Jak się poznaliście

Wyjaśnienie niektórych słów i skrótów:

i/a - Imię androida

o/a - Opis androida

t/i - Twoje imię

t/n - Twoje nazwisko

Opiekun - właściciel androida, który traktował go normalnie, czyli jak Carl Markusa, a nie jak Todd Karę. Te androidy postanowiły nadal pomagać swoim opiekunom.

Connor - Biegłaś ulicą, aby jak najszybciej wrócić do domu, bo twój młodszy brat, którego zostawiłaś na chwilę samego znów narozrabiał. Twoja sąsiadka zadzwoniła, bo twój brat wybił jej szybę i powiedziała, że jest gotowa dzwonić na policję. Wiedziałaś, że kolejna akcja z policją twojego brata doprowadzi go do poprawczaka, więc za w szeklom cenę chciałaś temu zapobiec. Biegnąc nie zwracałaś uwagi na to co dzieję się dookoła, leczy gdy wpadłaś na jakiegoś chłopaka, odrazy wróciłaś na ziemię. Gdy chłopak odwrócił się dostrzegłaś na jego skroni (nie wiem czy to jest skroń) diodę, które oznaczała że to był android. Uderzyłaś w niego z taką siłą, że aż upadłaś. Android widząc cię podał ci rękę i powiedział zaniepokojony.

-Wszystko ok?

-Pewnie... prócz tego, że mój brat może iść do poprawczaka. - Przyjęłaś pomoc od androida, lecz po chwili zdałaś sobie sprawę co powiedziałaś. Nigdy nie byłaś jako super zakochana w androidach, lecz ich obecność ci nie przeszkadzała.

-Jestem Connor, a ty? - Spytał zaciekawiony android.

- t/i - Powiedziałaś krótko, a następnie starłaś ze spodni brud, który się na nich pojawił i pobiegłaś dalej zostawiając zaciekawionego androidy w tyle.

Markus - Twoi rodzice są lekarzami z tego też powodu często musieli być poza domem dlatego w dzieciństwie kupili Ci androida, który się Tobą opiekował. Z czasem się z nim zaprzyjaźniłaś i z biegiem czasu zaczęłaś traktować go jak swojego brata, a gdy już nie potrzebowałaś jego pomocy, aby się Tobą opiekował android został twoim pomocnikiem.

Gdy twoi rodzice dowiedzieli się o rewolucji postanowili oddać androida do CyberLife, jednak udało mu się uciec o dotrzeć do Jerycha. Jako dziennikarka szybko dowiedziałaś się gdzie jest twój przyjaciel i jak niewielka część ludzi dołączyliście do defektów (Załóżmy, że tak było) Będąc w Jerychu jedyne co chodziło i po głowie, to odnaleźć przyjaciela. Wędrując korytarzami statku trafiłaś na przywódce androidów, nie zauważyłaś go, więc wpadłaś na niego. Gdy cię zobaczył od razu spytał.

-Nic ci się nie stało?

-Ty jesteś Markus... Szukam mojego przyjaciela nazywa się i/a jest o/a (Opis tego androida) Możesz mi pomóc?

-Pewnie. Jak się nazywasz?

-t/i

Kara: (Postaram się pisać to w formie męskiej, ale mogą być błędy) Tego dnia twój opiekun wlał w siebie hektolitry kawy, aby jak najszybciej dokończyć projekt dla swojego surowego szefa, który coraz bardziej na niego naciskał. Jednak aby twój opiekun mógł w spokoju dokończyć pracę potrzebował jeszcze kawy, która na nieszczęście się skończyła. Po wypiciu ostatniego łuku kawy, twój opiekun poprosił, abyś poszedł do sklepu i dokupił jeszcze spory zapas kawy. Po chwili złapałeś za portfel i czym prędzej pognałeś no nowy zapas kawy. Po drodze mijałeś wielu ludzi, którzy jak zwykle byli zapatrzeni w swoje telefony i nie widzieli po za nimi świata. Gdy wszedłeś do sklepu, niemal od razu dopadł cię zapach tych wszystkich produktów, a raczej ich opakowań. Poczułeś na swojej skórze zimne powietrze, które wydobywało się z lodówek. Rozejrzałeś się, następnie podszedłeś do półki na której stała kawa. Wziąłeś trzy opakowania, a wtedy usłyszałeś.

