十 五
-Dziękuję za podwiezienie pod sam dom i tym samym obudzenie mojej matki.
Z wściekłością spojrzałam na Mello, który uśmiechnął się pod nosem i pomachał w stronę kobiety stojącej w oknie. Ona jedynie zgasiła światło w swojej sypialni i sądząc po tym, że wyszła z pokoju, była w połowie drogi do mnie. Zaczęłam się mentalnie przygotowywać na jej wykład, na temat mojego nieposłuszeństwa.
-Sama mówiłaś, że lubisz bawić się notatnikiem. Możesz się wykazać i poćwiczyć na przyszłość.
-Notatnik jest od zabijania.
-I żartowania. Wielkie drzewo w nowo powstałym parku, trzykołowy rower? Kto jak kto, ale ty powinnaś wiedzieć o tym najwięcej.
-Jesteś bezczelny.
-Bywa.
Mello odpalił motor i po prostu odjechał, wcześniej zakładając na głowę czarny jak smoła, kask. Tym samym zostawił mnie sam na sam z matką, która stała już przy drzwiach z nienawiścią wypisaną na twarzy. Niepewnie zaczęłam iść w jej stronę, próbując przedwcześnie nie wybuchnąć złością. Kłótnia była kwestią czasu.
-Gdzie znowu byłaś?
-U znajomego.
-To był ten od blizny na twarzy?
-Tak.- Ścisnęłam dłonie w pięści i schowałam je w kieszeniach skórzanej kurtki.- Ma też piękne niebieskie oczy, jest tak samo zgryźliwy jak ja i jest cholernie inteligentny. Mogę ci o nim opowiadać godzinami.
-Zabraniam się tobie z nim spotykać.
Jej głos był lekko piskliwy, jakby miała się zaraz rozpłakać. To jednak znaczyło tylko jedno. Jest na skraju wybuchu złości. Spojrzałam jej prosto w oczy i parsknęłam śmiechem. Widziałam jak jej twarz staje się czerwona, a ona sama zaczyna cała drżeć.
-Jakim prawem, możesz wtrącać się do tego z kim mam się zadawać?- Mój głos stał się chłodny, a wokół nas, jakby momentalnie spadła temperatura o kilka stopni.- Będę chodzić z kim chcę, gdzie chcę i jak chcę. Wracać będę nad ranem, w środku nocy, lub w południe. Nikt mi tego nie zabroni.
-Zabroni, bo dopóki mieszkasz w tym domu, jesteś pod naszą opieką!
-W takim razie już tutaj nie mieszkam!
Wyminęłam kobietę w drzwiach i bez ściągania kurtki czy butów, wbiegłam na schodach do pokoju. Słyszałam jak matka każe mi się zatrzymać, jednak kompletnie zignorowałam jej rozkaz. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i dla pewności zamknęłam je na klucz. Od razu podbiegłam do szafy i wyciągnęłam z niej torbę, w której po chwili wylądowała połowa zawartości mojej szafy. Potem dorzuciłam jeszcze bieliznę i upewniłam się, czy aby na pewno mam przy sobie dziennik.
Chciałam skupić się na tym czego mi jeszcze brakuje, jednak dobijanie się do moich drzwi i wyzwiska kobiety całkowicie mi to uniemożliwiły. Ponownie ją zignorowałam i wyszłam na balkon. Zrzuciłam swoją torbę na dół, a sama przeszłam przez stelaż i zeskoczyła na trawę.
Cicho przeklęłam, kiedy twardo wylądowałam na ziemi. Od razy jednak podniosłam się z trawnika i otrzepałam z brudu dłonie oraz ręce. Potem zarzuciłam torbę na ramię i wyszłam przez furtkę na drogę. Było już późno. Mój zegarek wskazywał godzinę dwudziestą trzecią. Wokół mnie panowała ciemność, a do tego byłam całkowicie sama w jakimś starym parku. Osobą do której mogłam pójść był Mello, jednak za cholerę nie pamiętałam gdzie ma mieszkanie, a do tego nie miałam jego numeru.
Cicho westchnęłam i wyciągnęłam swój telefon. Jak się okazało moja ostatnia deska ratunku była rozładowana. Poczułam jak wzbiera się we mnie złość. O ile zachowanie matki nie zrobiło na mnie większego wrażenia, tak padnięta bateria uruchomiła we mnie agresję.
-A kogo ja tu widzę? Czyżby mała Ikari [złość], uwolniła się z klatki spokoju i lenistwa?
-Masz fałszywy notatnik?
-Obiecałem ci go przynieść, prawda?- Pokiwałam niechętnie głową, a ten się uśmiechnął.- A ja zawsze dotrzymuję słowa... o ile mam w tym jakąś korzyść.
Z cienia wyłoniła się wielka, czarna sylwetka z podartymi skrzydłami. Jego żółte oczy przeszyły mnie na wylot. Kiedy zobaczyłam je pierwszy raz, wywołały na mojej skórze atak dreszczy. Teraz wywoływały we mnie coś na wzór sympatii. Przyzwyczaiłam się do nich, a do tego sprawiały, że czułam się bezpiecznie.
