Rozdział 1 ~"Coś jeszcze chcesz o mnie wiedzieć?"
Zmęczona cały dniem wróciłam do swojego domu. Nie był on jakiś specjalnie duży ani udekorowany. Dwa standardowe pokoje, spora kuchnia połączona z salonem, przedpokój, który był dość wąski i łazienka. Sama go remontowałam od podstaw i byłam z tego dumna jednak końca napraw oraz malowania jeszcze było nie widać.
Zamknęłam drzwi za sobą, zdjęłam moje ukochane czarne botki i odwiesiłam na pobliski wieszak czarną, skórzaną kurtkę. Nie myśląc nic rzuciłam się na łóżko w celu pójścia spać po długim dniu, jednak coś, a dokładnie ktoś mi przeszkodził po godzinie. Obudziły mnie promienie światła z lampy z przedpokoju, które reagowały na ruch w otoczeniu, denerwujący gadżet.. Od razu stanęłam na nogi i chwyciłam broń.
Podeszłam do przedsionka i usłyszałam dzwonek do mieszkania. Otworzyłam jednym ruchem drzwi nie opuszczając broni do momentu aż zobaczyłam osobę za nimi.
-No bez żartów, będziesz teraz za mną łaził całymi dniami i nocami czy co?- westchnęłam chowając załamana pistolet do kieszeni spodni.
-Pani Madson, dostałem rozkaz rozwiązania zaistniałych spraw z defektami, więc go wykonuję.- odpowiedział bezdusznie Connor. -Dostaliśmy zgłoszenie o morderstwie kilka przecznic stąd.
-Rozumiem..- ziewnęłam zaspana. -Wejdziesz na chwilę? Muszę się ogarnąć, bo podejrzewam, że nie wyglądam najlepiej..- mruknęłam w jego kierunku na co chłopak skinął głową i wszedł niepewnie do salonu. Jego dioda przybrała odcień żółci.
Wzięłam szybko pierwsze lepsze ubrania z szafki i udałam się do łazienki. Nie wyglądałam nawet aż tak źle.. Po zmienieniu ubrań, przejrzałam się jeszcze szybko w lustrze: moje lekko kręcone włosy w odcieniu jasnego blondu opadały falami na me blade ramiona, które nakrywała biała, gładka koszula, całość dopełniały czarne spodnie i botki o tym samym kolorze. Wszystkiemu przyglądały się z uwagą niebieskawe oczy spod pasm włosów zasłaniających twarz. Zdążyłam jeszcze zakorektorować sobie cienie pod oczami i jak poparzona udałam się do kuchni po energetyk z lodówki.
-Po co ja się lądowałam do policji jak lubię się wyspać..?- westchnęłam do siebie i kątem oka zauważyłam przyglądającego się czemuś androida, cicho do niego podeszłam. -Błagam nie patrz na te zdjęcia, chciałam się już wcześniej ich pozbyć ale nie miałam czasu.- powiedziałam w kierunku czarno włosego biorąc łyk napoju. Ten na to odwrócił się zakłopotany, znów urządzenie na jego skroni zaczęło zmieniać kolor.
-To byli twoi rodzice? Co się z nimi stało?- zapytał mnie otwarcie chłopak wpatrując się w moje oczy na co natychmiast skierowałam wzrok na podłogę.
-Byli policjantami tak jak ja, umarli na jednej z misji, jak to mówił lekarz: przez wykrwawienie spowodowane postrzałami z broni palnej, prawdopodobnie karabinu maszynowego.- rzuciłam bezemocjonalnie. -Coś jeszcze chcesz o mnie wiedzieć?
-Na razie to mi wystarczy.- odparł. -Nie chcę poganiać, ale musimy jeszcze znaleźć porucznika Andersona.
-Tak, tak, oczywiście.- Po tej krótkiej rozmowie udaliśmy się do mojego samochodu w kolorze intensywnej czerwieni. Gdy wsiedliśmy do środka, wyszukałam adresy pobliskich barów i ruszyliśmy do pierwszego z nich.
