三十八
Weszłam do swojego mieszkania i od razu zamknęłam drzwi na klucz. Wbiegłam do swojej sypialni i zaczęłam pakować ubrania do walizki. Za chwilę świat obiegnie informacja, że Doku wygrał. Komendant Kagawe zginie, a w telewizji ukaże się materiał, jak politycy na jednym z zebrań popełniają masowe samobójstwo. Nie chciałam, żeby to się tak zakończyło, ale nie miałam innego wyjścia. To zaszło za daleko i musiałam to zakończyć. Miałam tylko nadzieję, że uda mi się wylecieć z Japonii przed zamknięciem granic. Wydawać by się mogło, że moje nagłe zniknięcie jest zbyt podejrzane. Jednak to był idealny moment na ucieczkę. Śmierć ukochanego i ludzi, którzy tropili mordercę, za którego byłam do niedawna brana. Do tego dochodziła sytuacja w rodzinie i moje ciągłe problemy z językiem japońskim. Mój nagły wyjazd jest podparty tyloma faktami, że nie ma w nim nic nadzwyczajnego. Mimo to wiedziałam, że będę musiała tutaj wrócić. Prędzej czy później ojciec przekaże mi firmę, a ciągłe loty z Europy do Japonii na spotkania biznesowe mnie wykończą. Atsuko zajmie się rodzicami, a ja biznesem. Jednak nadal nie byłam pewna, czy aby na pewno pragnę stąd wyjechać.
Spojrzałam na zegarek. Były dwie minuty do szóstej. W głowie miałam obraz Suo, który zbliża się do mostu. Widziałam jak staje na barierce, a ludzie wokół niego nie mogą nic zrobić. Nic nie powstrzyma jego przeznaczenia. On musi zginąć.
Kiedy do walizki pośpiesznie wrzuciłam ostatnie spodnie, od razu wyniosłam ją do salonu. Spakowałam tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Resztą zajmie się ekipa sprzątająca. Weszłam do salonu i włączyłam telewizję. Na ekranie telewizora jakaś młoda kobieta odpowiadała o braku glonów w ocenie. Nagle cały ekran stał się czarny, a dopiero po chwili pojawiła się na nim twarz mężczyzny. Dość szybko przekazywał jakieś informacje. Z jego ogłoszenia zrozumiałam tylko kilka pojedynczych słów takich jak morderca, trucizna i samobójstwa. Potem w telewizji pojawiały się zdjęcia Near'a i jego ludzi. Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech, kiedy wymienili imię Izanami. Po krótkiej chwili akcja wiadomości przeniosła się na salę, gdzie przy stole siedzieli najważniejsi politycy w kraju. Jeden z pomarszczonych mężczyzn podniósł się z krzesła i zaczął opowiadać o planach w zwalczaniu Doku. W skrócie były to kontrole ludzi.
Niecierpliwie czekałam na dalszą część przemówienia. Na zegarku odliczałam sekundy. Kiedy wskazówka zegara w końcu trafiłam na trójkę, mężczyzna w telewizji zamilkł i upadł na kolana. Podgłośniłam telewizor, aby lepiej go słyszeć.
-Japonia przeprasza za wszystkie grzechy. Japonia przeprasza za to, jak skrzywdziła Doku.-Na sali podniosły się głosy zdziwienia, jednak wtedy jak jeden mąż, każdy upadł na kolana i zamilkł.- Japonia zostanie oczyszczona. Japonia potrzebowała takiego zbawiciela jak Doku. Japonia dziękuje.
W sali rozległy się odgłosy strzałów, a kamery upadły na ziemię, rejestrując tylko głośne huki i pojawiające się coraz większe plamy krwi. Program od razu został przerwany, a na jego miejscu pojawił się dokument o pandach. wyłączyłam telewizor i dumna z swoich ruchów sięgnęłam po laptopa. Zabukowałam najbliższy lot do Anglii i wygodniej rozsiadłam się na kanapie.
Do pokoju niespodziewanie wszedł Light. Mężczyzna usiadł obok mnie i wymownie spojrzał na walizki.
-Co to znaczy?
-To, czyli co?
-Walizki i masowe morderstwa. Widziałem co zrobiłaś z tymi politykami i detektywami. Zwariowałaś? Zapanuje anarchia, ludzie boją się wyjść z domu. Nie chodzą do pracy. Japonia...
-Odrodzi się czysta.- Podniosłam się z kanapy i stanęłam przed Japończykiem.- Wygrałam Light, ale musiałam to zakończyć tak jak należy. Ludzie może i będą bali się Doku. To zależy tylko od cesarza.- Podeszłam do okna i usiadłam na parapecie.- Przy ciele Kagawe została umieszczona notatka. Mówiła o tym, że Doku odchodzi i nie wróci. Dodałam też coś, że zrzeka się notatnika. Doku przestanie istnieć.
-Zabiłaś niewinnych ludzi.
-A ty Raito? Myślisz, że polityk jest więcej warty niż morderca? Wiesz ile krwi na rękach, mają ci wszyscy politycy razem wzięci?- Cicho się zaśmiałam i podeszłam do mężczyzny, który wyraźnie zdenerwowany siedział na kanapie.- Ale dlaczego tak ich żałujesz? Jesteś psychopatą, a takim zależy tylko na sobie. Czy dla ciebie nie liczy się tylko wolność?
-A kiedy mi ją zwrócisz?
-Teraz. Jesteś wolny Light. Spakuj się i stąd wyjedź.-Podeszłam do swoich walizek i wyniosłam je na korytarz, za mną ruszył Light.- Dzisiaj wylatuję do Anglii. Za tydzień rozwiąże umowę o wynajem mieszkania. Do tego czasu musisz je opuścić.