-Przeprasza... pomoże mi Pan. - Odwróciłeś się i dostrzegłeś małą dziewczynkę (Alice)

-Pewnie co się stało? - Spytałeś najmilej jak potrafiłeś, aby jej nie przestraszyć. Dziewczynka wskazała na półkę obok, na której stały pluszaki. Momentalnie zrozumiałeś, że nie sięga więc wiozłeś jedną z przytulanek i podałeś dziewczynce, która momentalnie się uśmiechnęła i podziękowała. Po chwili usłyszałeś kobiecy głos za plecami.

-Alice... tu jesteś, szukałam cię. - Spojrzałeś na kobietę, chociaż od razu wiedziałeś, że jest defektem, bo już ją widziałeś. Uśmiechnąłeś się i powiedziałeś.

-Chciała pluszaka, pomogłem jej.

-To miłe... jestem Kara.

-t/i

Hank - Tej nocy nie chciało ci się nić robić, a w szczególności przychodzić pomagać swojemu bratu w pracy. Ale cóż... obiecałaś mu, że będziesz mu pomagać, więc posłusznie przyszłaś. Prawie cały wieczór marudziłaś, aż w końcu gdy jakiś pijak zaproponował ci wypad na zaplecze nie wytrzymałaś i sprzedałaś mu prawego sierpowego, co w rezultacie skończyło się twoją stłuczoną ręką, a jego rozwaloną głową. Jednak to nie powstrzymało cię przed dalszą pracą, robiłaś to co zwykle. Nalewałaś drinki, rozmawiałaś i oglądałaś mecz jednocześnie kibicując swojej drużynie. Gdy twoja drużyna trafiła trzeci raz z rzędu w całym lokalu rozbrzmiał okrzyk radości, twoją uwagę zwrócił mężczyzna siedzący z głową skierowaną w dół, na którym wyraźnie nie zrobił wrażenia wynik meczu. Widziałaś, że zawartość kieliszka wyparowała, więc chwyciłaś za butelkę i podeszłaś do niego mówiąc.

-Dolać?

-Pewnie... i lepiej zostaw tą butelkę, przyda się. - Powiedział, a po tym jak nalałaś alkoholu, mężczyzna napił się i powiedział. - Hank... Hank Anderson.

-t/i... t/i

Simon - Zawsze lubiłaś karmić kaczki w parku, spacerować czy po prostu biegać. Spacery późną nocą może nie były zbyt mądre, ale za to pomagały Ci pozbierać myśli i nastawiamy Cię w pozytywnym sposób przed kolejnym stresującym dniem w pracy. Nie lubiłaś przychodzić zła lub zestresowana, bo wtedy plątał Ci się język i gadałaś bzdury. Stukając butami o chodnik szłaś zamyślona, aż nagle poczułaś wibracje w kieszeni swojego płaszczu. Niemal od razu wyjęłaś telefon i odczytałaś wiadomość. Było to "miłe" inaczej odmówienie ze strony banku, a raczej twojego byłego już przyjaciela, który tam pracowała, udzielenia ci kredytu. W ostatnich miesiącach twoja sytuacja finansowa nie była zbyt... pozytywna, a pieniądze miałaś przekazać dla swojego chorego bratanka. Byłaś bardzo z nim związana i nie darowałabyś sobie, gdyby coś mu się stało. Szybko schowałaś telefon do kieszeni i usiadłaś na pobliskiej ławce, jednocześnie chowając twarz w dłoniach i zastanawiając się, co dalej robić. Po chwili usłyszałaś czyjeś kroki, a po chwili spojrzałaś w stronę, z której dochodziły. Stał tam android w czarnej kurtce, dioda na jego skroni po chwili zmieniła się na żółty kolor, a sam android po chwili powiedział.

-Wszystko dobrze?

-Zajebiście wręcz. - Odparłaś niechętnie. Nie miałaś ochoty na towarzystwo, a już na pewno nie androida, ten jednak postanowił nie odpuszczać i dosiadł się do ciebie mówiąc.

-Nawet z najtrudniejszej sytuacji zawsze jest wyjście.

-I akurat android to wie... cóż za niespodzianka. - Odparłaś, a po chwili na twoich ustach pojawił się niewielki uśmiech. Nie wiedziałaś dlaczego, ale gdy android go zobaczył, odwzajemnił go i powiedział.

