二十三
Usiadłam na stole, a w dłonie chwyciłam czerwony kubek z ciepłą herbatą. Przede mną na ziemi rozsiadł się Light. Mężczyzna nareszcie wyglądał normalnie. Teraz miał zwykłe jeansy i jasną koszulkę. Pożyczona bluza Suo luźno zwisało na moich ramionach. Poczułam dziwny rodzaj radości. Właśnie siedziałam w własnym mieszkaniu, pijąc herbatę i nie przejmując się tym, że do domu ponownie wejdzie mi cały oddział antyterrorystów. W pewien sposób stałam się niezależna. Jedynie żywy trup i bóg śmierci, który śpiewał w pokoju obok, psuli moją harmonię.
-Czy dobrze zrozumiałem, że moja pomoc w przywróceniu ci niewinności, ułatwi mi ucieczkę z tego przeklętego miejsca?
-Tak.
-Co mam zrobić?
-No wiesz...- Spojrzałam na mężczyznę i dokładnie zmierzyłam go wzrokiem. Jego ciemne tęczówki i delikatny uśmiech, strasznie mnie speszyły.- Może zacznę od początku.- Jednak gdzie znajdował się początek? Na ten moment praktycznie zabiłam jego siostrę.- Sayu jest podejrzana o bycie Doku. Aby oczyścić mnie z tych zarzutów, wpisałam jej imię do notatnika. Za siedemdziesiąt dwie godziny zejdzie na zawał. A to wszystko dzięki naiwności policji, która nadal wierzy w zasadę trzynastu dni.
-Czyli zabiłaś moją siostrę?
-Tak.
-Sprytne.- Spodziewałam się po nim ataku złości, jednak jego głos był spokojniejszy niż zazwyczaj.- Kiedyś sam planowałem jej śmierć.- Light upił kilka łyków herbaty i cicho westchnął.- Ale co w tym wszystkim mam robić ja?
-Za równo pół godziny umrze syn komendanta. Potem kilka przypadkowych osobistości, a każdy zostawi po sobie piękny napis, który będzie nakazywał oddanie twojej siostry. Jeżeli...
-Pojawię się w kilku miejscach, znajdą mnie na nagraniach i uznają, że zmartwychwstałem, zostaniesz całkowicie oczyszczona z zarzutów, a jedynym winnym będzie Kira.
-W skrócie tak to ma wyglądać.- Zmarszczyłam delikatnie brwi i zmierzyłam wzrokiem Light'a. Jest inteligentny. Za bardzo.- Po tym wszystkim po prostu znikniesz, a ja nadal będę bawić się w mordercę.
-Aż tak bardzo się tobie to podoba?
-A co innego mi zostało?
-Studia, rodzina, praca... mam wymieniać dalej?- Odwróciłam się w stronę drzwi, gdzie stanął uśmiechnięty Ryūk. Bóg wyszczerzył się krzywo do Light'a, jednak ten nie był w stanie go zobaczyć.- Wiesz Doku, że kiedy Yagami mnie nie widzi, czuję się lepiej? Jego wzrok przeszywał mnie zawsze na wskroś.
-Ryūk cię pozdrawia, Light.
-Dziękuję.- Japończyk skierował swoje ciemne oczy w stronę drzwi. Widziałam jak bóg delikatnie drgnął.- Mi też ciebie miło spotkać. Jakie to uczucie, wpisać mnie do notatnika i odliczać sekundy do mojej śmierci?
-Bardzo przyjemne. Pozbyłem się przynajmniej na chwilę twojego wzroku.
-Ryūk wyszedł.- Przerwałam ich "rozmowę" mimo tego, że bóg nadal stał obok mnie i mierzył Japończyka morderczym wzorkiem.- Powiedział, że pogadacie innym razem.
-Myślisz, że nie czuję jego obecności? Żyłem z nim przez siedem lat. Nawet jak byłem martwy, moje ciało czuło jego obecność... on jest częścią mnie Doku, a za niedługo i twoją.
