-Mogłabyś zacząć go używać.

-Sądzisz, że go nie używam?

Bóg Śmierci podszedł do mnie i wyrwał mi z rąk notatnik. Nawet nie protestowałam, a jedynie wyciągnęłam rękę po jabłko. Przetarłam owoc kilka razy rękawem bluzy i wgryzłam się w jego soczyste wnętrze. Kocham ich smak.

-Kiedy to zapisałaś?

Bóg odwrócił notatnik w moją stronę i wskazał dwie w całości zapisane kartki. Od niechcenia machnęłam ramionami i rozsiadłam się wygodniej na łóżku.

-Często ciebie nie ma, a mi się nudzi, a kiedy mi się nudzi, w mojej głowie pojawiają się coraz to bardziej rozwinięte pytania.

-Chcesz mi powiedzieć, że go testujesz?

-Tak.

-Co chcesz tym osiągnąć?

-To proste, chcę odkryć sposób zabicia Bogów Śmierci.

Na dźwięk tych słów Ryūk zaczął rechotać jak ropucha. Spojrzałam na niego z rozbawieniem i chwyciłam kolejne jabłko. Zaczynam się od nich powoli uzależniać. W przeciągu trzech tygodni od poznania boga, zjadłam ich ponad dwadzieścia kilo. Jego nie liczę, bo kobieta w spożywczaku zaczęła przede mną chować owoce. Przez to muszę jeździć prawie do centrum po codzienne zapasy.

-Jesteś śmieszna Kodoku. Wystarczyło się mnie zapytać jak to zrobić.

-A odpowiesz mi?

-Czemu nie?

Momentalnie moje oczy się powiększyły, a uczucie zmęczenia minęło. Ryūk ruchem dłoni kazał mi zejść z łóżka, a ja pośpiesznie to zrobiłam. Przesiadłam się na biurko, a bóg rozłożył się na materacu, połykając ogryzek od mojego skończonego jabłka.

-Zaciekawiłeś mnie. Możesz kontynuować.

-Ale jestem taki zmęczony.- Spojrzałam na boga i cicho westchnęłam, ten jedynie się zaśmiał i połknął kolejne jabłko.- Pewnie czytałaś regulamin mojego notatnika więc wiesz, że nie wiemy jak możemy umrzeć. Wpisanie naszych imiona do środka nic nie daje.

-Zauważyłam.

 Podniosłam notatnik i otworzyłam go na zagiętej stronie. Na samym szczycie kartki, moim zgrabnym pismem znajdował się napis: Ryūk.

-Mogłoby mnie to zdziwić, jednak sądząc po liście, jest to po tym jak zabiłem twoją rybkę.

-Ty ją zgwałciłeś Ryūk.

-Wracając, kiedyś na moich oczach zmarł mój przyjaciel.

-Jesteś w stanie kogoś chociażby polubić?

Bóg Śmierci przewrócił oczami, a ja cicho się zaśmiałam. Może i w tym momencie wychodziłam na dzieciaka, ale uwielbiałam mu tak dogryzać. On stał się kimś na wzór mojego przyjaciela. Zapewne jest to głupie, że nazywam tak istotę która ma tysiące, jak i nie miliony lat, a do tego zabija ludzi bez mrugnięcia okiem. Swoją drogą nigdy nie widziałam, żeby Ryūk mrugał. Czy on w ogóle ma powieki?

-Moja cierpliwość się kończy Kodoku.

-Przepraszam, opowiadaj dalej.

-Jerasu zakochał się w ludzkiej dziewczynie i widząc, że ma zostać zabita, imię jej mordercy wpisał do notatnika. Ona przeżyła, a on zamienił się w proch.

-Tak po prostu?

-Tak.

Zmarszczyłam brwi i delikatnie przygryzłam knykcia u prawej dłoni. Nie mogłam tego do końca pojąć. Jak Bóg Śmierci był w stanie pokochać ludzką kobietę? Czy oni przypadkiem nie są pozbawieni uczuć?

-Kim była ta dziewczyna?

-Misa Amane.

-Ona...

-Była udawaną dziewczyna Light'a i posiadaczką notesów.

-Czy to działo się w czasie działania Kiry?

-Nie. To było trochę wcześniej. Urok Misy pochłoną aż dwóch Bogów Śmierci. O dwóch za dużo. Jej imię do notatnika wpisałem z przyjemnością.

-Wpisałeś ją do notatnika? Podobno skoczyła z dachu.

-To było naprawdę wiarygodne, nieprawdaż?

-Tak...- Wpatrywałam się z zainteresowaniem w buty boga, próbując ułożyć to wszystko w jedną całość.- Czyli bóg może umrzeć zmieniając przeznaczenie. A inny sposób?

-Tego nie wie nikt.

-Wiem.

Spojrzałam na Ryūk, a w moich oczach zaczęły się palić niebezpieczne ogniki. Skoczyłam z biurka i podeszłam do szafki nocnej na której stały jabłka. Chwyciłam jedno i delikatnie zmrużyłam oko. Było nieskazitelnie czyste.

-Tylko Shinigami mogą zabić samych siebie.

-A więc tak by się stało. Wystarczy, że w notatniku wpiszemy, że bóg ratuje jakąś osobę. Notatnik go do tego w pewnym sensie przymusi, a on zamieni się w proch.

-Jesteś zabawna.- Shinigami się zaśmiał, a na jego twarzy pojawił się rozlazły, krzywy uśmiech.- Posiadacze notatników nie mogą zabić się wzajemnie.