-Jestem Simon.

-t/i

Josh - Od kąt androidy odzyskały wolność mogłaś sobie pozwolić na w miarę normalne życie. Bardzo często chodziłaś do biblioteki po książki, których nie miałaś zaprogramowanych. Niestety bibliotekarka nie patrzyła na ciebie przychylnym wzrokiem, mimo to, w wolnych chwilach często się tam udawałaś, aby ze świeżo znalezioną książką, zaszyć się pomiędzy pułkami i bez problemów zaczytać się, aż do momentu, w którym dostawałaś wezwanie do pracy. Tego dnia nie udało ci się znaleźć jakiejś nowej książki, a ponieważ nie chciałaś moknąć złapałaś za jedną z książek Cassandry Clare (Nie wiem czy dobrze odmieniłam) z serii "Dary Anioła" mimo iż znałaś tę książkę, to zawsze lubiłaś czuć papier pomiędzy palcami, dlatego ponownie zaszyłaś się między regałami i zaczytana nie usłyszałaś jak jakiś android podszedł do ciebie. Dopiero po chwili zdałaś sobie sprawę, że coś mówił.

-Przeprasza... możesz powtórzyć. - Powiedziałaś spoglądając na androida, który po chwili się do ciebie uśmiechną i usiadł obok ciebie podając ci rękę i mówiąc.

-Jestem Josh... szukałem tej książki. - Zaskoczona podałaś mu rękę i powiedziałaś.

-t/i... mogę ci ją oddać, już ją przeczytałam.

Gavin - Pracowałaś w policji od kilku miesięcy i zdążyłaś zaprzyjaźnić się już z kilkoma osobami, ale najlepiej rozmawiało ci się z Connorem, który był dla ciebie bardzo miły. Tego dnia miałaś poznać swojego nowego partnera, nie wiedziałaś kto to jest, lecz miałaś pewne podejrzenia. Byłaś defektem od dłuższego czasu, a twój wybuchowy charakter podpowiadał ci, że jeśli twój nowy partner okaże się dupkiem, to skończy się na rękoczynach. W podobnych okolicznościach został ci przydzielony nowy partner, dawny współpracownik należał do grupy ludzi, która traktowała androidy jak nic nieznaczące maszyny. A pewnego dnia, gdy ten ruszył w twoją stronę z pięściami, postanowiłaś pokazać mu, do czego cię zaprogramowano. Dlatego wylądował w szpitalu ze złamaną ręką... i nogą... i żebrem... a Connor wraz z Hankiem musieli grozić ci bronią, abyś go nie zabiła. Chyba pomogło skoro przeżył. Gdy zapukałaś do gabinetu szefa usłyszałaś ciche "Proszę" a po chwili weszłaś zamykając za sobą drzwi. Momentalnie twoje oczy rozpoznały mężczyznę, który siedział na fotelu i już wiedziałaś, że albo będziesz świadkiem jak detektyw Reed zostaje wywalony, albo... albo to twój nowy partner.

-t/i to jest Gavin Reed... twój nowy partner.

-Co kurwa?! - Spojrzałaś na mężczyznę, który momentalnie wstał z krzesła i morderczym wzrokiem spojrzał najpierw na ciebie, a później na szefa.

-Dołączam się do pytania. - Odparłaś niezadowolona.

-Będziecie razem pracować... lepiej go nie połam, bo nie ma więcej osób, które nie będą się bały z tobą pracować. - Powiedział ostrzejszym tonem szef.

-Nic nie obiecuję. - Odparł Reed siadając ponownie na fotelu i z uśmiechem na ustach obserwował sytuację.

-Mówiłem do niej. - Powiedział twój szef, a po chwili Reed odwrócił się wściekły w twoją stronę. Widząc to, posłałaś nowemu partnerowi wredny uśmiech...

Ok... jeśli rozdziały będą krótkie to postaram się dodawać coś co dwa-trzy dni, ale nie obiecuję, lecz jeśli rozdziały będą wymagały więcej pisania, tak jak ten, to może trochę potrwać. Dajcie znać jak wam się podobało.

BONUS:

Nie wiem czemu, ale jakoś po zobaczeniu tego, na mojej twarzy pojawił się uśmiech, którego nie było od... dawna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top