二十六
Nerwowo po raz kolejny wystukiwałem numer do Kodoku w telefonie. Sam nie jestem pewien, ile dokładnie razy do niej dzwoniłem, jednak kwestią czasu było wykonanie setnej próby.
- Nadal nie odbiera?
-N-nie...
-Czyli zauważyła, że jesteśmy blisko zdemaskowania jej i uciekła.
-Nie zrobiłaby tego.
-Nadal żyj w kłamstwie Suo.-Komendant odsunął się ode mnie i podszedł do technika.- Namierzcie jej telefon. Daleko nie mogła uciec.
-Ona by mnie nie zostawiła bez słowa wyjaśnienia.
-Twoja wiara...
-Komendancie.- Obok mężczyzny stanął jakiś młody chłopak, przerywając naszą rozmowę w połowie. Zgromiłem go spojrzeniem, jednak on na to nie zareagował.- Mieszkańcy pobliskiego bloku zauważyli coś dziwnego. Podobno dziewczyna w jakimś dziwnym kolorze włosów, wykłócała się w innym języku z jakimś blondynem. Potem zgasły lampy w parku, a kiedy ponownie się zapaliły ich już nie było.
-To musiała być Kodoku.- Podszedłem do mężczyzny i podałem mu jej zdjęcie.- Ostatnio poprawiała kolor. Na pewno wyróżniał się na tle nocy.
-Teraz próbujesz mi wmówić, że ktoś ją porwał?
-Nie daje znaku życia, a ostatni raz kiedy była widziana, z kimś się kłóciła. To dla was naprawdę nie jest podejrzane?- Po raz kolejny dzisiejszego dnia zostałem wyprowadzony z równowagi. Obojętność mężczyzny powodowała u mnie nagły napływ agresji.- Ona jeszcze dzisiaj ma wrócić do domu.
-A po co nam jej obecność?
-Jeżeli naprawdę jest Doku, ten kto ją porwał ma notatnik. To nie jest wystarczający powód?
-Czyli zaczynasz wierzyć w jej winę?- Mężczyzna usiadł na jednym z krzeseł i zmierzył mnie ostrym wzrokiem.- Uważasz, że z tego powodu została uprowadzona?
-Wydaje mi się, że w policji mamy kreta. Jest młody i nie ma w stu procentach dostępu do akt. Podkablował ją, że jest podobno Doku i jakiś mafioza postanowił mieć ją w swoich szeregach.- Przełknąłem głośno ślinę i bez sił opadłem na kanapę.- Jeżeli dowie się, że ona nie ma Death Note'a, zabije ją.
-Nie uważasz Tatsuo, że szukasz w każdy możliwy sposób usprawiedliwienia jej winy?
-Jakiej winy?
Nagle zaczął dzwonić telefon Kagawe. Mężczyzna szybko go odebrał i całą swoją uwagę poświęcił na rozmowie telefonicznej. Widziałem jak jego twarz staje się coraz bardziej blada, a w pewnym momencie lekko zielonkawa. Odłożył komórkę i wstał z krzesła. Następnie lekko trzęsącym się głosem, zawołał wszystkich do mojego o wiele za małego salonu.
-Sayu Yagami nie żyje.- W moim pokoju podniosły się wesołe okrzyki. Jednak jedyna sprawa niecierpiąca zwłoki to Kodoku.- Uciszcie się, to nie koniec.-Ludzie momentalnie umilkli, ale mimo to na ich twarzach nadal znajdowały się uśmiechy.- Pod komendą zebrała się grupa ludzi, która domagała się jej uwolnienia. W minucie jej śmierci padli na ziemię. Razem zaczęli krzyczeć Doku wa ikite iru [Doku żyje], a na końcu dostali krwotoku wewnętrznego.- Nagle twarze zebranych lekko się skrzywiły, a ja cicho prychnąłem. Mają czego chcieli.- Nie zginął nikt z naszych rodzin. Jak zwykle były to przypadkowe osoby.
-A Masuzoe z archiwum? Tsujimura z dołu i Yoshida z administracji? O nich zapomniałeś?- Podniosłem się z kanapy i wcisnął między dwóch, dość niskich mężczyzn.- Nie tylko Kaito i Kuramotu zginęli. Śmierć poniosło o wiele więcej niewinnych osób.
-Nie mam na to czasu Riggs. Ważne jest to, że znamy położenie Kodoku.
Nagle cała moja pewność mnie opuściła, a jedyne o czym zacząłem myśleć to Kou. Moja mała bezbronna Samotność, którą znowu opuściłem. Obiecałem sobie ją chronić, jednak mimo to znowu zawiodłem. Ona była niczym magnes na problemy.
-Gdzie jest?
-Stare doki. To nie tam przypadkiem swoją siedzibę miał ten gang?
-Mówisz o tych na motorach?
-Tak Suo... jak sądzisz, dlaczego mogliby ją zabrać ze sobą?
-Ktoś powiedział im, że jest podejrzana o bycie Doku.
-A nie raczej dlatego, że była współpracownikiem Sayu Yagami?
-Ona nienawidzi Japończyków i wątpię, czy chciałaby któregoś z nich uratować.
-A ciebie niesamowicie pokochała?
-Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
Czułem jak z każdym kolejnym słowem moje serce ponownie łamie się na setki małych kawałków. Ponownie przyznałem na głos coś, co od dawna nie dawało mi normalnie żyć. Świadomość tego, czym tak naprawdę jest nasza relacja, ciążyła mi niemiłosiernie.
