Rozdział 5

Patrick pospiesznie udał się do królewskiej biblioteki - to w niej najczęściej bywał król, więc spodziewał się tam go zastać. Nie pomylił się - król siedział w jednym z foteli i popijał herbatę, po cichu rozmawiając z ... Janine. Mężczyzna zignorował obecność nielubianej przez siebie dziewczyny i zwrócił się bezpośrednio do starszego mężczyzny.

- Witam, królu. Czy mogę przeszkodzić przez chwilę?

- Oczywiście. - uśmiechnął się władca. Nie spodziewał się tego, aby chłopak chciał z nim o czymś rozmawiać, poza tym właśnie prowadził poważną dyskusję ze swoją córką, jednak po wyrazie twarzy Patricka, widział, że miał do niego ważną sprawę.

- Czy spotkania z panią France są konieczne? - wypalił chłopak, nerwowo przełykając ślinę.

- Tak, przecież one przygotowują was do objęcia władzy! - odpowiedział król, zaskoczony pytaniem.

- Tak... Po prostu... Ta kobieta... Jest dziwna... - młodzieniec jąkał się ze zdenerwowania. 

- Wymiękasz? - zachichotała Janine. - Wiedziałam, że prędzej czy później zrezygnujesz z korony, widząc konkurencję, ale żeby szukać winy w zwykłej kobiecie, która tylko chce nam pomóc? - prychnęła. Sama również nie polubiła pani France, jednak nie potrafiła oprzeć się pokusie zadrwienia z Patricka.

Chłopak spojrzał na nią zmieszany.

- Gdybyś wiedziała co ona mówiła... - westchnął ze złością.

- Co takiego? - Jane nie dawała za wygraną.

- Nie chcesz wiedzieć. - warknął chłopak przez zaciśnięte zęby.

- Coś ty się taki strachliwy zrobił? - dziewczyna czerpała ogromną radość z nabijania się z Patricka. Uwielbiała go denerwować i ośmieszać, sama nie wie czemu sprawiało jej to tyle radości. 

- Powiedziała, że pasujemy do siebie. - dziewiętnastolatek nie wytrzymał i wybuchł. - Dziwiła się czemu nie możemy być małżeństwem i razem sprawować władzy. 

Dziewczyna wpatrywała się w niego zdezorientowana. Gdy wreszcie wszystko, co powiedział Patrick, do niej dotarło, zaczęła się śmiać.

- Ona jest rzeczywiście nienormalna. - parsknęła. - Ojcze, może jednak zatrudnisz kogoś innego? 

- Nie zwolnię pani France, bo to dobra i uczciwa kobieta, która może wam pomóc! - krzyknął zdenerwowany sprzeczką król. - Będziecie uczęszczali na spotkania z nią, chyba że chcecie zrezygnować z korony. 

Zapadło milczenie. Janine i Patrick niepewnie wpatrywali się w króla, a on w nich, oczekując reakcji, która nigdy nie nadeszła. 

Patrick mruknął ciche ,,Do widzenia", po czym udał się na lekcje tańca, na które omal się nie spóźnił. Natomiast Janine dopiła herbatę, dokończyła ciastko, po czym ruszyła w stronę sali muzycznej, w której miały odbyć się jej zajęcia z pianina, następnie ze śpiewu. 

***

- Co za okropny dzień. - westchnęła Jane, rzucając się na swoje łóżko. Było już późno, a ona była zmęczona po wszystkich zajęciach i kłótni z ojcem podczas kolacji. Jak zwykle poszło o głupotę. 

Dziewczyna mimo wyczerpania, postanowiła udać się na wieczorny spacer, aby się dotlenić przed snem. Zdjęła niewygodne szpilki, od których bolały ją stopy, i które strasznie hałasowały - niepostrzeżenie wymknęła się z pokoju, zeszła na parter, po czym udała się do ogromnego ogrodu.

