二十八
-Nie atakuj mi twarzy Hiro.
Odepchnęłam od siebie delikatne szczeniaka i wytarłam twarz z jego śliny. Odwróciłam się na drugi bok w poszukiwaniu Suo. Niestety łóżko było puste, a pościel zimna. Przeciągnęłam się i niechętnie wyszłam spod kołdry. Od razu spojrzałam na zegarek. Było kilka minut po dwunastej. Lekko chwiejnym krokiem weszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Dopiero po nim lekko się rozbudziłam i zrobiłam sobie kawę.
Siedząc na blacie i pijąc ciepły napój, zastanawiałam się co mogę ze sobą zrobić. W mieszkaniu Suo została mi tylko jedna torba. Najlepiej jakbym zaniosła ją do siebie. Do tego dochodziła sprawa Light'a. Ryūk jednak mu zaufał, więc dlaczego ja też nie mogłabym tego zrobić. Nagle przed oczami pojawiła mi się nasza ostatnia rozmowa, na jego temat. Słowa boga nadal odbijały mi się echem w głowie.
-A co po tym jak go ożywisz Ikari? To Light, poznałem go zbyt dobrze przez tamten czas. On nie pozwoli sobą rządzić. Tym bardziej nie będzie chciał ci pomóc.
-A więc oddam go w twoje ręce Ryūk'u. W końcu znasz go i wiesz, jak może się zachować.
-Masz na myśli kradzież notatnika i powrót Kiry?
-Nie.- Zmierzyłam go wzorkiem i wskazałam na dziennik, który leżał w jego pasie.- Death Note jest twój. To ty decydujesz komu go dajesz i na jakich zasadach. Ty jesteś Shinigami, nie ja czy Light.
-Ufasz mi?
-Tak.
-Obawiam się, że zaufanie mi będzie twoją zgubą.
Resztki kawy wylałam do zlewu i umyłam kubek. Mogłabym zostawić to wszystko i po prostu wyjść, jednak nie byłam w stanie zostawić Suo bez niczego. Zrobiłam gulasz i starłam kilka ziemniaków na tarce. Następnie wszystko schowałam do lodówki i wyciągnęłam karteczkę, na której naskrobałam kilka słów.
W lodówce masz obiad. Usmaż placki i polej sosem. Będzie pyszne, obiecuję.
Potem nalałam świeżej wody dla Hiro i wsypałam mu karmę do miski. Szczeniak od razu wbiegł do kuchni i zajął się jej opróżnianiem. Na końcu włączyłam radio i wyciągnęłam kolejną karteczkę.
Wyjdź z Hiro na spacer, wyłącz radio w kuchni i nie dawaj psu karmy. Już zjadł.
Tym razem kartkę przyczepiłam koło kluczy. Założyłam na nogi adidasy, na ramię zarzuciłam torbę i ostatni raz rozejrzałam się po mieszkaniu. Na razie niezbyt często będę tu przebywać. Muszę zająć się sprawami Doku.
Wyszłam na korytarz i zatrzasnęłam drzwi z nadzieją, że Suo przed wyjściem do pracy nie zapomniał kluczy. Inaczej bez interwencji ślusarza się nie obędzie.
○○○
Przekręciłam kilka razy klucz w zamku i uchyliłam drzwi, prze które od razu wrzuciłam torbę. Opadła ona pod drzwi w kuchni, a po drodze przewróciła moje buty. Cicho westchnęłam i weszłam do środka. Od razu zamknęłam drzwi od środka i ściągnąłem buty. O dziwo w mieszkaniu panowała kompletna cisza. Powiesiłam kurtkę w szafie i dość poważnie zastanawiałam się nad zabraniem noża z kuchni. W salonie paliło się światło, jednak ta nienaturalna cisza nie wróżyła nic dobrego.
Podeszłam do jedynych z drzwi, przez które wydobywały się wąskie wiązki światła. Niepewnie je uchyliła i od razu cofnęłam się pod przeciwległą ścianę. Przycisnęłam dłonie do twarzy i próbowałam nie wrzasnąć na całe gardło. Wokół mnie rozległ się tylko rechot Ryūk'a, a po chwili dołączyły do niego inne, równie skrzekliwe. Nagle przede mną pojawił się Light. Spojrzał wymownie na bogów, a ci od razu ucichli.
-Musisz wybaczyć nam to zajście Kodoku, ale twój salon został wybrany na kolejne rozgrywki pokera. Nie byłem w stanie z tym nic zrobić, a wręcz próbowałem temu przeciwdziałać.
Patrzyłam się na mężczyznę z strachem wypisanym na twarzy. Za jego plecami widziałam kawałki nieforemnych ciał, a co jakiś czas dochodziły stamtąd nieprzyjemne dla ucha śmiechy. Odsunęłam się od ściany, wyminęłam Light'a i stanęłam pośrodku salonu. Oprócz Ryūk'a było tutaj pięć podobnych mu istot. Chociaż słowo podobnych, nie jest na miejscu. Każdy wyglądał inaczej i oprócz żółtych oczu nic ich nie łączyło.