-Mogę go zabić, Ikri?- Ryūk chwycił jabłko, które w jego stronę rzucił mężczyzna, a potem połknął je w całości.- Ewentualnie mogę przedłużyć jego życie o kilka dni.
Zaczęłam się śmiać, patrząc na Light'a, który cały czas mierzył wzrokiem miejsce w którym stał bóg. Pomimo, iż chłopak go nie widział, idealnie przeszywał go wzorkiem. Shinigami nie mogąc wytrzymać jego jakże uroczego spojrzenia, schował się za moimi plecami i zaczął czytać notatnik. Ja za to nadal śmiałam się, nie mogąc powstrzymać chwilowego przypływu radości. Nagle usłyszałam jak ktoś puka do drzwi. Momentalnie się uciszyłam, a ruchem ręki kazałam wejść Japończykowi do szafy; lepiej żeby nikt go nie zobaczył. Zeskoczyłam ze stołu i podeszłam do drzwi. Po chwili przede mną pojawił się uśmiechnięty Suo.
-Ten obiad nadal jest aktualny?
●●●
Dziewczyna siedziała przede mną z uśmiechem na twarzy. Była dziwnie szczęśliwa. Znałem ten rodzaj radości, jednak nie wiedziałem, z jakiego powodu zagościł w jej życiu. Przecież siedziała sama w domu od kilku godzin.
-Byłam wczoraj u mamy.-Kodoku oderwała się od obiadu i spojrzała w moje oczy, swoimi szarymi tęczówkami.- Jest coraz lepiej. Już sama chodzi i je. Tato razem z Atsuko wrócili do domu.
-To naprawdę dobre wieści.- Chciałem dalej pociągnąć ten temat, jednak spokoju nadal nie dawała mi jedna rzecz.- Ten chłopak, który do ciebie rano dzwonił. Kto to był?
-Znajomy z uczelni.- Dziewczyna zrobiła kilka łyków herbaty i cicho mruknęła.- Chciał żebym poszła z nim na zakupy, bo jak to ujął, nie potrafi dopasować sobie ubrań... a wiesz co jest najgorsze? Że on miał rację i to nie był jeden z najtandetniejszych podrywów.
Oboje cicho się zaśmialiśmy. O dziwo nie było czuć między nami skrępowania, które mogliśmy odczuwać po porannym zajściu. Mimo czterech godzin snu, byliśmy pełni życia, a dochodziła już dziewiętnasta. Skąd ona znajdowała w sobie takie pokłady energii?
-Gdzie dzisiaj śpisz?
-Sama nie wiem... z jednej strony powinnam w końcu wprowadzić się do siebie, ale z drugiej u ciebie mam darmowy kaloryfer.
-Mówiłem przecież, że możesz mieszkać u mnie ile chcesz.
-Ale moja niezależność mi na to nie pozwoli.
-Zbyt uparta...
-Co tam mamroczesz pod nosem?
-Obliczam deltę.
-Nie licz tej delty.
Oboje wybuchnęliśmy cichym śmiechem, aby nie przeszkadzać ludziom obok. Tą cudowną chwilę przerwał irytujący dźwięk telefonu. Przeprosiłem Kodoku i odszedłem kawałek od stolika. Na ekranie wyświetlał się numer Kagawe. Bez namysłu go odebrałem i przyłożyłem do ucha. Od razu po drugiej stronie usłyszałem dyszenie mężczyzny.
-Riggs, w tej chwili masz pojawić się na komendzie.
-A-ale...
-Kaito nie żyje.- Po moim ciele przeszedł zimny dreszcz. Sens słów komendanta nie był dla mnie zrozumiały.- Doku go zabił. Za minutę...
-Jestem w drodze.
Poczułem jak po moim ciele przechodzi zimny dreszcz. Podszedłem do stolika i narzuciłem na swoje ramiona czarny płaszcz. Czułem jak moje ciało zaczyna powoli drżeć. Zostawiłem pieniądze na stole i głośno przełknąłem ślinę. Chciałem wydusić z siebie jakieś wyjaśnienie i tym samym odpowiedzieć na pytający wzrok dziewczyny. Jednak żadne słowo nie mogło opuścić mojego ciała. W głowie miałem mętlik. Nie mogłem w to uwierzyć.