-Niby skąd wezmę pieniądze na samolot i ucieczkę?
-Masz.- Wyciągnęłam plik pieniędzy z swojej torby i podałam ją mężczyźnie. Ten od razu go chwycił i dokładniej mu się przyjrzał.- Możesz lecieć nawet biznes klasą i mieszkać w willi przez pół roku.
-I dajesz mi to wszystko, nie oczekując ode mnie niczego?
-Oczekuje tego, że nigdy nie będziesz mnie szukać i będziesz siedział cicho.
-Da się załatwić.
-Cudownie. Miłego życia Light.
-I wzajemnie Kodoku.
Kiwnęłam głową, zarzuciłam na siebie kurtkę, ubrałam buty i z walizkami w dłoniach wyszłam z mieszkania. Na dole klatki schodowej czekałam na mnie Ryūk. Bóg dojadał ostatnie jabłka przed podróżą. W duchu dziękowałam mu za to, że przy mnie poznał umiar i wie, że w samolocie nie będzie mógł tknąć owoców.
-Jesteś gotowa Doku?
-Jak nigdy.
Bóg otworzył mi drzwi, a ja wyszłam na zewnątrz. Od razu podeszłam do drogi i wsiadłam do taksówki. Podałam mężczyźnie nazwę lotniska, a ten bez zbędnych pytań zaczął jechać we wskazanym kierunku. Po około godzinie jazdy zatrzymał się pod lotniskiem. Podałam mu pieniądze i razem z walizkami oraz bogiem wysiadłam z taksówki.
Ludzie wokół nas przechodzili z zasłoniętymi twarzami. Aby dopasować się do nich, schowałam się bardziej pod szalikiem i powolnym krokiem zaczęłam iść w kierunku sztucznie uśmiechających się kobiet. Kiedy udało mi się przejść przez wszystkie kontrole i po odczekaniu kilku godzin, nareszcie wsiadłam do samolotu.
Usiadłam na swoim miejscu i spojrzałam na boga, który opadł obok mnie. Ledwo mieścił się na siedzeniu z swoimi wielkimi nogami.
-Czy wiesz, że jeżeli ktoś ma miejsce obok mnie, będziesz musiał siedzieć na środku samolotu?
-Korzystam z chwili.
Cicho się zaśmiałam i wygodniej rozsiadłam na fotelu. Na szczęście samolot został zamknięty, a obok mnie nikt nie usiadł. Do tego osoby znajdujące się obok mnie mogłam liczyć na palcach. Na szczęście wszyscy od razu poszli spać, a ja mogłam dokończyć to, co zaczęłam.
-Ryūk'u podasz mi notatnik?
-A nie miałaś z tym skończyć?
-Miałam z tym skończyć w Japonii, a tak się składa, że już z niej wylecieliśmy.
-Czasami bywasz zbyt przebiegła.- Bóg podał mi notatnik, a ja otworzyłam go na ostatniej stronie, gdzie na szczycie drukowanymi literami zapisany był Tatsuo.- Kogo tym razem zapiszesz w notatniku?
-A jak myślisz?- Jeszcze bardziej ściszyłam swój głos, kiedy obok mnie przeszła stewardessa.- Nie mogę popełniać błędów Kiry i zostawiać za sobą żywych osób, pośród morza trupów.
-Light.
-Dokładnie tak.
-Obiecałaś, że go nie zabijesz.
-Obiecałam zwrócić mu wolność.- Wzięłam kubek z kawą od stewardessy i upiłam kilka łyków napoju bogów.- A człowiek prawdziwie wolny, staje się tylko po śmierci.
Nagle cały samolot wypełnił głośny śmiech Shinigami'ego. Lekko się skrzywiłam, gdyż jego rechot nadal wywoływał na moim ciele dreszcze. Nie rozumiałam tego, jak udało mi się mu zaufać. Jedyna "osobą" o którą byłabym w stanie walczyć i bez której nie jestem w stanie żyć jest Ryūk. Ten latający kościotrup z wielkim łbem i obsesją na punkcie jabłek stał się dla mnie bardziej niż niezastąpiony. Jego czarne anielskie skrzydła okrywały mnie za każdym razem, kiedy tego potrzebowałam. Smród siarki i zgniłego mięsa nie drażnił mnie tak, jak kiedyś. Teraz był dla mnie czymś normalnym, był dla mnie wręcz rutyną. Zawsze kiedy zaczynałam go czuć, wiedziałam że pomoc jest blisko. Wiedziałam, że nie będę musiała dłużej być samotna.
On, bezwzględny Bóg Śmierci, stał się dla mnie najbliższym przyjacielem. Nigdy nie spodziewałam się, że istota nie z tego świata, zdoła wzbudzić we mnie zaufanie. A on to zrobił bez problemu. Może i był irytujący, mówił za wiele i bywał nieobliczalny, ale tylko na nim mi zależy. On jest moim lekiem na życie wśród kłamstwa i obłudy oraz nieopuszczającej mnie na krok samotności.
-Doku? Nad czym tak myślisz?
-Nad tym, czy mogę zostać Bogiem Śmierci. Nie pasuję do ludzi.
-Już jesteś bogiem śmierci.
-Jak?
-Zostałaś nim w dniu, kiedy bezgranicznie mi zaufałaś.
-Zanim zaufaliście ludziom, bezgranicznie ufaliście sobie nawzajem...
-Dokładnie tak. Witaj wśród nieśmiertelnych.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top