十七
Chwyciłam w dłonie swój telefon i bez zastanowienia wybrałam opcję resetu. Potem wsadziłam go pod poduszkę i cicho odetchnęłam. Muszę dać radę. Będzie dobrze.
Na chwiejnych nogach odeszłam do drzwi i delikatnie je uchyliłam. Chciałam się wycofać, ale było już za późno. Muszę grać. Grać najlepiej jak potrafię.
-Tato? O co...
Poczułam jak drzwi są odpychane do tyłu, a ja upadam na ziemię. Wokół mnie rozniósł się krzyk jakiegoś mężczyzny. Nie rozumiałam jego słów, a do tego sam wstrząs w tym nie pomagał. Jedyne co widziałam to rażące światło latarek i cali czarni, opancerzeni policjanci. Nie wiedziałam co robić, a moja panika z każdą chwilą przejmowała nade mną kontrolę. Mój oddech przyśpieszył, przez co przed oczami zaczęły pojawiać mi się mroczki. Krzyki wokół mnie narastały, a ja zaczynałam czuć ucisk na klatce piersiowej. Nagle ktoś do mnie podszedł i dość mocno zaczął mną trzepać. Miał zasłoniętą twarz, przez co jedynie co mogłam dostrzec to jego oczy. Jednak i one znajdowały się za mgłą. Byłam w szoku, to dla mnie zbyt wiele.
-Kodoku Hayes? Czy to ty jesteś Kodoku Hayes?
-Tak!
Wyrwałam się z uścisku mężczyzny i odsunęłam do tyłu, przez co zatrzymałam się na nogach innego policjanta. Resztkami sił przecisnęłam się między nimi i otworzyłam szafkę w biurku. Słyszałam krzyki innych, że jeżeli zaraz nie przestanę zaczną strzelać. Zignorowałam ich, dalej szukając tego przedmiotu. Na szczęście w tej samej sekundzie, poczułam pod palcami plastik. Szybko wyciągnęłam inhalator i przyłożyłam go do ust, łapiąc przy tym głębokie oddechy. W moim pokoju nastała cisza, korzystając z tego otworzyłam okno i zaczęłam zachłannie łapać zimne, nocne powietrze. Dopiero kiedy poczułam, że mogę normalnie oddychać, stanęłam na proste nogi, oparłam się niepewnie o biurko i spojrzałam na zamaskowanego mężczyznę. Był dość niski i nie miał na sobie stroju antyterrorystów. Był w zwyczajnym garniturze, a w dłoni trzymał pistolet, który nieumiejętnie był wycelowany w moją stronę.
-Tak. To ja jestem Kodoku Hayes. Co tu się do cholery dzieje?
-Jesteś podejrzana o bycie mordercą. Mamy nakaz twojego zatrzymania.
○○○
Poprawiłam się na niewygodny krzesełku i delikatnie potarłam nadgarstki, na których znajdowały się kajdanki. Nagle naprzeciwko mnie usiadł mężczyzna z maską na połowie twarzy. Zasłaniała ona jego nos i czoło. Oczy, jak i usta były odsłonięte. Wyglądał komicznie, jednak w porównaniu do mojej piżamy w pieski i swetra w owieczki był nadzwyczaj normalny. Z całych sił próbowałam udawać zaskoczoną i wystraszoną. Tak naprawdę to wszystko było fałszem. Wiedziałam, że mnie odnajdą i zamkną. Kso- zaklęłam w myślach i mocniej potarłam miejsce, w którym metal zostawił ślady ma mojej skórze.- Mello miał rację.
-Czy wiesz, za co zostałaś tutaj ściągnięta?
-Bo jestem mordercą?- Niepewnie spojrzałam na mężczyznę, a następnie prychnęłam.- To absurd, że mnie o to oskarżacie. Przecież nie macie na nic dowodów!
-Czy jesteś Kirą?