-W takim razie jako przyjaciel powinieneś się jej przyznać, kim jesteś. Nie możesz do końca życia mieć na nazwisko Shawn i być informatykiem, w jakiejś bezimiennej korporacji.
-Mogę.
○○○
Podniosłam się z twardej i zimnej posadzki. Moje kolana cicho strzyknęły, kiedy po kilku dobrych godzinach ponownie je rozprostowałam. Jedyne o czym teraz marzyłam to ciepła bluza lub koc. W tym zawilgoconym pomieszczeniu nie było więcej niż dziesięć stopni. Zamarzłam na każdy możliwy sposób. Nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się z trzaskiem. Podskoczyłam do góry i zmarszczyłam brwi. Przede mną znajdował się jakiś mężczyzna, który wykrzykiwał coś do mnie po japońsku. Nie mogłam go za cholerę zrozumieć. Do tego zaczął wymachiwać agresywnie rękoma, na wszystkie strony, przez co zamiast na jego słowach, skupiłam się na tym aby nie dostać od niego w twarz.
-Nie rozumiem, co do mnie mówisz.
Nagle mężczyzna dziwnie drgnął i poleciał do przodu, prosto jak kłoda. Głośno krzyknęłam i schowałam się pod jedną z ścian. Z dłoni wypadła mu latarka, która oświetliła cały pokój. Na jego plecach pojawiła się czerwona plama. Zasłoniłam dłonią usta i próbowałam uspokoić swój przyśpieszony oddech. Trup. On jest już trupem. Do pokoju wpadli uzbrojeni ludzie. Wyglądali jednak na wykwalifikowanych pracowników. Na ramieniu jednego z nich znajdowały się dwa, dość skomplikowane znaki. Prawdopodobnie była to policja, ale głowy sobie uciąć nie dam. Kanji było, jest i nadal będzie dla mnie czarną magią.
Obecność "policji", mimo wszystko zadziałała na mnie dobrze. Łatwiej było mi oddychać, a fakt, że o dziwo byli cicho, działała na mnie kojąco. Nagle jeden z mężczyzn przyłożył palec do ust, tym samym dając mi znak, że mam zachować ciszę. Niepewnie pokiwałam głową i podniosłam się z ziemi. Ktoś złapał mnie delikatnie za ramię i zaczął prowadzić w przeciwnym kierunku, niż moi wybawiciele. Szłam w milczeniu, mijając co jakiś czas trupy. Ich szkarłatna krew mieniła się w słabym świetle starych jarzeniówek. Do tego w pewnym momencie wdepnęłam w jedną z licznych kałuż i zaczęłam zostawiać za sobą krwawe ślady. Zbrodnie Doku przy tej rzeźni były niczym. Zamaskowani mężczyźni zabijali każdego.
Nagle przed nami wyrosły drzwi. Odetchnęłam z ulgą. Mężczyzna je otworzył, a mnie oślepiło jasne światło. Na zewnątrz było o wiele głośniej i tłoczno. Wszędzie stały samochody policyjne, nade mną latało kilka helikopterów. Jeden z nich na pewno należał do pobliskiej telewizji. Jednak to wszystko zniknęło, kiedy naprzeciwko mnie wybiegł Suo. Wyrwałam się z uścisku trzymającego mnie policjanta i wtuliłam się mężczyznę. Tatsuo mocno objął mnie ramionami, a ja momentalnie w oczach poczułam łzy, którym pozwoliłam wypłynąć na zewnątrz. Słyszałam głosy jakichś ludzi, którzy kazali nam się schować za barykadę. Cały czas do siebie przytulnie szliśmy w tamtą stronę. Nie byłam w stanie odsunąć się od Suo choćby na milimetr. Sama nie wiem dlaczego tak na mnie działał. Nasza relacja była zbyt pokręcona.
-Kodoku Hyens?
-Tak.- Niechętnie odsunęłam się od Suo i spojrzałam w ciemne oczy jakiegoś mężczyzny.- To pan mnie uratował?
-Jestem Sho Kagawe, komendant policji tokijskiej. Musimy cię przesłuchać, możesz na chwilę?
-Oczywiście.
Posłałem w stronę Suo wielki uśmiech i ruszyłam za nieznajomym mężczyzną do samochodu. Usiadłam na tylnym siedzeniu radiowozu, a przede mną wcisnął się komendant. Wyciągnął plik papierów i długopis. Następnie naskrobał na kartce kilka znaków i spojrzał mi prosto w oczy.
-To ty jesteś Doku?
-Nie.
-Twoje imię po usunięciu znaku...
-Samotność, a trucizna to dwa różne słowa. Nie uważa pan tak?
Między nami nastała cisza. Odwróciłam swój wzrok od niego i spojrzałam za okno w samochodzie. W miejscu, w którym zaczęła schodzić się telewizja, ujrzałam czarną sylwetkę i wielkie skrzydła Ryūk'a. Obok niego stało kilka osób z kamerami, jednak tylko jeden człowiek wyróżniał się na tle pozostałych. Jego oczy płonęły krwistą czerwienią, dzięki czemu rozświetlał nimi noc, a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku.
-Obawiam się, że zaufanie im może być moją zgubą.
- Nani o itteru no? [Co mówisz?]
Policjant oderwał się od notatek i spojrzał na mnie pytająco. Ja jedynie oderwałam się od cienia Light'a i odwróciłam się od okna.
-Nani mo. [Nic]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top