八
-Dziękuję. Będę musiała ci się odwdzięczyć.
-Nie ma za co. Chociaż liczę na jakąś kawę, która tym razem nie będzie trwała równo półgodziny.
-Postaram się znaleźć jakieś czterdzieści minut.
Zaśmialiśmy się razem, a następnie otworzyłam drzwi i wyszłam na dwór. Deszcz nadal padał, więc szybko wpisałam kod do bramy i wbiegłam do domu. Cicho odetchnęłam, kiedy okazało się, że drzwi są otwarte. Od razu ściągnęłam przemoczone buty i wymijając pytające spojrzenia rodziców, po prostu schowałam się w swoim pokoju. Tam pozbyłam się reszty ubrań i weszłam pod prysznic. Nie wiem ile pod nim spędziłam, ale kiedy nareszcie spod niego wyszłam, dotarł do mnie dźwięk walenia w szybę. Cicho zaklęłam, założyłam na siebie szybko piżamę i weszłam do swojego pokoju. Od razu podbiegłam do drzwi balkonowych i je otworzyłam, wpuszczając tym samym nieproszonego gościa do pokoju. Ryūk z uśmiechem na krzywej twarzy, położył się na moim łóżku i chwycił w swoje szpetne dłonie jabłko. Obdarzyłam go pogardliwym spojrzeniem, usiadłam na biurku i wpatrywałam się w niego z nienawiścią.
-Ten pomysł z kupnem miski z jabłkami i zostawieniem ich tutaj był genialny.- Ryūk wskazał chudym palcem na różowe, puste naczynie.- Dziwne, że dzisiaj rano było ich ponad pięć kilo.
-Co to było?
Mój głos wręcz przeciekał chłodem, jednak to w żaden sposób nie zadziało na boga. On wręcz karmił się moją złością.
-Musisz kupować więcej...
-Nie o to mi chodzi. Śledziłeś mnie i przez ciebie o mało nie dostałam zawału. A co by było, gdyby Tatsuo jakimś cudem cię zobaczył?
-A więc tak się nazywa? Tatsuo... piękne imię.
-Nie udawaj, że nie wiesz. Masz oczy Shinigami'ego. Wiesz wszystko.
-Widzę wszystko.
-Nie denerwuj mnie jeszcze bardziej.
Ostatnie słowa wręcz wysyczałam. Jakaś pokraczna istota próbuje mnie poprawiać. Zacisnęłam dłonie w pięści i próbowałam się powstrzymać przed wydrapaniem mu tych wytrzeszczonych oczu.
-Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo się denerwujesz. Szukałem cię, bo chciałem ci coś pokazać.
-Niby co?
-Łap.
W rękach boga znikąd pojawił się mój telefon, który po chwili zaczął lecieć w moją stronę. Na szczęście go złapałam i nie musiałam szykować się na kolejny niepotrzebny wydatek.
-Niesamowite.- Popatrzyłam na boga z chęcią mordu.- Ukradłeś mi mój telefon. Co jeszcze mi zabrałeś? Pieniądze, a może stanik?
-To, że rzucasz rzeczy gdzie popadnie nie jest moją winą.- Prychnęłam, a bóg wstał z łóżka i stanął przede mną.- Wejdź na stronę policji.
-Po co?
-Wejdź.
Westchnęłam i weszłam tam, gdzie Ryūk mi kazał. Oczywiście powitała mnie masa znaków, więc od razu wybrałam opcję tłumacza. Może i przetłumaczona witryna nie była zbyt czytelna, ale to zawsze coś.
-I co teraz panie wszechwiedzący?
-Napawaj się swoim dziełem.
Zdziwiły mnie słowa boga. Zaczęłam czytać tekst, przez co z każdą chwilą na moim ciele pojawiały się coraz to większe ciarki.
-Dzisiaj w godzinach popołudniowych, w dzielnicy Shibuya doszło do śmiertelnego wypadku...- Ominęłam komentarz komisarza śledczego i oczami prześledziłam dalszą część tekstu.- Ofiarą tego nieszczęśliwego wypadku jest trzydziestodwuletnia Yuno Akira. Kobieta wynosząc cukier została przytrzaśnięta przez zasłony. Nie było dla niej ratunku...
-Masz ciekawe pomysły. Poszedłem to zobaczyć. Jej krew obryzgała wszystkich przechodniów.- Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.- Co się tak cieszysz? Czyżby zabijanie przynosiło ci radość?
-Nie Ryūk. Po pierwsze ja jej nie zabiłam. Zrobiły to żaluzje.
-I to jest powód do śmiechu?
-Nie. Rozgryzłam notatnik.
●●●
-Tak mamo, mam czyste skarpetki... i nie. Nie jestem chory, szef uznał, że za dużo pracuję i dał mi urlop.- Cicho westchnąłem, kiedy matka zaczęła swój wykład na temat nieróbstwa.- Nie grozi mi zwolnienie... Moja znajoma była cała przemoczona, więc dałem jej ręcznik, dlatego dorzuciłem go do ubrań... nie mamo nie poznacie jej z tatą, bo sam ledwo ją znam.- Oparłem głowę o ścianę i błagałem, żeby to już się skończyło.- Nie, na pewno mnie nie okradła. Przecież nie przyprowadziłbym złodziejki do domu! Nie krzyczę po prostu... okay, sayōnara.
