvisa na kawałeczki.

– Dobrze wyglądasz. Wyspałaś się? – Pyta, zmieniając temat.

– Pierwszy raz od trzech miesięcy. – Odpowiadam, a w jej wzroku pojawia się coś nowego, jakby nagle odkryła jakiś paskudny sekrecik na swój temat.

W firmie panuje pozorny porządek, wszyscy są na swoich miejscach, ale wyczuwam to podekscytowanie w powietrzu. Nie ma się czemu dziwić, w mediach już pojawiła się już informacja o odnalezieniu Starka. W hallu zauważam Davida, ale przyśpieszam kroku, idąc za Pepper, żeby uniknąć tej rozmowy. Rudowłosa opowiada mi o tym, gdzie musimy iść, z kim porozmawiać, co zrobić, a ja bardzo silę się na to, by wszystko zapamiętać. Gdy docieramy do gabinetu Stane'a, od razu zaczynają ustalać szczegóły, a ja weryfikuję wszystkie godziny rozmów i spotkań w błyskawicznie zapełniającym się kalendarzu. Nie mogę też oprzeć się wrażeniu, że mężczyzna krążący za biurkiem, nie spuszcza ze mnie wzroku. Telefon Potts zaczyna dzwonić, a ja informuję ją krótko, że połączenie jest z Waszyngtonu i zostaje sam na sam z drugim szefem SI.

– Co za ulga, że się odnalazł. Prawda Sam? – Pyta, przechodząc na drugą stronę biurka i staje obok mnie, opierając się o blat. Nie pamiętam, bym przeszła z nim na TY, ale wyjątkowo gryzę się w język.

– Ogromna. Świat straciłby wielkiego geniusza, jakby go zabrakło.

– To prawda. Dobrze, że mimo to nadal znajdujemy kolejnych. – Kładzie dłoń na moim ramieniu, a ja się odsuwam z wymuszonym uśmiechem.

– Daleko mi do geniuszu. Mam tylko pewne umiejętności.

– Nie pytam, jakie umiejętności zauważył u Ciebie Tony. – Mówi, a ja zaczynam mieć wielką ochotę, dać mu w mordę. – Ale raczej je marnujesz, biegając za Pepper z kalendarzem. Mogłabyś pracować ze mną, Tony na pewno nie wróci za szybko do normalnej pracy.

– Ocenimy to, jak będzie znów z nami w kraju.

– Owszem, kiedy przemawia przez Ciebie Twoja praca, zapominam, jaka jesteś młoda. – Mówi z uśmiechem. – I naiwna. Stark zmarnuje Twój potencjał i umiejętności, skupiając się na Twoich innych... zaletach.

– Słucham?! – Syczę, podnoszę się z krzesła.

– Nie udawaj głupiej. Przy mnie mogłabyś skupić się na pracy, a nie wyciąganiu go pijanego z kasyna i kładzeniu do łóżka. Od tego ma tą rudą.

– Nie jestem zainteresowana. Mam pracować dla Starka i nie będę pracować dla nikogo innego.

– Masz sporo charakteru, a to bardzo kiepskie połączenie z naiwnością, poza tym nie wiadomo, ile pracy jeszcze zostało przed naszym Tonym. – Zanim zdążę cokolwiek odpowiedzieć, do pokoju wchodzi Pepper.

– Wszystko w porządku? – Pyta, a ja przytakuję i ruszam w stronę drzwi.

– Haller wysłał mi wiadomość w sprawie służbowej. Jestem pod telefonem.

– Bądź za pół godziny w moim biurze, mamy telekonferencję z CIA. – Prosi Potts, a ja przytakuję jej lekko i wychodzę, nie żegnając się z Stanem.

Plotki to plotki, plotki nic nie zrobią, ale to była prowokacja, pokaz siły, cholera zawoalowana groźba.

Stukam szpilkami w marmurowe posadzki, idąc prosto do swojego gabinetu, potrzebuję, chociaż na pięć sekund usiąść przy biurku i spojrzeć w stronę okna z myślą, że zaraz będzie tam Tony.

Gdy tylko otwieram drzwi, widzę Davida, siedzącego na moim krześle.

Tylko jego mi dziś brakowało. Podchodzi do mnie i próbuje mnie pocałować, ale kręcę głową, robiąc krok w tył.

– Więc skoro ON wraca, to między nami to koniec? – Pyta, próbując ukryć nuty goryczy w głosie, w tym swoim cholerny brytyjskim akcencie.

– A między nami był jakiś początek?

– Wydawało mi się, że miałaś iść ze mną na drinka, dopiero jak zrozumiesz, że go nie kochasz...

– Nie poszłam z Tobą. Poszliśmy ze znajomymi, skończyliśmy w łóżku. Było miło, ale nie możemy tego ciągnąć.

– Bo go kochasz?

– Bo nie kocham Ciebie.

– Życzę wam dużo szczęścia. – Warczy, wychodząc i zatrzaskując za sobą drzwi.

Pięć minut spokoju.

Czy proszę o aż tak wiele?!

Wiem, że popełniam błąd z Davidem, że go wykorzystałam i straciłam szansę na posiadanie przyjaciela.

Może Stane ma rację. Może faktycznie jestem tylko młoda, głupia i naiwna.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top