-Chcę ci przypomnieć Ryūk , że nie posiadam swojego notatnika. Mam Death Note Boga Śmierci, a jak widać nim nie jestem i daleko mi do tego.- Z twarzy Shinigami'ego zniknął uśmiech, a on pierwszy raz od dawna stał się poważny.- Stworzyłeś potwora Ryūku.

  ●●●  

-Przepraszam, że to tak wygląda. Nie chciałem, żeby do tego kiedykolwiek doszło...

Kodoku siedziała naprzeciwko mnie cała blada, z strachem wypisanym na twarzy. Jej oddech był ciężki, a ona sama wyglądała jakby zaraz miała zemdleć. Chciałem ją jakoś pocieszyć, jednak ona wpatrywała się w prawie niewidoczną plamkę na obrusie. Po chwili jednak spojrzała na mnie i niemrawo się do mnie uśmiechnęła. Także posłałem w jej stronę uśmiech, który miał pokrzepić. Jednak gdyby ktoś spojrzał na to z boku, uznałby to raczej za grymas bólu.

-Jest dobrze.- Chwyciła między swoje dłonie niewielki kubek i upiła kilka łyków zielonej herbaty.- Dam radę.

- Itadakimasu! [Smacznego].

Moja matka od razu na swój talerz wrzuciła pokaźną ilość makaronu z warzywami. Chwilę potem wyręczyła w tym także mojego ojca, jednak jemu podała także pieczoną kaczkę. Kodoku natomiast cały czas siedziała, jakby była w kompletnie innym świecie. Delikatnie kopnąłem ją w kostkę, a dopiero wtedy dziewczyna wyrwała się z transu. Na swój talerz nałożyła ryż i warzywa. Wiedziałem, że nie przepada za kuchnią japońską. To było dla niej nie lada wyzwanie.

- Dō yatte Tatsuo ni atta no? [Jak poznalaś tatsuo?]

-W kawiarni.- Dziewczyna znowu upiła kilka łyków herbaty i delikatnie się uśmiechnęła.- Szedł za mną praktycznie pod sam dom. Dopiero jak dałam mu numer dał mi spokój.

-Nieprawda.- Moi rodzice się zaśmiali, a ja spojrzałem przebiegle na Kodoku.- Gdybyś chciała, mogłabyś mi bez problemu uciec.

-Najwidoczniej nie chciałam.

-A planujecie ślub?

Poczułem jak kawałek krewetki utyka mi w gardle i zaczynam się dusić. Po chwili poczułem jak ojciec klepie mnie w plecy, a ja przestaję się dławić. Spojrzałem na swoją matkę. Kobieta siedziała obok Kodoku, przyglądając się jej od góry do dołu, a na jej twarzy z każdą chwilą pojawiał się coraz to większy uśmiech.

-Mamo, ja i Kodoku znamy się zaledwie od miesiąca...

-Ja z twoim ojcem znałam się dwa tygodnie.

Widziałem jak z twarzy Kodoku odchodzi coraz więcej krwi, a jej dłonie zaczynają drżeć. To nie będzie zwykłe omdlenie. To będzie zawał.

-Kodoku nie skończyła jeszcze studiów.

-A ile masz lat?

-Dwadzieścia.

-No to odpowiedni wiek żeby się ożenić.

Dziewczyna głośno przełknęła ślinę i wzięła trochę warzyw. Wsadziła je do buzi i zaczęła je wolno przeżuwać. Wyglądała jakby miała zaraz wszystko zwrócić. Na szczęście moja mama już do końca obiadu się nie odzywała. Cały czas jednak przyglądała się uważnie Kodoku, a wychodząc szepnęła do ucha ojca, że ma dobre biodra do rodzenia dzieci. Myślałem, że zapadnę się pod ziemię. Dziewczyna jednak wszystko znosiła z spokojem. Uśmiechała się i co jakiś czas cicho chichotała. Raz nawet spojrzała na mnie i zrobiła zeza, na co wybuchnąłem śmiechem.

-Sayōnara Kodoku.

-Sayōnara. Yoiichinichiwo! [Miłego dnia]

Dziewczyna pomachała moim rodzicom, a ja zamknąłem drzwi. Od razu po tym poszedłem do jadalni i przyniosłem ze sobą brudne naczynia. Potem razem z Kodoku je umyliśmy. Przez cały czas między nami panowała cisza. Nawet Hiro leżał grzecznie w swoim legowisku i nie wystawiał zza niego nosa. Czuł napiętą atmosferę, jaka między nami panowała.

Sprzątać skończyliśmy kiedy zaczęło się ściemniać. Kodoku weszła do mojej sypialni i opadła plecami na łóżko. Od razy zamknęła oczy i cicho westchnęła. Ja natomiast podszedłem do wieży, włączyłem muzykę i położyłem się obok niej tak, że stykaliśmy się czubkami głów. Usłyszałem jak dziewczyna zaczyna nucić piosenkę. Nie wiem co mną kierowało, ale chwyciłem ją za dłoń, która znajdowała się w na wysokości mojego ramienia.

-Dlaczego akurat dzisiaj?-Jej głos był cichy i spokojny. Taki jak zazwyczaj.

-Nie wiedziałem, że przyjdą.

-Racja, mieliśmy iść w końcu jedynie na spacer.

-Taki był plan.

Między nami nastała cisza, jednak w głośniku nadal leciała muzyka. Dopiero teraz poczułem, jak bardzo ta cała sytuacja jest stresująca dla mnie jak i dziewczyny. Miałem przecież tylko do cholery sprawdzić czy posiada Death Note'a. A co robię? Nie. To nie przejdzie mi nawet przez myśl.

Przymknąłem swoje zmęczone powieki, a za chwilę prawdopodobnie usnę. Tylko tego potrzebuję w tym momencie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top