Zaczęłam tracić już nadzieję gdy wchodziliśmy do piątego lokalu. Otworzyłam butem drzwi i weszłam do środka. Szybko rozejrzałam się i znalazłam szaro włosego. Podeszłam do niego a za moimi śladami udał się android.
-Panie Poruczniku, proszę się zbierać i jedziemy na miejsce zbrodni.- odezwał się chłopak głosem nieznoszącym sprzeciwu.
-Daj mi święty spokój..- mruknął w odpowiedzi Anderson dokańczając wysoko procentowy trunek.
-Nalegam.
-Też bym się czegoś napiła..- mruknęłam siadając obok policjanta.
-Pani Madson, nie pozwolę Pani prowadzić samochodu w stanie nietrzeźwości.- westchnął zażenowany, jeżeli tak można nazwać jego zachowanie.
-..niech Ci będzie..- wyrzuciłam w końcu z siebie. -Panie Anderson, możemy już jechać? Najwyżej później postawie nam kolejke..
-Zaczynam Cię lubić Rachel.- zaśmiał się w moją stronę Hank.
-Miło mi, a teraz koniec pogaduszek, zapewne czekają na nas.- skrzywiłam się na samą myśl o funkcjonowaniu przez jeszcze kilka godzin.
Gdy dotarliśmy na miejsce, powitały nas niebiesko-czerwone światła i masa policjantów. Budynek wyglądał na dość bardzo opuszczony, miał zabite deskami okna i ogólnie dawał nieprzyjemną aurę.
-Co tutaj mamy?- spytałam się jednego z funkcjonariuszy, który najprawdopodobniej stał na czele całego zgromadzenia.
-Morderstwo dokonane przez defekta, android zabił swojego właściciela prawdopodobnie przez zadźganie go nożem. Ciało ofiary zaczęło się już wręcz rozkładać co sugeruje, że zdarzenie miało miejsce z pięć dni temu. Zgłosił to sąsiad, bo zaniepokoił się zbytnią ciszą.- zaśmiał się pod koniec. Gdy weszliśmy od razu uderzył w nas odór zgnilizny.
-Ale capi.- skomentował Hank zasłaniając twarz dłonią twarz.
-Nie zauważyłam wiesz..- odpowiedziałam pod nosem czyniąc ten sam gest.
-To pomyślcie co było, zanim zaczęliśmy to wietrzyć..- powiedział do nas jeden z policjantów.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, było ono duże jednak mocno zaniedbane, większość okien, a dokładnie miejsc na nie, było zabite deskami. Wszędzie leżały jakieś niedopałki papierosów, butelki po chociażby piwie albo wysoko procentowym trunku i opakowania po niezdrowej żywności. W pewnych miejscach były również zaschnięte plamy krwi. Kilka metrów ode mnie przy ścianie leżał trup, miał on wcześniej wspomniane, głębokie rany po nożu i było ich dużo. Zapewne większa część z nich została zadana ofierze po śmierci.
-Connor, co Ty jesz?- spojrzałam się na androida pytająco. -Nie mów mi, że dowody, bo chyba nie po to tu jesteś aby je.. neutralizować.
-Przepraszam Pani Madson, analizowałem krew na nożu.- powiedział w moim kierunku wskazując na przedmiot.
-Rozumiem.- mruknęłam w odpowiedzi, po czym dodałam: -I nie "Pani Madson" tylko Rachel.
-Przyjąłem do wiadomości.. Rachel.- jego dioda w tym momencie zmieniła odcień na lekko pomarańczowy po czym, po kilku sekundach była taka jak dawniej - niebieska.
Weszłam dalej do pomieszczenia, po środku stało drewniane krzesło, z lekka obite, natomiast jakiś metr dalej leżał kij do baseball-u. Przekucnęłam aby go obejrzeć, tak jak krzesło, był obity. Podniosłam się i udałam w stronę kuchni, obok której zauważyłam wejście na strych. Pomieszczenie wyglądało normalnie, jednak w stojaku nie było ostrego narzędzia. Nie byłam w stanie nawet domyśleć się co tu się stało.