Janine trudno było to przyznać choćby przed samą sobą, ale brakowało jej tego - poczucia wolności oraz szczęścia wywołanego biegnięciem boso po trawie o zmroku. Jane od razu przypomniało się dzieciństwo - wtedy ciągle gdzieś się wymykała, aby odkrywać różne ciekawe zakamarki pałacu, bądź wielkiego ogrodu. Chwilę potem przypomniało jej się, dlaczego to się skończyło.

Zatrzymała się gwałtownie, mając przed oczami widok schorowanej matki. Wspomnienia śmierci ukochanje osoby dopadły Jane i prawie doprowadziły do płaczu.

,,Bądź silna. Ni czuj nic. Nie okazuj emocji." - powtarzała w myślach.

Gdy się uspokoiła, ponownie przybrała poważny, zarozumiały wyraz twarzy. 

,,Już nigdy nie będziesz szczęśliwa. Pogódź się z tym."  - pomyślała, z trudem powstrzymując płacz.

Ponownie wkroczyła do zamku, starając się cicho i niezauważalnie wrócić do swojego pokoju.

- Gdzie byłaś o tak późnej porze? - usłyszała ten irytujący głos za sobą. - Boso? - prychnął chłopak.

- Nie twój interes. - warknęła, odwracając się. 

- Po prostu ciekawi mnie dlaczego zarozumiała Janine wymyka się z pałacu o północy, tylko po to, by pobiegać sobie po ogrodzie. - zaśmiał się Patrick.

,,On mnie widział. Śledzi mnie" - pomyślała oburzona Jane.

- Śledzisz mnie? 

- Wiesz, nie codziennie widzi się królewnę, która jak głupia biega po ogrodzie w środku nocy, na dodatek boso. - zachichotał, a w Janine się zagotowało. 

- Nic o mnie nie wiesz. - syknęła brunetka. 

- Czyżby? - Patrick zbliżył się do niej tak, że dzieliły ich maksymalnie trzy centymetry. Dziewczyna chciała się cofnąć, lecz za sobą miała tylko ścianę.

Chłopak zerknął w oczy Janine, a ona ku ich zdziwieniu, nie odwróciła wzroku. Patrick dopiero wtedy dostrzegł jaka Jane była piękna - jego oczy błądziły po jej twarzy, w pięknym karmelowym odcieniu, burzy brązowych, gęstych włosów, uroczych piegach na nosie, a zatrzymały ponownie na ślicznych, niebieskich tęczówkach. Chłopak nawet nie wiedział, że wstrzymał oddech - kiedy tylko to spostrzegł, gwałtownie wypuścił powietrze, wciąż uważnie studiując twarz Janine.

- Długo jeszcze będziesz się tak na mnie lampił? - westchnęła brunetka, wybudzając dziewiętnastolatka z transu. Patrick gwałtownie się od niej odsunął. - Mogę wreszcie stąd iść? - zerknęła na rękę chłopaka, leżącą na jej ramieniu.

- Uhm, jasne. Przepraszam. - spuścił głowę. 

- Łapy przy sobie. - Janine mruknęła zniecierpliwiona, ale i wciąż zszokowana tym, co się wydarzyło. 

- Co? - do blondyna wciąż mało co docierało, miał mieszane uczucia, a w jego głowie znajdowała się plątanina myśli i pytań, co tak naprawdę wydarzyło się między nim, a Jane.

Osiemnastolatka ze złością strzepnęła rękę Patricka ze swojego ramienia, po czym odepchnęła zaskoczonego chłopaka od siebie.

- Idiota. - mruknęła, zmierzając w stronę swojego pokoju.

Patrick przez chwilę patrzył na oddalającą się sylwetkę dziewczyny, a gdy zniknęła ona na końcu korytarza, sam udał się do swojej sypialni, wciąż nie mogąc zrozumieć swojego postępowania i wydarzeń sprzed kilku minut.

Tej nocy, ani Patrick, ani Jane nie mogli usnąć. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top