-Co to znaczy?- Zgromiłam Ryūk'a morderczym wzrokiem, a on jedynie wymienił kartę na swojej ręce.- Dlaczego bez pytania urządzasz w moim domu nielegalny hazard?
-Gukku miał znaleźć miejsce, gdzie nie znajdzie mnie ten szkielet wypchany klejnotami.
- Aramonia Jasutin Biyondorumēson, szuka ciebie od dnia upuszczenia notatnik.- Popatrzyłam pytająco na boga, który zamiast głowy miał czaszkę jakiegoś zwierzęcia. Lekko się skrzywiłam, ale nie mogę go od razu nienawidzić z tego powodu, że jest Shinigami.- A panienka nazywa się Kodoku, prawda?
-Tak. Możesz mi też mówić Doku.
-Albo Ikari.
-Zamknij się Ryūk.- Pomimo, iż obok mnie siedziało kilka istot nie z tej ziemi, które jednym ruchem mogły mnie zabić, nie czułam zbyt wielkiego strachu. Teraz liczyła się tylko głupota tej latającej maszyny do pożerania jabłek. Wskazałam na niego palcem i zmierzyłam go morderczym wzrokiem.- Nie było mnie raptem dwa dni, a ty urządzasz sobie imprezy w moim mieszkaniu. Nie uważasz, że to naruszenie prywatności i lekka, ale to naprawdę lekka przesada?
-Dzięki mnie, nie jesteś podejrzana o bycie mordercą.
-Właściwie to moja zasługa.- Light odłożył książkę i zgromił boga wzrokiem, na co ten się skrzywił.- Biorąc pod uwagę sprzyjające warunki, to był idealny moment na moje wejście. Nie miałem w planie dotykania notatnika, ale chciałem poczuć jakie to uczucie jeszcze raz.
Odwróciłam się tym razem w stronę mężczyzny i to na niego wskazałam palcem. Od mojej osoby bił coraz większy chłód i złość.
-I ty mu pozwoliłeś, na sprowadzenie tej zgrai tutaj?
-Wypraszam sobie.- Jakiś bóg z podłużną twarzą i kilkoma oczami łypnął na mnie spod byka, ale dwie pary oczu, nadal wpatrywał się w karty.- Nikt mnie tutaj nie sprowadził. Jako jedyny z tej zgrai zapukałem do drzwi.
-A ja mu otworzyłem.- Gadająca czaszka z okularami do pływania, pokiwała "głową" i rzuciła karty na stół.- Jesteśmy kulturalni i wychowani.
-Widzisz Ikari? Moi znajomi to dżentelmeni.
Prychnęłam głośno i przecisnęłam się między bogami do okna. Od razu je otworzyłam i cicho odetchnęłam. W salonie śmierdziało siarką i zepsutym mięsem. Tylko powiew świeżego powietrza, mógł w jakiś sposób pomóc. Ominęłam kościsty ogon, należący do nieznanego gracza i położyłam się na łóżku obok Light'a. Mężczyzna cały czas czytał jakąś książkę. Przez chwilę próbowałam zrobić to samo, ale ilość znaków zaczęła mnie przytłaczać, przez co rozbolała mnie głowa. Oparłam się o jego ramię i pustym wzrokiem wpatrywałam się w grających bogów śmierci. Każdy z nich oszukiwał, ale Ryūk robił to aż za dobrze. Do tego grali na jabłka, a nic innego nie sprawi mi tak wielkiej przyjemności, jak odebranie ich mojemu ulubionemu bogowi.
-Ryūk ma schowane karty pod bandażami.
Nagle w moim pokoju podniósł się krzyk. Każdy z Shinigami rzucił karty, a potem zaczęli powoli zabierać i dzielić się po równo jabłkami Ryūk'a. Cicho się zaśmiałam i rzuciłam w jego stronę poduszką. Bóg tylko prychnął i wrócił do gry. Mimo tego, że cały czas oszukiwał, jego znajomi kompletnie na to nie zwracali uwagi. Oni sami z resztą nie byli nieskazitelni. Każdy miał pochowane gdzieś karty i co chwilę je wymieniał. Co jakiś czas, któryś komuś zarzucił oszukiwanie, bez większych dowodów i zabierano mu wszystkie jabłka.
-Jesteście niemożliwi. Nawet ludzie tak dużo nie oszukują. Jak możecie sobie wzajemnie ufać?
- Shinigami ufali sobie nawzajem, zanim zaufali ludziom. Możemy siebie oszukiwać, ale w najważniejszym momencie nie staniemy przeciwko sobie. Ludzie tego nie potrafię.
-Ja stanę za Doku murem.- Light zamknął książkę i delikatnie uśmiechnął się w stronę boga.- Ożywiła mnie i bezgranicznie zaufała.
-Czyżby ożywienie, było wyznacznikiem oddania?
-Nie Ryūk'u. Poświęcenie i potrzeba pomocy. Nie zostawiam ludzi w potrzebie. Nie jestem tobą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top