Rozdział 4
26 Października 2038, Los Angeles
Rebecca otworzyła oczy. Siedziała w autobusie.
Musiałem na chwilę przejąć kontrolę, nie martw się.
Androidka oparła głowę o szybę. Byli na obrzeżach miasta.
-Co tym razem wymyśliłeś?- Westchnęła. Wirus pokazał jej obraz magazynu. Dookoła stały wyłączone androidy. Na ścianie zobaczyła napis.
-Detroit? Dlaczego tam?
Gdyby wirus miał emocje, pewnie usłyszałaby rechot.
26 Października 2038, Północ Grenlandii
Dwójka androidów przeszła drogę do budynku w milczeniu. Gdyby Connor nie znał jego położenia, nie dostrzegłby okrągłego wgłębienia w śniegu. Przyłożył do niego dłoń, a klapa otworzyła się automatycznie.
-Jak mnie przedostaniesz?- Spytał Andriej. Connor poczekał aż wejdzie i zamknął właz.
-Spokojnie. Wszyscy są gdzie indziej.- Zapewnił. Drugi android jednak nie wydawał się zadowolony odpowiedzią. Oba androidy przeszły kilka korytarzy, rzeczywiście nikogo nie napotykając. Andriej wypatrywał kamer, ale te wydawały się wyłączone. W końcu dotarli do drzwi, które wydały się niczym nie różnić od pozostałych. Connor zatrzymał się i przyłożył rękę do panelu. Po chwili cofnął rękę.
-Ja... Zablokowali mnie. Wiedzieli...- Cofnął się o krok. Rozległ się alarm a pomieszczenie rozbłysło na czerwono. Andriej nie zastanawiając się, podłączył się do panelu. Wtedy poczuł pistolet na skroni.
-Rób co robiłeś.- Rozkazał Connor.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top