-Czyli to chodzi o notatnik?- Granie zdziwionej przychodziło mi z łatwością. Okręcę sobie tego policjanta wokół palca.
-Masz go?
-Tak.
-Ile ludzi nim zabiłaś?
-Nikogo.
Mężczyzna zanotował coś na kartce, a po chwili wyciągnął z kieszeni telefon. Wybrał jakiś numer, a kiedy ktoś go odebrał, położył go na stoliku. W środku walczyłam sama ze sobą, przed roześmianiem się. Właśnie złapali Doku, a pytają się o to, czy jest Kirą. Nie musiałam nawet kłamać.
-Tutaj agent Y. Mamy notatnik.
Nieprzyjemny, męski głos rozległ się w trybie głośnomówiącym, przez co został dodatkowo zniekształcony. Cicho się zaśmiałam i spojrzałam na mężczyznę siedzącego przede mną. Nie udało mi się jednak powstrzymać przed wyrażeniem swojej pogardy, w dość delikatny sposób.
- To nie jest prawdziwy Death Note. Znalazłam go kiedyś niedaleko parku na ławce.
-Raczej obok wypadku, w którym nie udzieliłaś pomocy.
-Ten agent Y widział, jak działają na mnie stresujące sytuacje.- Momentalnie spoważniałam, a potem mój głos przesiąkł złością.- W środku nocy rzuca się na mnie cały wasz oddział. Teraz wywracacie mój dom do góry nogami, w poszukiwaniu notatnika, który nie istnieje. Wiecie jak wielkie odszkodowanie za to dostanę, a ile głów spadnie?
-Mieliśmy dowody aby uważać, że to ty jesteś Kirą.
-O ile się nie mylę, ten nowy to Doku.
-Czyli jednak...
-Przepraszam, że miałam włączony telewizor!- Z każdą chwilą moja złość przybierała na sile.- Co teraz zrobicie? Sprawdzicie czy ten dziennik jest prawdziwy, wpisując do niego moje imię i nazwisko?!
-Minęło czterdzieści sekund. Nadal żyje?
-Tak.- Policjant rozłączył się i schował swój telefon do kieszeni.- Za chwilę przyjedzie ktoś z ludzi i odwiezie cię do domu. Masz zakaz opuszczania granic państwa.
Prychnęłam głośno i odsunęłam się na krześle od stołu, aby policjant mógł rozpiąć mi kajdanki. Rozmasowałam nadgarstki i podniosłam się z krzesła. Do drzwi podszedł jakiś mężczyzna, który ruchem ręki wskazał, że mam wyjść. Ja jednak go zignorowałam i spojrzałam na komisarza przede mną.
-Jeżeli to, że oskarżyliście mnie o bycie Doku, wyjdzie poza granice policji, zginę. Ten morderca będzie chciał zrzucić na mnie winę.
-Będziesz obserwowana. Czekamy aż podwinie ci się noga, bądź odnajdziemy nowego Kirę.
-Jesteś głuchy czy głupi?- Przybliżyłam się do mężczyzny, przez co poczułam dławiący zapach wanilii.- Zginę przez wasze niesłuszne oskarżenia. Nie jestem tak dobroduszna jak ten wielki agent L, nie oddam swojego życia dla większego dobra.
-Jeżeli jesteś Kirą, nic się tobie nie stanie.
-Gdy dowiem się kim on jest, poproszę go, żeby twoje nazwisko zostało wpisane do dziennika jako pierwsze.
○○○
Wysiadłam z radiowozu i weszłam do domu. Mój ojciec razem z Atsuko spał w hotelu obok szpitala, gdzie leżała matka. Może lepiej, że ich nie było. Nasz dom wyglądał jak pobojowisko. Wszędzie leżały porozrzucane książki, zdjęcia czy ubrania wyrzucone z szafy. Szłam przed siebie w stronę swojej sypialni. Nie zwracała uwagi na to, że staję na szkło, a moje stopy zaczynają krwawić. Weszłam do swojego pokoju i podniosłam telefon. Na klawiaturze wystukałam jedyny numer, który pamiętałam na pamięć.