Rozłączyła się, a ja od razu rzuciłem telefon na poduszkę. Rozumiem, że rozłąka ze mną była dla niej ciężka, ale czasami potrafi dzwonić do mnie z dziesięć razy, aby spytać się jaką mam temperaturę w mieszkaniu. Kocham ją, ale nie mogę na niej polegać do końca życia.
Podniosłem się z kanapy i wszedłem do kuchni. Od razu postawiłem czajnik na ogniu i czekałem, aż woda się zagotuje, żeby zrobić sobie kawę. Nagle w salonie usłyszałem upierdliwy dźwięk telefonu. Nie miałem najmniejszej ochoty go odbierać, gdyż miałem prawie stuprocentową pewność, że to moja matka. Istniał jednak cień szansy, że to Kodoku. Na tą myśl od razu poczułem chęć odebrania go.
Wręcz wpadłem do salonu i chwyciłem urządzenie. Żaden z moich domysłów się nie sprawdził. Na wyświetlaczu wyświetlał się napis: Komendant. Niechętnie nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem ją do ucha.
-Riggs?
-Przy telefonie.
-Miałeś co tydzień składać mi raport. Jest niedziela, a na moim biurku nie ma nic.
-Bo nie mam też o czym pisać.
-Chcesz mi powiedzieć, że jeszcze się z nią nie poznałeś?
Głos mężczyzny momentalnie stał się zimny i nieludzki. Na moim ciele pojawiły się ciarki, on mnie przeraża.
-Poznałem się z nią. Byliśmy wczoraj na spacerze.
-Jakie spostrzeżenia?
-Jest normalna.
-Yagami...
-Tak on też był normalny.- Westchnąłem i podszedłem do okna, w miejscu w którym uderzył ptak, nie było żadnego śladu.- Kodoku jest w sobie zamknięta, ale zapytana o coś bez problemu odpowiada. Będąc ze mną nie miała przy sobie żadnej torby, więc jeżeli jest posiadaczką Death Note'a, w co wątpię, jest ostrożna.
-Jesteś policjantem myślisz, że od tak by go przyniosła?
-Nie wie, że nim jestem.
-Racja.- Komendant na chwilę zamilkł i cicho parsknął.- Ty ją polubiłeś Riggs.
-Sam mi kazałeś...
-Tak, tak. Do najbrzydszych nie należy, a i rozumu jej nie brakuje, ale te włosy.
-Komendant mnie nie zrozumiał...- Chciałem mówić dalej, kiedy usłyszałem jak czajnik zaczyna piszczeć.- Kodoku to po prostu miła i zagubiona dziewczyna.
-Posiadaczka Death Note'a.
-Naprawdę w to wątpię.
-Musisz ją odwiedzić i przeszukać jej rzeczy, albo umieścić w jej pokoju podsłuch. Matsumoto ci je przywiezie.
-Nie sądzę, żeby była taka potrzeba.- Zacząłem nalewać wodę, aż nagle za bardzo przechyliłem czajnik, a wrzątek poleciał mi na stopę. Odskoczyłem na bok i strąciłem wazon, tym samym stając na jego odłamki.- Muszę kończyć.
Odłożyłem telefon na bok i krzyknąłem. Skóra na stopie stała się czerwona, a jej spód krwawił, przez co brudziłem białe kafelki krwią. Skacząc na jednej nodze doszedłem do kanapy i na nią upadłem. Obok mnie od razu pojawił się Hiro, który zaczął mnie lizać po twarzy. To zadziałało na mnie o dziwo przeciwbólowo. Cicho się zaśmiałem, a potem zrozumiałem, że na biały dywan spływa moja krew. Od razu chwyciłem chusteczki i przyłożyłem je do zakrwawionej stopy. Do tego usłyszałem, jak w kuchni odzywa się mój telefon. Głośno zakląłem, jednak po niego nie poszedłem. Nadal siedziałem na łóżku próbując nieudolnie zatamować krwotok. Zaraz się wykrwawię.
Jak na złość do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka do drzwi. Ponownie skacząc na jednej nodze, doszedłem do drzwi i je otworzyłem. Za nimi stała Kodoku w zwykłych jeansach z naszywanymi, pięknymi kwiatami i białą koszulką.
-Chyba jestem nie w porę.- Spojrzała na mnie marszcząc przy tym brwi.- Dzwoniłam do ciebie, ale nie odebrałeś. Zostawiłam u ciebie kurtkę.
-Tak racja.- Odsunąłem się od drzwi i gestem ręki kazałem jej wejść.- Mam tu trochę...
-Czy ty się z kimś biłeś?
-Nie, gorąca woda i telefon to nie jet dobre połączenie.
Widziałem jak dziewczyna wpierw patrzy się na mnie i całą zakrwawioną chusteczkę, a następnie na równie czerwoną kuchnię. Cała pobladła.
-Masz jakieś plastry?
-Pod telewizorem.
Kodoku od razu poszła do salonu, a ja w podskokach znalazłem się obok niej. Usiadłem na kanapie, a ona od razu obmyła mi rozcięcia i zakleiła wszystko dość dużą ilością plastrów. Mogłem protestować, ale sam lepiej bym tego nie zrobił, o ile potrafiłbym w ogóle coś zrobić.
-Wiesz, że najlepiej byłoby to zaszyć?
-Pewnie tak, ale...
-Nie ma ale Tatsuo.
*****
Słowa autorki:
Wattpad wariuje i dodaje co chce i jak chce. Tamten rozdział opublikowany wcześniej to jakiś jego błąd :|
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top