Podeszłam ponownie do funkcjonariusza, który wprowadził nas w sprawę. -Działo się coś w tej okolicy dziwnego? Ktoś może zauważył tego defekta?
-Niestety nic, żadnych zgłoszeń.- odpowiedział mi mężczyzna. -Nie było nawet śladów aby ta maszyna stąd wychodziła, bo wszystko było szczelnie zabite panelami.- w tym momencie mnie olśniło.
-Czy ktoś przeszukiwał strych?- spytałam przelotnie.
-Nie..
-W takim razie dziękuję Panu bardzo za pomoc.- rzekłam wesoło odchodząc i kierując się w stronę RK800, który dyskutował o czymś z Andersonem. Wzięłam po drodze krzesło i otworzyłam klapę na poddasze.
-Co Ty odpierdalasz?- usłyszałam za sobą głos Porucznika. Najwyraźniej już wytrzeźwiał, bo zaczął się czepiać. Milusio.
-Chce sprawdzić co tam jest..?- westchnęłam w odpowiedzi.
-Jego mamy od tego.- wskazał na czarnowłosego, który najwyraźniej coś analizował. -Connor, pójdź z tą małolatą na strych, bo sama sobie nie da rady pewnie.
-Ej no!- spojrzałam na niego spod oka.
-Oczywiście.- odpowiedział za nami Connor po czym wszedł na krzesło i zniknął z naszego pola widzenia. Mimo wielu protestów staruszka udałam się za jego śladami.
Weszłam zwinnym ruchem na krzesło, złapałam za rant sufitu, jeśli można tak to nazwać, podciągnęłam się i wskoczyłam na wyższe piętro. Tam prawdopodobnie czekał na mnie android.
-Wystarczyło, że bym sam zbadał teren.- odezwał się w moją stronę bezuczuciowo.
-Nie wystarczyłoby.- zaśmiałam się pod nosem wyjmując czarny pistolet zza pasa. -Ale tu strasznie..
Pomieszczenie było nieoświetlone i miało stromy, wysoki dach. W niektórych kątach widać było pajęczyny i stare przedmioty. Część tego była zasłonięta białym prześcieradłem, brązowo oki zdjął je jednym ruchem, ale nic tam nie było. Ruszyliśmy dalej, szczerze mówiąc trochę się bałam jednak były gorsze sytuacje.
-Ty jesteś tym defektem?- usłyszałam głos moje partnera z pracy, nie zrozumiałam na początku do kogo mówi, jednak później zauważyłam zakrwawionego androida pod ścianą. Miał na sobie nie tylko swoją krew, ale i ludzką.
-J..ja nie chciałem.. Nic nie zrobiłem.. Proszę, nie wydaj mnie..- odpowiedział mu z lekka roztrzęsionym głosem na co odruchowo zacisnęłam ręce na trzymanym przedmiocie. Po jego wypowiedzi wywnioskowałam, że najwyraźniej mnie jeszcze nie zauważył.
Spojrzałam na Connora, czekając na jego reakcję i nie wiedząc czego mam się spodziewać. Po chwili krzyknął:
-Panie Poruczniku, tu jest!
~~~~~~~~~
★1298 słów★
Rozdział miał być we wtorek, najpóźniej w środę, a teraz mamy czwartek ;'> Akcja powoli się rozwija, jak można zauważyć, zmieniłam też typ narratora, bo taki miałam zamysł od początku, trochę dziwny ale no.. chciałam go spróbować. Chcę jeszcze dodać, że wydarzenia będą zmieniane, nie będą idealnie takie same jak w oryginale a część z nich będzie totalnie zmyślona :D
P.s. Jeśli zauważycie jakiś błąd ortograficzny, interpunkcyjny, bądź stylu to dajcie znać, bo ciągle się uczę pisarstwa :3
~Shiro
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top