-O co chodzi Suo?
-Kaito nie żyje.- Nagle poczułem, jak bardzo jestem przytłoczony obecnością ludzi wokół.- Muszę jechać, poradzisz sobie?
-T-tak.- Kodoku kiwnęła głową i przywołała do siebie kelnera. Ja natomiast wsadziłem telefon do kieszeni i odwróciłem się do niej plecami.- Zadzwoń jak będziesz już na miejscu!
-Postaram się.
○○○
Wyszłam z restauracji, a obok mnie momentalnie pojawił się Ryūk. Bóg zbliżył się do jedzenia, które niosłam dla Light'a, a z kącika jego rozciągniętych ust wypłynęła śmierdząca ślina. Mimowolnie się skrzywiłam i bardziej przytuliłam do siebie plastikowe opakowanie.
-Co to Doku? Pachnie jak pieczone jabłka.
-Bo to są pieczone jabłka.
Od razu po wypowiedzeniu tych słów, praktycznie każdy wzrok przechodniów został skierowany na mnie. Założyłam na głowę kaptur i zaczęłam przeciskać się między ludźmi. Szybko wsiadłam do przypadkowego autobusu licząc na to, że wysadzi mnie blisko domu. Na moje szczęście po niecałych dwudziestu minutach, byłam kilometr od mieszkania. Wysiadłam z przepełnionego autobusu i wyskoczyłam na świeże powietrze. Przede mną pojawił się park, który w nocy wyglądał bardziej niepokojąco niż cmentarz. Na szczęście obok mnie pojawił się Ryūk, który nadal łapczywie patrzył na moje pieczone jabłka. Rozejrzałam się wokół, czy aby na pewno nikogo nigdzie nie ma i jesteśmy sami. Nie chcę wyjść na wariatkę, która broni przed powietrzem kolacji.
-Jesteś pewna, że te jabłka przydadzą się Light'owi? On nie doceni ich dobra.
-Ale ja docenię. Do tego jest też tutaj kaczka i ryż. Wątpię czy to lubisz.
-Dlatego wystarczą tylko jabłka.
Mimowolnie delikatnie się uśmiechnęłam. On dla jabłek jest w stanie zrobić wszystko. Zabawna z niego istota. Chociaż po dłuższym przemyśleniu, alkoholicy i narkomani mają podobnie. Najwidoczniej trafiłam na Boga Śmierci z uzależnieniem.
-Ryūk... co powiesz na jabłecznik?
-Co to?
-Ciasto z ciepłymi jabłkami.
W oczach Shinigami mignął czerwony błysk. Jego skrzydła momentalnie się powiększyły i rozpostarły na ciemnym tle drzew, a na twarzy zagościło jeszcze większe pożądanie. Gdyby nie fakt, że jest niewidoczny dla ludzi, mogłabym mu zrobić naprawdę dobre zdjęcie.
-Czy jeżeli pozbędę się tych ludzi za drzewami, zrobisz mi je jeszcze dzisiaj?
-Co?- Spojrzałam na boga ze zdziwieniem i lekko zmarszczyłam brwi.- Jacy ludzie?
Nagle za mną rozległ się dźwięk łamanej gałęzi. Odwróciłam się w tamtą stronę i skamieniałam. Zza drzew wyszło kilkanaście osób w czarnych kaskach. Głośno przełknęłam ślinę i zrobiłam kilka kroków do tyłu. Nagle na tle czarnych sylwetek pojawił się ktoś w czerwonym płaszczu. Jedynie jego jasne włosy i lekko różowa blizna pokrywająca połowę twarzy, przebiły się na tle otaczającej nas ciemności.
-Wiesz, że posunęłaś się o krok za daleko, Aoi Bara?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top