-W takim razie daj mi go.
-Mówiłem, że muszę mieć z tego jakąś korzyść.
Bóg wyciągnął fałszywy notatnik, a obok podał swoją szponiastą dłoń czekając zapewne na Death Note'a. Nie mogę tego zrobić. Bez mrugnięcia okiem wpisałby do niego Tatsuo, a na jego śmierć nie mogę pozwolić.
Pokiwałam przecząco głową i ponownie ukryłam notatnik w torbie. Bóg jedynie się zaśmiał i fałszywy Death Note wsadził w swój pas, przewieszony przez biodra.
-Nie oddam ci notatnika. Jest mi potrzebny.
-Ludzie to takie zabawne istoty.
Ryūk głośno się zaśmiał i mnie wyminął. Prychnęłam, podniosłam torbę z ziemi i zaczęłam iść dalej przed siebie. Dopiero po chwili zrozumiałam, że ktoś mógł mnie zauważyć. Może i był środek nocy, a ja byłam w parku w całkowitej ciemności, ale zawsze była możliwość, że ktoś mnie zauważył. Muszę być bardziej ostrożna, teraz kiedy się ujawniłam, jestem najbardziej poszukiwaną osobą na świecie. Czy to coś zmieniło w moim życiu? Nic, a nic. Nadal jestem tą dziwną dziewczyną, która ma zbyt duże oczy, niebieskie włosy i nie pasuje do świata, który ją otacza, a posiada imię, które z niego pochodzi.
-Coś się stało Kodoku? Jest już późno... masz torbę?
-Przepraszam, że przeszkadzam. To długa historia. Mogę u ciebie przenocować?
-Tak, jasne. - Japończyk odsunął się w drzwiach i wpuścił mnie do środka.-Wchodź.
Uśmiechnęłam się smutno, w stronę wyraźnie śpiącego Tatsuo. Mężczyzna ledwo otwierał oczy, a przez chwilę mogę przysiąc, że widziałam jak usypia na stojąco. Obudziłam go w środku nocy to, że mnie wpuścił, jest i tak ponad moje oczekiwania.
-Wiem, że przeszkadzam i że nie zadzwoniłam, ale telefon mi padł.
-Nie, naprawdę nic się nie stało.- Mężczyzna zakręcił się kilka razy w kółku, spojrzał na mnie i strzelił palcami.- Kąpiel. Pewnie chcesz się wykąpać.- Podszedł do szafy stojącej na korytarzu i podał mi czerwony ręcznik.- To ty idź do łazienki, a ja ogarnę coś do spania. Okay?
-Wystarczy, że dasz mi koc i poduszkę.
-Chyba mam gdzieś kołdrę...
Mężczyzna wyminął mnie i zaginął w swojej sypialni. Ja natomiast weszłam do łazienki i od razu po rozebraniu się wskoczyłam pod ciepły prysznic. Potem ubrałam piżamę i kiedy byłam gotowa do wyjścia, spojrzałam na swoją torbę.
Matka. Wyciągnęłam Death Note i otworzyłam go na ostatniej stronie. W dłoni kurczowo trzymałam kończący się już ołówek. Za dużo go zużyłam. Zaczęłam skrobać na kartce kolejne słowa, a w głowie wyobrażać sobie jej twarz. To wydaje się proste, ale odpowiednie dobranie słów jest męczące i wymaga sporej inteligencji. Death Note nigdy nie będzie po stronie człowieka. Ich właścicielem jest bóg, nie jakaś marna, śmiertelna istota.
Po nakreśleniu ostatniego słowa, zamknęłam notatnik i schowałam go pomiędzy warstwami ubrań. Potem chwyciłam torbę i wyszłam z łazienki. W salonie paliło się światło, dlatego tam się skierowałam.
Tatsuo stał po środku pokoju drapiąc się po głowie. Wpatrzony był w starannie nakrytą sofę. Dopiero kiedy położyłam swoją torbę na ziemi ocucił się i spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
-Chciałbym żebyś... ale nie. Mam nadzieje, że będzie ci dobrze. Dobranoc.
-Kolorowych snów...
Tatsuo wyminął mnie i zniknął w swojej sypialni. Poczułam dziwny chłód z jego strony. Schowałam się pod kołdrą, a po mojej twarzy zaczęły spadać pojedyncze łzy. Szybko wytarłam je dłonią i mocno zacisnęłam powieki. Dlaczego obojętność z jego strony, tak bardzo mnie zabolała? Jednak czego od niego wymagałam? Gdzieś podświadomie pragnęłam poczuć jego ciepło, zapach i dotyk. Chciałam wtulić się w niego i ukryć przed złem tego świata. Pragnęłam w jego ramionach uciec przed samą sobą. Zasmakowałam Death Note'a i z każdym dniem, coraz bardziej zataczałam się w tym obłędzie. Stawałam się potworem. Stawałam się jednym z Bogów Śmierci, którzy zapomnieli czym jest miłość.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top