-Kodoku?
-Tak.- Poczułam, jak puszczają we mnie wszystkie emocje, a ja zaczynam płakać.- Proszę, przyjedź do mnie.
-Za chwilę będę.
Odłożyłam komórkę na biurko i usiadłam na materacu, który leżał wywrócony obok łóżka. Mój pokój tonął w śmieciach. Z każdą chwilą, zaczynałam płakać coraz bardziej. Dopiero kiedy adrenalina opadła, zrozumiałam to, co przed chwilą miało miejsce. W co ja się wpakowałam?
-Widzę, że policja już pojechała.
-O-oni...
Bóg Śmierci przyłożył swój chudy palec do ust, a drugą dłonią wskazał na moją szafkę, okno, jak i korytarz. Pokręciłam głową i podniosłam się z materaca. Podeszłam do biurka, stanęłam na nie, a następnie podniosłam niewielki czarny głośniczek. Przyjrzałam mu się, a potem zgniotłam między palcami. Jego elementy rozsypały się po podłodze, a ja przeklęłam. Następnie to samo zrobiłam z pluskwą przy oknie.
-Pokażesz mi gdzie są inne?
-Z chęcią. Nie chce mi się prowadzić monologów.
Ryūk wyleciał z mojego pokoju, a ja cicho się zaśmiałam. Czyżby sam Shinigami mi pomaga, niczym posłuszny piesek? Zaczęłam odrywać następne pluskwy, które pokazywał mi bóg. W końcu Shinigami się zatrzymał i usiadł na kanapie.
-Skąd ta pewność, że wszystko jest usunięte?
-Oglądałem ich ja je przyczepiali. U Light'a były kamery. Najwidoczniej zaczęli oszczędzać.
Ponownie się zaśmiałam i usiadłam obok boga. Ryūk wyciągnął swój notatnik i mi go podał. Złapałam Death Note'a, a ja rękawem piżamy, wytarłam jego czarną okładkę.
-Kiedy udało się tobie podmienić notatniki?
-Jak poszłaś się kąpać. Widziałem, jak okrążają dom. Nie uśmiechało mi się, że zabiorą mój Death Note.
-A wtedy gdy był Light? Myślałam, że ci go odebrali i zniszczyli.
-Nigdy żaden człowiek nie był w posiadaniu mojego notatnika. Light miał dziennik Shidō'a. Nie jestem lekkomyślny.
-Shidō? Kolejny Bóg Śmierci?
-A co? Myślałaś, że jestem tylko ja?- Bóg prychnął i pokręcił głową.- Baka.
- Wiem, że jest was więcej, ale nie spodziewałam się, że jakiś bóg pozwoli go sobie zabrać.
-Shidō to dureń. Zabrałem mu notatnik, a on tego nie zauważył. Potem skakał między Mello, a policją. Ten chłopak obiecał, że odda mu notatnik w zamian za pomoc... jego giermek Neylon wymienił z tym durniem oczy. Gdyby nie inteligencja Mello, te dwa debile zostałyby zamknięte, a w waszym więzieniu zostałby zamknięty pierwszy w historii Shinigami.
-Było aż tak źle?
-Shidō boi się duchów.- Wybuchnęłam śmiechem, jednak już po chwili się uspokoiłam.- I lubi czekoladę.
- W tym aspekcie dobrali się z Mello idealnie...
Chciałam dalej kontynuować naszą rozmowę, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam wymownie na Ryūk'a, a ten mamrocząc coś pod nosem ukrył się w kuchni, zabierając ode mnie tym samym notatnik. Ja natomiast podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Uśmiechnęłam się na widok mężczyzny.
-Kodoku... co się tutaj stało?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top